(wg obrazu F. Halsa)
Surowo na nas patrzą szafarki dni ostatnich
W milczeniu oskarżają, żeśmy się zestarzeli.
Zmieniają prześcieradła – wyrodne nasze matki
Nienawidzące dzieci w wykrochmalonej bieli
Jak one – pomarszczonych na tle poduszek gładkim.
Przynoszą nam posiłek, jak dar na zmarnowanie
Te kury obrażone na jajko – że zepsute,
I zaciskają usta, gdy słyszą ust mlaskanie,
Jakby musiały połknąć coś przez nas już przeżute,
Skarane miłosierdziem za dawne grzechy panien.
Pensjonariusze łaski, niesfornych starców grono
Nasłuchujemy z trwogą szelestu czarnych sukien.
Broimy niedołężnie, gdy świece pogaszono
I niedomknięte okno minuty liczy stukiem
Wzywając kolejnego na zasłużone łono.
Objęły nas staruchy w wieczyste dożywocie –
Artystów-deliryków, oślepłych geografów,
Bezbronnych generałów, Chrystusów na Golgocie,
Zbankrutowanych skąpców, odkrywców innych światów
Płynących krypą pryczy po swym przedśmiertnym pocie.
Kapłanki dyscypliny bez odstępstw, bez wyjątków
Pilnują nas bez przerwy żółtymi powiekami,
Byśmy – nieobliczalni, skąpani jak we wrzątku,
Znów – życiem nienażarci – nie stali się chłopcami
I świata nie zaczęli urządzać od początku.
Amen.
Jacek Kaczmarski
20.12.1991