Tato!
Jeszcze tu nie jestem miesiąc, a już wszystko wyrozumiem,
Miasto – owszem, ale w telewizji ładniej wyglądało –
Każą tutaj tylko czytać, no a czytać przecież umiem,
Więc mnie niczym nie nastraszy ten uniwersytet cały!

Klasy – tak jak w szkole zbiorczej, tylko biedniej urządzone,
Tak w ogóle, to pieniądzem śmierdzi tutaj niespecjalnie.
Tylko aula – taka hala, ale drzewem wyklejona
Jak w remizie czy w kościele – to wygląda trochę fajniej!

Tu mnie rektor indeks dawał, a wyglądał jak ksiądz proboszcz
I śpiewali jak w kościele, tak że w ogóle – nie narzekam!
Nie wiem, skąd was zna ten rektor, ale mówił dużo o was,
Żeście niby mnie tam u nas wychowali na człowieka!

Mieszkam tu w akademiku – taki hotel dla studentów –
Pokój większy ciut od chlewa, ale jest nas tylko czterech.
Tamtych trzech – zdechlaki jakieś, forsą więc nie chwalę się tu,
Tylko sobie jeść kupuję, więc doślijcie mi papierek.

W samym domu chociaż znośnie, to wieczorem niespecjalnie,
Ot, wszystkiego telewizor i natryski są, i pralnia!
Telewizor jeszcze owszem, ale z reszty nie korzystam,
Bo tu – mówię – czytać każą, a to praca przecież czysta!

Zapisałem się do takich, co tym interesem kręcą;
Mówią, że się to opłaca i pomaga w studiowaniu!
Muszę składki płacić, chodzić na zebrania i nic więcej,
Za to wezmą pod uwagę mnie przy każdym typowaniu.

Mówią, że jak wytypują, to zbić można szmal niewąski
I tak samo bez kolejki można dostać tu mieszkanie!
Lepsze to, jak trzymać świnie, bo się nie ubabrzesz w łajnie,
Tylko w samym tym, że jesteś – swoje masz wyrachowanie.

Wszyscy tu są trochę głupi, trudno wyczuć o czym mówią,
Po dziesiątej cisza nocna – ci gadają jakby w strachu!
Ja tam w nocy śpię, w dzień czytam i wykładów wszystkich słucham!
Liczą ze mną się ci ważni! Na nieważnych kładę lachę!

Stach! Pieniądze ci posyłam jakeś chciał!
Na dziewuchy nie wydawaj, przyjdą same,
Ale sobie nic nie żałuj, będziesz miał!
Już się o to postarają tata z mamą!

Ty na świnie nie wyrzekaj – swoje wiem.
Tam uważaj, bo studenci są złodzieje!
Ucz się. Matka ci posyła miód i dżem.
Przyjedź wczesną wiosną do dom, to zasiejem!

Ucz się dobrze, często pisz, całujem cię!
Tego rektora co żeś pisał, to nie znamy,
Ale żeby człowiek nie obraził się
To przez ciebie gęś na gwiazdkę posyłamy!

Nie pisałeś, jakie tam kościoły są,
Módl się co dzień, nie ma to jak słowo Boże,
Kiedy Bóg odbierze ci opiekę swą
To ci wtedy żaden rektor nie pomoże!

Tato! Piszesz ty, a nie wiesz już na jakim świecie żyjesz!
Kto tam dzisiaj trzyma świnie albo sieje wczesną wiosną?!
Ja tu całą politykę w małym palcu mam i tyle!
Miejsce swoje odnalazłem! I na miejscu siedzę mocno!

Na mnie i podobnych do mnie przyszłość kraju dziś spoczywa!
Czy wy chociaż wiecie na wsi co to jest egzekutywa?!
Mnie tu męczą, że mam ojca, który ziemi źle używa!
Weź ty się skolektywizuj! Nie ma to jak w kolektywach!

Wiosną chyba nie przyjadę, bo mam kilka egzaminów,
Muszę trochę więc poczytać, bo ostatnio tylko działam!
Wszyscy tutaj mnie szanują, bo mi w piciu nikt nie strzyma:
Szkoła twoja i stryjecznych bardzo mi się tu przydała!

Boga w sercu mam i dosyć. Po co chodzić do kościoła?!
Muszę bardzo się pilnować! Mają tutaj taką listę!
Na rolnictwie jak nikt znam się i partyjna czeka szkoła,
Tak, co ty byś stary na to, jakby syn twój był minister?

Na dziewuchy ani grosza, tak zjechałem jednej tyłka,
Że się sama teraz prosi, biorę kiedy potrzebuję!
Zdrowy jestem, dobrej myśli, z tym rektorem to pomyłka,
Bo to zwrot był retoryczny, zjadłem gęś, za dżem dziękuję!

Łatwo tutaj się pokazać, bo tu każdy sobie lekce-
Waży swoje obowiązki, nic nie zrobi za cholerę.
Starczy wsłuchać się i schylić, żeby mieć, a im się nie chce.
Mówię! Wpisz się na kolektyw, bo blokujesz mi karierę.

Stach, ty nie pchaj się, gdzie nie szukają cię,
Wyżej tyłka nie podskoczysz, to pamiętaj.
Swoje rób i więcej nie pouczaj mnie,
Matka w domu chce zobaczyć cię na święta!

Noś wysoko głowę, swego ci nie wstyd,
Z kim nie trzeba – nie zadzieraj, bo i po co!
Dbaj o siebie, wstawaj co dzień póki świt,
Ulicami się nie szwendaj późną nocą.

Nie bierz nic, co tam za darmo dają ci –
Ze szczerego serca nikt ci nic dziś nie da,
W przyszłość kraju nie wierz, ktoś se z ciebie drwi,
Ojcu wierz, a ojciec mówi – będzie bieda!

Mówią, że tam żyjesz jak kościelna mysz,
Licz pieniądze, to wystarczy ci na dłużej,
W Rany Boskie wierz i szanuj Święty Krzyż,
Wtedy w życiu będziesz miał, na co zasłużysz!

Tato, dawno już nie działam, to się teraz nie opłaca.
Wszystko sypie się, więc jestem od miesiąca w opozycji –
Jest nas wielu – będzie więcej, Kościół, nauka i praca,
Śledzą nas i byłem już przesłuchiwany na milicji!

Dużo pisać nie mam czasu, bo mam dyżur dziś w drukarni,
Czas wyprzedził nas o głowę to nadrabiać trzeba głową –
Teraz w kupie nas nie ruszą, bo jesteśmy solidarni!
Wypieprzymy czerwonego, zbudujemy Polskę nową!

Co niedziela jestem na mszy, bo tam wszyscy teraz chodzą
I zaliczam kurs po kursie, wiem już wszystko o Katyniu!
Mam co jeść i mam gdzie spać, więc nas władze nie zagłodzą,
Więc się nie martw o mnie, to się zobaczymy na Wołyniu!

Wy tam na wsi też działajcie, bo to koniec jest komuny,
A mnie będzie wstyd za ojca, co się słuchał uchwał Plenum!
Śpiesz się tato, póki pora, bo niedługo Mury Runą!
Wpisz się do Solidarności – no i wstąp do KPN-u.

Stach, za dużo mordę drzesz, za mało wiesz!
Rób co trzeba, rób co chcesz, ale na swoim!
My tu wiemy czego potrzebuje wieś,
Matka mówi mi, że się o ciebie boi!

Tutaj mamy takich też – Bóg odpuść im,
W końcu każdy własną ma Krzyżową Drogę –
Słuchaj – zanim mów – i zanim powiesz – czyń –
Jakby co, to wiesz, że zawsze Ci pomogę!

Nam spalili tu stodołę, bróg i chlew,
Ale to nie powód, żeby ostrzyć kosy.
Źle ci radzi radość, źle ci radzi gniew
I nie dojdziesz ty na Wołyń, student bosy!

Kiedy będziesz mógł, to przyjedź, tu twój dom,
Co drukujesz – przyślij, przeczytamy i my –
W Boga wierz i nie daj wiary głupim snom,
Matka miód posyła – podziel się ze swymi!

Tato, ze mną wszystko dobrze, chociaż wzięli, to nie bili,
Klawisz mówi, że najwcześniej to wypuszczą dwudziestego.
Aż się człowiek trochę dziwi, żeśmy wszystko to przeżyli,
Ale – jak to u nas mówią – przecież nie ma tego złego!

Jest tu taki jeden major, do wszystkiego mnie przekonał
I powiedział, że rozumie wszystkie moje motywacje,
Ale co mi pozostało – pyta – wrona, co czerwona?
Żeby Polska była Polską? Bezsensowne demonstracje.

Wiem, że dawno ostrzegałeś, ale sam nie jesteś święty,
Major pytał mnie o ciebie, pokazywał mi papiery.
Znaleziono za obrazem wywrotowe dokumenty –
Powiedz, co ja mogłem na to, że nie byłeś ze mną szczery?

Kiedy wyjdę, to przyjadę, pogadamy po staremu,
Gryps przesyłam przez kolegę, który właśnie dzisiaj wyszedł –
To porządny bardzo człowiek, możesz wierzyć mu, jak swemu,
Umówiliśmy się z nim, że razem ze mną się zapisze!

Stach, my z matką wyjeżdżamy jutro stąd,
Po tym wszystkim już nam tutaj żyć nie dadzą.
Sąsiad mówi, że głupota i że błąd,
Ale sąsiad, tak jak zawsze – trzyma z władzą.

Żyj jak chcesz, dorosły jesteś nie od dziś,
Słów nie będę tracił, cośmy tu przeżyli.
Napiszemy stamtąd, ty jak chcesz też pisz,
Niechże bóg twój nowy nieba ci przychyli.

Gospodarstwo stoi, spróbuj przejąć je –
Matka płacze, ale matki zawsze płaczą –
Pan Bóg z tobą, chyba nie spotkamy się –
Żyj szczęśliwy i niech ludzie ci wybaczą!

Jacek Kaczmarski
1979/1985

Informacje dodatkowe

Inspiracja

brak

Jacek o

„”List studenta Polaka do taty Polaka”, chodowcy nienowalijek i nierogacizny, odpowiedź ojca do syna i po pewnym czasie, przy nowej świadomości klasowej syn znów pisze do tatusia. Wszystko się dzieje w roku 77 w Polsce Ludowej.”
Treść dotyczy trzech pierwszych zwrotek. W roku 1985 Kaczmarski dopisał dalszy kolejne i wtedy zmienił tytuł. Stąd też podwójna data.

Orginalna zapowiedź Jacka Kaczmarskiego
zacytowana przez Krzysztofa Nowaka na Liście dyskusyjnej

Następna piosenka z tego cyklu ( piosenek literatury i faktu- dop. M.D. ) oparta o wypowiedzi i zachowanie jednego z moich przyjaciół ze studiów, studenta pochodzenia „wiejskiego”. Jest to ballada, trzy listy, studenta do ojca producenta nowalijek i nierogacizny, odpowiedź tegoż. Po czym po upływie pewnego czasu student, który zyskał nową świadomość odpisuje ojcu. Ta piosenka będzie miała dalszy ciąg, ponieważ… ponieważ powinna mieć dalszy ciąg.

Opracował: Mirek

Dziennikarka- Wobec tego, czy są piosenki, których pan już nie lubi?

Jacek – Tak, tak. Na przykład bardzo nie lubię piosenki, o którą mnie nieustannie ludzie proszą, „Listy syna Polaka do ojca buraka”. To jest korespondencja między takim typowym Polakiem, karierowiczem, a jego ojcem, chłopem. I tam nie ma żadnej głębi, symboliki, tylko dwie, spłycone bardzo, postawy wobec rzeczywistości politycznej. Ona jest być może śmieszna, ale przegadana i nieprawdziwa w fakcie, że chłopak tak sobie daje radę, zmienia fronty, a w efekcie na zachód wyjeżdża uczciwie myślący chłop, porzucając ojcowiznę. Jeśli tak się zdarzało, to tylko w wyjątkowych wypadkach. Poza tym jest też w tej piosence pewien banał, w rodzaju myślenia Konopnickiej, że na wsi, u starych ludzi, drzemie jakaś siermiężna, istotna prawda o życiu i trzymaniu się zasad. Być może można było pocieszać się tym w czasach komunizmu, gdzie wieś była ostoją prywatnej gospodarki, albo z perspektywy emigracyjnej. Natomiast jaka jest wieś, wystarczy teraz spojrzeć w wolnym kraju. Ja nie mówię, że tam nie ma takich postaw, tylko wszystko jest znacznie bardziej skomplikowane. Ponieważ teraz jestem starszy i ostrożniejszy w sądach, gdybym miał napisać tę piosenkę, unikałbym schematu i postacie byłyby bardziej skomplikowane w swoich argumentacjach. Ten przykład pokazuje, dlaczego nie lubię tego rodzaju piosenek, które z kolei ludzie bardzo lubią, bo nie trzeba przy nich myśleć.

Dziennikarka – Wiele z tych piosenek jest dziś zapo­mnianych, ale pozostały z tych czasów pe­rełki, dla mnie taką jest” Korespondencja klasowa”, znana chyba najbardziej od incipitu – „Stach, pieniądze ci posyłam jakeś chciał”. Opowieść odwieczna o ambitnym oportuniście i jego ojcu, przedstawicielu ciemnogro­du. Pierwowzorem była jedna postać czy to portret zbiorowy?

Jacek – Portret zbiorowy. Ja nie wiem, czy on jest ambitny. Ten chłopak nie jest za mądry, ale jest cwany, szybko się orientuje, czym się jadło karierę w PRL, takich stu­dentów z awansu widziało się wielu. On jest cwany, jeśli chodzi o ustawienie się, ale naiwny, ponieważ nie widzi szerszej perspektywy i cały czas ustawia się z wiatrem, ale skoro wiatr się szybko zmienia, więc on również ponosi konsekwencje. Jego ojciec jest człowiekiem prostym, można nawet powiedzieć prymitywnym, ale posiada pew­ne niewzruszone zasady i na pierwszym miejscu stawia uczucia. Tam zresztą jest zdanie, które stało się dla moich fanów rodzajem sentencji: „matka płacze, ale matki zawsze płaczą”, co ustawia w perspektywie dramatycznej historię tego młodzieńca uwikłanego w przełomy polityczne od 1979-1983 roku i tego starego chłopa, dla które­go jest ważne: Bóg, gospodarstwo, miłość i zdrowy rozsądek, bo on tu jest elementem powstrzymującym młodzieńca, który już się wybiera z KPN-em na Wołyń. Takich neofitów-patriotów widzieliśmy wielu w 1981roku i nawet ich teraz nie brakuje. Praw­dopodobnie napiszę dalszy ciąg, wbrew so­bie, bo teraz, w latach dziewięćdziesiątych, aż się prosi, żeby ten ojciec patriota, czło­wiek z zasadami, stał się symbolem wstecznictwa, a ten młody oportunista, zupełnie bez zasad i głupek na dodatek, wprowadzał nas do Europy jako postępowy liberał i so­cjaldemokrata. To cały czas wątek tej absurdalności mrożkowsko-witkacowskiej i nieprzewidywalności świata polityki, która niszczy osobowość ludzką, robi z ludzi marionetki nic im w zamian nie ofiarując.

Dziennikarka – To piosenka 40-latków, którzy pa­miętają koloryt czasów PRL-u, ona ma swój szyfr: „ty na świnie nie wyrzekaj (…), tam uważaj, bo studenci są złodzieje” radzi oj­ciec, na co syn odpowiada „kto tam dzisiaj trzyma świnie albo sieje wczesną wiosną”, a ojciec puentuje:” w przyszłość kraju nie wierz, ktoś se z ciebie drwi, Ojcu wierz, a ojciec mówi – będzie bieda”.

Jacek – Owszem, to socjologia polityki, takie skrótowe spojrzenie szarego człowieka na politykę, podobnie – „na dziewuchy nie wydawaj, przyjdą same”. To zostaje, ale warstwa polityczna jest potraktowana zbyt skrótowo – akademiki inaczej wyglądają, studenci inaczej studiują, trudno dziś mło­dym wytłumaczyć, że można było dziesięć lat nie uczyć się, ale robić karierę, a ja znałem takich. To aż się prosi o epicką prozę w rodzaju Ufa i Pietrowa, o szersze spojrzenie, a nie o taką skrótową piosnecz­kę.

Opracował: Lodbrok

Rękopis / Maszynopis

Nuty

Nagranie