03-31-2009, 04:26 PM
Francuski miesiecznik dla melomanów « Paroles & Musique » był w roku 1982 wydawnictwem niskonakładowym, rozprowadzanym wyłącznie w prenumeracie. Udało nam sie uzyskać i przetłumaczyć fragmenty dwóch numerów „P & M” z roku 1982, dotyczących JK i muzyki polskiej.
W numerze 17 (luty 1982)„Paroles & Musique” znajduje się kilka stron poświęconych „la chanson polonaise”. Zostały przetłumaczone w całości (wywiad z JK plus wstawki w ramkach).
Numer 21 ( czerwiec-lipiec-sierpień 1982) « Paroles & Musique », poświęcony był w części festiwalowi “Printemps de Bourges”. JK został tam wspomniany trzykrotnie, przez trzech różnych autorów. Został przetłumaczony najdłuższy i najpełniejszy fragment : część wywiadu z Jacques Erwan, jednym z organizatorów festiwalu “Printemps de Bourges” a także współredaktorem „P & M” (i autorem wywiadu z JK z „P & M” nr 17).
Tłumaczenie : zielonymelon.
Korekta : Dauri, thomas.neverny.
Z prośba do Admina o wklejenie do wywiadów za rok 1982 (data wydania).
Z podziękowaniami dla zielonegomelona (że się chciało chcieć).
* * * *
(1) Miesięcznik « Paroles & Musique », nr 21, czerwiec-lipiec-sierpień 1982 :
Co wiemy o polskiej piosence?
Z pewnością pamiętamy wspaniały, słyszany niegdyś w Olympii, głos Ewy Demarczyk, i mamy kilka wspomnień o niezwykłej muzyce i śpiewie grupy Teatru Stu z Krakowa.
To bez wątpienia niewiele, gdy chodzi o kraj, który – jak się nam powtarza – jest bardzo bliski…
Piosenka polska
"Pora spadania jabłek jeszcze liście się bronią
rankiem mgły coraz cięższe łysieje powietrze..."
(Zbigniew Herbert)
Panujące w polskich szpitalach straszliwe warunki higieniczne skłoniły na początku jesieni piosenkarkę i reżyserkę Nataszę Czarmińską do przyjazdu do Paryża na czas rozwiązana. Zaskoczył ją tu zamach stanu 13 grudnia. Wywiad, którego udzieliła nam w dniu 20 listopada, na kilka dni przez urodzeniem dziecka, pozostaje jednak godny uwagi.
Trzech młodych polskich intelektualistów, znanych w Polsce jako zespół pomimo braku nazwy, przybyło do Francji na zaproszenie Partii Socjalistycznej, by zaśpiewać na jej kongresie w Valence. Dla Przemysława Gintrowskiego (fizyka, gitarzysty, piosenkarza i kompozytora), Zbigniewa Łapińskiego ( inżyniera mechanika, pianisty i kompozytora) i Jacka Kaczmarskiego (filologa specjalizującego się w polskiej literaturze współczesnej, gitarzysty, autora tekstów, kompozytora i piosenkarza) była to pierwsza podróż do Europy Zachodniej.)
Po recitalu w Valence zostali przez kilka dni we Francji, wykorzystując je na odkrywanie Paryża, zagranie kilku koncertów i udział w audycjach radiowych. Następnie Przemysław i Zbigniew wrócili do Polski, gdzie zastały ich wydarzenia 13 grudnia. Jacek, który pozostał we Francji, nie przestał od tego dnia śpiewać głosem o wielkiej sile wyrazu i wypowiadać się na rzecz Solidarności.
W październiku odbyliśmy długie spotkanie z tą trójką: grudniowy zamach stanu nie odebral wagi ich słowom. Wręcz przeciwnie, nadał im jedynie jeszcze większą doniosłość. Dlatego pozostawiliśmy w czasie teraźniejszym ten długi wywiad z Jackiem Kaczmarskim , udzielony po francusku 28 października 1981. Dostarcza on nam ciekawych informacji dotyczących pracy piosenkarzy, ich wizji sztuki, życia kulturalnego w Polsce, polskiej piosenki i jej warunków istnienia. Zaś w tle rysuje się obraz życia w Polsce i nastrojów, które rządzą Polakami.
Piosenka odgrywa w Polsce bardzo ważną rolę
Quebec ma Felixa Leclerca, Ameryka Łacińska ma Yupanquiego, czy polska piosenka ma „ojca”?
– Polska piosenka nie ma ojca, ale ma… dziadka. Mieczysława Fogga, który od 1920 śpiewa piosenki w starym stylu, i który jest nadal doceniany przez szeroką publiczność w dość zaawansowanym wieku. Ale polska piosenka ma przede wszystkim królową, Ewę Demarczyk, która od dwudziestu lat jest pierwszą polską piosenkarką. Jest piosenkarką oficjalną, ale nie śpiewa często: niewiele częściej niż dwa lub trzy razy w roku. Wpisuje się w nurt nowej piosenki i jest godną szacunku kobietą, była nawet prześladowana za czasów Gierka. Poza tym można być artystką oficjalną i mieć talent, bycie piosenkarzem politycznym nie jest tu obowiązkowe.
Ewa Demarczyk śpiewa polską poezję – bez szczególnego odniesienia do kontekstu politycznego. W jej repertuarze znajdują się wiersze tradycji romantycznej i klasycznej z XIX i XX wieku, umuzycznione przez dwóch kompozytorów, którzy kolejno dla niej pracowali. Jej sposób śpiewania jest dramatyczny, bardzo ekspresyjny, niezbyt oddalony od naszej wizji sztuki. To dzięki niej piosenka w Polsce stała się sztuką.
W jakim jest wieku?
– Ach, nigdy nie podają jej wieku! Występuje od dawna, ale w swej sztuce pozostała młoda.
Dlaczego wybraliście piosenkę jako środek wyrazu?
– Dlatego, że piosenka jest formą szczególną: to sztuka, która działa natychmiastowo i pozwala nam skonfrontować naszą opinię z opinią publiczności. Reakcja jest natychmiastowa i uświadamia nam, co ludzie myślą. Jest to bardzo ważne i bardzo interesujące w procesie obserwowania zmian, które nastąpiły w świadomości masowej.
Piosenka odgrywa w Polsce bardzo ważną rolę: mówi się, że po chudych dla kultury latach, najbardziej żywotne pozostają piosenka i kino. Gdańskie wydarzenia pozwoliły dojść do głosu – i to nawet czasem w mediach – piosenkarzom, którzy tak jak my byli usuwani w cień. Ale nie są to piosenkarze nowi: byli studentami i w sposób naturalny stali się zawodowcami.
Czy teatr nie pozwala także na ten bezpośredni dialog z publicznością, o którym Pan wspomina?
– Pozwala, to dlatego nasze programy mają dramatyczną strukturę i dlatego obecnie próbujemy wystawić quasi teatralny spektakl z udziałem aktorów.
Jaka była Wasza edukacja?
– Przez pięć czy sześć lat pracowaliśmy razem w studenckiej grupie na Uniwersytecie Warszawskim. Potem grupa się rozpadła: niektórzy wybrali drogę kabaretu, a nasza trójka zaczęła zajmować się muzyką i tworzyć poważne piosenki, o charakterze politycznym i historycznym. Zbigniew (pianista) i Przemysław (gitarzysta) ukończyli szkołę muzyczną, a ja nauczyłem się grać najpierw na pianinie, a potem na gitarze. Teraz pracujemy nad emisją głosu.
Co na Was najbardziej wpłynęło?
– Na nasz zbiór pomysłów i inspiracji składają się wszystkie rodzaje muzyki: muzyka symfoniczna, kameralna, piosenka, a szczególnie Brassens, Wysocki i jeszcze inne rzeczy…
Napisał Pan długą i wzruszającą piosenkę w hołdzie Wysockiemu…
– Tak, zatytułowaną „Epitafium dla Wysockiego”. To symboliczna piosenka, której struktura oparta jest na konstrukcji „Boskiej komedii” Dantego.
Na czym konkretniej polegał wpływ Wysockiego na Pana?
– Wysocki to mój mistrz! W Polsce nie można było zdobyć jego płyt, ale miałem okazję go spotkać: byłem bardzo młody, miałem siedemnaście lat. Dużo rozmawialiśmy i w Polsce, i u niego w Moskwie, gdzie widziałem go trzy razy, ostatni raz dwa lata temu. Długo dyskutowaliśmy o zagadnieniu sztuki, osobowości jednostki wobec mas i władzy, itd. Z tych kontaktów narodziła się nasza działalność artystyczna.
Zainspirował mnie we wszystkim: nie tylko w kwestii warsztatu, głosu, muzyki i tekstów, ale także jako poeta i artysta wpłynął na moją filozofię tworzenia. Jesteśmy jego uczniami. Pojawił się w naszym życiu jak gwiazda, jak meteor. Stworzył w ZSRR rosyjski blues związany z rosyjskim życiem codziennym.
Wszyscy trzej mówicie po rosyjsku, śpiewaliście w Związku Radzieckim i jesteście postrzegani jako uczniowie Wysockiego, który był Rosjaninem, ma się więc ochotę zapytać, jakie są Wasze związki i relacje z ZSRR?
– Nasze związki z rosyjską kulturą są istotne, mówi się o nas, że jesteśmy największymi antysowieckimi rusofilami!
Poznaliście się i zaczęliście razem śpiewać na Uniwersytecie, ale od kiedy śpiewacie zawodowo?
– Jesteśmy zawodowcami od dwóch lat i dużo pracujemy: dziesięć godzin dziennie podzielone między pracę twórczą, próby, koncerty i sprawy administracyjne, bo nie ma u nas zajmujących się nimi osób, tak więc każdy musi być swoim własnym managerem.
Jaka jest Wasza popularność w Polsce?
– Jesteśmy znani, ale Partia nas nie lubi i nie jesteśmy piosenkarzami oficjalnymi – rzadko się nas słyszy w radiu czy widzi w telewizji, bo słowa naszych piosenek są wrogie reżimowi. Nasze piosenki są zaangażowane, mają sens polityczny, ale nie są piosenkami politycznymi, nabierają tego sensu, gdy są śpiewane przed publicznością. Więc pozwala nam się śpiewać, ale nie w mediach czy wielkich salach. Występujemy zatem w małych salach: w muzeach, szkołach, uniwersytetach… za honorarium, a za darmo w wielkich fabrykach dla Solidarności i robotników.
Przed gdańskimi wydarzeniami byliśmy oczywiście prześladowani. Zdarzyło się, że zabroniono nam śpiewać przez pół roku, lub zamykano teatry, w których mieliśmy śpiewać. To było nie do zniesienia! Ale jako że wywodzimy się z ruchu undergroundowego, równolegle do naszej działalności zawodowej kontynuujemy działalność pół-oficjalną, śpiewając w licznych miejscach, w których śpiewanie w Polsce jest możliwe: w mieszkaniach prywatnych, klubach studenckich... W tych miejscach zbiera się zresztą nasza najlepsza publiczność, ta, która dokładnie rozumie, co chcemy powiedzieć.
Więc Polacy znają Wasze piosenki…
– Polacy znają nasze piosenki, ale nie śpiewają ich za często, bo są trudne do śpiewania. Jednak są wśród nich i takie, które ludzie śpiewają, a jedna jest nawet sygnałem zapowiadającym audycje w radiu Solidarność. Jest też wiele prywatnych kaset nagranych przez widzów podczas naszych koncertów. Po wydarzeniach sierpnia ‘80 nagraliśmy dwie płyty, ale nie można było ich znaleźć w sklepach… Nie wiem dlaczego! (dodaje chichocząc)
Poza Wami i podobnymi do Was, jakiego rodzaju artyści są dziś popularni w Waszym kraju?
– Jest kilka bardzo popularnych kabaretów z Warszawy i Poznania… Ludzie nie chcą słuchać wielkich oficjalnych gwiazd, które kłamią i robią reżimowi propagandę: przedstawiają w radiu i w telewizji świat, który nie istnieje. Wolą więc słuchać piosenek o sprawach bieżących lub piosenek poważnych, dla których natchnienie było podobne do naszych, zaangażowanych w Historię naszego kraju. Zaś piosenkarze oficjalni śpiewają o miłości i ptaszkach, jakby wszystko było w porządku, i w ten sposób pomagają reżimowi.
Jesteście, jak Pan powiedział, zawodowcami, ale czy możecie utrzymać się ze śpiewania?
– Zarobki w branży artystycznej nie uległy zmianie od dziesięciu lat, a koszty utrzymania w tym samym okresie wzrosły pięcio- lub sześciokrotnie. Piosenkarze oficjalni mają pewne przywileje, których my nie mamy: na przykład śpiewają za granicą i zarabiają tam dewizy... Ale prawdą jest, że w Polsce pieniądze nie mają wartości: problemem nie jest zarobić, ale wiedzieć, gdzie je wydać. Właściwie jesteśmy kontynuatorami tradycji romantycznej, która wymaga, by poeci byli wieszczami, trubadurami. Jesteśmy mało obecni w mediach, ale odbywamy liczne tournées po całym kraju i śpiewamy dla wszystkich, którzy przychodzą nas słuchać. Nasz profesjonalizm leży w naszym stylu pracy: pracujemy dużo, bo nikt nam nie pomaga, a przeszkody są liczne: cenzura, trudności z organizacją koncertów, ogólny stan polskiej kultury, która po dziesięciu latach petryfikacji skostnienia poszukuje nowej drogi.
Jaki rodzaj repertuaru śpiewacie?
– Nasze programy mają zawsze temat przewodni. W naszym pierwszym programie z 1978 roku, zatytułowanym „Mury”, omawialiśmy granice, które krępują jednostkę, jej osobowość – granice historyczne, psychologiczne i polityczne. W Polsce te granice są historyczne i polityczne: na przykład kompleks wobec ZSRR, polski kompleks bycia więźniem… „Raj”, nasz drugi program z 1979 roku, odwoływał się do tematów biblijnych, by opowiedzieć historię człowieka wygnanego z raju i poszukującego raju mitycznego, który w końcu zrozumiał, że raj istnieje jedynie w nim samym, w jego świadomości, w jego duszy. Wybraliśmy to podejście z konkretnych powodów, a nie kierując się motywacjami religijnymi. Chcieliśmy przywołać problemy życia codziennego w ogólnej perspektywie. Wszystkie motywy tego spektaklu były powiązane z sytuacją Polski. Tak jak, między innymi, motyw Hioba: Bóg odebrał mu wszystko, co posiadał, a jednak człowiek ten nie przestaje wierzyć. Jest to symboliczne, gdyż Bóg reprezentuje w tym przypadku władzę absolutną: człowiek, który wierzy we władzę absolutną, właśnie przez to, że w nią wierzy sprawia, że ta władza istnieje.
Po wydarzeniach sierpnia ‘80 intelektualiści i artyści zaczęli mówić językiem robotników. Stawali się nagle tak odważni, że byliśmy tym bardzo zaskoczeni… Napisaliśmy nasz trzeci program, „Muzeum”, na podstawie na podstawie obrazów polskich artystów z XIX i XX wieku, przedstawiających Historię Polski. Chcieliśmy w ten sposób umieścić wydarzenia roku 1980 w perspektywie historycznej i przypomnieć, że te mechanizmy historyczne istniały, istnieją teraz i będą istnieć w przyszłości.
W tym celu wybraliśmy najbardziej tragiczne, zatajane przez szkołę i media momenty polskiej historii: rozbiór Polski w XVIII wieku, kwestię polskich więźniów politycznych na Syberii, pakt Ribbentrop-Mołotow… Wszyskie wydarzenia mało znane, usunięte z historii oficjalnej. Przedstawialiśmy ten spektakl w szkołach, by młodzież się o nich dowiedziała.
Obecnie pracujemy z aktorami nad nowym programem, nawiązującym do znanych historycznych postaci, jak Joanna d’Arc, Casanova, Kasandra, Chaplin..
Chodzi nam o to, że te osobistości będą stopniowo znikały z naszej kultury. Nie ma już wielkich postaci, nie ma już mitów, została tylko wielka anonimowość.
Wszyscy trzej nosicie znaczki „Solidarności”, jakie są Wasze stosunki z tą organizacją związkową?
Sztuka jest ponad grupami politycznymi i związkowymi. Jesteśmy w „Solidarności”, bo jest ona związkiem zawodowym ludzi pracujących, a my pracujemy. Ale wbrew temu, co mogło być niekiedy mówione we Francji, nie jesteśmy bardami „Solidarności”. Sztuce nie wolno zmieszać się z polityką, musi pozwalać na indywidualną ekspresję. Nasze piosenki wyrażają przede wszystkim nas samych i może się zdarzyć, że pokrywają się z odczuciami jakiejś społeczności, że wyrażają uczucia społeczeństwa polskiego.
W specyficznej sytuacji Polski wszystko co napiszemy wpisuje się w kontekst polityczny i przyjmuje sens polityczny – może też nawet taki, jakiego byśmy temu nie nadali. Każdy spektakl mówiący o wolności osobistej i o woli jednostki nabiera w sposób naturalny znaczenia politycznego.
Zdarza się również, że niektóre nasze piosenki są wykorzystywane, ale nie możemy temu zapobiec.
Co dla Was oznacza powstanie „Solidarności”?
Pierwszy w socjalistycznej Polsce zryw moralności. Program „Solidarności” kładzie nacisk na aspekt moralny. Zgodnie z chrześcijańskim kodeksem moralnym – trzeba być uczciwym, dobrym dla bliźnich, cierpliwym, trzeba szanować polskie tradycje i Historię, tradycje katolickie… To u nas nowy wymóg – wcześniej nie było sprawiedliwości, istniało przyzwolenie na kłamstwo i nigdy nie mówiło się o moralności. Tymczasem jest to najważniejsza rzecz, by móc żyć jak człowiek.
Również w naszych piosenkach podkreślamy konieczność poczucia moralności. Nie jesteśmy religijni, jesteśmy ateistami, ale po części podzielamy ideologię „Solidarności”. Siła tej organizacji pochodzi z jej różnorodności – są w niej katolicy i ateiści, nacjonaliści i anarchiści… Ale wszystkich łączy zbliżony do chrześcijańskiego kodeks moralny.
To właśnie ta etyka jest spoiwem „Solidarności”…
Ludzie w Polsce są zdeterminowani – mogą nie mieć gdzie spać, nie mieć ogrzewania w mieszkaniach, mogą być pozbawieni jedzenia – ale są zdeterminowani, by uzyskać sprawiedliwość. Życie codzienne to tragedia, nie jest Pan w stanie sobie tego wyobrazić. Ale zmiana w społecznej świadomości jest tak głęboka, że daje ludziom ten optymizm polityczny, tę godność. Tę wolę życia w sprawiedliwości. Może bez chleba i bez mięsa, ale z honorem.
Wypowiedzi zebral Jacques ERWAN
* * *
Pierwsza ramka, ze zdjeciem Nataszy Czarmińskiej :
Natasza Czarmińska
Natasza Czarmińska poświęciła dwa lata nauce muzyki i cztery nauce śpiewu. Od 11 lat wykonuje poezję śpiewaną, o której mówi: „gatunek, któremu drogę otwarła Ewa Demarczyk. Zresztą jedynie jej udało się narzucić taki sposób wyrazu”.
Natasza śpiewa głównie utwory Zbigniewa Herberta. Ten drugi polski poeta, dysydent, równie ważny jak Miłosz i bardziej znany we Francji, jest wyklęty, a zatem cenzurowany przez polski reżim. Zresztą bardziej z powodu swojej postawy i podpisywania petycji niż z powodu swych tekstów. Jednak niektóre jego utwory zostały ocenzurowane, a ponieważ spektakl Nataszy, adresowany do elit, wymyka się zwykłym ramom, nie może być z łatwością rozpowszechniany przez system, którego polityka kulturalna faworyzuje rozrywki bez większej wartości artystycznej.
Ale być może problemy Nataszy Czarmińskiej wynikają też z faktu, że niestety porównuje się ją z Ewą Demarczyk. Rzeczywiście podąża tą samą ścieżką: jak ona wywodzi się ze specyficznej krakowskiej kultury, była członkinią tego samego kabaretu w tym mieście i również otrzymała tam pierwszą nagrodę. Z pewnością ich repertuar się różni, ale ich teksty należą do tego samego gatunku i sposób wykonania jest podobny.
Gdy Natasza Czarmińska zrealizowała się w pełni jako piosenkarka, decyduje się, nie rezygnując z muzyki, złożyć papiery na Wydział Inscenizacji szkoly rezyserii . Nie dostaje się, ponieważ ostatni, decydujący o przyjęciu egzamin, jest polityczny: zarzuca sie jej że nosi krzyż, że w 1970 porzuciła wydział filologii rosyjskiej dla na rzecz filologii polskiej, i że oddała legitymację stowarzyszenia polskich studentów. Ostatecznie zostanie przyjęta, otrzyma dyplom i zostanie reżyserem.
Reżyseruje filmy, nie przestając śpiewać. Zwłaszcza od nastąpienia „odnowy", która ułatwia jej pewne sprawy, gdyż przedtem spektakle oficjalne oraz festiwale nie były dla niej dostępne, a cenzura i różne inne przeszkody nie pozwalały jej na nagranie płyty z piosenkami Zbigniewa Herberta... Należy przyznać, że trzeba było rzeczywiście mieć uporczywą chęć przekazywania swoich myśli, by śpiewać pod takim reżimem.
* * *
Druga ramka :
„Media nadają piosenkę rozrywkową, kilku zagranicznych piosenkarzy, takich jak Aznavour, Piaf, Dassin, Dalida, Brassens, Brel…. Piosenkarze obecni w radiu to także ci, którzy wydają płyty (jedyne wydawnictwo należy do państwa). Ciekawe, że piosenkarze - Jacek Kaczmarski i Natasza Czarmińska - są znani w Polsce i cieszą się publicznym uznaniem nie nagrawszy nigdy płyty!*”
Anne-Marie Gazzini i Jean Mehring
(„Pourquoi?”, listopad 1981)
* W rzeczywistości nagrali płyty, ale zdaje się, że wcale nie można ich znaleźć w sklepach!
J.E.
* * *
Trzecia ramka :
Kraków – centrum polskiej kultury
„Atmosfera Krakowa jest bardzo charakterystyczna,” - zapewnia z szerokim uśmiechem Natasza Czarmińska - „W Krakowie życie i nastrój opiera się na istnieniu „piwnic”. Zwlaszcza jedna z nich jest dobrze znana: „Baran” czy „Tryk" – nie wiem dokładnie jak to powiedzieć po francusku – założona przez człowieka żydowskiego pochodzenia – równie wspaniałego i dziwnego jak odważnego i mądrego. Właściwie jest to kabaret polityczno-poetycki, w którym reżim bywal czasem do tego stopnia kontestowany, że władze wielokrotnie go zamykały. To symbol pewnego gatunku przedstawienia, a nawet pewnej kultury, ale poziom się obniżył, od kiedy Demarczyk już tam nie śpiewa…
W Krakowie ludzie naprawdę żyją tą kulturą, nie są snobami. Wszyscy się znają i żyją tymi samymi problemami: wszystko dotyczy wszystkich. Warszawa natomiast jest miastem, w którym wszystko jest sztuczne i bezosobowe. Kraków, dawna stolica, pozostał centrum polskiej kultury.
(2) Miesięcznik « Paroles & Musique », nr 21, czerwiec-lipiec-sierpień 1982, fragment wywiadu z Jacques Erwan, jednym z organizatorów festiwalu “Printemps de Bourges” :
- « Jacka Kaczmarskiego slyszalem juz w Valence, gdzie został zaproszony przez P.S. (1) razem ze swoimi przyjaciółmi Zbigniewem Łapińskim i Przemysławem Gintrowskim. Ci ostatni wrócili następnie do swojego kraju i nie udało się załatwić im wyjazdu. Podczas całego występu ich dwa puste krzesla były oświetlone na scenie. Obecność Jacka była wydarzeniem ponieważ zorganizowana została publiczna debata na temat sytuacji piosenki w Polsce, z udziałem Huguette Bouchardeau (P.S.U.) (2). Tego typu wydarzenia mogą mieć pewne pośrednie konsekwencje.
(1) Parti Socialiste (przyp. tł.).
(2) Parti Socialiste Unifié, inna francuska partia polityczna.Pani Huguette Bouchardeau była później ministrem w jednym z rządów prezydenta Mitteranda (przyp. tł.).
Tłumaczenie : zielonymelon.
Korekta : Dauri, thomas.neverny.
W numerze 17 (luty 1982)„Paroles & Musique” znajduje się kilka stron poświęconych „la chanson polonaise”. Zostały przetłumaczone w całości (wywiad z JK plus wstawki w ramkach).
Numer 21 ( czerwiec-lipiec-sierpień 1982) « Paroles & Musique », poświęcony był w części festiwalowi “Printemps de Bourges”. JK został tam wspomniany trzykrotnie, przez trzech różnych autorów. Został przetłumaczony najdłuższy i najpełniejszy fragment : część wywiadu z Jacques Erwan, jednym z organizatorów festiwalu “Printemps de Bourges” a także współredaktorem „P & M” (i autorem wywiadu z JK z „P & M” nr 17).
Tłumaczenie : zielonymelon.
Korekta : Dauri, thomas.neverny.
Z prośba do Admina o wklejenie do wywiadów za rok 1982 (data wydania).
Z podziękowaniami dla zielonegomelona (że się chciało chcieć).
* * * *
(1) Miesięcznik « Paroles & Musique », nr 21, czerwiec-lipiec-sierpień 1982 :
Co wiemy o polskiej piosence?
Z pewnością pamiętamy wspaniały, słyszany niegdyś w Olympii, głos Ewy Demarczyk, i mamy kilka wspomnień o niezwykłej muzyce i śpiewie grupy Teatru Stu z Krakowa.
To bez wątpienia niewiele, gdy chodzi o kraj, który – jak się nam powtarza – jest bardzo bliski…
Piosenka polska
"Pora spadania jabłek jeszcze liście się bronią
rankiem mgły coraz cięższe łysieje powietrze..."
(Zbigniew Herbert)
Panujące w polskich szpitalach straszliwe warunki higieniczne skłoniły na początku jesieni piosenkarkę i reżyserkę Nataszę Czarmińską do przyjazdu do Paryża na czas rozwiązana. Zaskoczył ją tu zamach stanu 13 grudnia. Wywiad, którego udzieliła nam w dniu 20 listopada, na kilka dni przez urodzeniem dziecka, pozostaje jednak godny uwagi.
Trzech młodych polskich intelektualistów, znanych w Polsce jako zespół pomimo braku nazwy, przybyło do Francji na zaproszenie Partii Socjalistycznej, by zaśpiewać na jej kongresie w Valence. Dla Przemysława Gintrowskiego (fizyka, gitarzysty, piosenkarza i kompozytora), Zbigniewa Łapińskiego ( inżyniera mechanika, pianisty i kompozytora) i Jacka Kaczmarskiego (filologa specjalizującego się w polskiej literaturze współczesnej, gitarzysty, autora tekstów, kompozytora i piosenkarza) była to pierwsza podróż do Europy Zachodniej.)
Po recitalu w Valence zostali przez kilka dni we Francji, wykorzystując je na odkrywanie Paryża, zagranie kilku koncertów i udział w audycjach radiowych. Następnie Przemysław i Zbigniew wrócili do Polski, gdzie zastały ich wydarzenia 13 grudnia. Jacek, który pozostał we Francji, nie przestał od tego dnia śpiewać głosem o wielkiej sile wyrazu i wypowiadać się na rzecz Solidarności.
W październiku odbyliśmy długie spotkanie z tą trójką: grudniowy zamach stanu nie odebral wagi ich słowom. Wręcz przeciwnie, nadał im jedynie jeszcze większą doniosłość. Dlatego pozostawiliśmy w czasie teraźniejszym ten długi wywiad z Jackiem Kaczmarskim , udzielony po francusku 28 października 1981. Dostarcza on nam ciekawych informacji dotyczących pracy piosenkarzy, ich wizji sztuki, życia kulturalnego w Polsce, polskiej piosenki i jej warunków istnienia. Zaś w tle rysuje się obraz życia w Polsce i nastrojów, które rządzą Polakami.
Piosenka odgrywa w Polsce bardzo ważną rolę
Quebec ma Felixa Leclerca, Ameryka Łacińska ma Yupanquiego, czy polska piosenka ma „ojca”?
– Polska piosenka nie ma ojca, ale ma… dziadka. Mieczysława Fogga, który od 1920 śpiewa piosenki w starym stylu, i który jest nadal doceniany przez szeroką publiczność w dość zaawansowanym wieku. Ale polska piosenka ma przede wszystkim królową, Ewę Demarczyk, która od dwudziestu lat jest pierwszą polską piosenkarką. Jest piosenkarką oficjalną, ale nie śpiewa często: niewiele częściej niż dwa lub trzy razy w roku. Wpisuje się w nurt nowej piosenki i jest godną szacunku kobietą, była nawet prześladowana za czasów Gierka. Poza tym można być artystką oficjalną i mieć talent, bycie piosenkarzem politycznym nie jest tu obowiązkowe.
Ewa Demarczyk śpiewa polską poezję – bez szczególnego odniesienia do kontekstu politycznego. W jej repertuarze znajdują się wiersze tradycji romantycznej i klasycznej z XIX i XX wieku, umuzycznione przez dwóch kompozytorów, którzy kolejno dla niej pracowali. Jej sposób śpiewania jest dramatyczny, bardzo ekspresyjny, niezbyt oddalony od naszej wizji sztuki. To dzięki niej piosenka w Polsce stała się sztuką.
W jakim jest wieku?
– Ach, nigdy nie podają jej wieku! Występuje od dawna, ale w swej sztuce pozostała młoda.
Dlaczego wybraliście piosenkę jako środek wyrazu?
– Dlatego, że piosenka jest formą szczególną: to sztuka, która działa natychmiastowo i pozwala nam skonfrontować naszą opinię z opinią publiczności. Reakcja jest natychmiastowa i uświadamia nam, co ludzie myślą. Jest to bardzo ważne i bardzo interesujące w procesie obserwowania zmian, które nastąpiły w świadomości masowej.
Piosenka odgrywa w Polsce bardzo ważną rolę: mówi się, że po chudych dla kultury latach, najbardziej żywotne pozostają piosenka i kino. Gdańskie wydarzenia pozwoliły dojść do głosu – i to nawet czasem w mediach – piosenkarzom, którzy tak jak my byli usuwani w cień. Ale nie są to piosenkarze nowi: byli studentami i w sposób naturalny stali się zawodowcami.
Czy teatr nie pozwala także na ten bezpośredni dialog z publicznością, o którym Pan wspomina?
– Pozwala, to dlatego nasze programy mają dramatyczną strukturę i dlatego obecnie próbujemy wystawić quasi teatralny spektakl z udziałem aktorów.
Jaka była Wasza edukacja?
– Przez pięć czy sześć lat pracowaliśmy razem w studenckiej grupie na Uniwersytecie Warszawskim. Potem grupa się rozpadła: niektórzy wybrali drogę kabaretu, a nasza trójka zaczęła zajmować się muzyką i tworzyć poważne piosenki, o charakterze politycznym i historycznym. Zbigniew (pianista) i Przemysław (gitarzysta) ukończyli szkołę muzyczną, a ja nauczyłem się grać najpierw na pianinie, a potem na gitarze. Teraz pracujemy nad emisją głosu.
Co na Was najbardziej wpłynęło?
– Na nasz zbiór pomysłów i inspiracji składają się wszystkie rodzaje muzyki: muzyka symfoniczna, kameralna, piosenka, a szczególnie Brassens, Wysocki i jeszcze inne rzeczy…
Napisał Pan długą i wzruszającą piosenkę w hołdzie Wysockiemu…
– Tak, zatytułowaną „Epitafium dla Wysockiego”. To symboliczna piosenka, której struktura oparta jest na konstrukcji „Boskiej komedii” Dantego.
Na czym konkretniej polegał wpływ Wysockiego na Pana?
– Wysocki to mój mistrz! W Polsce nie można było zdobyć jego płyt, ale miałem okazję go spotkać: byłem bardzo młody, miałem siedemnaście lat. Dużo rozmawialiśmy i w Polsce, i u niego w Moskwie, gdzie widziałem go trzy razy, ostatni raz dwa lata temu. Długo dyskutowaliśmy o zagadnieniu sztuki, osobowości jednostki wobec mas i władzy, itd. Z tych kontaktów narodziła się nasza działalność artystyczna.
Zainspirował mnie we wszystkim: nie tylko w kwestii warsztatu, głosu, muzyki i tekstów, ale także jako poeta i artysta wpłynął na moją filozofię tworzenia. Jesteśmy jego uczniami. Pojawił się w naszym życiu jak gwiazda, jak meteor. Stworzył w ZSRR rosyjski blues związany z rosyjskim życiem codziennym.
Wszyscy trzej mówicie po rosyjsku, śpiewaliście w Związku Radzieckim i jesteście postrzegani jako uczniowie Wysockiego, który był Rosjaninem, ma się więc ochotę zapytać, jakie są Wasze związki i relacje z ZSRR?
– Nasze związki z rosyjską kulturą są istotne, mówi się o nas, że jesteśmy największymi antysowieckimi rusofilami!
Poznaliście się i zaczęliście razem śpiewać na Uniwersytecie, ale od kiedy śpiewacie zawodowo?
– Jesteśmy zawodowcami od dwóch lat i dużo pracujemy: dziesięć godzin dziennie podzielone między pracę twórczą, próby, koncerty i sprawy administracyjne, bo nie ma u nas zajmujących się nimi osób, tak więc każdy musi być swoim własnym managerem.
Jaka jest Wasza popularność w Polsce?
– Jesteśmy znani, ale Partia nas nie lubi i nie jesteśmy piosenkarzami oficjalnymi – rzadko się nas słyszy w radiu czy widzi w telewizji, bo słowa naszych piosenek są wrogie reżimowi. Nasze piosenki są zaangażowane, mają sens polityczny, ale nie są piosenkami politycznymi, nabierają tego sensu, gdy są śpiewane przed publicznością. Więc pozwala nam się śpiewać, ale nie w mediach czy wielkich salach. Występujemy zatem w małych salach: w muzeach, szkołach, uniwersytetach… za honorarium, a za darmo w wielkich fabrykach dla Solidarności i robotników.
Przed gdańskimi wydarzeniami byliśmy oczywiście prześladowani. Zdarzyło się, że zabroniono nam śpiewać przez pół roku, lub zamykano teatry, w których mieliśmy śpiewać. To było nie do zniesienia! Ale jako że wywodzimy się z ruchu undergroundowego, równolegle do naszej działalności zawodowej kontynuujemy działalność pół-oficjalną, śpiewając w licznych miejscach, w których śpiewanie w Polsce jest możliwe: w mieszkaniach prywatnych, klubach studenckich... W tych miejscach zbiera się zresztą nasza najlepsza publiczność, ta, która dokładnie rozumie, co chcemy powiedzieć.
Więc Polacy znają Wasze piosenki…
– Polacy znają nasze piosenki, ale nie śpiewają ich za często, bo są trudne do śpiewania. Jednak są wśród nich i takie, które ludzie śpiewają, a jedna jest nawet sygnałem zapowiadającym audycje w radiu Solidarność. Jest też wiele prywatnych kaset nagranych przez widzów podczas naszych koncertów. Po wydarzeniach sierpnia ‘80 nagraliśmy dwie płyty, ale nie można było ich znaleźć w sklepach… Nie wiem dlaczego! (dodaje chichocząc)
Poza Wami i podobnymi do Was, jakiego rodzaju artyści są dziś popularni w Waszym kraju?
– Jest kilka bardzo popularnych kabaretów z Warszawy i Poznania… Ludzie nie chcą słuchać wielkich oficjalnych gwiazd, które kłamią i robią reżimowi propagandę: przedstawiają w radiu i w telewizji świat, który nie istnieje. Wolą więc słuchać piosenek o sprawach bieżących lub piosenek poważnych, dla których natchnienie było podobne do naszych, zaangażowanych w Historię naszego kraju. Zaś piosenkarze oficjalni śpiewają o miłości i ptaszkach, jakby wszystko było w porządku, i w ten sposób pomagają reżimowi.
Jesteście, jak Pan powiedział, zawodowcami, ale czy możecie utrzymać się ze śpiewania?
– Zarobki w branży artystycznej nie uległy zmianie od dziesięciu lat, a koszty utrzymania w tym samym okresie wzrosły pięcio- lub sześciokrotnie. Piosenkarze oficjalni mają pewne przywileje, których my nie mamy: na przykład śpiewają za granicą i zarabiają tam dewizy... Ale prawdą jest, że w Polsce pieniądze nie mają wartości: problemem nie jest zarobić, ale wiedzieć, gdzie je wydać. Właściwie jesteśmy kontynuatorami tradycji romantycznej, która wymaga, by poeci byli wieszczami, trubadurami. Jesteśmy mało obecni w mediach, ale odbywamy liczne tournées po całym kraju i śpiewamy dla wszystkich, którzy przychodzą nas słuchać. Nasz profesjonalizm leży w naszym stylu pracy: pracujemy dużo, bo nikt nam nie pomaga, a przeszkody są liczne: cenzura, trudności z organizacją koncertów, ogólny stan polskiej kultury, która po dziesięciu latach petryfikacji skostnienia poszukuje nowej drogi.
Jaki rodzaj repertuaru śpiewacie?
– Nasze programy mają zawsze temat przewodni. W naszym pierwszym programie z 1978 roku, zatytułowanym „Mury”, omawialiśmy granice, które krępują jednostkę, jej osobowość – granice historyczne, psychologiczne i polityczne. W Polsce te granice są historyczne i polityczne: na przykład kompleks wobec ZSRR, polski kompleks bycia więźniem… „Raj”, nasz drugi program z 1979 roku, odwoływał się do tematów biblijnych, by opowiedzieć historię człowieka wygnanego z raju i poszukującego raju mitycznego, który w końcu zrozumiał, że raj istnieje jedynie w nim samym, w jego świadomości, w jego duszy. Wybraliśmy to podejście z konkretnych powodów, a nie kierując się motywacjami religijnymi. Chcieliśmy przywołać problemy życia codziennego w ogólnej perspektywie. Wszystkie motywy tego spektaklu były powiązane z sytuacją Polski. Tak jak, między innymi, motyw Hioba: Bóg odebrał mu wszystko, co posiadał, a jednak człowiek ten nie przestaje wierzyć. Jest to symboliczne, gdyż Bóg reprezentuje w tym przypadku władzę absolutną: człowiek, który wierzy we władzę absolutną, właśnie przez to, że w nią wierzy sprawia, że ta władza istnieje.
Po wydarzeniach sierpnia ‘80 intelektualiści i artyści zaczęli mówić językiem robotników. Stawali się nagle tak odważni, że byliśmy tym bardzo zaskoczeni… Napisaliśmy nasz trzeci program, „Muzeum”, na podstawie na podstawie obrazów polskich artystów z XIX i XX wieku, przedstawiających Historię Polski. Chcieliśmy w ten sposób umieścić wydarzenia roku 1980 w perspektywie historycznej i przypomnieć, że te mechanizmy historyczne istniały, istnieją teraz i będą istnieć w przyszłości.
W tym celu wybraliśmy najbardziej tragiczne, zatajane przez szkołę i media momenty polskiej historii: rozbiór Polski w XVIII wieku, kwestię polskich więźniów politycznych na Syberii, pakt Ribbentrop-Mołotow… Wszyskie wydarzenia mało znane, usunięte z historii oficjalnej. Przedstawialiśmy ten spektakl w szkołach, by młodzież się o nich dowiedziała.
Obecnie pracujemy z aktorami nad nowym programem, nawiązującym do znanych historycznych postaci, jak Joanna d’Arc, Casanova, Kasandra, Chaplin..
Chodzi nam o to, że te osobistości będą stopniowo znikały z naszej kultury. Nie ma już wielkich postaci, nie ma już mitów, została tylko wielka anonimowość.
Wszyscy trzej nosicie znaczki „Solidarności”, jakie są Wasze stosunki z tą organizacją związkową?
Sztuka jest ponad grupami politycznymi i związkowymi. Jesteśmy w „Solidarności”, bo jest ona związkiem zawodowym ludzi pracujących, a my pracujemy. Ale wbrew temu, co mogło być niekiedy mówione we Francji, nie jesteśmy bardami „Solidarności”. Sztuce nie wolno zmieszać się z polityką, musi pozwalać na indywidualną ekspresję. Nasze piosenki wyrażają przede wszystkim nas samych i może się zdarzyć, że pokrywają się z odczuciami jakiejś społeczności, że wyrażają uczucia społeczeństwa polskiego.
W specyficznej sytuacji Polski wszystko co napiszemy wpisuje się w kontekst polityczny i przyjmuje sens polityczny – może też nawet taki, jakiego byśmy temu nie nadali. Każdy spektakl mówiący o wolności osobistej i o woli jednostki nabiera w sposób naturalny znaczenia politycznego.
Zdarza się również, że niektóre nasze piosenki są wykorzystywane, ale nie możemy temu zapobiec.
Co dla Was oznacza powstanie „Solidarności”?
Pierwszy w socjalistycznej Polsce zryw moralności. Program „Solidarności” kładzie nacisk na aspekt moralny. Zgodnie z chrześcijańskim kodeksem moralnym – trzeba być uczciwym, dobrym dla bliźnich, cierpliwym, trzeba szanować polskie tradycje i Historię, tradycje katolickie… To u nas nowy wymóg – wcześniej nie było sprawiedliwości, istniało przyzwolenie na kłamstwo i nigdy nie mówiło się o moralności. Tymczasem jest to najważniejsza rzecz, by móc żyć jak człowiek.
Również w naszych piosenkach podkreślamy konieczność poczucia moralności. Nie jesteśmy religijni, jesteśmy ateistami, ale po części podzielamy ideologię „Solidarności”. Siła tej organizacji pochodzi z jej różnorodności – są w niej katolicy i ateiści, nacjonaliści i anarchiści… Ale wszystkich łączy zbliżony do chrześcijańskiego kodeks moralny.
To właśnie ta etyka jest spoiwem „Solidarności”…
Ludzie w Polsce są zdeterminowani – mogą nie mieć gdzie spać, nie mieć ogrzewania w mieszkaniach, mogą być pozbawieni jedzenia – ale są zdeterminowani, by uzyskać sprawiedliwość. Życie codzienne to tragedia, nie jest Pan w stanie sobie tego wyobrazić. Ale zmiana w społecznej świadomości jest tak głęboka, że daje ludziom ten optymizm polityczny, tę godność. Tę wolę życia w sprawiedliwości. Może bez chleba i bez mięsa, ale z honorem.
Wypowiedzi zebral Jacques ERWAN
* * *
Pierwsza ramka, ze zdjeciem Nataszy Czarmińskiej :
Natasza Czarmińska
Natasza Czarmińska poświęciła dwa lata nauce muzyki i cztery nauce śpiewu. Od 11 lat wykonuje poezję śpiewaną, o której mówi: „gatunek, któremu drogę otwarła Ewa Demarczyk. Zresztą jedynie jej udało się narzucić taki sposób wyrazu”.
Natasza śpiewa głównie utwory Zbigniewa Herberta. Ten drugi polski poeta, dysydent, równie ważny jak Miłosz i bardziej znany we Francji, jest wyklęty, a zatem cenzurowany przez polski reżim. Zresztą bardziej z powodu swojej postawy i podpisywania petycji niż z powodu swych tekstów. Jednak niektóre jego utwory zostały ocenzurowane, a ponieważ spektakl Nataszy, adresowany do elit, wymyka się zwykłym ramom, nie może być z łatwością rozpowszechniany przez system, którego polityka kulturalna faworyzuje rozrywki bez większej wartości artystycznej.
Ale być może problemy Nataszy Czarmińskiej wynikają też z faktu, że niestety porównuje się ją z Ewą Demarczyk. Rzeczywiście podąża tą samą ścieżką: jak ona wywodzi się ze specyficznej krakowskiej kultury, była członkinią tego samego kabaretu w tym mieście i również otrzymała tam pierwszą nagrodę. Z pewnością ich repertuar się różni, ale ich teksty należą do tego samego gatunku i sposób wykonania jest podobny.
Gdy Natasza Czarmińska zrealizowała się w pełni jako piosenkarka, decyduje się, nie rezygnując z muzyki, złożyć papiery na Wydział Inscenizacji szkoly rezyserii . Nie dostaje się, ponieważ ostatni, decydujący o przyjęciu egzamin, jest polityczny: zarzuca sie jej że nosi krzyż, że w 1970 porzuciła wydział filologii rosyjskiej dla na rzecz filologii polskiej, i że oddała legitymację stowarzyszenia polskich studentów. Ostatecznie zostanie przyjęta, otrzyma dyplom i zostanie reżyserem.
Reżyseruje filmy, nie przestając śpiewać. Zwłaszcza od nastąpienia „odnowy", która ułatwia jej pewne sprawy, gdyż przedtem spektakle oficjalne oraz festiwale nie były dla niej dostępne, a cenzura i różne inne przeszkody nie pozwalały jej na nagranie płyty z piosenkami Zbigniewa Herberta... Należy przyznać, że trzeba było rzeczywiście mieć uporczywą chęć przekazywania swoich myśli, by śpiewać pod takim reżimem.
* * *
Druga ramka :
„Media nadają piosenkę rozrywkową, kilku zagranicznych piosenkarzy, takich jak Aznavour, Piaf, Dassin, Dalida, Brassens, Brel…. Piosenkarze obecni w radiu to także ci, którzy wydają płyty (jedyne wydawnictwo należy do państwa). Ciekawe, że piosenkarze - Jacek Kaczmarski i Natasza Czarmińska - są znani w Polsce i cieszą się publicznym uznaniem nie nagrawszy nigdy płyty!*”
Anne-Marie Gazzini i Jean Mehring
(„Pourquoi?”, listopad 1981)
* W rzeczywistości nagrali płyty, ale zdaje się, że wcale nie można ich znaleźć w sklepach!
J.E.
* * *
Trzecia ramka :
Kraków – centrum polskiej kultury
„Atmosfera Krakowa jest bardzo charakterystyczna,” - zapewnia z szerokim uśmiechem Natasza Czarmińska - „W Krakowie życie i nastrój opiera się na istnieniu „piwnic”. Zwlaszcza jedna z nich jest dobrze znana: „Baran” czy „Tryk" – nie wiem dokładnie jak to powiedzieć po francusku – założona przez człowieka żydowskiego pochodzenia – równie wspaniałego i dziwnego jak odważnego i mądrego. Właściwie jest to kabaret polityczno-poetycki, w którym reżim bywal czasem do tego stopnia kontestowany, że władze wielokrotnie go zamykały. To symbol pewnego gatunku przedstawienia, a nawet pewnej kultury, ale poziom się obniżył, od kiedy Demarczyk już tam nie śpiewa…
W Krakowie ludzie naprawdę żyją tą kulturą, nie są snobami. Wszyscy się znają i żyją tymi samymi problemami: wszystko dotyczy wszystkich. Warszawa natomiast jest miastem, w którym wszystko jest sztuczne i bezosobowe. Kraków, dawna stolica, pozostał centrum polskiej kultury.
(2) Miesięcznik « Paroles & Musique », nr 21, czerwiec-lipiec-sierpień 1982, fragment wywiadu z Jacques Erwan, jednym z organizatorów festiwalu “Printemps de Bourges” :
- « Jacka Kaczmarskiego slyszalem juz w Valence, gdzie został zaproszony przez P.S. (1) razem ze swoimi przyjaciółmi Zbigniewem Łapińskim i Przemysławem Gintrowskim. Ci ostatni wrócili następnie do swojego kraju i nie udało się załatwić im wyjazdu. Podczas całego występu ich dwa puste krzesla były oświetlone na scenie. Obecność Jacka była wydarzeniem ponieważ zorganizowana została publiczna debata na temat sytuacji piosenki w Polsce, z udziałem Huguette Bouchardeau (P.S.U.) (2). Tego typu wydarzenia mogą mieć pewne pośrednie konsekwencje.
(1) Parti Socialiste (przyp. tł.).
(2) Parti Socialiste Unifié, inna francuska partia polityczna.Pani Huguette Bouchardeau była później ministrem w jednym z rządów prezydenta Mitteranda (przyp. tł.).
Tłumaczenie : zielonymelon.
Korekta : Dauri, thomas.neverny.
"Myślę, więc nie ma mnie
na forum Mój adres
skonfiskowano Mówię
tak to ja jeszcze ja Poznaję
Co słychać Ano po staremu"
[Jerzy Ficowski]
na forum Mój adres
skonfiskowano Mówię
tak to ja jeszcze ja Poznaję
Co słychać Ano po staremu"
[Jerzy Ficowski]