09-13-2005, 08:29 PM
W domowym archiwum udało mi się odnaleźć ciekawy tekst. Jest to fragment pamiętnika Samuela Putermana - naocznego świadka tragicznej śmierci Kramsztyka. Fragmenty tych wspomnień drukowane były w antologii pamiętników z getta warszawskiego.
Interesujący wycinek przytaczam dokładnie:
"W pokoju Kramsztyka ani w całym mieszkaniu nie zastałem nikogo. Dom wyglądał jak wymarły. Długo wołałem, zanim ujrzałem jakąś żywą duszę. Z okienka piwnicy wysunął głowę jakiś mężczyzna, kazał mi czekać. Był to dozorca domu, który znał mnie z widzenia. >>Pan chce zobaczyć pana Kramsztyka, niech pan idzie ze mną<<. Poprowadził mnie do piwnicy jakimiś krętymi drogami i ciasnym długim tunelem, potem musiałem się czołgać na brzuchu przez jakis wyłom w murze. W obszernej piwnicy było zebranych kilkadziesiąt osób, w kącie na barłogu leżał Kramsztyk. Twarz miał bladą, prawie białą. Kiedy mnie zobaczył, starał się przywołać na usta jeden ze swych czarujących uśmiechów. >>Kazałem pana poprosić tu do mnie, dozorca słyszał, że ktoś woła moje nazwisko. Zabili mnie dzisiaj, żyję jeszcze, ale niedługo pociągnę<<. Kramsztyk poszedł do swego mieszkania po kilka ołówków, o dziesiątej zaskoczyła go blokada, nie miał się gdzie skryć. Jakaś przypadkowa kula utkwiła mu z płucach, padł zalany krwią, nieprzytomny. Niemcy go zostawili rozkrzyżowanego na podwórku. Dopiero po paru godzinach, gdy na ulicy ucichły krzyki i strzały, ukryci w schronach wyszli na podwórze i zabrali go do piwnicy. Obecny lekarz zrobił parę zastrzyków, ale nie dawał żadnej nadziei. >>Zapewniłem tych ludzi, że mogą pana wpuścić, że pan nie zdradzi ukrytych ludzi<<. Mówił raczej do obecnych chcąc ich jeszcze raz upewnić, że można mieć do mnie zaufanie. Miał wysoką gorączkę, był przytomny, to znów majaczył. Nie miałem odwagi odejść, przykuwał mnie palącym wzrokiem. Trzymał mnie kurczowo za rękę. >>Niech pan powie, kolego, żeby malowali. Niech ich pan pożegna ode mnie<<. Musiałem mu złożyć uroczystą przysięgę, że nakłonię jego kolegów, żeby po wojnie malowali sceny z historii getta. Niech rzucą akty, portrety i martwą naturę, świat musi dowiedzieć się o tych zbrodniach. Niech pan powie, że Kramsztyk prosił ich, żeby malowali sceny z getta. Wszystko poświęcić, niech się świat dowie o bestialstwie Niemców. Był już w agonii, krew rzuciła mu się z ust, cierpiał strasznie i wciąż mówił do mnie, wyciągnął z kieszeni parę kredek sangwiny, wręczył mi je z nabożeństwem, >>niech im pan odda na pamiątkę od Kramsztyka, to dobre kredki, oryginalne Lefrance<<. Umarł przed godziną. Wręczył mi pamiątkę, ten złoty zegarek, nagroda z jakiejś wystawy francuskiej. Na kopercie widniał napis: >>Lieberte, Egalite, Fraternite<<".
Interesujący wycinek przytaczam dokładnie:
"W pokoju Kramsztyka ani w całym mieszkaniu nie zastałem nikogo. Dom wyglądał jak wymarły. Długo wołałem, zanim ujrzałem jakąś żywą duszę. Z okienka piwnicy wysunął głowę jakiś mężczyzna, kazał mi czekać. Był to dozorca domu, który znał mnie z widzenia. >>Pan chce zobaczyć pana Kramsztyka, niech pan idzie ze mną<<. Poprowadził mnie do piwnicy jakimiś krętymi drogami i ciasnym długim tunelem, potem musiałem się czołgać na brzuchu przez jakis wyłom w murze. W obszernej piwnicy było zebranych kilkadziesiąt osób, w kącie na barłogu leżał Kramsztyk. Twarz miał bladą, prawie białą. Kiedy mnie zobaczył, starał się przywołać na usta jeden ze swych czarujących uśmiechów. >>Kazałem pana poprosić tu do mnie, dozorca słyszał, że ktoś woła moje nazwisko. Zabili mnie dzisiaj, żyję jeszcze, ale niedługo pociągnę<<. Kramsztyk poszedł do swego mieszkania po kilka ołówków, o dziesiątej zaskoczyła go blokada, nie miał się gdzie skryć. Jakaś przypadkowa kula utkwiła mu z płucach, padł zalany krwią, nieprzytomny. Niemcy go zostawili rozkrzyżowanego na podwórku. Dopiero po paru godzinach, gdy na ulicy ucichły krzyki i strzały, ukryci w schronach wyszli na podwórze i zabrali go do piwnicy. Obecny lekarz zrobił parę zastrzyków, ale nie dawał żadnej nadziei. >>Zapewniłem tych ludzi, że mogą pana wpuścić, że pan nie zdradzi ukrytych ludzi<<. Mówił raczej do obecnych chcąc ich jeszcze raz upewnić, że można mieć do mnie zaufanie. Miał wysoką gorączkę, był przytomny, to znów majaczył. Nie miałem odwagi odejść, przykuwał mnie palącym wzrokiem. Trzymał mnie kurczowo za rękę. >>Niech pan powie, kolego, żeby malowali. Niech ich pan pożegna ode mnie<<. Musiałem mu złożyć uroczystą przysięgę, że nakłonię jego kolegów, żeby po wojnie malowali sceny z historii getta. Niech rzucą akty, portrety i martwą naturę, świat musi dowiedzieć się o tych zbrodniach. Niech pan powie, że Kramsztyk prosił ich, żeby malowali sceny z getta. Wszystko poświęcić, niech się świat dowie o bestialstwie Niemców. Był już w agonii, krew rzuciła mu się z ust, cierpiał strasznie i wciąż mówił do mnie, wyciągnął z kieszeni parę kredek sangwiny, wręczył mi je z nabożeństwem, >>niech im pan odda na pamiątkę od Kramsztyka, to dobre kredki, oryginalne Lefrance<<. Umarł przed godziną. Wręczył mi pamiątkę, ten złoty zegarek, nagroda z jakiejś wystawy francuskiej. Na kopercie widniał napis: >>Lieberte, Egalite, Fraternite<<".