Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Gretkowska o Ojcu
#1
Na 192 stronie powieści Gretkowskiej "Kobieta i mężczyźni" jest zdanie o Ojcu:

"Kaczmarski nie zachwalałby sportowych butów ani ubezpieczeń. Wolał dać sobie wyrwać zrakowaciałe gardło, niż żyć bez śpiewania".

Trochę dziwnie skonstruowane zdanie, nie uważacie? Wkońcu Ojciec nie dał sobie "wyrwać gardła" a wręcz przeciwnie. Ale sama sprawa "reklamowania" mnie zastanawia. Co uważacie za bardziej niestosowne - korzystanie z twórczości Ojca w celu propagowania, dajmy na to, idei danej partii politycznej, czy wychwalania jakiegoś produktu? Bo ja raczej jestem skłonna stawiać na to pierwsze - wychwalanie jakiejś idei moim zdaniem może być bardziej szkodliwe. No, chyba że reklamowałby piwo albo wódkę (wybaczcie czarny humor).

Pzdr.

-P
"Chude Dziecko"
Odpowiedz
#2
Tak, trochę dziwne. Oczywiście manipulacje ideoologiczne. Wybaczam.

Pzdr,
Z.
Odpowiedz
#3
Chyba nie ma tu reguły. Trzeba by każdorazowo zadać sobie pytanie, co na to powiedziałby Jacek. A przy okazji, znalazłem coś takiego:

[Obrazek: Oblawa.jpg]
Odpowiedz
#4
berseis13 napisał(a):Wolał dać sobie wyrwać zrakowaciałe gardło, niż żyć bez śpiewania
Chętnie zapytałbym autorkę tego zdania, czym w takim razie śpiewał Kaczmarski...

Ad rem: Kiedyś byłem gotów kłócić się z każdym, kto nie uważał, że Artysta powinien zajmować się wyłącznie sztuką, a nie brukać się polityką, teraz wiem, że Artysta też człowiek i ma prawo do własnych poglądów. Czasami tylko otrzymuję kolejny dowód na to, że nie znam się zupełnie na ludziach...

A reklama? Chyba podobnie... Wydaje mi się, że nie mam prawa w żaden sposób żądać, aby lubiany, czy poważany przeze mnie artysta żył tak, aby dorównać moim (czy czyimkolwiek!) wyobrażeniom na swój temat... Pozostaje jeszcze pytanie, czy jeśli reklama z szanowanym przeze mnie artystą już powstanie, to będę w stanie ją zaakceptować. Jeśli będzie to ciekawe, jak Waglewski, czy Majchrzak w spocie Żywca, to uśmiechnę się i obejrzę z zainteresowaniem, ale jeśli będzie to w typie reklam z Depardieu, to... pozostanie mieć nadzieję, że być może dzięki temu (jeść trzeba!) za to będzie mógł stworzyć Kreację w niskobudżetowym filmie, który będę potem wspominał latami.

A przy okazji nasunęło mi się jeszcze jedno pytanie: czy artysta może się wypowiadać w sprawach wiary? Czy może przekonywać do religii, którą uznaje za właściwą, albo przeciwnie - uzasadniać, że jest ona opium dla mas?
[size=85][color=darkgrey][i]Jak jest tylko śmiesznie – może być niewesoło[/i]
Edward Dziewoński[/color][/size]
Odpowiedz
#5
Mnie się również wydaje, że artysta to przecież normalny człowiek, więc ma prawo do własnych wyborów i poglądów. Z drugiej strony, to jednak osoba publiczna, więc nie można się dziwić, że inni ludzie, również mający prawo do własnych wyborów i poglądów, ocenią go za to. Ja osobiście nie przepadam za reklamami, w których szanowany przeze mnie aktor zachęca mnie do ubezpieczania się w konkretnej firmie,czy picia jakiegoś piwa. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że kasa, jaką dostał za tę reklamę wynagradza mu nadszarpniętą reputację. A jednak szanuję bardzo Annę Dymną i paru innych "starych, dobrych" aktorów, którzy, mimo pokus nigdy swojego wizerunku żadnej firmie nie sprzedali... Cieszę się, że JK też do nich należał (choć nie wiem, czy miał takie propozycje).
pkosela napisał(a):A przy okazji nasunęło mi się jeszcze jedno pytanie: czy artysta może się wypowiadać w sprawach wiary? Czy może przekonywać do religii, którą uznaje za właściwą, albo przeciwnie - uzasadniać, że jest ona opium dla mas?
Nie wiem, co masz na myśli, ale ja się cieszę, kiedy Artysta nie wstydzi się swojej wiary:
<!-- m --><a class="postlink" href="http://www.youtube.com/watch?v=9X5vSmlcpYQ">http://www.youtube.com/watch?v=9X5vSmlcpYQ</a><!-- m -->
Odpowiedz
#6
JoannaK napisał(a):Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że kasa, jaką dostał za tę reklamę wynagradza mu nadszarpniętą reputację.
Czy w takim razie aktor, który zagrał Stalina, cieszy się automatycznie złą reputacją?
JoannaK napisał(a):Cieszę się, że JK też do nich należał (choć nie wiem, czy miał takie propozycje).
Czyli nie wiesz, czy powinnaś się cieszyć Tongue
JoannaK napisał(a):ja się cieszę, kiedy Artysta nie wstydzi się swojej wiary
Czy w przypadku "nie wstydzenia się" ateizmu też ogarnęłaby Cię radość? Wink
[size=85][color=darkgrey][i]Jak jest tylko śmiesznie – może być niewesoło[/i]
Edward Dziewoński[/color][/size]
Odpowiedz
#7
pkosela napisał(a):Czy w takim razie aktor, który zagrał Stalina, cieszy się automatycznie złą reputacją?
Zależy jak zagrał. Wink
pkosela napisał(a):Czyli nie wiesz, czy powinnaś się cieszyć
no to cieszę się, że nie wiem...
pkosela napisał(a):Czy w przypadku "nie wstydzenia się" ateizmu też ogarnęłaby Cię radość? Wink
nie
Odpowiedz
#8
pkosela napisał(a):
JoannaK napisał(a):Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że kasa, jaką dostał za tę reklamę wynagradza mu nadszarpniętą reputację.
Czy w takim razie aktor, który zagrał Stalina, cieszy się automatycznie złą reputacją?
Wiesz, są tacy, którzy bardzo dosłownie potrafią odbierać niektóre role. Na przykład znam takiego co to przypuszczał, iż Adam Ferency jest żydem, gdyż brał udział, czy też był narratorem w audycji o żydach Big Grin
JoannaK napisał(a):A jednak szanuję bardzo Annę Dymną i paru innych "starych, dobrych" aktorów, którzy, mimo pokus nigdy swojego wizerunku żadnej firmie nie sprzedali...
Może po prostu nie mieli takich propozycji? A z drugiej strony, czy uważasz, że takiemu choćby wizerunkowi scenicznemu Gajosa, bardzo zaszkodziła reklama pewnej znanej marki samochodów? A czy Olbrychskiemu bardzo zaszkodziło reklamowanie lodów? A wreszcie - czy kiedy oglądasz Marka Kondrata w jakimś filmie, kojarzysz go z panem z reklamy znanego banku? Myślę, że czasy 'oburzania' się na aktorów za to, że występują w reklamach, już raczej odchodzą do lamusa. I przychylam się jak najbardziej do słów Piotrka:
pkosela napisał(a):pozostanie mieć nadzieję, że być może dzięki temu (jeść trzeba!) za to będzie mógł stworzyć Kreację w niskobudżetowym filmie, który będę potem wspominał latami.
JoannaK napisał(a):Cieszę się, że JK też do nich należał (choć nie wiem, czy miał takie propozycje)
Nie sądzę, aby miał takie propozycje.
Tam - Apokalipsa,
Nieuchronny kres.
Tu - nie grozi nic nam,
Tu - niezmiennie jest...
Odpowiedz
#9
Kuba Medrzycki napisał(a):Może po prostu nie mieli takich propozycji?
Z tego, co wiem, to Dymna miala, ale ona twardo stoi na stanowisku, że na jej wizerunek pracowało zbyt wielu ludzi, żeby ona teraz brała za niego niebotyczną kasę. Uważa, że to nieuczciwe. Kolberger kiedyś był kuszony przez jakąś firmę. Chcąc zniechęcić kusicieli zwielokrotnił sumę, którą mu proponowali, a oni odpowiedzieli, że ok, zapłacą ile chce. Mimo to odmówił...
Kuba Mędrzycki napisał(a):Nie sądzę, aby miał takie propozycje.
Ja też nie. ale chcę wierzyć, że by ich nie przyjał...
Odpowiedz
#10
JoannaK napisał(a):
Kuba Medrzycki napisał(a):Może po prostu nie mieli takich propozycji?
Z tego, co wiem, to Dymna miala, ale ona twardo stoi na stanowisku, że na jej wizerunek pracowało zbyt wielu ludzi, żeby ona teraz brała za niego niebotyczną kasę.
Takie tłumaczenie trochę pod publiczkę. Jak dla mnie bezsensowne. Równie dobrze, można by powiedzieć, że taki choćby JK powinien nie brać pieniędzy za występy czy za płyty, albo dzielić się nimi ze wszystkim, którzy mieli wpływ na Jego wizerunek. No, kaman. Z drugiej strony, kto ma występować w reklamach jak nie aktorzy, ludzie publiczni? Powiedz Joanno, choć podobna dyskusja już kiedyś tutaj się toczyła, co Twoim zdaniem jest złego w tym, że Gajos zareklamuje samochód, Olbrychski lody, a Kondrat bank? A czy gdyby JK reklamował w swoim czasie powiedzmy internetowe sklepy sprzedające markowe gitary, to coś by zmieniło w Twoim postrzeganiu Jego twórczości?
Tam - Apokalipsa,
Nieuchronny kres.
Tu - nie grozi nic nam,
Tu - niezmiennie jest...
Odpowiedz
#11
Takim ludziom, jak Gajos, czy Dymna udział w większości reklam/akcji społecznych/kampanii politycznych nie ma prawa zaszkodzić, jeśli chodzi o publiczny wizerunek. Tak samo, jak nie zaszkodzi Waglewskiemu, czy Majchrzakowi udział w reklamie piwa Żywiec. Te osoby - niezależnie, w ilu reklamach wzięły, lub jeszcze wezmą udział - całym swoim zawodowym życiem pokazały, ze są przede wszystkim znakomitymi fachowcami w dziedzinie, którą się zajmują.
Natomiast, czy Jackowi Kaczmarskiemu zaszkodziłby np. udział w spocie wyborczym określonej partii? Sam Kaczmar swoich sympatii politycznych nie ukrywał - od początku do końca był wierny ludziom i ideom centrolewicowym. Bywał na publicznych imprezach spod znaku Unii Demokratycznej i Unii Wolności. Obracał się w kręgach osób związanych ze środowiskiem "Gazety Wyborczej". I to było moralnie czyste. Dlatego generalnie nie zaszkodziło jego wizerunkowi.
Kaczmarski reklamujący ubezpieczenie, albo bank? Myślę, że JK był ponad chęcią wykorzystania własnego wizerunku dla osiągania wyłącznie korzyści materialnej. Inna sprawa, że jego twarz nigdy nie była na tyle popularna, aby stanowić obiekt zainteresowania wielkich korporacji.
Choć, z drugiej strony, wiem, że pojawił się ongiś przez chwilę pomysł, aby twarz JK wykorzystać w reklamie nowego modelu samochodu pewnej popularnej marki. Wink)
Chodzi o tę reklamę <!-- m --><a class="postlink" href="http://www.youtube.com/watch?v=PWq58Aooalg">http://www.youtube.com/watch?v=PWq58Aooalg</a><!-- m -->
W wersji oryginalnej reklama ta wygląda tak: <!-- m --><a class="postlink" href="http://www.youtube.com/watch?v=seJmEb0fcBA&feature=related">http://www.youtube.com/watch?v=seJmEb0f ... re=related</a><!-- m -->
I jeszcze w wersji francuskiej <!-- m --><a class="postlink" href="http://www.youtube.com/watch?v=Az36Dydcs-c&feature=related">http://www.youtube.com/watch?v=Az36Dydc ... re=related</a><!-- m -->
Wszędzie bardzo znane twarze. Ludzie ci, lub ich rodziny, zgodzili się na wykorzystanie wizerunków osób publicznych w reklamie samochodu. Nie przypominam sobie, aby któraś z pokazanych w spocie osób była potem zapamiętana przez pryzmat owej reklamy.
Big Grin
[b][color=#000080]Warszawskie bubki, żygolaki
Z szajka wytwornych pind na kupę,
I ty, co mieszkasz dziś w pałacu,
A srać chodziłeś pod chałupę,
Ty, wypasiony na Ikacu -
całujcie mnie wszyscy w dupę.[/color][/b]
Odpowiedz
#12
Bo to jednak coś innego. Te osoby nie wystąpiły fizicznie w reklamie. Żadna z nich nie powiedziala: "Super mi sie jeździ tym fiatem 500". Są pokazane jako "część naszej historii". Trudno rzeczywiście, żeby JPII ktoś skojarzył z reklamą fiata...
Odpowiedz
#13
Moim zdaniem dokonujecie pewnego uogólnienia, które powoduje, że tematu nie da się sensownie podjąć. Chodzi mianowicie o pojemność znaczeniową słowa "artysta". Artysta to bowiem zarówno pisarz, poeta, malarz, reżyser, jak też aktor czy tancerz. Tymczasem istnieje zasadnicza różnica między artystą-twórcą, artystą, który swoim dziełem pobudza do myślenia, artystą, który tworzy sztukę, a artystą wykonującym zawód artystyczny (aktor, skrzypek, tancerz). Moim zdaniem w przypadku tej drugiej grupy problem etyki sprzedawania własnego wizerunku nie istnieje. Co więcej - aktor od tego między innymi jest, żeby, kiedy chce i potrzebuje, wystąpił w reklamie czy w inny sposób użył atutu wynikającego z faktu, że jego twarz jest powszechnie znana. To najzupełniej normalne i naturalne. Zupełnie inną natomiast sprawą jest, kiedy w medialną kampanię angażuje się artysta-twórca, w szczególności osoba będąca dla wielu autorytetem moralnym. Taki człowiek po prostu musi brać pod uwagę swoją rolę autorytetu. Choćby nie chciał, nie może tego faktu ignorować, a co za tym idzie, nie może brać udziału w kampaniach medialnych, o ile nie jest przekonany co do słuszności misji, którą w ten sposób wykonuje.
Kuba Mędrzycki napisał(a):Nie sądzę, aby miał takie propozycje.
Na początku kampanii wspierającej Jacka w chorobie pojawiła się propozycja, by zdjęcie Jacka wraz z informacją o chorobie i numerem rachunku Fundacji umieścić na kartach telefonicznych. Przedstawiłem Jackowi tę propozycję i JK odmówił. "Tak źle jeszcze ze mną chyba nie jest, więc z tym na razie się wstrzymajmy" - powiedział. Na kartach w każdym razie nie chciał być.
Odpowiedz
#14
JoannaK napisał(a):Bo to jednak coś innego. Te osoby nie wystąpiły fizicznie w reklamie. Żadna z nich nie powiedziala: "Super mi sie jeździ tym fiatem 500". Są pokazane jako "część naszej historii". Trudno rzeczywiście, żeby JPII ktoś skojarzył z reklamą fiata...
Ależ były protesty w sprawie wykorzystania wizerunku JP II w tej reklamie. Zdaje się, że wypowiedziała się w sprawie nawet Rada Etyki Mediów, po tym, jak spora grupa urażonych widzów zaczęła pisać skargi.
Postacie użyte w reklamie- z własnej woli, lub woli osób, które zadecydowały o takim użyciu ich wizerunku - biorą udział w dość zręcznej manipulacji przecież. Ta reklama jest czystą manipulacją obliczoną na uderzenie w czułe punkty widza - poczucie patriotyzmu, wspólnej historii, przeszłości, wspólnego losu itp. I rzekomo także elementem tej wspólnej historii jest marka Fiat Big Grin Trudno powiedzieć, jak czują te sprawy Włosi, czy Francuzi, ale w czasach pokazanych na reklamie, w czasach porozumień sierpniowych i pielgrzymek Jana Pawła II do Ojczyzny, Fiat w Polsce akurat był synonimem nie osiągalnej dla przeciętnego zjadacza chleba parodii luksusu, synonimem biedy, synonimem kartek na paliwo do Malucha, kolejek po benzynę do Malucha, upokorzenia w czasie przydzielania talonów na Malucha i upokorzenia podczas pisania pisania podania o zakup paska klinowego do Malucha, który to pasek rwał się jak pończocha.
Do dzisiaj Fiat kojarzy się Polakom źle. Mówi się, że przy zakupie samochodu trzeba się kierować zasadą "3 x F". Czyli żadnych Fordów, żadnych Fiatów i żadnych Francuzów (francuskich aut).Mam wrażenie, że uraz Polaków do Fiata jest właśnie historyczny. Jednocześnie Fiat jest trochę tańszy a przez to wciąż bardziej dostępny dla przeciętnego zjadacz polskiego chleba. Stąd jego popularność, mimo tradycyjnej niechęci do marki. Kupujemy go, bo nas stać, chociaż wolelibyśmy Japończyka albo Niemca.
I w ten właśnie zbudowany na paradoksie stosunek Polaków do fiata świetnie wstrzela się reklama, która próbuje markę samochodu skojarzyć z tym, co dla Polaków najcenniejsze, najbardziej wartościowe. Na tym polega manipulacja z użyciem znanych twarzy wielkich Polaków, które niby pokazane są, jako "część naszej historii", ale w istocie uwiarygadniają cwany marketing.
[b][color=#000080]Warszawskie bubki, żygolaki
Z szajka wytwornych pind na kupę,
I ty, co mieszkasz dziś w pałacu,
A srać chodziłeś pod chałupę,
Ty, wypasiony na Ikacu -
całujcie mnie wszyscy w dupę.[/color][/b]
Odpowiedz
#15
Luter napisał(a):Tymczasem istnieje zasadnicza różnica między artystą-twórcą, artystą, który swoim dziełem pobudza do myślenia, artystą, który tworzy sztukę, a artystą wykonującym zawód artystyczny (aktor, skrzypek, tancerz). Moim zdaniem w przypadku tej drugiej grupy problem etyki sprzedawania własnego wizerunku nie istnieje.
Zgadzam się i nie zgadzam. Często podejmujemy w szkole dyskusje na ten temat i zdania są bardzo podzielone w zależności od tego, jakie kto ma oczekiwania wobec zawodu aktora.
Nasz dziekan mawia tak: w tej szkole studenci dzielą się na samouków i nieuków. Moim zdaniem to oznacza, że dzielą się na przyszłych twórców i tych, którzy uczą się jedynie rzemiosła. Efekty widać: są aktorzy, którzy grają czysto technicznie (do ich grona, moim zdaniem, zaliczają się m.in: Andrzej Seweryn i Gabriella Muskała) - Ich praca ogranicza się do "wykonania" wizji reżysera czy też autora. Tak jak wśród absolwentów, załóżmy, Akademii Muzycznych, są ci, którzy będą wykonywali dżingle do reklam i ci, którzy napiszą symfonię.
Jednak zdarzają się w naszym zawodzie (aktora) twórcy przez duże Tfu. To są ci, którym udaje się stworzyć (tak, stworzyć) pełnokrwistą postać ze słów scenariusza, lub też odnaleźć inne płaszczyzny działania i charakterystyki postaci (dzieła). Ta postać jest ich dziełem, tyle że dziełem jedynie ciała i umysłu, a nie farby, instrumentu czy pióra. Tu przejdźmy do problemu etyki: Aktor jest nierozerwalnie połączony ze swoim dziełem, ze swoją rolą, jest z nią utożsamiany, zapamiętany dzięki niej. Czy etyka nie powinna zabraniać mu robić coś, co by temu uwłaczało? Nie wiem.. załóżmy, że.. O! Anthony Hopkins, znakomity aktor, zapamiętany w roli Picassa, Hannibala, wystąpi w reklamie.. no.. żeby nie było zupełnie abstrakcyjnie: odżywki Doppel Hertz? Tu z kolei trzeba ustalić, co tak na prawdę mamy na myśli mówiąc "etyka"? - Występując w takiej reklamie/ w szmatławym serialu/ szmatławym filmie, twórca szkodzi w sumie tylko sobie samemu i swoim przyszłym dziełom. Tu nie ma podziału na twórców czy artystów-wykonawców - reguła w sumie dotyczy wszystkich. U aktora kwestia etyki dotyczy ogólnego założenia naszego zawodu: mamy pokazywać prawdę, człowieka - aktorzy zajmują się emocjami, w pewnym sensie dyssekcją postaci. Mamy swoje powinności wobec nich, wobec słów ich opisujących. Wychodząc ze szkoły, wielu chce służyć temu zalożeniu, że będą wiernie tworzyć postacie z największych dzieł literatury, że będa "zwierciadłem dla mas". Tu niestety często dość boleśnie zderzają się z rzeczywistością: nie ma miejsca dla wszystkich. Trzeba sprzedać swoje umiejętności, żeby zarobić na chleb. Czy to etyczne? W sumie nikomu nie szkodzą, a jednak wiąże sie z tym jakieś poczucie wstydu, upokorzenia. Moim zdaniem można wybaczyć początkującemu aktorowi, który występuje w reklamie, bo nie ma za co zapłacić rachunków. Jednak w przypadku aktorów, którzy mają za co żyć i ponadto w dorobku wielkie kreacje aktorskie, wielkie dzieła sceny, można tylko zastanawiać się, po co ta chciwość? Bo tu chyba chodzi tylko o forsę? No.. chyba, że na prawdę wierzą i czują potrzebę przekazania ludziom, że kredyty Banku X uratują im życie..
To trudna kwestia i nawet sama nie wiem, jakie mam zdanie. Nie wiem, bo jeszcze nie wykonuję tego zawodu i wiem, że mam w głowie wyolbrzymione oczekiwania wobec pracy aktora, które mogą diametralnie różnić się od rzeczywistości. Wiem tylko to: póki będe miała ten luksus i przywilej - możliwości wyboru, nie pójdę do serialu czy do reklamy. Dla mnie to byłoby nie etyczne i szczerze mówiąc, wolałabym zmywać naczynia u McDonald'sa. Tak samo nie użyczyłabym swojego wizerunku dla promowania, załóżmy, danej partii politycznej - aktor ma służyć sztuce, a ta nie zna polityki.
"Chude Dziecko"
Odpowiedz
#16
Mam wrażenie, że na podobny temat już w podobnym gronie dyskutowaliśmy. Wtedy odsądziliście mnie od czci i wiary, że uznałam, iż szanujący się aktor nie powinien "szmacić się" w reklamie, czy serialu. Teraz widzę, że np. berseis nie jest już w tej sprawie tak jednoznacznie zasadnicza... Ja też oczywiście uważam, że lepiej jak aktor gra w reklamie, żeby zarobić na chleb, niż zmywa gary w Mac Donaldzie. Tyle, ze nie wierzę, że taki Kondrat nie ma z czego żyć, a przecież świadomie porzucił karierę filmową, że przymierają głodem Stuhrowie, czy Fronczewski... Depardieu zapewne nie śmiał by wystąpić w reklamie we własnym kraju i pewnie niewielu Francuzów jest świadomych, że robi to w Polsce. (Trochę mi to przypomina sytuację z "Między słowami" S. Coppoli)
Luter napisał(a):Tymczasem istnieje zasadnicza różnica między artystą-twórcą, artystą, który swoim dziełem pobudza do myślenia, artystą, który tworzy sztukę, a artystą wykonującym zawód artystyczny (aktor, skrzypek, tancerz).
berseis napisał(a):Jednak zdarzają się w naszym zawodzie (aktora) twórcy przez duże Tfu.
Myślę, że w każdym zawodzie i to niekoniecznie sensu stricte artystycznym tak jest - są rzemieślnicy i są artyści. Bywa tak nie tylko z aktorami, czy pisarzami (wbrew opinii Lutra uważam, ze także niektórzy pisarze, czy inni "twórcy" to jedynie rzemieślnicy sprawnie władający warsztatem, ale nie "pobudzający do myślenia"), ale również z nauczycielami, ogrodnikami, kucharzami, krawcami, a może nawet mechanikami precyzyjnymi...
Luter napisał(a):pojawiła się propozycja, by zdjęcie Jacka wraz z informacją o chorobie i numerem rachunku Fundacji umieścić na kartach telefonicznych. Przedstawiłem Jackowi tę propozycję i JK odmówił.
A tu akurat chyba nikt nie miałby prawa Go potępić gdyby się zgodził. Człowiek dla ratowania życia pewnie zebrałby siły do wyrywania płyt chodnikowych, więc dlaczego nie miałby się zgodzić na wykorzystanie swojego wizerunku do zbierania pieniędzy na ratowanie swojego życia i zdrowia. Być może nie zgodził się, bo nie miał pełnej świadomości do czego choroba może doprowadzić:
Luter napisał(a):"Tak źle jeszcze ze mną chyba nie jest, więc z tym na razie się wstrzymajmy" - powiedział.
Odpowiedz
#17
berseis13 napisał(a):są aktorzy, którzy grają czysto technicznie (do ich grona, moim zdaniem, zaliczają się m.in: Andrzej Seweryn
Bez przesady. Co prawda, nie przepadam za tym aktorem, ale żeby od razu szufladkować Go jako 'czystego' rzemieślnika? Hm.. A może po prostu ma on takie warunki zewnętrzne a nie inne, że obsadzany jest głównie w rolach gdzie jego gra może sprawiać wrażenie wyłącznie 'technicznej'.
berseis13 napisał(a):Gabriella Muskała
A któż to jest?
berseis13 napisał(a):Wiem tylko to: póki będe miała ten luksus i przywilej - możliwości wyboru, nie pójdę do serialu czy do reklamy. Dla mnie to byłoby nie etyczne i szczerze mówiąc, wolałabym zmywać naczynia u McDonald'sa.
Obawiam się, że taki luksus i przywilej ma naprawdę niewielu artystów. A i ci, którzy go mają, nierzadko także ulegają pokusie dodatkowych dużych pieniędzy. Dlaczego? Ano dlatego, żeby na przykład zabezpieczyć swoją przyszłość, albo swoich dzieci? I wybacz, ale nie wierzę, że w sytuacji, o której wspomniałaś, poszłabyś pracować do fast-foodu.
JoannaK napisał(a):Tyle, ze nie wierzę, że taki Kondrat nie ma z czego żyć, a przecież świadomie porzucił karierę filmową, że przymierają głodem Stuhrowie, czy Fronczewski...
Zawód aktora, tak mi się przynajmniej wydaje, to nie jest zawód prawnika czy lekarza, który może liczyć na stałe i regularne źródło dochodu praktycznie do śmierci. To jest jak z każdym artystą. Nawet najbardziej znany i wzięty aktor, nie ma pewności czy taka hossa będzie trwać w nieskończoność. To tak trochę jak z piłkarzem, nieprawdaż? Nie wie jak długo będzie mógł biegać po murawie, jak długo będzie gwiazdą stadionów. Jeśli więc ma okazję zarobienia dodatkowych pieniędzy, robi to i ja się mu wcale nie dziwię. Każdy chce mieć w miarę możliwości pewność finansową i nie ma w tym chyba nic nadzwyczajnego. Nigdy nie wiadomo co nas spotka i warto się zabezpieczyć. Dlatego doskonale rozumiem aktorów, którzy ulegają tego typu pokusom. A w przypadku najbardziej znanych twarzy, są to, jak zapewne wiesz, naprawdę ogromne pieniądze, dzięki którym taki aktor nie musi obgryzając paznokcie spoglądać na telefon - zadzwoni czy nie zadzwoni ktoś z propozycją.
Tam - Apokalipsa,
Nieuchronny kres.
Tu - nie grozi nic nam,
Tu - niezmiennie jest...
Odpowiedz
#18
berseis13 napisał(a):Jednak zdarzają się w naszym zawodzie (aktora) twórcy przez duże Tfu. To są ci, którym udaje się stworzyć (tak, stworzyć) pełnokrwistą postać ze słów scenariusza, lub też odnaleźć inne płaszczyzny działania i charakterystyki postaci (dzieła). Ta postać jest ich dziełem, tyle że dziełem jedynie ciała i umysłu, a nie farby, instrumentu czy pióra.
Zdecydowanie masz rację. Była zresztą o tym mowa w innym wątku i też taka konkluzja padła (dyskutowałem wtedy, zdaje się, z PMC). Jednak mówimy tutaj o sytuacjach szczególnych z dwóch powodów: po pierwsze - takie sytuacje, to w skali tłumów ludzi uprawiających na świecie aktorstwo absolutny margines. Kondrat czy Fronczewski, mimo wielu świetnych kreacji, bynajmniej nie są twórcami przez duże Tfu. Po drugie - twórcze wykreowanie postaci, nawet przez duże Tfu, nie jest jeszcze równoważne z nadaniem twórcy tej postaci rangi autorytetu. Oczywiście może tak być, ale nie musi. Oczywistym przykładem mogą być tutaj wybitni sportowcy, którzy, choć nie są artystami-twórcami, mimo woli za sprawą swojej niezłomnej postawy stają się autorytetami dla rzesz młodych ludzi. I w ich przypadku również ma miejsce problem etyki udzielania się w kampaniach medialnych.
JoannaK napisał(a):Tyle, ze nie wierzę, że taki Kondrat nie ma z czego żyć
Ależ ma z czego żyć i to bardzo dobrze. I właśnie na utrzymanie wysokiej stopy życia potrzebuje sporych pieniędzy.
JoannaK napisał(a):wbrew opinii Lutra uważam, ze także niektórzy pisarze, czy inni "twórcy" to jedynie rzemieślnicy sprawnie władający warsztatem, ale nie "pobudzający do myślenia"
Wybacz, Joanno, ale tym razem niczego nie uważasz wbrew opinii Lutra. Raczej pomimo jasno przeze mnie formułowanych wypowiedzi, kompletnie ich nie rozumiesz. A kiedy czegoś nie rozumiesz, to jeszcze nie znaczy, że masz inne zdanie.
Dla ścisłości: Nigdzie nie napisałem, że wszyscy pisarze, poeci, malarze, rzeźbiarze, kompozytorzy czy reżyserzy (niepotrzebne skreślić) to pobudzający do myślenia twórcy przez duże Tfu i, oczywiście, bynajmniej tak nie uważam.
JoannaK napisał(a):A tu akurat chyba nikt nie miałby prawa Go potępić gdyby się zgodził. Człowiek dla ratowania życia pewnie zebrałby siły do wyrywania płyt chodnikowych, więc dlaczego nie miałby się zgodzić na wykorzystanie swojego wizerunku do zbierania pieniędzy na ratowanie swojego życia i zdrowia.
Zabawne, że różnimy się w poglądach na niemalże każdy temat. Tym razem również. Ja oczywiście nie uważam, że życie należy ratować za wszelką lub prawie wszelką cenę. Często jest to bowiem upokarzające, bywa niegodne, a czasem zwyczajnie bezsensowne. Nie mówię tu o wykorzystaniu swojego wizerunku (zresztą to samo poświęcenie dla różnych ludzi może oznaczać zupełnie inną cenę), ale Twoja wypowiedź tak zabrzmiała, jakby ratowanie życia usprawiedliwiało zniżanie się do rzeczy, których normalnie robić nie wypada. Dodam, że ja tutaj nikomu nie odbieram prawa do ratowania życia za cenę, jaką uzna za stosowną (oczywiście w ogólnie przyjętych granicach), a jedynie wyrażam własne zdanie na ten temat. Osobiście podziwiam ludzi, którzy dla ratowania własnego życia do pewnych rzeczy się nie zniżą i sam chciałbym też takim się okazać w momencie ewentualnej próby. Na usilne nagabywanie jednego ze znajomych, żeby natychmiast położył się do kliniki na Banacha, bo tam jest jeden z najlepszych oddziałów onkologicznych, JK odpowiedział: "Ja na Banacha nie wrócę za cenę zdrowia, a nawet życia". I ja to całkowicie rozumiem.
JoannaK napisał(a):Być może nie zgodził się, bo nie miał pełnej świadomości do czego choroba może doprowadzić:
JK miał pełną świadomość swojej choroby i jej nieuchronnych skutków. Po prostu żartował sobie na myśl, że dla zbierania funduszy miałby reklamować się na kartach telefonicznych.

Nie rozumiemy się, Joanno, i zrozumieć się już chyba nie zdołamy.

Pozdrawiam,
KN.

Edit:
Kuba Mędrzycki napisał(a):Obawiam się, że taki luksus i przywilej ma naprawdę niewielu artystów. A i ci, którzy go mają, nierzadko także ulegają pokusie dodatkowych dużych pieniędzy. Dlaczego? Ano dlatego, żeby na przykład zabezpieczyć swoją przyszłość, albo swoich dzieci? I wybacz, ale nie wierzę, że w sytuacji, o której wspomniałaś, poszłabyś pracować do fast-foodu.
Zgadzam się z Tobą, Kubo, w całej rozciągłości tej wypowiedzi.
Odpowiedz
#19
Kuba Mędrzycki napisał(a):Zawód aktora, tak mi się przynajmniej wydaje, to nie jest zawód prawnika czy lekarza, który może liczyć na stałe i regularne źródło dochodu praktycznie do śmierci. To jest jak z każdym artystą. Nawet najbardziej znany i wzięty aktor, nie ma pewności czy taka hossa będzie trwać w nieskończoność.
I dlatego taki Kondrat ogłasza, że kończy karierę, podczas, gdy w reklamach nadal czynnie się udziela? A może po prostu jest to zarobek dużo wyższy, a przy tym dużo łatwiejszy niż praca na planie, nie mówiąc już o teatrze... Po co więc się męczyć? A Jerzy Stuhr? Czy wieloletniemu rektorowi jednej z najlepszych uczelni artystycznych w kraju wypada występować w reklamach? Czy robi to dla swoich dzieci? Chyba nie, bo przecież są one już w życiu ustawione, a jedno z nich gra w tych reklamach u jego boku i dostaje pewnie podobną stawkę... Co innego młodzi, wchodzący do zawodu ludzie, którzy chcą zaistnieć "gdziekolwiek", no i oczywiście zarobić na czynsz. Ich łatwiej zrozumieć, przynajmniej mnie.
Luter napisał(a):Zabawne, że różnimy się w poglądach na niemalże każdy temat.
I dlatego, Lutrze, daruję sobie dyskusję z Tobą.
Odpowiedz
#20
JoannaK napisał(a):I dlatego taki Kondrat ogłasza, że kończy karierę, podczas, gdy w reklamach nadal czynnie się udziela? A może po prostu jest to zarobek dużo wyższy, a przy tym dużo łatwiejszy niż praca na planie, nie mówiąc już o teatrze...
Dokładnie tak jest i dlatego między innymi nie rozumiem, że kogokolwiek to dziwi.
JoannaK napisał(a):
Luter napisał(a):Zabawne, że różnimy się w poglądach na niemalże każdy temat.
I dlatego, Lutrze, daruję sobie dyskusję z Tobą.
I bardzo słusznie robisz.
Ja również staram się nie wchodzić w dyskusje z Tobą.

Pozdrawiam,
KN.
Odpowiedz
#21
berseis13 napisał(a):Co uważacie za bardziej niestosowne - korzystanie z twórczości Ojca w celu propagowania, dajmy na to, idei danej partii politycznej, czy wychwalania jakiegoś produktu? Bo ja raczej jestem skłonna stawiać na to pierwsze - wychwalanie jakiejś idei moim zdaniem może być bardziej szkodliwe. No, chyba że reklamowałby piwo albo wódkę (wybaczcie czarny humor).
Z aksjologicznego punktu widzenia nie widzię niczego zlego w reklamowym dorabianiu przez artystów. Raczej jest to kwestia estetyczna (niektóre reklamy z udzialem profesjonalnych aktorów są żenujące). No, chyba że mamy do czynienia z treścią o dużej szkodliwości społecznej. Kaczmarski reklamujący łódkę Bolls Wink mógłby się okazać nader przekonujący Wink. W przypadku agitowania na rzecz partii mam nieco więcej wątpliwości, ale raczej ze względu na samego artystę... Polityka to grząskie bagno i można rykoszetem ucierpieć... Natomiast wykorzystywanie czyjejś twórczoścido celów propagandowych bez jego całkowitej aprobaty jest naganne.

Co do
berseis13 napisał(a):wychwalania idei
to akurat Gretkowska w swojej twórczości mocno promuje pewien światopogląd. I jeśli promowanie idei ma być niebezpieczne, to zawsze swą najdoskonalszą i zagrażającą formę przyjmuje właśnie, kiedy odbywa się poprzez sztukę, kiedy wnika w nią, a przez nią w umysły. Wiedział o tym Stalin, dostrzegając w kinematografii doskonałe narządzie propagandowe, wiedzieli o tym nasi zaborcy, każdy średnio bystry cenzor itd.
Szanuję tych, którzy wykorzystują siłę swojego oddziaływania do "zbożnych" celów (tu można chyba wskazać Bono). Oczywiście nigdy nie wynika to w 100 % z altruizmu, ale co bywa efekt, to bywa Smile.
Odpowiedz
#22
frida napisał(a):Wiedział o tym Stalin, dostrzegając w kinematografii doskonałe narządzie propagandowe, wiedzieli o tym nasi zaborcy, każdy średnio bystry cenzor itd.
zdaje się , że ojcem tej dzisiejszej psychopapki był nie tyle Stalin co Antonio Gramsci.
Mów mi to co dzień: oni górą
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości