G.P. – Uważasz, że Polacy mają szczególną skłonność do ceremoniału? Są głupio sentymentalni, rozczulają się nad przeszłością, nie umieją myśleć o przyszłości? Tę myśl m. in. formułujesz w piosence „Lalka, czyli polski pozytywizm”.
J.K. – Tą piosenką oceniam polski pozytywizm, którego w zasadzie nie było. Już moja polonistka, pani Kryda, zwróciła mi uwagę na to, że Lalka Bolesława Prusa jest powieścią o pozytywizmie – bez pozytywistów. Tam są sami romantycy.
Jest to jedna z moich ukochanych książek, przez tę trafność, celność obserwacji i aktualność. Tak, płytki sentymentalizm to jest bardzo polska cecha.
Oczywiście nie chciałbym generalizować, ale płytkość pewnych uczuć czy przemyśleń to cecha na tyle widoczna, że przysłania ludzi drążących rzeczywistość, wątpiących. Przede wszystkim ta powierzchowność, cecha dominująca. Już Brzozowski mówił, że w Polsce być może dlatego nie było wojen religijnych, że nie analizujemy niczego dogłębnie ani głęboko nie wierzymy.
I można by dla tej tezy znaleźć potwierdzenie w sytuacji Polski z czasów jej największej potęgi, w XVI wieku, kiedy kwitła tolerancja religijna, wielonarodowość. Gdy w zasadzie przejście z kalwinizmu na katolicyzm, z katolicyzmu na prawosławie czy z prawosławia na kalwinizm było kwestią indywidualnego sumienia, a to sumienie kształtował praktyczny stosunek do życia.
Kilka akapitów dalej:
G.P. – Lubisz powtarzać to słynne zdanie: „Polacy żyją z bożej łaski, piastując myśli niedzisiejsze”.
J.K. – Tak, z tym że to jest dość publicystyczne ujęcie tematu. Wszak ja sam piastuję myśli niedzisiejsze. Jeśli tak rozumieć to zdanie, to nie jest to krytyka. Odrzuciwszy powierzchowność, widzę głęboki sens w nastawieniu na szukanie wartości w przeszłości. Gdyby nie takie nastawienie, to i nas by nie było, rozmylibyśmy się w morzu zaborców.
W ogóle uważam, że nie ma cech zdecydowanie negatywnych i zdecydowanie pozytywnych. Są pewne określone cechy, które można wykorzystać źle albo dobrze i które w określonych kontekstach są szkodliwe lub dobroczynne.
I to piastowanie myśli niedzisiejszych może być cenne, jeżeli czyni się to świadomie, w celu bogacenia się, a nie oszukiwania. A że Polacy żyją z bożej łaski? No cóż, tak to wygląda: Prezydent ma Matkę Boską w klapie, w wojsku najważniejszy jest kapelan, były wicepremier mówi, że nieważne, jaka Polska będzie, byle była katolicka…
To wszystko stanowi dowód na tę fasadowość, powierzchowność myślenia. Ktoś kiedyś powiedział, że jedynym skutecznym sposobem krzewienia wiary jest dawanie przykładu. To prawda.
Kolosalny wpływ na środowisko opozycyjne miał ksiądz Zieja. Przecież tacy ludzie, jak Jacek Kuroń czy Adam Michnik, doszli do systemu wartości chrześcijańskich z obszarów tzw. czerwonego rewizjonizmu.
Kazania nie mają tu żadnego praktycznie efektu, poza doraźnym wskazywaniem winnych, co – moim zdaniem – w ogóle nie mieści się w pojęciu chrześcijaństwa. Natomiast ludzi, którzy dają przykład, jest mało.
A szkoda, bo dawanie przykładu jest rzeczą niebywale istotną. I to, jakie wzorce kształtują nas w dzieciństwie, decyduje o naszym dojrzałym obliczu. Tymczasem towarzyszą nam wzory raczej negatywne niż pozytywne. Wychowujemy się wśród łotrów, nie wśród świętych, chociaż nieustannie mówi się nam, że powinniśmy być święci.