Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Dopalaczy kwestia
#31
Luter napisał(a):Dlaczego uważasz, że ktoś coś powinien "z tym" robić? Jakim prawem chcesz zabraniać pijakowi chlania? Bo szkodliwość społeczna?
Lutrze, miałem na myśli szkodliwość społeczną. Co z nią zrobić. A jeśli uważasz, że nie ma sensu się tym zajmować i to jest wolność jednostki, to jestem naprawdę szalenie zdziwiony.
Luter napisał(a):Ale dlaczego to, co Ty uważasz ma mieć wpływ na czyjeś życie, a to, co uważa ten ktoś, nie ma mieć wpływu na Twoje życie? Jakim prawem domagasz się specjalnych przywilejów dla swoich poglądów?
A możesz mi wskazać fragment, w którym się domagam specjalnych przywilejów. Bo chyba nie dość, że nie rozumiem Kaczmarskiego, to jeszcze nie rozumiem siebie.
Luter napisał(a):Dlaczego mamy mu tego zabronić?
Dlatego, że ludzie nie mają pojęcia jak naprawdę działają leki, a już na pewno nie, jakie są interakcje między nimi. Oczywiście nie wszyscy - jak widać Karol pojęcie ma i to niewąskie. Nawet w dobrej intencji nietrudno jest o mieszankę, która spowoduje śmierć lub kalectwo. A zdajesz sobie sprawę, jaki byłby dramat, gdyby dano dostęp ogółowi do wszystkich antybiotyków? Jeżeli uważasz obawę przed powrotem do XIX wieku w kwestii leczenia chorób bakteryjnych za objaw zapędów totalitarnych, to tak - mam cholerne zapędy totalitarne.
Luter napisał(a):Ale to powinno być przecież ich absolutnie podstawowe prawo - pójść do lekarza lub nie iść, kupić leki lub nie itd.
No i tak jest teraz przecież. Nikt na siłę nie ciągnie do lekarza ani do apteki.
Luter napisał(a):Wprost przeciwnie - każdy będzie robił ze swoim życiem to, co on uważa za dobre. I o to właśnie chodzi!
Lutrze, gdyby konsekwencje liberalizacji tego o czym mówiły sięgały tylko osoby decydującej o swym losie - to ok - niech sobie robi co chce. Cytując pewnego podkrakowskiego koryfeusza, "Pieeerdoliii mnie too". Niestety uważam, że ludzie żyjący w społeczeństwie muszą mieć pewne ograniczenia - nie tyle dla dobra swojego, lecz ogółu.
Karol napisał(a):jak wiesz, a jak nie wiesz, to apeluję, żebyś się dowiedział,
Nie wiedziałem. Dzięki, doczytam Smile
Odpowiedz
#32
Karol napisał(a):Nie rozumiem jednak, dlaczego ludzie, których historie czytałam, tak sobie chwalili akurat konopie, skoro olej konopny ma znacznie mniej ALA niż olej lniany i GLA niż ogórecznik.
Nie należy zapominać o THC (Tetrahydrokannabinol)- najważniejszym składniku konopi indyjskich. To właśnie THC wpływa na poprawę nastroju, uśmierzanie bólu, odporność organizmu itd.
Nic we mnie, prócz do świata żalu dziecięcego,
Tu nikt nie widzi, więc się wstydzić nie mam czego!
Odpowiedz
#33
Alek napisał(a):dlaczego nie nakazać jazdy z zapiętymi pasami, jeśli statystycznie leczenie gościa z wypadku bez pasów kosztuje 5 razy więcej (nie wiem czy tak jest, pytanie więc czysto teoretyczne)?
'
Równie teoretycznie można zakazać spożywania muchomorów sromotnikowych, zabronić dzieciom połykania "kreta", bawienia się zapałkami, wychodzenia na wysokie murki, można prawnie doprowadzić do niesprzedawania petard w okresie okołosylwestrowym, niewdychania herbicydów, niepijania pestycydów, niepatrzenia prosto w słońce. Można nakazać noszenie czapek, kalesonów, rękawic w zimie, a zakazać... szalików!
Wszystko można kazać, bo wszystko, co zmniejszy ryzyko zachorowań (albo zmniejszy koszty leczenia) będzie służyło Społeczeństwu.
Ale czy tędy droga?
Znajdzie się słowo na każde słowo
Odpowiedz
#34
No ok - zgadzam się, że pasy bezpieczeństwa to akurat jest przesada. A jakie jest Twoje zdanie na temat udostępnienia wszystkich narkotyków i leków dla, powiedzmy, wszystkich pełnoletnich?
Odpowiedz
#35
Odpowiem Ci anegdotką.
Pięc lat temu w czasie mojego pobytu w Hurghadzie, gdy zabrakło nam zupek typu Hipp dla naszej niespełna wówczas dwuletniej córki, wstąpiłem do apteki. Tak naprawdę to tylko tam zajrzałem przez otwarte drzwi, bo akurat paliłem papierosa, a nie chciałem go gasić (dopiero co zapaliłem) i nie chciałem dymić w takim miejscu. Sprzedawca zobaczywszy co mnie powstrzymuje przed wejściem natychmiast wyszedł zza lady i położywszy tam popielniczke z uśmiechem zaprosił do wnętrza. Ponieważ potrzebowałem jeszcze jakiegoś leku (nie pamietam, co to było) spytałem, czy to mają. Gość niespecjalnie orientował się w nazwach międzynarodowych, ale z rozbrajającym uśmiechem zaproponował, abym wszedł za kontuar i sam poszukał na półkach tego, czego mi potrzeba. Na zapytanie o konieczną receptę tylko jeszcze bardziej się uśmiechnął. Chcesz sobie coś kupić? Kupuj! Nie wiesz, co kupiłeś - twoje zmartwienie. Zrobisz sobie krzywdę? Twój problem; za leczenie i tak dostaniesz rachunek, a czy twój ubezpieczyciel pokryje koszta twojej głupoty to już zmartwienie nie sprzedającego leki, a twoje!

I ewentualnie - to już dopisek na potrzeby wątku - zakresu ubezpieczenia, jaki sobie wybierzesz. WYBIERZESZ! Rozumiesz?
Znajdzie się słowo na każde słowo
Odpowiedz
#36
MacB - ja rozumiem i się nawet zgadzam. Ale ja mówię zupełnie o czym innym.
Alek napisał(a):gdyby konsekwencje liberalizacji tego o czym mówiły sięgały tylko osoby decydującej o swym losie - to ok - niech sobie robi co chce
Więc wrócę z uporem maniaka do tych antybiotyków. Nie uważasz, że udostępnienie ich bez recepty mogłoby się skończyć dużo gorzej dla ogółu niż sraczką po augmentinie dla zażywającego?
Odpowiedz
#37
MacB napisał(a):Kupuj! Nie wiesz, co kupiłeś - twoje zmartwienie. Zrobisz sobie krzywdę? Twój problem; za leczenie i tak dostaniesz rachunek, a czy twój ubezpieczyciel pokryje koszta twojej głupoty to już zmartwienie nie sprzedającego leki, a twoje!
A widzisz, nie! Bo i moje zmartwienie jesli ludzie beda sobie na byle wirusowe przeziebienia kupowac antybiotyki.Dochowamy sie szczepow opornych i wtedy bedzie to i moje zmartwienie, jesli potrzebowac bede antybiotyku, a nic nie bedzie dzialac. Kazdy przyzwoity kraj posiada na skladzie antybiotyk stoswany tylko w krancowych, szczegolnych przypadkach, wlasnie by nie doprowadzic do takiej sytuacji.I dlatego potrzebna jest instytucja kontrolujaca sprzedaz lekow. Powiedzmy,ze mozna zwiekszyc ilosc lekow bez recepty, powiedzmy ze nie trzeba nam zadnej smyczy. Ale chyba dlatego MY WYBIERAMY przedstawicieli, ktorzy beda w stanie dbac o nasze potrzeby nie ZA NAS a DLA NAS.Niech sobie kazdy robi z wlasnym zyciem co chce, ale niech nie robi tego z MOIM! Stad widze KONIECZNOSC szczepien - by wyeliminowac pewne choroby z mapy chorob, a nie czy rodzice beda pokrywac koszta leczenia dziecka. Jesli wszyscy nie beda szczepieni, dana choroba nigdy nie zniknie. Inna sprawa,ze gdy zniknie, to pojawia sie nowe...
Odbieglismy nieco od tematu, ale ten Twoj aptekarz tez po prostu mial interes w tym, bys kupil co i ile chcesz. Dla niego byl to interes- nic wiecej, podobnie jak dla wlascicieli sklepow z dopalaczami.Rownie dobrze mogl prowadzic sklep z jarzynami.

e
'Niegodne nas – za sprawy błahe
(Drobnych utrapień lichy towar)
Płacić rozpaczą, gniewem, strachem,
Zużywać w kłótniach cenne słowa'
Odpowiedz
#38
Alek napisał(a):A możesz mi wskazać fragment, w którym się domagam specjalnych przywilejów.
Proszę bardzo:
Alek napisał(a):Zgadzam się z dużą częścią argumentów za tym, żeby trochę poluzować smycz
Czyli jedni mają drugim luzować smycz. Tym samym postulujesz posiadanie przez jednych prawa do decydowania o kształcie życia innych. Założyłem, że sam się zaliczasz do tych pierwszych, bo - jak rozumiem - gdyby to od Ciebie zależało, utrzymałbyś system wielu zakazów i nakazów.

Alku, nie gniewaj się z tym przytykiem do Kaczmarskiego. Przepraszam. Napisałem tak, bo niezmiennie fascynuje mnie stosunek słuchaczy Kaczmarskiego do wielu spraw, jak na przykład pan, który podszedł do JK po koncercie i mówi: "Świetna ta piosenka o narodach, Ma pan rację, panie Jacku, wyrżnąć tych wszystkich Żydów i abduli i będzie spokój". Albo zarzuty, że JK przyjął medal od Kwaśniewskiego. Podobnie jest ze stosunkiem do tzw. wolności jednostki. Nie chcę przywoływać konkretnych utworów, bo to - paradoksalnie - spłaszczy sprawę, powiem tylko ogólnie: jednym z motywów przewijających się w twórczości JK jest prawo jednostki do samostanowienia. Jeśli coś jest wartością w naszym życiu pełnym sprzeczności, w świecie, który jest chaosem, to przeżycie tej krótkiej, danej nam chwili na własny rachunek, odciśnięcie indywidualnego piętna na przynajmniej własnym życiu, a nie wędrówka po czyichś śladach. Oczywiście spora część ludzkości nie chce niczego przeżywać indywidualnie, ale też nikt jej tego nie nakazuje. W każdym razie jedną z głównych i wyróżniających cech twórczości JK jest pewien antytotalitaryzm i poparcie indywidualizmu.

Więc jeszcze seta - znakomicie.
Padniemy, ale zgódźcie się,
Że z tylu różnych dróg przez życie
Każdy ma prawo wybrać źle


To, jak wiesz, cytat nie z Jacka, za to celnie ujmuje istotę tego, o co mi teraz chodzi. Otóż własny, indywidualny wybór, co zrobić ze swoim życiem, jest jedyną bodajże obiektywną wartością w naszym świecie. Dlatego wolność jednostki powinna być podstawowym prawem.
Alek napisał(a):Dlatego, że ludzie nie mają pojęcia jak naprawdę działają leki, a już na pewno nie, jakie są interakcje między nimi.
Ludzie o wielu rzeczach nie mają pojęcia (na przykład: jak wychowywać dzieci), ale to jeszcze nie powód, by im tego zabraniać.
Alek napisał(a):No i tak jest teraz przecież. Nikt na siłę nie ciągnie do lekarza ani do apteki.
Nikt na siłę nie ciągnie, bo, całe szczęście, nie żyjemy w państwie totalitarnym. Przecież ja nie mówię, że nie da się wprowadzić jeszcze wielu przepisów, które dodatkowo wezmą za mordę. Napisałem tylko, że to co jest, już i tak za bardzo ogranicza wolność jednostki.
Alek napisał(a):Niestety uważam, że ludzie żyjący w społeczeństwie muszą mieć pewne ograniczenia - nie tyle dla dobra swojego, lecz ogółu.
Z tym ogółem to bym polemizował, bo to zajeżdża mi ideologią marksistowsko-leninowską. Ale, niestety, masz rację, że muszą być pewne ograniczenia. Wolność jednostki kończy się tam, gdzie zaczyna się krzywda innej jednostki. Dlatego konieczny jest cały szereg przepisów w rodzaju zakazu kradzieży, naruszania nietykalności cielesnej, powodowania śmierci innych etc. No ale od tego do pomysłów, by decydować czy i co ktoś inny ma palić lub co ma ćpać, są lata świetlne.
MacB napisał(a):Równie teoretycznie można zakazać spożywania muchomorów sromotnikowych, zabronić dzieciom połykania "kreta", bawienia się zapałkami, wychodzenia na wysokie murki, można prawnie doprowadzić do niesprzedawania petard w okresie okołosylwestrowym, niewdychania herbicydów, niepijania pestycydów, niepatrzenia prosto w słońce. Można nakazać noszenie czapek, kalesonów, rękawic w zimie, a zakazać... szalików!
Wszystko można kazać, bo wszystko, co zmniejszy ryzyko zachorowań (albo zmniejszy koszty leczenia) będzie służyło Społeczeństwu.
O to właśnie chodzi! Chciałem mniej więcej coś takiego napisać, ale zabrakło mi pomysłu na dobre ubranie tego w słowa. Dzięki, Maćku!
Alek napisał(a):No ok - zgadzam się, że pasy bezpieczeństwa to akurat jest przesada.
Pasy bezpieczeństwa to nie "akurat" przesada. One, moim zdaniem, naruszają wolność jednostki w mniejszym stopniu niż zakaz posiadania narkotyków. Tym bardziej, że przy obowiązującym obecnie chorym systemie ubezpieczeń zdrowotnych ten przepis jest nawet logiczny.
Alek napisał(a):A jakie jest Twoje zdanie na temat udostępnienia wszystkich narkotyków i leków dla, powiedzmy, wszystkich pełnoletnich?
Jak rozumiem pytasz Maćka, bo moje zdanie, mam nadzieję, już znasz. Ja chciałbym tylko dodać, że nie jestem przekonany co do tego, czy narkotyki i wszystkie inne używki powinny być dostępne tylko dla pełnoletnich. Jeśli bowiem dzieci wychowują rodzice, a wychowywanie zgodnie z systemem wartości, jaki im się podoba, jest rodziców przywilejem, to również ich problemem powinno być zadbanie o to, by dzieci miały odpowiedni stosunek do narkotyków. Po drugie - wielu nieletnich o niebo przewyższa swoją świadomością i inteligencją wielu dorosłych. No ale ok, na jakiś limit wieku (18 lub 21 lat) mogę się zgodzić.
Odpowiedz
#39
Elzbieta napisał(a):A widzisz, nie! Bo i moje zmartwienie jesli ludzie beda sobie na byle wirusowe przeziebienia kupowac antybiotyki.
Dobrze, Elu. Dlatego pewne regulacje muszą być. Być może do nich powinno należeć ograniczenie w dystrybucji antybiotyków. Ale powinny istnieć tylko regulacje absolutnie niezbędne, to znaczy takie, które bardziej chronią niż naruszają wolność jednostki. Zakaz sprzedaży dopalaczy i narkotyków do takich z pewnością nie należy.
MacB napisał(a):I ewentualnie - to już dopisek na potrzeby wątku - zakresu ubezpieczenia, jaki sobie wybierzesz. WYBIERZESZ! Rozumiesz?
Otóż to!
Odpowiedz
#40
Alek napisał(a):Więc wrócę z uporem maniaka do tych antybiotyków. Nie uważasz, że udostępnienie ich bez recepty mogłoby się skończyć dużo gorzej dla ogółu niż sraczką po augmentinie dla zażywającego?
To ja z uporem godniejszej sprawy wrócę do WOLNOŚCI.
Wolności wyboru.
To tak, jak z tym alkoholem - siądź za kółko po kielichu - proszę bardzo, ale gdy spowodujesz wypadek po pijanemu, to kara będzie (i tu mamy problem w naszej cywilizacji, bo ani te kary u nas nieuchronne, ani wychowawcze, ani adekwatne) wielokrotnie surowsza.
Chcesz się nażreć antybiotyków? Po pierwsze: stać cię na to? Po drugie: masz na tyle odwagi? Po trzecie: rozumiesz ryzyko związane z kosztami ewentualnego leczenia? Proszę bardzo: półki w aptece dla ciebie. Ale pamiętaj (to już postulat niezbędny przy takiej wolności) - jeśli leczący cię z powikłań dojdą do tego, żeś sam sobie winny, to żaden ubezpieczyciel grosza ci za leczenie nie zwróci. Zauważ: NIE ZWRÓCI! A nie "nie zapłaci". Najpierw płacisz i dopiero z rachunkami idziesz do ubezpieczyciela. To dość poważna bariera psychologiczna. Chyba, że wykupisz opcję "ubezpieczyciel płaci z góry".
Reasumując: w USA ludziska nie powystrzelali się tylko dlatego, że mają dostęp do broni, Egipcjanie masowo się nie potruli, choć w aptece można sobie kupić, co się chce, a u Arabów w ogóle, u których często jedynym znakiem drogowym jest "kef" (czyli STOP), jakoś nie notuje się więcej wypadków śmiertelnych niż w Polsce, gdzie słupy przy każdej niemal ulicy obwieszone sa znakami jak choinki.
Znajdzie się słowo na każde słowo
Odpowiedz
#41
LUTER napisał(a):Wolność jednostki kończy się tam, gdzie zaczyna się krzywda innej jednostki.
Zagadzam sie w 100% ze kryminalizacja zazywania narkotykow przynioslaby wiecej szkody niz pozytku i jesli ktos ma ochote, to niech je sobie do woli zazywa, w ramach tej swojej wolnosci. W 100% jestem za legalizacja. Ale co bedzie jesli ten wolny czlowiek zacznie wydawac na narkotyki pieniadze przeznaczone na pieluchy dla dziecka? Wolnosc sie skonczy? Jak? Granice wolnosci .. czlowiek musialby zyc jak wyizolowana wyspa, bo na ogol sprawi komus przykrosc czy zrobi krzywde. Pozniej czy predzej. Nie chodzi tu przeciez o dopalacze, antybiotyki czy nakazy -to symbole. Jakie sa granice ludzkiej wolnosci? Kiedy moja wolnosc wchodzi w parade wolnosci drugiej osoby? Gdzie zaczyna sie krzywda kogos innego? Problem istnieje i nie jest tak prosty jak zakaz STOP na ulicy. Wink Macku moze tam nie ma wypadkow, bo stoja przed tym STOPEM? Wink

Prawdziwe -polecenie ( co w Szwecji oznacza NAKAZ) Szwedzkiego Ministerstwa Zdrowia :kazdy obywatel POWINIEN jesc dziennie 8 kromek chleba.
'Niegodne nas – za sprawy błahe
(Drobnych utrapień lichy towar)
Płacić rozpaczą, gniewem, strachem,
Zużywać w kłótniach cenne słowa'
Odpowiedz
#42
blaise14 napisał(a):
Karol napisał(a):Nie rozumiem jednak, dlaczego ludzie, których historie czytałam, tak sobie chwalili akurat konopie, skoro olej konopny ma znacznie mniej ALA niż olej lniany i GLA niż ogórecznik.
Nie należy zapominać o THC (Tetrahydrokannabinol)- najważniejszym składniku konopi indyjskich. To właśnie THC wpływa na poprawę nastroju, uśmierzanie bólu, odporność organizmu itd.
Tak? To teraz nie rozumiem: dlaczego jako argument przeciwko konopiom, przeciwko ich złemu działaniu na ludzki organizm, podaje się THC w kontekście, że to jest substancja (?),która czyni (wyłącznie) spustoszenie w układzie nerwowym?
I jak ma się intensywność czy skuteczność działania konopi indyjskich do konopi siewnej, która podobno (powtarzam, co czytałam, bo się nie znam) różni się tylko brakiem THC? I trzecia rzecz: dlaczego w USA kapsułki w wyciągiem z konopi siewnej są na receptę?
Elzbieta napisał(a):Prawdziwe -polecenie ( co w Szwecji oznacza NAKAZ) Szwedzkiego Ministerstwa Zdrowia :kazdy obywatel POWINIEN jesc dziennie 8 kromek chleba.
Poważnie? A jak to się ma do "glikemiczności" chleba, do jego negatywnego działania w przypadku osób z różnymi dysfunkcjami jelit, cukrzycą, niektórymi alergiami? Trzeba mieć zaświadczenie od lekarza? Ale nawet jak kto zdrowy, to chleb, zwłaszcza chleb na Zachodzie, nie jest zdrowym pożywieniem...
Odpowiedz
#43
Luter napisał(a):Czyli jedni mają drugim luzować smycz. Tym samym postulujesz posiadanie przez jednych prawa do decydowania o kształcie życia innych. Założyłem, że sam się zaliczasz do tych pierwszych, bo - jak rozumiem - gdyby to od Ciebie zależało, utrzymałbyś system wielu zakazów i nakazów.
Żartujesz sobie chyba. Od razu wyraźnie napisałem, że nie wiem, jakie powinny być rozwiązania. Wydawało mi się oczywiste, że pisząc o luzowaniu smyczy miałem na myśli prawodawców, do których, jak Ci wiadomo, się nie zaliczam. Tak więc uważam Twoje założenia dotyczące mojego stanowiska za niedorzeczne.
MacB napisał(a):Chcesz się nażreć antybiotyków? Po pierwsze: stać cię na to? Po drugie: masz na tyle odwagi? Po trzecie: rozumiesz ryzyko związane z kosztami ewentualnego leczenia? Proszę bardzo: półki w aptece dla ciebie. Ale pamiętaj (to już postulat niezbędny przy takiej wolności) - jeśli leczący cię z powikłań dojdą do tego, żeś sam sobie winny, to żaden ubezpieczyciel grosza ci za leczenie nie zwróci. Zauważ: NIE ZWRÓCI! A nie "nie zapłaci". Najpierw płacisz i dopiero z rachunkami idziesz do ubezpieczyciela. To dość poważna bariera psychologiczna. Chyba, że wykupisz opcję "ubezpieczyciel płaci z góry".
Ja o niebie, Ty o chlebie. Pisząc o antybiotykach nie miałem na myśli leczenia powikłań, tylko to, o czym pisze Elżbieta - selekcję szczepów opornych. Wybacz, ale po prostu nie wyobrażam sobie, żebyś nie przyjął tego za bardzo mocny argument przeciwko udostępnieniu półek aptecznych ogółowi.
Odpowiedz
#44
Alek napisał(a):Ja o niebie, Ty o chlebie. Pisząc o antybiotykach nie miałem na myśli leczenia powikłań, tylko to, o czym pisze Elżbieta - selekcję szczepów opornych. Wybacz, ale po prostu nie wyobrażam sobie, żebyś nie przyjął tego za bardzo mocny argument przeciwko udostępnieniu półek aptecznych ogółowi.
Wiesz, ja też nie mam zbyt wysokiego mniemania o naszym gatunku, ale ani Ciebie nie ocanałem niżej, ani ludziska w mojej ocenie aż takimi totalnymi idiotami generalnie nie są - jakiś tam instynkt chociażby zachowawczy posiadają.
Co do Ciebie - nie zauważyłem argumentu, który by te szczepy oporne utrzymał przy życiu wśród innych, niż unijnoeuropejska, społeczności. Naprawdę mogłem sobie kupić dowolny lek w egipskiej aptece, ale tego nie zrobiłem i nie sądzę, by tamci ludzie faszerowali się bezmyślnie antybiotykami tylko dlatego, że są dostępne. A może znasz jakieś opracowania naukowe, które mówią o takich nieszczęściach, które dotknęły kraje, w których nie ma NFZ, dopłat do recept, albo antybiotyków jedynie na recepty w ogóle?
Co do ludzi - mieliśmy przykład na własnym podwórku. Z dopalaczami. Raz nawet wstąpiłem do takiego sklepu. Pooglądałem szklane gablotki, poczytałem śmieszności na opakowaniach różnych "przedmiotów kolekcjonerskich", pośmiałem się w duchu, gdy zapytany o te specyfiki sprzedawca wił się jak piskorz, żeby prawdy nie powiedzieć, ale żeby potencjalnego klienta nie odstraszyć i na koniec.... nic nie kupiłem.
Czy Ty (i Ela) wierzycie, że ludziska naprawdę będą bardziej bezmyślni w truciu się antybiotykami od licznej rzeszy Twoich i moich kolegów (i koleżanek) po fachu piszących larga manum takie recepty przy byle wirusowych infekcjach?
Znajdzie się słowo na każde słowo
Odpowiedz
#45
Tak, myślę, że będą bardziej bezmyślni. Po pierwsze - zakładam, że nawet bo bezmyślnym przepisaniu przez lekarza większość osób będzie to stosować mniej więcej tyle dni, ile trzeba, a nie do momentu aż poczują się lepiej. Po drugie - te antybiotyki to zwykle jakieś Bioparoxy i Amotaksy chyba i choć przepisywanie tego jest rzecz jasna niepoważne w takich ilościach, to przynajmniej w odwodzie jest jeszcze parę antybiotyków. I wreszcie last but not least - przecież te antybiotyki są przepisywane często na wyraźne eee życzenie pacjenta, że o rodzicu tu nie wspomnę. Może mam zbyt bujną wyobraźnię, ale już widzę te mamusie przerażone gorączką u swojego dziecka odwiedzające dr Googla i buszujące po wizaz.pl po tym, jak im lekarz powiedział, że to trzydniówka i żeby zluzowały. Uważasz, że to naprawdę jest aż tak wyssane z palca?
Dodge this: <!-- m --><a class="postlink" href="http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/20930778">http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/20930778</a><!-- m -->
Odpowiedz
#46
Alek napisał(a):Tak, myślę, że będą...
No i pozostańmy przy swoich opiniach: ja uważam, że należy obywatelom odgórnie narzucać jedynie te kwestie dotyczące wspólnej egzystencji w społeczności (jak obrona granic, polityka zagraniczna, rozwój infrastruktury państwa, bezpieczeństwo wspólne, walka z przestępczością itp.), z którymi jednostki same nie mogłyby sobie poradzić, ale sprawy dotyczące prywatnej sfery życia uwolnić z rąk Państwa w sposób najdalej idący.
Ty, jak wynika z tego, co napisałeś, uważasz, że ludzie są za głupi, aby ich obdarzyć zaufaniem (a co za tym idzie - wolnością) i widzisz dla Państwa większą rolę w opiekowaniu się swymi obywatelami.
Znajdzie się słowo na każde słowo
Odpowiedz
#47
Alku,
nie chcę powtarzać tego, co tu już było napisane, ale na tej zasadzie należy zabronić dostępu do noży, "kretów" i petard itd. - przecież dane statystyczne na temat liczby okaleczonych po każdym Sylwestrze są nieubłagane.
Poza tym państwo powinno edukować (to jest według mnie jedna z ważnych ról państwa), czego kompletnie nie robi. Ostrzeżenia na papierosach to jest nic, to ledwie namiastka.

Choć zgadzam się z Maćkiem, to być może jednak (poczyńmy takie założenie) dostęp do antybiotyków należy akurat do tych kwestii, w których trzeba byłoby zainterweniować, wprowadzając na przykład wysoką akcyzę. Ale to i tak nie zmienia samej zasady, że:
Cytat:należy obywatelom odgórnie narzucać jedynie te kwestie dotyczące wspólnej egzystencji w społeczności (jak obrona granic, polityka zagraniczna, rozwój infrastruktury państwa, bezpieczeństwo wspólne, walka z przestępczością itp.), z którymi jednostki same nie mogłyby sobie poradzić, ale sprawy dotyczące prywatnej sfery życia uwolnić z rąk Państwa w sposób najdalej idący.
Odpowiedz
#48
Luter napisał(a):na tej zasadzie należy zabronić dostępu do noży, "kretów" i petard itd.
Ja przy całym moim liberalizmie jestem za całkowitym zakazem sprzedaży petard (i nie tylko w okresie sylwestrowym), ze względu na niebezpieczeństwo podczas ich użytkowania, negatywny wpływ na środowisko (głównie na zwierzęta), co ma miejsce podczas używania petard zgodnie z ich przeznaczeniem. Noże i "krety" to zupełnie inna sprawa, mogą być niebezpieczne przede wszystkim wtedy, gdy są używane niezgodnie z przeznaczeniem - ale to może mieć miejsce w przypadku bardzo wielu przedmiotów.
Odpowiedz
#49
MacB napisał(a):ale sprawy dotyczące prywatnej sfery życia uwolnić z rąk Państwa w sposób najdalej idący.
A czy nie sadzisz, ze tą wolność poniekąd już mamy- poprzez internet w każdej zachodniej internetowej aptece kupić możesz dowolny preparat -czy potrzebny, czy dlatego, ze babci pomógł..nikt tam nie pyta po co ci on. Jest wiec ta możliwość i może starczy?
A co do kupna w Egipcie, Macku może tak traktują turystów? Mnie tez w Berlinie sprzedano lek, bo zwyczajnie zapomniałam zabrać..W Polsce tez, żeby daleko nie szukać.

Mam pytanie- dlaczego żadna hipisowska komuna w USA nie przetrwala, a przetrwala komuna w Danii - Wolne Miasto Christiania?
Znacie odpowiedz? Jeśli nie, odpowiem Wam. (I nie dla tego,ze hipisi ''wyrośli'') Przeczytajcie ''Hipisi W poszukiwaniu ziemi obiecanej'' bodajże Jankowskiego.Daje wspaniałą opowieść o granicach wolności.
Ale pytanie zasadnicze-czemu Wolne Miasto Christiania przetrwało, mimo wielu perturbacji.? Nagrody nie będzie...Jak nie znajdziecie odpowiedzi -napisze.

Ad Karol: ta rekomendacje powitano gromkim śmiechem. A chlebków jest dużo -chrupkie, ryżowe, bezglutenowe, jasne ,ciemne.
O tym co w USA jest na receptę decyduje FDA i np efedryna jest tam bez recepty, a jakieś byle co może być na receptę, bo jest nowym lekiem , niedawno dopuszczonym do obrotu. A w warunkach klinicznych testowane było na zdrowych , młodych osobnikach płci męskiej, wiec nie znane są możliwe wpływy na płód, karmienie itp.
'Niegodne nas – za sprawy błahe
(Drobnych utrapień lichy towar)
Płacić rozpaczą, gniewem, strachem,
Zużywać w kłótniach cenne słowa'
Odpowiedz
#50
Ja jeszcze dorzucę dwie kwestie:

1. I tak są regulacje. Istnieją antybiotyki (skoro o nich mówimy) niedostępne poza szpitalem. Pewnie zostawiono by taki sam podział.
2. A czy teraz jest bezpieczniej z medyczną wiedzą na temat interakcji? Jeśli anestezjolodzy odmawiają mi od roku operacji, bo nikt nie wie (przynajmniej się nie przyznaje), czym mnie znieczulać, żeby mnie nie zabić, a zwykłe zzo do inwazyjnego wprawdzie, ale tylko zabiegu diagnostycznego kończy się tym, że dostaję duszności i "rzutu neuropatycznego", a pan wielki specjalista z kliniki zleca zaocznie lek p/bólowy, na którym jego własny producent pisze, że ze względu na wysoki wyrzut histaminy nie podawać w astmie i nietolerancji, po którego zażyciu zeszłabym bardzo szybko (a przez 11 godzin pielęgniarki i lekarze odmawiali podejścia do mnie, ratował mnie przywiezionymi medykamentami mąż współpacjentki) - to czego Wy oczekujecie od pacjentów?

A takich historii są tysiące, setki tysięcy. Te bardziej oczywiste kończą się relacjami na łamach gazet z procesów sądowych, ale pewnie ponad 90% to są cierpienia ludzi, którzy gros czasu i siły poświęcają na to, żeby nie dać się zabić lekarzom. O ile więc będzie gorzej, gdy pacjent będzie miał dostęp do leków, skoro i tak teraz sam się leczy? Sam wyszukuje procedur diagnostyczno-terapeutycznych, bo w większości przypadków zaangażowanie lekarzy kończy się na badaniu moczu, morfologii i jakimś usg po pół roku. A w zasadzie coraz częściej nie sam się leczy, tylko korzysta z grupy wsparcia, jaką stają się coraz bardziej wykwalifikowane wortale zdrowotne (mówię o poważnych, tych certyfikowanych, wspieranych przez specjalistów)? I nawet już w tak poważnych sprawach jak operacje coraz częściej nie można liczyć na lekarzy (przykład z akapitu wyżej - od roku nie znalazłam anestezjologa, który podejmie się mnie znieczulać - nikt nie wie, co można bezpiecznie (podkreślam!) podać takiemu alergikowi, chociaż ja zachodni schemat znieczulania i zabezpieczenia p/bólowego po operacji, nie znając angielskiego, wyguglałam sobie w kilka minut. Co nie oznacza, że podjęłabym się samodzielnego znieczulenia Smile, ale dlaczego sprawia to taką trudność osobom zawodowo przygotowanym?).

Lekarze specjaliści nie mają pojęcia nie tylko o interakcjach leków, ale o "interakcjach" chorób. Dlaczego ©pps leczą rehabilitanci (ale fizjoterapeuci, nie lekarze), a urolodzy i ginekolodzy nie mają pojęcia nawet o objawach? Dlaczego, mimo że uszkodzenia neurologiczne jedną z ważniejszych przyczyn dysfunkcji układu moczowo-płciowego, dostać się na rezonans graniczy z cudem? Ilu polskich lekarzy zleciło pacjentom z pzpm badanie na CMV i schistosomatozę (a to jedne z najważniejszych patogenów)? Dlaczego urolodzy z uporem maniaka wmawiają pacjentkom z zaburzeniami tarczycy, że tarczyca nie ma wpływu na funkcjonowanie układu moczowego, a większość nie widzi powodów do bąknięcia choćby na temat hormonów płciowych czy ADH? Dlaczego dopiero od kilku lat mówi się, że ból gardła przy braku infekcji to niekoniecznie zaraz nerwica, może po prostu refluks żołądkowy? Dlaczego w Polsce na oddziale szpitala klinicznego ustawia się diabetykom kosz białego, zwykłego chleba? (Szkoda, że nie worek zwykłego cukru, byłoby jeszcze dowcipniej). Dlaczego poza kilkoma chorobami typu cukrzyca lekarze nie umieją dobrać diety do choroby? Dlaczego ciągle pokutuje w polskiej medycynie durny mit "zespołu jelita wrażliwego", choć już nawet ogólna prasa podaje odwrotność tego procesu? Dlaczego lekarze zlecają antybiotyki bez antybiogramów, choć lekooporność bakterii jest coraz powszechniejsza? Dlaczego w Polsce zaledwie garstka alergologów wie, że za część migren i PMS-ów odpowiada niedobór DAO i zamiast faszerować się hormonami, wystarczy sprofilować dietę i włączyć suplementację - oczywiście niedostępnego w Polsce - DAO? I dlaczego [tu Karol wycięła własną wiązankę] to ja, prosty filolog, wiem, że jak ktoś nie ma kłopotów z insuliną, to może ratować się manganem, bo mangan podnosi poziom DAO, ale lekarze tego nie wiedzą? A ja nawet biologii w szkole nie miałam! Ja nie wiem, co to jest enzym!
I tak dalej, i tak dalej.

Dlaczego więc uważacie, że oficjalne przekazanie leczenia w ręce pacjentów ma skończyć się hekatombą rodaków? Cóż, zabrzmi to drastycznie (i niesprawiedliwie dla małego, ale jakże wspaniałego grona mądrych lekarzy), ale idę o zakład, że w wielu chorobach znacząco podwyższy się odsetek osób lepiej leczonych Wink.

A z drugiej strony - osoby, które chcą się leczyć jakimiś świństwami, i tak się będą tak leczyć. Vide - patron tego forum.
Odpowiedz
#51
No i dlaczego, do cholery, Smuda nie gra 4-3-3?? Over and out.
Odpowiedz
#52
Karol napisał(a):A z drugiej strony - osoby, które chcą się leczyć jakimiś świństwami, i tak się będą tak leczyć. Vide - patron tego forum..
To była Jego wolność i Jego do niej prawo.

e
'Niegodne nas – za sprawy błahe
(Drobnych utrapień lichy towar)
Płacić rozpaczą, gniewem, strachem,
Zużywać w kłótniach cenne słowa'
Odpowiedz
#53
Alek napisał(a):No i dlaczego, do cholery, Smuda nie gra 4-3-3?? Over and out.
No, jakaś odpowiedź to jest Wink
Znajdzie się słowo na każde słowo
Odpowiedz
#54
Elzbieta napisał(a):To była Jego wolność i Jego do niej prawo.
Oczywiście!
Ale chodzi o to, że nawet bardzo restrykcyjne działania władz (np. niemożność importowania bez setek zezwoleń leków, które na Zachodzie są sprawdzone i skuteczne, tylko dlatego, że nie ma w Polsce analogicznych badań - czytaj: nie dano paru łapówek - na Polakach, jakby Polacy mieli mieć inne wyniki niż pacjenci z pozostałych krajów) nie będą miały istotnego oddziaływania na fakt istnienia takich panów B., którzy leczą kiszonką. A z drugiej strony z rozpędu każe się Knorrowi przeprowadzać badania kliniczne na kostce czosnkowej, z której to decyzji GIS się następnie wycofuje, ale tylko u Knorra, bo analogiczny producent czosnku, tyle że w kształcie żelowej kapsułki, a nie sześcianiku, już ma nakaz przeprowadzenia badań klinicznych podtrzymany.

Dlatego więc stoję na stanowisku, skoro rozmawiamy o stopniu "uwolnienia pacjenta", popieram te forumowe poglądy, które twierdzą, że liberalizm musi być znaczniejszy, przynajmniej dopóki oficjalna opieka zdrowotna jest aż tak niewydolna, natomiast musi być większe ponoszenie konsekwencji za swoje decyzje. Żeby nie było potem tak, że mordercy, który upchnął 18 osób na pace w 6-osobowym samochodzie i zabił ich wszystkich, wyprzedzając we mgle, oddaje się hołd żałobą w dwóch województwach.
Odpowiedz
#55
Karol napisał(a):...że mordercy, który upchnął 18 osób na pace w 6-osobowym samochodzie i zabił ich wszystkich, wyprzedzając we mgle, oddaje się hołd żałobą w dwóch województwach.
Gdyby jechał jedynie z własną żoną i dziećmi, nikogo nie upychając, to też by ich pozabijał właśnie "wyprzedzając we mgle".
Znajdzie się słowo na każde słowo
Odpowiedz
#56
Zgadza się! Teraz media mają nad czym się pastwić, a policja brać mandaty i utrudniać ludziom życie. Wyszukuje się na siłę jakichś przyczyn zastępczych w rodzaju, że za dużo ludzi jechało albo powtarza się bezmyślnie i do znudzenia demagogiczne chrzany w rodzaju "nadmierna prędkość" (zwalić na prędkość oczywiście zawsze wszystko można - przecież gdyby zmniejszyć prędkość do zera, niewątpliwie żadne pojazdy by się nie zderzały). Tymczasem są dwie główne przyczyny tego i większości w ogóle wypadków w Polsce:

1. Niski poziom umiejętności kierowców,
2. Niska, skandaliczna wręcz kultura jazdy.

W tym pierwszym prym wiedzie cała rzesza ludzi, którzy do prowadzenia samochodu się po prostu nie nadają. Zrobili prawo jazdy, bo w dzisiejszych czasach samochód jest dobrem powszechnym, a poruszanie się nim jest często niezbędne, ale jeżdżą z przerażeniem w oczach albo wyobrażają sobie, że jeśli będą jeździć 40 czy 50 km/h i na 5 kilometrów przed skrętem w lewo dla pewności zajmą już lewy pas, to ich jazda będzie bezpieczna. Tymczasem tacy kierowcy stwarzają zdecydowanie większe zagrożenie niż kierowcy jeżdżący dynamicznie (nie mówię tu o chuliganach drogowych, tylko o ludziach jeżdżących dynamicznie, ale sprawnie). Mam wrażenie, że pieprzenie o nadmiernej prędkości robi więcej szkody niż pożytku - bo na wszelkiej maści chuliganów i tak nie podziała, ludzie myślący i tak dostosują prędkość do warunków, a tylko te uliczne kasztany utwierdzą się w przekonaniu, że bycie zawalidrogą na lewym pasie tudzież jechanie we trzech równolegle trzema pasami z prędkością o 20 km/h niższą niż dozwolona jest świetnym i bezpiecznym rozwiązaniem.

Druga ważna przyczyna wypadków do skandaliczna kultura jazdy całej masy chamów polskich dróg. Wpychanie się, gdzie się da, niewpuszczanie pojazdów będących na kończącym się pasie, często nawet wymuszanie pierwszeństwa, wyprzedzanie na chama. W tym wszystkim prym wiodą wszelkiej maści przedstawiciele handlowi oraz samochody dostawcze i busy. To oni najczęściej wyprzedzają, zmuszając kierowców jadących z przeciwka do zjeżdżania na pobocze a nawet do hamowania. Taki Transit czy Transporter potrafi jechać po linii ciągłej, po martwej strefie; wyprzedzanie na przejściu dla pieszych jest w ich przypadku nagminne.

Bus, który się rozbił, wyprzedzał bezmyślnie - we mgle, bez odpowiedniej widoczności. To była pierwsza i jedyna przyczyna tego wypadku. Tyle że takie postawienie sprawy jest niepopularne - wdawanie się w rozważania, jak to złu całego świata winne jest to, że busem jechało szesnaście osób zamiast dziewięciu jest znacznie bardziej medialne i dające złudne poczucie, że mamy na coś wpływ. "No tak, trzeba pilnować, żeby bus nie był przepełniony i wszystko będzie dobrze". "Pamiętaj, żeby zawsze przed wyjazdem autokaru wiozącego twoje dziecko na kolonie wezwać dzielną policję, która profesjonalnie sprawdzi czy autobus ma działające kierunkowskazy, a kierowca uiścił 100 złotych za przedłużenie świadectwa kwalifikacji". Ludzie lubią proste i klarowne wytłumaczenia, stąd taka popularność rozmaitych bzdurnych mądrości. Tymczasem problem jest znacznie bardziej skomplikowany i tkwi gdzie indziej. Zawód kierowcy często wykonują kompletne młoty - ludzie o tak niskim poziomie intelektualnym, że uniemożliwia im on wykonywanie nawet tego dość prostego zawodu. A nawet ci, którzy by się do tego potencjalnie nadawali, nie są odpowiednio szkoleni, bo państwo ogranicza się do pobierania pieniążków i przymykania oczu na szalejące łapownictwo w ośrodkach egzaminacyjnych, jakością szkoleń natomiast nikt się nie przejmuje.
W ciągu ostatnich dwudziestu, ba! nawet dziesięciu lat liczba samochodów wzrosła kilkakrotnie przy minimalnej poprawie infrastruktury drogowej. Ruch jest ogromny. Dziś poruszanie się po polskich drogach wymaga znacznie większych umiejętności, a przede wszystkim wyobraźni, niż nawet dziesięć lat temu.
Odpowiedz
#57
Luter napisał(a):Tymczasem są dwie główne przyczyny tego i większości w ogóle wypadków w Polsce:1. Niski poziom umiejętności kierowców,2. Niska, skandaliczna wręcz kultura jazdy.W tym pierwszym prym wiedzie cała rzesza ludzi, którzy do prowadzenia samochodu się po prostu nie nadają. Zrobili prawo jazdy, bo w dzisiejszych czasach samochód jest dobrem powszechnym, a poruszanie się nim jest często niezbędne, ale jeżdżą z przerażeniem w oczach albo wyobrażają sobie, że jeśli będą jeździć 40 czy 50 km/h i na 5 kilometrów przed skrętem w lewo dla pewności zajmą już lewy pas, to ich jazda będzie bezpieczna. Tymczasem tacy kierowcy stwarzają zdecydowanie większe zagrożenie niż kierowcy jeżdżący dynamicznie (nie mówię tu o chuliganach drogowych, tylko o ludziach jeżdżących dynamicznie, ale sprawnie). Mam wrażenie, że pieprzenie o nadmiernej prędkości robi więcej szkody niż pożytku - bo na wszelkiej maści chuliganów i tak nie podziała, ludzie myślący i tak dostosują prędkość do warunków, a tylko te uliczne kasztany utwierdzą się w przekonaniu, że bycie zawalidrogą na lewym pasie tudzież jechanie we trzech równolegle trzema pasami z prędkością o 20 km/h niższą niż dozwolona jest świetnym i bezpiecznym rozwiązaniem.Druga ważna przyczyna wypadków do skandaliczna kultura jazdy całej masy chamów polskich dróg. Wpychanie się, gdzie się da, niewpuszczanie pojazdów będących na kończącym się pasie, często nawet wymuszanie pierwszeństwa, wyprzedzanie na chama. W tym wszystkim prym wiodą wszelkiej maści przedstawiciele handlowi oraz samochody dostawcze i busy. To oni najczęściej wyprzedzają, zmuszając kierowców jadących z przeciwka do zjeżdżania na pobocze a nawet do hamowania. Taki Transit czy Transporter potrafi jechać po linii ciągłej, po martwej strefie; wyprzedzanie na przejściu dla pieszych jest w ich przypadku nagminne.
Z tymi chamami polskich dróg to, z jednej strony prawda, z drugiej wszelkiej maści Tirowcy albo np. przedstawiciele handlowi wszędzie się spieszą, bo muszą. Tak się składa, że pracuję w "konkurencyjnym InPoście", jak to był uprzejmy stwierdzić jeden z użytkowników Forum, czyli w DHL i z owymi "chamami polskich dróg" mam do czynienia praktycznie codziennie. Zarówno tymi, którzy tzw. transportem liniowym wyjeżdżają o godzinie 20:30 z Gdańska, aby na godzinę 00:00 być np Warszawie, jak i z tymi przedstawicielami handlowymi, którzy zapierdzielają po Warszawie czy Łodzi, bo mają do objechania np. 20 klientów dziennie. Pierwsi muszą pokonać mniej więcej 300 km w 3 godziny, co jest w praktyce niewykonalne przy założeniu, że będą jechać zgodnie z przepisami. Dlatego te przepisy nagminnie łamią. Bo jeśli ich nie złamią i się spóźnią to powoduje to lawinę dalszych opóźnień, za którymi idą znów reklamacje, odszkodowania itp sprawy. Inaczej mówiąc, jeśli przepisów nie złamią to za chwilę sami oberwą, bo ostatecznie koszty odszkodowania wypłaconego klientom (czyli straty firmy przewozowej) obciążają winowajcę, tj, tego ktoś się np. spóźnił.
Z przedstawicielami handlowymi jest podobnie - jak nie obskoczą odpowiedniej liczby klientów, w najlepszym razie na koniec miesiąca będą mili mniejszą premię, albo wcale jej nie dostaną. Podaję przykład firmy przewozowej, ale podejrzewam, ze w większości wszelkiego rodzaju transportów tak działa. Normy się śrubuje, czasy maksymalnie nagina, aby tylko osiągnąć możliwie największy zysk. Dlatego, choć nie zaprzeczam, że Tirowcy jeżdżą czasem strasznie, nie wrzucałbym ich wszystkich do jednego wora "drogowych chamów", bo oni często po prostu nie mają innego wyjścia. Muszą tak pracować, albo muszą zmienić pracę.
Swoją drogą, ostatnia zima - jedna z ostrzejszych przecież - całkiem pozytywnie zweryfikowała moje zdanie na temat kierowców, którzy jeżdzą zawodowo dużymi autami. Podziwiałem tych chłopaków, jak sobie radzą w często absolutnie fatalnych warunkach. Były takie dni, że w dużych miastach z racji ilości śniegu niektóre rejony były zupełnie nieprzejezdne. Goście zapierdzielali z paczkami pieszo, albo wjeżdżali w zasypane rejony ryzykując różnego rodzaju uszkodzenia aut (zwykły zmarznięty lód w dużej kupie śniegu, jak się nań wjedzie potrafi uszkodzić elementy nadwozia, oberwać miskę olejową itp). A oni jeździli, dowozili i robili to zazwyczaj terminowo. Na ul. Targowej w Łodzi przez praktycznie całą zimę chodniki i część pasów jezdni zawalone były odgarniętymi wysokimi pryzmami śniegu. To powodowało, że samochody normalnie parkujące na części chodnika, musiały teraz parkować wzdłuż pryzm, czyli normalnie na jezdni. Skutek był taki, że z dwóch pasów zrobił się praktycznie jeden i na tym jednym pasie jakoś musiały się mieścić samochody jadące w obu kierunkach. Osobówkom było ciężko a co dopiero powiedzieć o systematycznie jeżdżących dostawczakach i tirach, które dowożą towar do pobliskiego supermarketu. Pojawiało się tych tirów kilka dziennie, dostawczych kilkadziesiąt. Manewrowanie takim samochodem wymaga sporych umiejętności w warunkach a co dopiero w złych. I przez całą zimę nie widziałem jednego uszkodzonego przez tira zaparkowanego samochodu. Szczerze mówiąc, nie wiem, jak oni to robili, ale dawali radę. Byłem pełen podziwu, kiedy jednego z takich kierowców obserwowałem przez dłuższy czas, jak wyjeżdżał z Targowej - odcinek 300 m pokonał chyba w 15 min, po prostu turlał się tym samochodem, ale...wyjechał. Tymczasem ludzie manerwujący o wiele mniejszymi autami mieli dużo poważniejsze kłopoty.

Do listy głównych przyczyn wypadków w Polsce dorzuciłbym jeszcze dwie przyczyny:
3. fatalny mimo wszystko stan dróg w Polsce. Dziury i koleiny (np. na krajowej 8) wciąż straszą - zwłaszcza po zimie. Są takie odcinki, gdzie po prostu nie da się jechać inaczej, jak w koleinach, co np. po deszczu jest dodatkowym niebezpieczeństwem. Niby się te drogi naprawia, niby się je remontuje, ale często jakość prac remontowych jest równie niska, jak jakość dróg przed remontem. Mówiąc inaczej: remont jet zrobiony po łebkach i pierwsze upalne lato, albo mroźna zima ten fakt potwierdza. Duża ilość remontów, czyli rozmaitych mijanek, spowolnień, powstających w ich skutek korków w poważny sposób wydłuża podróż. Przy odpowiednim splocie okoliczności, można 300 km trasę jechać np. 7 godzin. To powoduje zmęczenie, obniżoną koncentrację, albo zwykłe wkurwienie, które skutkuje brawurą (ludzie zmęczeni staniem 45 min w korku nadrabiają stracony czas jadąc na chama, z dużą prędkością, wyprzedzając na trzeciego itd). Oczywiście nic chamstwa i brawury nie usprawiedliwia, ale złe warunki na drogach często trochę to chamstwo tłumaczą.

4. Jazda po alkoholu. Ludzie jeżdżą tuż po wódzie, w trzy godziny po niej, albo na kacu. Nie ukrywam, że i mnie się to zdarzyło ze trzy razy w życiu. Ale są tacy, którzy robią to nagminnie. Znam człowieka, który z racji rozlicznych znajomości w okolicy, nie obawia się policji i systematycznie jeździ absolutnie pijany. Jeszcze nikogo nie zabił, ale kilka kolizji miał, z czego ze dwa razy skasował auto w taki sposób, że kupował nowe. I nic. Jeździ dalej. Ma prawko, włos mu z głowy nie spadł.
[b][color=#000080]Warszawskie bubki, żygolaki
Z szajka wytwornych pind na kupę,
I ty, co mieszkasz dziś w pałacu,
A srać chodziłeś pod chałupę,
Ty, wypasiony na Ikacu -
całujcie mnie wszyscy w dupę.[/color][/b]
Odpowiedz
#58
I ja to obserwuję, że w Polsce, głównie dzięki jakości (i ilości tych lepszych) dróg, kierowcy nagminnie
Niktważny napisał(a):nadrabiają stracony czas jadąc na chama, z dużą prędkością, wyprzedzając na trzeciego itd
Znajdzie się słowo na każde słowo
Odpowiedz
#59
MacB napisał(a):Gdyby jechał jedynie z własną żoną i dziećmi, nikogo nie upychając, to też by ich pozabijał właśnie "wyprzedzając we mgle".
Podkreślenie Twoje - dodaj Smile. Nie jest to najważniejszy czynnik, ale dodatkowy. Wyobrażasz sobie przeprowadzenie operacji, kiedy nic nie widzisz? Chociaż, podejrzewam, byłoby to prostsze, bo znasz anatomię, robiłeś ileś operacji i pewne rzeczy możesz wykonać - nomen omen - w ciemno, gdyby jakieś życiowe ekstremum Cię do tego zmusiło. Natomiast wspominam o tym czynniku, bo ktoś, kto pcha się na cudzy pas, nie widząc z powodu mgły, co się na tym pasie dzieje, musi założyć, że może doprowadzić do wypadku. Ktoś, kto upchnął 17 osób, z czego 12 bez żadnych zabezpieczeń (żona ma pas, dziecko fotelik - policja mówiła, że bilans ofiar mógłby być mniejszy, gdyby siedzieli w pasach, nienarażeni na kontakt z latającymi luzem ostrymi przedmiotami, z których przecież najlżejsze nawet skrzynki w chwili zderzenia stają się śmiercionośne), i pcha się na oślep na przeciwny pas - nie mógł być pewny bezpieczeństwa manewru. Ba! Musiał być pewny jego niebezpieczeństwa, co najwyżej mógłby po udanym jego wykonaniu stwierdzić, że operacja niewarta była czarnych przewidzeń.
Odpowiedz
#60
Czyli, jeśli dobrze zrozumiałem Twój punkt widzenia, ważniejsze było ponadnormatywne upchnięcie ludźmi paki dostawczaka niż manewr wyprzedzania we mgle?
Umiesz jakoś obronić tę tezę?
Bo ja sądzę, że tak upchanym samochodem gość ów (nazwijmy go nawet KIEROWCĄ) jeździł codziennie od lat, ale manewrów wyprzedzania we mgle nie zaliczył zbyt wielu w swej oszałamiającej karierze... KIEROWCY. Ciekaw jednak jestem Twoich racji.
Znajdzie się słowo na każde słowo
Odpowiedz


Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Moralna kwestia wykonywania pewnych utworów JK Ćwirek 18 5,146 01-20-2007, 04:17 PM
Ostatni post: Artur
  kwestia wieku ewcia 15 5,047 01-20-2006, 08:27 AM
Ostatni post: tsteifer

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości