06-11-2013, 06:23 PM
JESTEM MĘŻCZYZNĄ
Gdy ująłem mężczyznę świata pod rękę
I idąc wgłąb siebie dotarłem do przyczyny
Kobieta oddała mi się cała w podzięce
I poczułem w sobie Boga narodziny
Jestem jak taki chłopiec, dumny z siebie
Pełny pozytywnej męskiej ciekawości
Z tą co czekała jednoczę się w niebie
Piękny i potrzebny mojej przeciwności
Z wojownika, brutalnego zdobywcy jej ciała
Zmieniam się w anioła, kochanka pięknego
A siła do oparcia, której tak szukała
Jest w istocie naturą nawet chłopca małego
Ten co jej daje rozkosz bycia wziętą
Nie będzie różny od tego w jej łonie
On zniszczy tę całą agresję przeklętą
Ona mu w zamian da brzydoty koniec
Niczego innego bardziej nie pragniemy
Niż aby znów dopełniać się nawzajem
Raz jeszcze nadzy przed sobą staniemy
Otoczeni wracającym zza zasłony wstydu rajem
ROZKAZ
Ja mam drzewa, niebo, rzeki płynące
Ty zegarek masz i karabin
Moim Bogiem płatki róży są drżące
Twoim Bogiem pastor i rabin
Ja od ciosów, cała jestem w ranach
Ale ty wyglądasz jak potwór
W starych księgach widzisz życia almanach
We mnie tylko wilgotny otwór
Rżniesz mnie w niego jakbyś chciał zabić
Siebie, gdy jeszcze tam byłeś
Czujesz mściwą do łona nienawiść
Z którego się narodziłeś
Siejesz zniszczenie w raju
Budujesz królestwo pogardy
Żywisz uczucia do kraju
Podziwiasz wojenne barwy
Podziwiaj znów mnie, to rozkaz!
I lepiej wróćmy do tego
Zanim skatujesz mnie tak
Że podziwiać nie będzie czego
założe się ze sie nie spodobaja
Gdy ująłem mężczyznę świata pod rękę
I idąc wgłąb siebie dotarłem do przyczyny
Kobieta oddała mi się cała w podzięce
I poczułem w sobie Boga narodziny
Jestem jak taki chłopiec, dumny z siebie
Pełny pozytywnej męskiej ciekawości
Z tą co czekała jednoczę się w niebie
Piękny i potrzebny mojej przeciwności
Z wojownika, brutalnego zdobywcy jej ciała
Zmieniam się w anioła, kochanka pięknego
A siła do oparcia, której tak szukała
Jest w istocie naturą nawet chłopca małego
Ten co jej daje rozkosz bycia wziętą
Nie będzie różny od tego w jej łonie
On zniszczy tę całą agresję przeklętą
Ona mu w zamian da brzydoty koniec
Niczego innego bardziej nie pragniemy
Niż aby znów dopełniać się nawzajem
Raz jeszcze nadzy przed sobą staniemy
Otoczeni wracającym zza zasłony wstydu rajem
ROZKAZ
Ja mam drzewa, niebo, rzeki płynące
Ty zegarek masz i karabin
Moim Bogiem płatki róży są drżące
Twoim Bogiem pastor i rabin
Ja od ciosów, cała jestem w ranach
Ale ty wyglądasz jak potwór
W starych księgach widzisz życia almanach
We mnie tylko wilgotny otwór
Rżniesz mnie w niego jakbyś chciał zabić
Siebie, gdy jeszcze tam byłeś
Czujesz mściwą do łona nienawiść
Z którego się narodziłeś
Siejesz zniszczenie w raju
Budujesz królestwo pogardy
Żywisz uczucia do kraju
Podziwiasz wojenne barwy
Podziwiaj znów mnie, to rozkaz!
I lepiej wróćmy do tego
Zanim skatujesz mnie tak
Że podziwiać nie będzie czego
założe się ze sie nie spodobaja