Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Wywiad z Janem Nowickim
#61
Kuba Mędrzycki napisał(a):Chodzi tylko o to, że ta nie-papka nie jest na bilbordach, nie ma kampanii reklamowej za grube miliony, nie robi się wokół niej medialnego szumu.
Też nie do końca tak. Konkurs Szopenowski był na biblbordach, był wokół niego szum, był w TV, był w Dwójce. To samo z kilkoma innymi konkursami. Kaczmara nawet Polsat jakimś cudem swego czasu nagrał, o publicznej TV nie wspominając. Co jakiś czas któraś impreza na poziomie, jakiś festiwal kina offowego, czy nawet ten w Gdyni pojawiają się w kampaniach medialnych. Nagroda NIKE ma całkiem niezłą reklamę. Można by tu jeszcze wymieniać (choćby festiwal kultury żydowskiej w Krakowie). W każdym razie to nie jest tak, ze kultura wyższa wcale nie pojawia się w mediach komercyjnych, czy telewizji publicznej. Jest jej mało, ale nie jest nieobecna.
Kuba Mędrzycki napisał(a):Może mając to głęboko w d... po prostu trochę się tym bawi?
Ale tu zakładasz, że on z rozmysłem wchodzi w pewną konwencję, którą się bawi. A moim zdaniem on w rzeczywistości niczego nie ma w dupie. Czemu tak niby uznany aktor, zdystansowany, z bagażem doświadczeń i dobrych ról nagle przeprowadza frontalny atak na jakiść młodych naturszczyków bez talentu? Bo mu chodzi o poziom kultury masowej? Przecież się z choinki nie urwał chyba i nie ma złudzeń, ze kultura masowa może być bastionem subtelnych dywagacji nad istotą Kina? Moim zdaniem atakuje Mroczków bo im zwyczajnie zazdrości - łatwej popularności, moze pieniędzy, może kobiet i wina? W każdym razie nie sądze, by masskulturę Nowicki miał w dupie. Raczej kontestuje taką kulturę popularną, która w dupie ma Nowickiego - spychającą starego aktora na margines opanowany przez podstarzałych twórców z pretensjami (Nowicki nie jest na tym marginesie sam).

[Dodano 10 października 2008 o 00:23 ]
PMC napisał(a):Z kolei słyszałem kiedyś, że jeden z profesorów akademii teatralnej, aktor, skarżył się, że po 20 latach pracy w teatrze ma tam 1900 zł na rękę. A rachunki niestety trzeba płacić.
Spokojnie. Ma 1900 netto z teatru, ale do tego dodaj pensję z akademii teatralnej (raczej więcej niż 1900, jeśli to profesor), dodaj jeszcze wynagrodzenie za każdy spektakl, jakiś dodatek liczony od tych, co u niego piszą pracę magisterską . Mniej jak 4000 - 5000 tys na rękę to on miesięcznie nie ma. Może to nie jest kwota powalająca, ale też nie głodowa pensja. Nie wiem jakie ten aktor - profesor płaci rachunki i za co, że mu nie wystarcza?. Może słono kosztuje "ciasteczko" w SPATiFie?
[b][color=#000080]Warszawskie bubki, żygolaki
Z szajka wytwornych pind na kupę,
I ty, co mieszkasz dziś w pałacu,
A srać chodziłeś pod chałupę,
Ty, wypasiony na Ikacu -
całujcie mnie wszyscy w dupę.[/color][/b]
Odpowiedz
#62
Paweł Konopacki napisał(a):Spokojnie. Ma 1900 netto z teatru, ale do tego dodaj pensję z akademii teatralnej (raczej więcej niż 1900, jeśli to profesor), dodaj jeszcze wynagrodzenie za każdy spektakl, jakiś dodatek liczony od tych, co u niego piszą pracę magisterską . Mniej jak 4000 - 5000 tys na rękę to on miesięcznie nie ma.
To jasne Smile Ja tylko pisałem o różnych motywach gry w serialach. Ten aktor-profesor zresztą gra w takowych.
[color=#0000FF][i]Gałąź kona najpiękniej,
Bo umiera, gdy pęknie
Pod owoców zwieszonych
Ciężarem.
Mnie zaszkodził łyk godzin,
Ale jak tu być zdrowym?
Wódki miarę czas leje za barem.[/i][/color]
___________________________
[url=http://www.cienski.pl][b]www.cienski.pl[/b][/url]
Odpowiedz
#63
PMC napisał(a):Ten aktor-profesor zresztą gra w takowych.
No proszę, nie dość, ze głodem nie przymiera to jeszcze ma czas, by pogodzić pracę w teatrze, pracę na uczelni, pracę w serialu. Żyć nie umierać! Żeby wszystkim się tak wiodło, jak jemu. Smile
[b][color=#000080]Warszawskie bubki, żygolaki
Z szajka wytwornych pind na kupę,
I ty, co mieszkasz dziś w pałacu,
A srać chodziłeś pod chałupę,
Ty, wypasiony na Ikacu -
całujcie mnie wszyscy w dupę.[/color][/b]
Odpowiedz
#64
Paweł Konopacki napisał(a):Też nie do końca tak. Konkurs Szopenowski był na biblbordach, był wokół niego szum, był w TV, był w Dwójce. To samo z kilkoma innymi konkursami. Kaczmara nawet Polsat jakimś cudem swego czasu nagrał, o publicznej TV nie wspominając. Co jakiś czas któraś impreza na poziomie, jakiś festiwal kina offowego, czy nawet ten w Gdyni pojawiają się w kampaniach medialnych. Nagroda NIKE ma całkiem niezłą reklamę.
Tak, ale to są pojedyncze imprezy jak nie sporadyczne to odbywające się raz na jakiś czas, imprezy o jakimś prestiżu, na które tak swoją drogą, pieniądza zarabiają w dużej mierze 'plastikowe imprezy'. One pojawiają się co jakiś czas, trwają kilka tygodni najwyżej, nie sposób ich w jakiś tam sposób nie reklamować, mają też swoją tradycję, ale koniec końców w ogólnym odbiorze zostaje i tak 'plastik', którego kampania trwa nieustająco przez cały rok.
Paweł Konopacki napisał(a):Moim zdaniem atakuje Mroczków bo im zwyczajnie zazdrości - łatwej popularności, moze pieniędzy, może kobiet i wina?
Nie Pawle, myślę że to jest osąd nietrafny i niesprawiedliwy. Gdyby chociaż zazdrościł młodym aktorom, że mają łatwą sławę i pieniądze, to jeszcze bym się zastanowił. Ale twierdzenie, że zazdrości tego jakimś dwóm przypadkowym chłopaczkom ani zdolnym ani ładnym to już brzmi komicznie. Jego może co najwyżej wkurzać dzisiejsza rzeczywistość, w której tak naprawdę każdy bez większego nakładu pracy i talentu może uchodzić za aktora, artystę czy jak to nazwać. Że tak naprawdę tzw.świat widzi cię takim jakim cię wykreują, a nie tym co tak naprawdę masz do zaproponowania i zaprezentowania. Rzecz w tym, że pokolenie Nowickich, Gajosów, Fronczewskich jest klasą samą w sobie nie potrzebującą już tak naprawdę niczego nikomu udowadniać. Swoje zrobili, dorobek mają duży, a że nie ma dla nich miejsca w szołbiznesie to już inna sprawa. Z kolei Mroczki i Cichopki będą trwały dopóty dopóki ci którzy ich wykreowali nie znajdą nowych, młodszych, świeżych narzędzi do tłuczenia kasy. To producenci, wytwórnie muzyczne, komercyjne stacje telewizyjne i radiowe i kolorowa prasa decydują o ich istnieniu na rynku. Oni sami nie mają praktycznie nic do powiedzenia. No takie mamy niestety czasy. I temu daje myślę wyraz Jan Nowicki w omawianym wywiadzie. Gorycz? Może jeszcze zagubienie?
Paweł Konopacki napisał(a):
PMC napisał(a):Z kolei słyszałem kiedyś, że jeden z profesorów akademii teatralnej, aktor, skarżył się, że po 20 latach pracy w teatrze ma tam 1900 zł na rękę. A rachunki niestety trzeba płacić.
Spokojnie. Ma 1900 netto z teatru, ale do tego dodaj pensję z akademii teatralnej (raczej więcej niż 1900, jeśli to profesor), dodaj jeszcze wynagrodzenie za każdy spektakl, jakiś dodatek liczony od tych, co u niego piszą pracę magisterską . Mniej jak 4000 - 5000 tys na rękę to on miesięcznie nie ma.
Ale Pawle, to nie o to myślę chodzi. Jego sprawa czy dorabia w serialach, reklamach itd. Grunt, że musi dorabiać! Narzeka na to, że właśnie po 20 latach pracy zarabia w wyuczonym zawodzie tyle, że aby godnie żyć, popłacić rachunki, kredyty, studia dzieciom musi właśnie chałturzyć czy jak to tam nazwiesz. Jemu się akurat udaje 'dorabiać', ale ilu jest takich aktorów, którzy nie mieli tyle szczęścia, znajomości itd.
PMC napisał(a):Ten aktor-profesor zresztą gra w takowych.
Chyba nawet wiem który to. Smile
Tam - Apokalipsa,
Nieuchronny kres.
Tu - nie grozi nic nam,
Tu - niezmiennie jest...
Odpowiedz
#65
Kuba Mędrzycki napisał(a):Rzecz w tym, że pokolenie Nowickich, Gajosów, Fronczewskich jest klasą samą w sobie nie potrzebującą już tak naprawdę niczego nikomu udowadniać.
No i większość z nich (jak choćby przytoczeni tu Gajos i Fronczewski) nie robią tego, a Nowicki - owszem. I chyba to ich różni....

Dla jasności: nienawidzę dzisiejszych seriali, tego całego pseudoaktorstwa. Z trwogą zauważam, że po asymilacji wzorców brazylijskich przyszła kolej na Bollywood w kinach. Dla mnie to porażka. Ale widać są chętni tego odbiorcy, to nie ma co się obrażać na rzeczywistość i tych, którzy podażą odpowiadają na popyt (popyt, moim zdaniem, umiejętnie zresztą wykreowany Wink )
A propos seriali - jestem z kolei miłośnikiem starych dobrych seriali, a żądnym dobrej gry aktorskiej polecam pierwsze dziesięć minut odcinka "Wojny domowej", w którym do akcji wkracza Anula. Przez bite 10 minut Andrzej Szczepkowski i Alina Janowska prowadzą dialog wykonując w ciasnym mieszkanku mnóstwo różnych czynności, a kamera to rejestruje bez jednego cięcia! To było aktorstwo!
Znajdzie się słowo na każde słowo
Odpowiedz
#66
Kuba Mędrzycki napisał(a):wnuki rosną
Pan Nowicki nie miał nawet czasu dla własnego syna, pomimo iż, jak wnioskuję z jego wcześniej zacytowanych przeze mnie wypowiedzi, wolnego czasu miał "od cholery". A swój stosunek do wnuków wyraził tu:

<!-- m --><a class="postlink" href="http://www.plejada.pl/51195,0,,,,jan_nowicki_o_domu_aktora,wideo.html">http://www.plejada.pl/51195,0,,,,jan_no ... wideo.html</a><!-- m -->
Jan Nowicki napisał(a):Ja uważam, że mieszkać tam [w Domu Aktora w Skolimowie - przyp. Dauri] to jest cudownie, lepiej niż, kurwa, z wnukiem, który gra na skrzypcach za ścianą.
Nie chciałbym być, kurwa, wnukiem Nowickiego...
Odpowiedz
#67
MacB napisał(a):No i większość z nich (jak choćby przytoczeni tu Gajos i Fronczewski) nie robią tego, a Nowicki - owszem. I chyba to ich różni....
Sądzę, że w tym, i tylko w tym, tkwi różnica. Być może Fronczewskiemu ktoś po prostu doradził, żeby Pan Piotr unikał wypowiadania się na tematy tzw. życiowe, bo - delikatnie mówiąc - nie wypada wtedy najlepiej. Pan Jan przyjął inną taktykę i w naszych oczach (tych kilku osób tu) wypadł źle, ale czy wypadł źle w oczach większości ten wywiad czytających, to już bym dyskutował.

Nie popadajmy natomiast w skrajności. Co do tego, że Pan Nowicki zazdrości Mroczkom kariery, to zgadzam się z Kubą - uważam, że jest to teza absolutnie nieuprawniona i wręcz komiczna.

Przepraszam, jeśli się powtórzę, ale moim zdaniem cały problem polega na tym, że tak zwana większość postrzega aktorów jako ludzi sztuki - ludzi z tej samej intelektualnej "półki", co pisarze, poeci, reżyserzy czy choćby wybitni publicyści. To jest oczywiście piramidalna bzdura, pomieszanie podstawowych pojęć, więc kiedy niektórzy aktorzy starają się te oczekiwania spełnić, usiłując wchodzić w role, to wychodzi śmiesznie. Pan Jan jest w tym wywiadzie równie komiczny, co na przykład Pani Szczepkowska, publikując w prasie swoje przemyślenia na tematy ogólno-życiowe. Nic wielkiego. Normalka.
dauri napisał(a):Nie chciałbym być, kurwa, wnukiem Nowickiego...
Wybacz, ale to, co Pan Jan robi w wolnym czasie, to już tylko jego sprawa.
Odpowiedz
#68
dauri napisał(a):
Jan Nowicki napisał(a):Ja uważam, że mieszkać tam [w Domu Aktora w Skolimowie - przyp. Dauri] to jest cudownie, lepiej niż, kurwa, z wnukiem, który gra na skrzypcach za ścianą.
Nie chciałbym być, kurwa, wnukiem Nowickiego...
Tu już pan Jan ewidentnie jaja sobie robi. Nie chcę wchodzić w prywatny rodzinny czas pana Jana, ale skądinąd wiem(znam trochę Jego syna Łukasza), że stosunki ich stosunki rodzinne układają się bardzo dobrze. Ale rzeczywiście, dajmy spokój w zagłębianie się w te sprawy.
Luter napisał(a):Być może Fronczewskiemu ktoś po prostu doradził, żeby Pan Piotr unikał wypowiadania się na tematy tzw. życiowe, bo - delikatnie mówiąc - nie wypada wtedy najlepiej.
Swoją drogą pan Piotr raczej w ogóle nie udziela się w mediach, nie 'bywa'. Jedyny wywiad, który z Nim widziałem, to jakiś czas temu u Wojewódzkiego. Była to jedna z niewielu okazji, aby przekonać się jak wielkiej klasy jest to człowiek.
Tam - Apokalipsa,
Nieuchronny kres.
Tu - nie grozi nic nam,
Tu - niezmiennie jest...
Odpowiedz
#69
Luter napisał(a):Co do tego, że Pan Nowicki zazdrości Mroczkom kariery, to zgadzam się z Kubą - uważam, że jest to teza absolutnie nieuprawniona i wręcz komiczna.
Komiczna? Sądzisz, że stary facet nie może zazdrościć popularności młodym chłopakom?
Niebardzo wiem skąd przekonanie, że zazdrość to uczucie obce Nowickiemu. Obiektywnie można sądzić, że człowiek z dość poważnym dorobkiem i pozycją w środowisku nie powinien narzekać na swój status. Ale...czemu Nowicki miałby jednak nie odczuwać tego inaczej, subiektywnie?
Z tego, co mówi, kreuje mi się wizja faceta z wielkimi pretensjami do świata i słabym ego.
Kuba Mędrzycki napisał(a):Była to jedna z niewielu okazji, aby przekonać się jak wielkiej klasy jest to człowiek.
Bardzo mi się w tym spotkaniu Fronczewskiego z Wojewódzkim podobał jedne moment, w którym Fronczewski, zlekka zrezygnowany i zażenowany akrobacjami Wojewódzkiego pyta gospodarza programu mniej więcej tak:
- Proszę Pana, czy możemy o czymś prozmawiać?
Pytanie, moim zdaniem supercelne. Wszak większośc rozmów Kuby W. jest w zasadzie o niczym. Choć to oczywiście nie przeszkadza Wojewódzkiemu sumować spotkać w taki sposób, jakby cała rozmowa była precyzyjnie przygotowana wg.z góry założonego scenariusza.
[b][color=#000080]Warszawskie bubki, żygolaki
Z szajka wytwornych pind na kupę,
I ty, co mieszkasz dziś w pałacu,
A srać chodziłeś pod chałupę,
Ty, wypasiony na Ikacu -
całujcie mnie wszyscy w dupę.[/color][/b]
Odpowiedz
#70
Luter napisał(a):Wybacz, ale to, co Pan Jan robi w wolnym czasie, to już tylko jego sprawa.
Powiedziałbym tu raczej "czego nie robi", choć z momentem, gdy opowiada o tym całemu światu to trochę przestaje być wyłącznie jego sprawą. Na szczęście Kuba (który notabene pierwszy poruszył temat wnuka Smile ) rozwiał już nasze wątpliwości, więc pozostaje cieszyć się, że pan Nowicki tylko sobie jaja robi, a wnukowi życzyć, by jako skrzypek odniósł sukces i nie musiał ku rozpaczy dziadka grać w serialach, by wiązać koniec z końcem.
Odpowiedz
#71
Luter napisał(a):moim zdaniem cały problem polega na tym, że tak zwana większość postrzega aktorów jako ludzi sztuki - ludzi z tej samej intelektualnej "półki", co pisarze, poeci, reżyserzy czy choćby wybitni publicyści.
Oczywiście nie można spostrzegać aktorów tak samo, jak poetów, pisarzy, "twórców od zera", że się tak wyrażę. Różnica polega na tym, że aktor czy reżyser mają zadade stworzyć film/postać bazując na scenariuszu. Reżyser korzysta ze swojego warsztatu - czyli umiejętności odpowiedniego urzeczywistnienia tego, co napisał dramaturg (wiedza historyczna, techniczna itp itd). Aktor korzysta ze swojego (ciało, wiedza, emocje, intuicja), żeby możliwie najwierniej i najuczciwiej wcielić się w postać, którą stworzył pisarz. Często w dyskusjach o zawodzie aktora słyszy się, że aktor powinien "zagłębić" się w rolę, samodzielnie dowiedzieć się wszystkiego o niej, przemieżyć pół świata, żeby potem udolnie zagrać, że AKTOR!! To najważniejsza osoba! W jego dłoniach leżą losy postaci! Nic bardziej mylnego - cała informacja potrzebna aktorowi do stworzenia roli powinna być zawarta w dobrym scenariuszu. Taka postawa właśnie "prze-intelektualizuje" zawód aktora. Aktor ma przede wszystkim działać, a nie myśleć, mieć tak swobodny dostęp do emocji i opanowany warsztat panowania nad nimi, żeby jak najwierniej oddać charakter swojej roli.
Proszę nie spotrzec moich następnych słów jako przechwalanie się - po prostu korzystam z własnych doświadczeń, żeby przekazać, o co mi chodzi: Konsultacje dla kandydatów na wydział aktorski. Przedstawiłam fragment z "Wujaszka Wanii", Pan Profesor burknął, zgasił papierosa i rzekł: "Za dużo Pani myśli!". Już po spotkaniu kazał mi odłożyć teksty i wrócić do nich dopiero 2 tyg przed egzaminem (a było ich łącznie 14). Już miałam dostać palpitacji, na co on "Będzie miała Pani problem... Jest Pani za inteligentna". Zdębiałam. Dopiero na zajęciach poruszyliśmy właśnie temat inteligencji - w nadmiarze przeszkadza ona aktorowi. Inteligentny człowiek siłą rzeczy dużo myśli - cały czas. Wiem po sobie, że jak dostaje tekst, po pierwszym przeczytaniu jestem w stanie intuicyjnie zrozumieć postać, współczuć. Po drugim - już zaczynam się denerwować, bo nie mogę przestać analizować każdego słowa, gestu, przecinka, wykrzyknika, wyciągać inne aspekty postaci, których, jak się okazuje, dramaturg/pisarz w ogóle nie zawarł.
Ale do czego zmierzam (kolejna moja wada - lubię dygresje).. Aktor, oczywiście, nie jest twórcą w tym sensie, że tworzy dzieło od zera. Ale, podobnie jak każdy artysta, czy to malarz, pisarz lub poeta, korzysta ze zdobytego warsztatu oraz własnych emocji i intuicji, żeby stworzyć wiarygodną postać (dzieło) - fikcyjną, której zarys stworzył dramaturg. To też sztuka, i jest ona niezwykle trudna, bo zamiast pióra, pędzla, czy instrumentu, aktor ma tylko siebie. A opanować taki instrument do perfekcji potrafią nieliczni, i to po wielu, wielu latach doświadczenia. W tym zawodzie chodzi przede wszystkim o inny rodzaj inteligencji - emocjonalnej - alę tę łatwo pomylić z innymi.

Z drugiej strony (tak mi się teraz "pomyślało"...) zbytnie intelektualizowanie jest zgubne w nieomal każdej dziedzinie sztuki. Malarz może stworzyć dzieło technicznie bez zarzutu, idealne skomponowane itp. Ale jeżeli brakuje tego elementu emocjonalności, wyrazu.. Dzieło nie będzie tak pociągające. Wiersz technicznie idealny - może nie trafić do czytelnika, tak samo idealnie skonstruowana proza... Sęk widać jest w tym, żeby warsztat i inteligencja były bazą do tworzenia dzieła, a żeby na pierwszym miejscu w sposób świadomy manipulować emocjami.
Luter napisał(a):niektórzy aktorzy starają się te oczekiwania spełnić, usiłując wchodzić w role, to wychodzi śmiesznie.
Nie sposób mi się z Tobą nie zgodzić co do postawy aktorów starających się wykreować na ludzi o wielkiej inteligencji, erudycji i Bóg wie, czego jeszcze. Oczywiście, są i tacy, którzy po prostu pieknielnie inteligentni są (Sir. Anthony Hopkins, Dame Judy Dench, Hugh Laurie, a w Polsce coraz bardziej przekonuję się do Michała Żebrowskiego). Moim zdaniem Ci inni "kreatorzy" zgubili gdzieś pokorę, cechę niezbędną dla aktora. Jeśli aktor, nie ważne, jak zdolny, nie ma pokory wobec postaci, którą tworzy, wobec reżysera, dramaturga, a na końcu albo przede wszystkim wobec samego siebie - szybko straci wrażliwość i szczerość - za bardzo będzie się skupiał na swojej nowej roli "wielkiego inteligenta i aktora". Moim zdaniem taką "chorobę" widać u niektórych Polskich aktorów/ek. Widać to w rolach Nowickiego z ostatnich kilku lat, widać to u Beaty Tyszkiewicz, która skupiła się na roli wielkiej damy Polskiego kina, podobnie z Grażyną Szapołowską (tej to gorzej wychodzi). A jeśli chodzi o popularność - to prawie takie samo zło. Gdy aktor/ka zdobędzie taką popularność, że zacznie się w nią zbytnio wczuwać, wierzyć za bardzo w swoje nieśmiertelne powodzenie u widzów - zacznie lekceważyć kolejne postacie/role - przykłady: Tomasz Kot, w coraz większym stopniu Borys Szyc, no i Jolanta Fraszyńska.
"Chude Dziecko"
Odpowiedz
#72
Luter napisał(a):moim zdaniem cały problem polega na tym, że tak zwana większość postrzega aktorów jako ludzi sztuki - ludzi z tej samej intelektualnej "półki", co pisarze, poeci, reżyserzy czy choćby wybitni publicyści. To jest oczywiście piramidalna bzdura, pomieszanie podstawowych pojęć,
O! A czy w związku z tym piramidalną bzdurą, pomieszaniem podstawowych pojęć będzie także postrzeganie jako ludzi sztuki takich osób (artystów?), jak Artur Rubinstein, Mścisław Rostropowicz, Colin Davies czy choćby Ewa Demarczyk? A co z (artystami?) fotografikami? Przecież na dobrą sprawę to oni tylko chodzą i pstrykają. Ciekaw jestem tu również opinii Przemka, a w przypadku Rubinsteina - Kuby.
Odpowiedz
#73
berseis13 napisał(a):Aktor ma [...] mieć tak swobodny dostęp do emocji i opanowany warsztat panowania nad nimi, żeby jak najwierniej oddać charakter swojej roli.
berseis13 napisał(a):zamiast pióra, pędzla, czy instrumentu, aktor ma tylko siebie. A opanować taki instrument do perfekcji potrafią nieliczni
berseis13 napisał(a):Malarz może stworzyć dzieło technicznie bez zarzutu, idealne skomponowane itp. Ale jeżeli brakuje tego elementu emocjonalności, wyrazu.. Dzieło nie będzie tak pociągające. Wiersz technicznie idealny - może nie trafić do czytelnika, tak samo idealnie skonstruowana proza...
berseis13 napisał(a):Jeśli aktor, nie ważne, jak zdolny, nie ma pokory wobec postaci, którą tworzy, wobec reżysera, dramaturga, a na końcu albo przede wszystkim wobec samego siebie - szybko straci wrażliwość i szczerość
Z zainteresowaniem przeczytałem Twoją wypowiedź, a powyższe cytaty wybrałem, bo... zgadzam się z nimi w całej rozciągłości. Może ktoś powiedzieć, że są to oczywiste oczywistości, ale w tym poście berseis13 zabrzmiały tak, że musiałem dodać swojego jateża Wink

Widać z tego, że jednak można aktorów postrzegać jako ludzi sztuki. A odpowiedzi na post dauriego sam jestem ciekaw.
Znajdzie się słowo na każde słowo
Odpowiedz
#74
dauri napisał(a):O! A czy w związku z tym piramidalną bzdurą, pomieszaniem podstawowych pojęć będzie także postrzeganie jako ludzi sztuki takich osób (artystów?), jak Artur Rubinstein, Mścisław Rostropowicz, Colin Davies czy choćby Ewa Demarczyk?
Nie. Genialna wirtuozeria, epokowa dyrygentura czy wybitna rola aktorska może nieść na tyle istotną wartość dodaną, że sama z siebie będzie sztuką. Myślę, że trudno tutaj o jakąś obiektywną miarę, dlatego napisałem, że w moim odczuciu bzdurą jest traktowanie aktorów jak ludzi sztuki z tej samej półki co na przykład reżyserzy - ale można oczywiście znaleźć przykłady na tyle przeciętnych reżyserów i na tyle wybitnych aktorów, że to akurat ci drudzy będą w swym dziele bardziej twórczy.

Dość jaskrawym przykładem tej niejednoznaczności są, uważam, śpiewacy operowi. Najlepszym z nich nie sposób przecież odmówić miana artystów-twórców; potrafią oni swoją interpretacją stworzyć tę wartość dodaną, spowodować, że ich kreacje wpiszą się na trwałe w historię danego dzieła operowego. A jednak zasadniczo dzieło operowe to libretto, muzyka i wystawienie (reżyseria), a aktorzy są wykonawcami - podobnie jak członkowie orkiestry. Owszem, jeśli aktor nie umie śpiewać czy skrzypek nie umie grać, to położą przedstawienie, ale pełnią oni jednak rolę rzemieślników - wybitnie wykwalifikowanych, ale jednak narzędzi.

Była już kiedyś o tym dyskusja na Liście dyskusyjnej - dyskusja nt. twórczego wkładu PG i ZŁ do wspólnych programów Tria. Z jednej strony wkład ten jest niezaprzeczalny - autorstwo muzyki, wybitne aranżacje Łapińskiego, genialny śpiew Gintrowskiego. Z drugiej zaś - koncepcje, przesłania, dramaturgia programów - wszystko to było przecież dziełem Jacka. PG i ZŁ byli w pewnym sensie narzędziami w ręku Kaczmara, który nawet niektóre teksty pisał z uwzględnieniem wykonawstwa PG czy z przeznaczeniem skomponowania muzyki przez któregoś konkretnego z nich.
MacB napisał(a):Z zainteresowaniem przeczytałem Twoją wypowiedź, a powyższe cytaty wybrałem, bo... zgadzam się z nimi w całej rozciągłości. Może ktoś powiedzieć, że są to oczywiste oczywistości
Właśnie, że nie są to oczywiste oczywistości. Co więcej - mam (być może mylne) wrażenie, że powycinałeś wypowiedzi Paci odrobinę za bardzo i że utraciły one przez to trochę swoją celność.
berseis13 napisał(a):Oczywiście, są i tacy, którzy po prostu pieknielnie inteligentni są
Jak najbardziej! Są również piekielnie inteligentni skrzypkowie - co nie zmienia faktu, że inteligencja nijak nie jest potrzebna do bycia wybitnym skrzypkiem.
Wielu jest za to świetnych aktorów, którzy niepotrzebnie starają się udawać bystrzejszych, mądrzejszych bądź inteligentniejszych niż są w rzeczywistości - bo wydaje im się, że skoro są cenionymi aktorami, to muszą też mieć głębię przemyśleń na tematy różne. A nie muszą, bo można być wybitnym aktorem, nie będąc ani wrażliwym ani inteligentnym ani światłym człowiekiem, natomiast wybitnym reżyserem bez ww cech nie można być.
Odpowiedz
#75
Luter napisał(a):Była już kiedyś o tym dyskusja na Liście dyskusyjnej - dyskusja nt. twórczego wkładu PG i ZŁ do wspólnych programów Tria
KN napisał(a):"Mury" są jedynym programem w którym wkład JK nie przekracza 95%
Smile
Odpowiedz
#76
Luter napisał(a):napisałem, że w moim odczuciu bzdurą jest traktowanie aktorów jak ludzi sztuki z tej samej półki co na przykład reżyserzy - ale można oczywiście znaleźć przykłady na tyle przeciętnych reżyserów i na tyle wybitnych aktorów, że to akurat ci drudzy będą w swym dziele bardziej twórczy
Rozumiem. Czyli chodziło Ci o to, że półki są różne, a nie że jedna jest gorsza od drugiej?
Luter napisał(a):A jednak zasadniczo dzieło operowe to libretto, muzyka i wystawienie (reżyseria), a aktorzy są wykonawcami - podobnie jak członkowie orkiestry.
Ja zaś uważam, że aktor (a także muzyk) jest wykonawcą głównie podczas koncertu/spektaklu - choć czasami bywa wtedy zarazem twórcą (jest to widoczne zwłaszcza w jazzie), a podczas przygotowywania spektaklu (koncertu, nagrania itp) może być pełnowartościowym twórcą. Obecnie coraz częściej tekst dramatu jest traktowany nie jako gotowe dzieło do "odtworzenia", lecz bardziej jako materiał, przy pomocy którego można przekazać pewne treści, emocje, poglądy itd. Również przygotowywanie spektaklu przebiega bardzo różnie - od reżysera, który wymyśla praktycznie wszystko a nawet pokazuje aktorom, jak mają to zagrać (np. w filmie Hitchcock, Polański) - i wówczas funkcja aktora jest rzeczywiście sprowadzona do roli odtwórcy - do takich, co wnoszą stosunkowo mało i na próbach mówią do aktora "Niech pan coś zagra" (podobno Wajda w teatrze). A coraz częstszą praktyką są tzw. "próby stolikowe", gdzie reżyser z aktorami wpólnie wymyślają, jaki będzie spektakl.
Odpowiedz
#77
dauri napisał(a):A coraz częstszą praktyką są tzw. "próby stolikowe", gdzie reżyser z aktorami wpólnie wymyślają, jaki będzie spektakl.
Jak to coraz częstszą? Przecież to jest stały element procesu tworzenia spektaklu. A to czy wymyślają wspólnie, wydaje mi się zależy od reżysera. Jeden od razu narzuca swoją wizję przedstawienia niespecjalnie uznając jakiekolwiek sugestie aktorów, a inny będzie oczywiście bardziej liberalny i elastyczny. Według mnie, nie ma w tym nic nowatorskiego.
Chyba, że chodziło Ci nie o same 'próby stolikowe', a o to że reżyserzy coraz częściej wspólnie z zespołem 'wymyslają' spektakl. Choć wydaje mi się, że nie jest to raczej domeną teatrów zawodowych.
Tam - Apokalipsa,
Nieuchronny kres.
Tu - nie grozi nic nam,
Tu - niezmiennie jest...
Odpowiedz
#78
Kuba Mędrzycki napisał(a):Jak to coraz częstszą? Przecież to jest stały element procesu tworzenia spektaklu.
To dobrze. Wprawdzie miałem okazję trochę asystować jednej reżyserce i grać w dwóch spektaklach i nie było tam prób stolikowych, ale było to już jakieś 10 lat temu i widać, że wiele się od tego czasu zmieniło. W każdym razie skoro jest to teraz stały element procesu tworzenia spektaklu, to tym bardziej należy uznać aktora za pełnowartościowego współtwórcę spektaklu, a nie tylko odtwórcę.

Jak twierdzi Andrzej Wajda:
Cytat:Aktor w teatrze ma świadomość, że tylko i wyłącznie on, wychodząc na scenę, bierze na siebie klęskę przedstawienia. To daje mu poczucie własnej wartości, podczas kiedy wielu aktorów, zwłaszcza rzadko grających w filmie, czuje się tylko śrubką w ogromnej machinie kina.
<!-- m --><a class="postlink" href="http://www.wajda.pl/pl/teatr2.html">http://www.wajda.pl/pl/teatr2.html</a><!-- m -->

Oznacza to, że pan Wajda jako reżyser teatralny nie czuje się w żaden sposób odpowiedzialny za ewentualną klęskę przedstawienia i sprowadza się tym samym do roli koordynatora/organizatora.
Odpowiedz
#79
Luter napisał(a):można być wybitnym aktorem, nie będąc ani wrażliwym ani inteligentnym ani światłym człowiekiem
Zgadzam się co do "światłości" - ale wrażliwość jest cechą niezbędną dla aktora. A ściślej, wrażliwość i empatia. Aktor nie-wrażliwy, że się tak wyrażę, nie będzie w stanie zrozumieć i "czuć" postaci, w którą się wciela. Jeśli chodzi o inteligencje, zależy o jakiego rodzaju inteligencji mowa. Moim zdaniem dla aktora niezbędna jest inteligencja emocjonalna, twórcza albo werbalna.
Luter napisał(a):że inteligencja nijak nie jest potrzebna do bycia wybitnym skrzypkiem.
Nie wiem, czy nijak. Jeżeli inteligencja jest cechą pozwalającą po prostu lepiej zrozumieć swoją pracę, wczuć się w nią, dotrzeć do jej głębi, to lepiej, żeby skrzypek był człowiekiem inteligentnym - Po prostu wtedy będzie lepszym skrzypkiem. Może nie przykład skrzypka, ale pianisty pozwoli to lepiej zrozumieć. Wszak nie kim innym jak pewnego rodzaju muzycznym intelektualistą jest Kristian Zimmerman, który nie tylko po prostu gra (wybitnie), ale studiuje utwory przeznaczone do wykonania. Dopiero efektem tych studiów jest sposób gry czy aranżacji utworów. Kilka lat temu, Zimmerman nagrał koncerty Chopinowskie. Pamiętam, jak dość szczegółowo opowiadał o dokonanej przez siebie reinterpretacji utworów Chopina. Polegała ona między innymi na całkowicie różnej, w stosunku do obowiązującej wówczas praktyki, grze całych partii orkiestrowych koncertów. Chodzi między innymi o naśladownictwo ludowego brzmienia niektórych instrumentów. Tyle, że to nie chodziło o jakieś widzimisie Zimmermana (że Chopin to inspiracja ludowością, więc można spróbować naśladownictwa brzmień ludowych). Chodzi o to, że Zimmerman to wyczytał z partytury, choć wcześniej jakoś nikt inny w taki sposób utworu nie odczytał. Zimmerman, z tego, co pamiętam, poszukiwał także na przykład fortepianu o takim brzmieniu, które byłoby najbliższe brzmieniu fortepianu, na którym grał sam Chopin. Z tego wynikało wożenie przez artystę własnego fortepianu na każdy koncert. Generalnie koncerty Chopinowskie Zimmermana to nie tylko biegłość techniczna, czy nawet wirtuozeria. To także ogromna intelektualna praca nad utworem wykonana przez wybitnego pianiste.
Wracając do sedna sprawy. Wydaje mi się, że nie można z artystów robić rzemieślników. Artysta malarz od malarza pokojowego różni się nie tylko tym, że co innego maluje. Aktor jest czymś więcej aniżeli tylko kukłą pociąganą za sznurki przez reżysera. "Alternatywy 4" nie byłyby takim filmem, jaki kochamy, gdyby nie wybitne aktorskie kreacje. W zeszłym roku w Teatrze Ateneum wystawiono fatalną pod względem reżyserii interpretacje "Zbrodni i Kary". Jedyna rzecz scalająca spektakl, to rola Piotra Fronczewskiego.
Luter napisał(a):natomiast wybitnym reżyserem bez ww cech nie można być.
Tu zgoda.
"Chude Dziecko"
Odpowiedz
#80
dauri napisał(a):
Kuba Mędrzycki napisał(a):Jak to coraz częstszą? Przecież to jest stały element procesu tworzenia spektaklu.
To dobrze. Wprawdzie miałem okazję trochę asystować jednej reżyserce i grać w dwóch spektaklach i nie było tam prób stolikowych, ale było to już jakieś 10 lat temu i widać, że wiele się od tego czasu zmieniło.
Cóż, być może reżyserzy przedstawień w których brałeś jak piszesz udział, nie widzieli potrzeby organizowania takowych. Jednak jest to zwyczaj praktykowany nie tylko od 10, ale i od 20,30 lat i to nie tylko w Polsce. 'Kuchnia' teatralna bardzo ciekawie jest ukazana w serialu Falka 'Twarze i maski'. Polecam także lekturę książki Erwina Axera 'Z pamięci'.
Tam - Apokalipsa,
Nieuchronny kres.
Tu - nie grozi nic nam,
Tu - niezmiennie jest...
Odpowiedz
#81
A propos artyzmu przez wielkie A:
<!-- m --><a class="postlink" href="http://www.youtube.com/watch?v=JSDUW8PhK7A&feature=related">http://www.youtube.com/watch?v=JSDUW8Ph ... re=related</a><!-- m -->
polecam uwadze zwłaszcza trzecie preludium.
Kuba Mędrzycki napisał(a):'Kuchnia' teatralna bardzo ciekawie jest ukazana w serialu Falka 'Twarze i maski'.
O! To dobry przykład serialu zarówno wyreżyserowanego fatalnie, jak i granego beznadziejnie. Nie pamiętam jednej dobrej roli z tego cyklu. Chyba tylko K. Stroiński nie był tak bardzo zły.
[b][color=#000080]Warszawskie bubki, żygolaki
Z szajka wytwornych pind na kupę,
I ty, co mieszkasz dziś w pałacu,
A srać chodziłeś pod chałupę,
Ty, wypasiony na Ikacu -
całujcie mnie wszyscy w dupę.[/color][/b]
Odpowiedz
#82
dauri napisał(a):W każdym razie skoro jest to teraz stały element procesu tworzenia spektaklu, to tym bardziej należy uznać aktora za pełnowartościowego współtwórcę spektaklu, a nie tylko odtwórcę.
Niekoniecznie.
Paweł Konopacki napisał(a):O! To dobry przykład serialu zarówno wyreżyserowanego fatalnie, jak i granego beznadziejnie. Nie pamiętam jednej dobrej roli z tego cyklu. Chyba tylko K. Stroiński nie był tak bardzo zły.
Oczywiście panie wybitny krytyku filmowy. Big Grin Myślę, że brakuje w nim zdecydowanie braci Mroczek, którzy z pewnością stworzyliby w owym serialu wybitne i niezapomniane kreacje, które wpłynęłyby wyraźnie na jakość serialu Falka.
Uważam, że serial nie był zły, a przynajmniej porusza ciekawe kwestie w oparciu o naszą historię ostatnich dwudziestu lat. Do tego ze świetną obsadą. No, ale oczywiście jeśli standardy filmu i aktorstwa mamy odnosić do 'M jak miłość' to ja chyba nie mam żadnych argumentów.
Tam - Apokalipsa,
Nieuchronny kres.
Tu - nie grozi nic nam,
Tu - niezmiennie jest...
Odpowiedz
#83
Kuba Mędrzycki napisał(a):Oczywiście panie wybitny krytyku filmowy. Myślę, że brakuje w nim zdecydowanie braci Mroczek, którzy z pewnością stworzyliby w owym serialu wybitne i niezapomniane kreacje, które wpłynęłyby wyraźnie na jakość serialu Falka.
No i po co tak sformułowane uwagi? Zależy Ci, żeby temat wylądawał w Karczmie?
Kuba Mędrzycki napisał(a):Uważam, że serial nie był zły, a przynajmniej porusza ciekawe kwestie w oparciu o naszą historię ostatnich dwudziestu lat.
No, ale wszystkie postacie nakreślone w tym serialiku są wybitnie sztampowe.
Dyrektor teatru - równy facet meandrujący między cenzurą a wolnością słowa, partią a opozycją, niby po ich stronie, ale jednak jakby nasz.
Aktorka w średnim wieku- dobra, ale znudzona mężem, uciekająca do kochanka
Kochanek - oczywiście zaangazowany w politykę, kocha aktorkę, ale ma dylemat: dupa, czy Sprawa.
reżysert tyran - pozorny. Niedostęny i twardy, znęcający się nad wrażliwą aktorką. Ale...przecież nie znęca się, bo jest sadystą, tylko znęca się, bo wie, że w młodej aktorce drzemie wielki talnet, który trzeba wydobyć.
Stary aktor - oczywiście zdystansowany do świata itd
Aktor w średnim wieku - porządny facet, ale z problemiami (żona go nie rozumie, wcale ze sobą nie śpią itd)
itd, itd
Wszystko to w sosie przełomowych momentów naszej jakże skomplikowanej historii powojennej. Trochę bogoojczyźnianego patriotyzmu, trochę dylematów na zasadzie mieć, czy być, donieść na kochanka żony, czy być przyzwoitym facetem, grać z ubekiem w bambuko, czy na mordę wywalić solidarnościowca pod byle pozorem. Dylematy może i życiowe, ale jakby jednak obleciane na wszystkie strony.
Kuba Mędrzycki napisał(a):Do tego ze świetną obsadą.
Serial jest na poziomie "Matek, żon i kochanek" - tam też była niezła obsada a film jednak kompletnie do dupy.
Kuba Mędrzycki napisał(a):No, ale oczywiście jeśli standardy filmu i aktorstwa mamy odnosić do 'M jak miłość' to ja chyba nie mam żadnych argumentów.
No, ale oczywiście nie wiadomo kto standardy filmu i aktorstwa do braci Mroczek odnosi. Może dlatego, ze nie wiadomo, nie masz żadnych argumentów?
[b][color=#000080]Warszawskie bubki, żygolaki
Z szajka wytwornych pind na kupę,
I ty, co mieszkasz dziś w pałacu,
A srać chodziłeś pod chałupę,
Ty, wypasiony na Ikacu -
całujcie mnie wszyscy w dupę.[/color][/b]
Odpowiedz
#84
berseis13 napisał(a):Wszak nie kim innym jak pewnego rodzaju muzycznym intelektualistą jest Kristian Zimmerman
Tak, Zimerman jest akurat przykładem twórcy i reżysera swoich interpretacji. Nazwisk wirtuozów, dyrygentów czy śpiewaków operowych, których aktywność tak daleko wykracza poza wierne odtwarzanie partytury, że nie sposób nie widzieć w nich również (a może nawet przede wszystkim) twórców, można wymienić przecież wiele.
berseis13 napisał(a):Artysta malarz od malarza pokojowego różni się nie tylko tym, że co innego maluje.
Niewątpliwie. Podobnie jak kompozytor różni się od operatora piły tarczowej nie tylko tym, że inne dźwięki tworzy, a pisarz od pisarza kompanijnego nie tylko tym, że dla innego odbiorcy pisze.
Jaką analogię widzisz tu z aktorami?

dauri napisał(a):do takich, co wnoszą stosunkowo mało i na próbach mówią do aktora "Niech pan coś zagra" (podobno Wajda w teatrze)
No można i tak, szczególnie jeśli ma się do czynienia z aktorem, który sam potrafi wykonać twórczą robotę reżysera - jak Janda w Człowieku z marmuru czy Polański w Zemście.
Ja mam wrażenie, że Wajda, szczególnie ostatnio, idzie na łatwiznę, wybierając na tyle ograne tematy, nie wymagające od reżysera szczególnej pracy koncepcyjnej i wybierając na tyle zdolnych i doświadczonych aktorów, którzy sami potrafią twórczą część swojej roli opracować na tyle poprawnie, że całość da się oglądać. W ten sposób taśmowo powstają produkcje, których oglądalność wspomagana porannymi seansami z młodzieżą szkolną gwarantuje korzystny wynik kasowy. Niestety, nie są to dzieła na miarę filmów Polańskiego czy Formana.

Jacek Kaczmarski powiedział kiedyś, że wiadomo dokładnie, jak napisać książkę na Nobla (to znaczy taką, która będzie miała wszystkie cechy potrzebne do tego, by zakwalifikować autora do grona kandydatów do literackiego Nobla), nie wiadomo natomiast kompletnie, jak napisać książkę wybitną. Brzmi kontrowersyjnie, ale po przemyśleniu całkowicie się z tym zgadzam. W wersji złagodzonej brzmiałoby to tak: wiadomo dokładnie, jak nakręcić film - murowanego kandydata do kilku Oscarów, nie wiadomo natomiast kompletnie, jak nakręcić film wybitny.
dauri napisał(a):Oznacza to, że pan Wajda jako reżyser teatralny nie czuje się w żaden sposób odpowiedzialny za ewentualną klęskę przedstawienia i sprowadza się tym samym do roli koordynatora/organizatora.
Co niestety widać na większości jego produkcji.
Odpowiedz
#85
Luter napisał(a):Jacek Kaczmarski powiedział kiedyś, że wiadomo dokładnie, jak napisać książkę na Nobla (to znaczy taką, która będzie miała wszystkie cechy potrzebne do tego, by zakwalifikować autora do grona kandydatów do literackiego Nobla), nie wiadomo natomiast kompletnie, jak napisać książkę wybitną
hmmm, skoro to wiadomo, to czemu z reguły niecelne są typy laureatów tej nagrody? Przed kolejnym wręczeniem zawsze mówi się, ze ten, czy ów jest mocnym kandydatem a potem....Nobla dostaje ktoś zupełnie z księżyca, jak swego czasu Dario Fo.

A swoją drogą, skoro wiadomo jak napisać książkę na Nobla, to czy JK mówił, jakie cechy winna taka książka spełniać?
Luter napisał(a):iadomo dokładnie, jak nakręcić film - murowanego kandydata do kilku Oscarów, nie wiadomo natomiast kompletnie, jak nakręcić film wybitny.
A tu się zgadzam - zrobić film Oscarowy przy odpowiednim budżecie wcale nie jest tak trudno. Jednak myślę, ze nie ma pełnej analogii między dziełem filmowym a literackim oraz między Oscarem a Noblem. Zdecydowanie łatwiej nakręcić film - kandytata do Oscara, niż napisać książkę - kandydata do Nobla. Wystarczy obserwować trendy, jakie obowiązują przy rozdawaniu Oscarów, by mniej wiecej wyczuć, co powinna zawierać muzyka filmowa, jak powinna być zagrana rola, o czym powinien być film, aby można było spodziewać się nominacji. Natomiast z Noblem literackim tak się nie dzieje. Laureaci zbyt często są zupełnym zaskoczeniem zaś twarde typy - przepadają. Wspomniany Fo, czy nawet nasza Szymborska sprawiają, że chyba nikt do końca nie wie, za co dostaje się Nobla w dziedzinie litratury.
[b][color=#000080]Warszawskie bubki, żygolaki
Z szajka wytwornych pind na kupę,
I ty, co mieszkasz dziś w pałacu,
A srać chodziłeś pod chałupę,
Ty, wypasiony na Ikacu -
całujcie mnie wszyscy w dupę.[/color][/b]
Odpowiedz
#86
Paweł Konopacki napisał(a):hmmm, skoro to wiadomo, to czemu z reguły niecelne są typy laureatów tej nagrody?
Bo przyznanie Nobla nie jest prostą konsekwencją napisania jakiejkolwiek książki. Czytaj uważnie - specjalnie dla Ciebie uściśliłem w nawiasie sens tamtej wypowiedzi JK. Kaczmarowi nie chodziło o to, że wiadomo jak otrzymać Nobla, tylko że wiadomo jak napisać książkę nadającą się na Nobla - taką, której nagrodzenie nie wzbudziłoby zdziwienia.
Paweł Konopacki napisał(a):A tu się zgadzam - zrobić film Oscarowy przy odpowiednim budżecie wcale nie jest tak trudno.
Tak, bo - jak napisałem - to jest wersja złagodzona.
Paweł Konopacki napisał(a):Zdecydowanie łatwiej nakręcić film - kandytata do Oscara, niż napisać książkę - kandydata do Nobla.
Zdecydowanie. Titanic, Lista Schindlera, Władca pierścieni - to wszystko były produkcje, o których z góry było wiadomo, że otrzymają Oscary, nie wiadomo było tylko ile konkretnie.

[Dodano 12 października 2008 o 15:08]
Co zaś do literackiego Nobla, to takim kandydatem, którego nagrodzenie byłoby w pełni uzasadnione i nikogo by w Polsce nie zdziwiło, był Zbigniew Herbert.
Odpowiedz
#87
Luter napisał(a):że wiadomo jak otrzymać Nobla, tylko że wiadomo jak napisać książkę nadającą się na Nobla
No, ale mam wrażenie, że rzecz w tym, iż w zasadzie każda książka może dostać Nobla. Przykład Dario Fo jest tu wymowny - wielu krytyków nazywa go wprost grafomanem.
Inaczej mówiąc: nie do końca zgodziłbym się z JK, ze wiadomo, jak napisać książkę pod Nobla (niezależnie od tego, czy się go potem dostanie, czy nie). Właśnie o to chodzi, ze nie wiadomo, bo nie ma żadnych reguł, które decydują o tym, co może być wzięte przez Akadamię pod uwagę a co nie.
Nie zdziwiłbym się, gdyby za 10 lat NObla dostała Grochola, albo Masłowska, choć, jak mniemam, ich książki nie są pisane zgodnie z jakąkolwiek receptą noblowską (zwłaszcza książki Grocholi).
Natomiast doskonale wiadomo, w jaki sposób można robić film, aby dostał nominację do Oscara. Tutaj wprawny rzemieślnik i inteligentny obserwator wyczuje koniunkturę od razu.
[b][color=#000080]Warszawskie bubki, żygolaki
Z szajka wytwornych pind na kupę,
I ty, co mieszkasz dziś w pałacu,
A srać chodziłeś pod chałupę,
Ty, wypasiony na Ikacu -
całujcie mnie wszyscy w dupę.[/color][/b]
Odpowiedz
#88
Zestawianie Nobli z Oskarami jest o tyle mało uprawnione, że - przy wszystkich wątpliwościach jakie przyznawanie literackich (i nie tylko) Nobli wzbudza, całej niepojętości procesów decyzyjnych Komitetu itd. - półka na której leżą dzieła "kandydaci do Nobla" jest półką nieporównanie wyższą niż półka na której leżą dzieła "kandydaci do Oskara".

Natomiast w sprawie przytoczonej wypowiedzi Kaczmara, cóż, ja też bym chętnie, Pawle, usłyszał co konkretnie miał JK na ten temat do powiedzenia, obawiam się jednak, że należy traktować tę wypowiedź jako metaforę, znaczącą tyle, że, po pierwsze, dzieło, które "się podoba" i dzieło wybitne to najczęściej dwie różne rzeczy, a po drugie, że istnieją (i to dość łatwo dla inteligentnej osoby wykrywalne) schematy, według których można stworzyć pierwsze z nich, nie ma natomiast takich schematów w drugim wypadku.
Odpowiedz
#89
Krasny napisał(a):Natomiast w sprawie przytoczonej wypowiedzi Kaczmara, cóż, ja też bym chętnie, Pawle, usłyszał co konkretnie miał JK na ten temat do powiedzenia, obawiam się jednak, że należy traktować tę wypowiedź jako metaforę, znaczącą tyle, że, po pierwsze, dzieło, które "się podoba" i dzieło wybitne to najczęściej dwie różne rzeczy, a po drugie, że istnieją (i to dość łatwo dla inteligentnej osoby wykrywalne) schematy, według których można stworzyć pierwsze z nich, nie ma natomiast takich schematów w drugim wypadku.
I ja tak wtedy zrozumiałem wypowiedź JK.

Co zaś do zestawiania Nobli z Oscarami, to przecież nikt nie zestawia ich na jednej półce. Przecież pisałem, że przeniesienie stwierdzenia JK ze świata Nobli do świata Oscarów to złagodzenie wersji.
Odpowiedz
#90
Ja sobie jeszcze pozwolę odświeżyć wątek, który pojawił się parę odsłon temu, a który już zaginął w dygresjach.
Szymon napisał(a):Takich aktorów jak Gajos czy Zapasiewicz jest coraz mniej, a w młodym pokoleniu, jeśli nawet takowi istnieją, to nie są to Ci, których promuje "główny nurt kulturalny". (...) trudno nie zauważyć, że poziom tego, co teraz się promuje (jakieś "Tańce z gwiazdami", Kuby Wojewódzkie i reszta tego chłamu), co zdaje się stanowić trzon kultury (?) popularnej jest żenująco niski.
Konop napisał(a):A, przepraszam, że znów zapytam, co Cię obchodzą masy?
Trudno się nie zgodzić, że Paweł ma pełną rację pisząc, że dzisiejsze czasy, z racji swobód obywatelskich i niebywałego rozwoju techniki, są chyba jednymi z najleszpych w historii jeśli chodzi o artystyczną swobodę (dla twórców) oraz dostęp do wszelkiej kultury (dla odbiorców). Pozostaje jednak ciekawa kwestia, skąd się bierze owo bardzo przecież (w każdej epoce!) rozpowszechnione mniemanie, że czasy współczesne mniemającemu są tyko popłuczyną po pewnym złotym "kiedyś", które już dawno minęło.

W moim odczuciu, jest za to odpowiedzialny pewien specyficzny mechanizm, który sprawia, że mamy wielką inklinację do popełniania wielkiego grzechu merytorycznego, polegającego na porównywaniu najbardziej wartościowcyh dzieł kultury epok minionych, z najbardziej popularnymi i ilościowo rozplenionymi wytworami kultury czasów nam współczesnych. Nic dziwnego, że przeszłość zawsze wychodzi zwycięstwo. A skąd się to bierze? Ano stąd, że spuścizna przeszłości jest drobiazgowo przefiltrowana przez historię. Dlatego w naszej świadomości Rzym - weźmy odległą epokę, dla redukcji możliwych wycieczek osobistych - to Owidiusz i Horacy, a o ówczesnych Wojewódzkich i Mroczkach nic nie wiemy, albo też w ogóle ślad po nich przepadł. Natomiast wobec kultury dnia dzisiejszego takiego filtra jesteśmy pozbawieni i nic dziwnego, że za "główny nurt kulturalny", czt "trzon kultury" jesteśmy skłonni brać to co nas najsilniej otacza (osacza) na co dzień - jakieś Mroczki, jakieś grono.net, jakieś wygłupy Miśków Koterskich, czy kogo tam jeszcze. Dlatego też skłonni jesteśmy porównywać ze sobą rzeczy z różnych "półek" (by użyć oskarowo-nobliwego terminu) i stąd raz po raz popadanie w błąd.

A przecież wedle wszelkiego prawdopodobieństwa za lat 200 nikt nie będzie pamiętał o istnieniu młodego Koterskiego, czy innej miernoty, za to wszyscy będą wzdychali do naszych czasów jako do tej minionej złotej epoki, która miała późnego Kaczmarskiego, średniego Stuhra i młodego.... nie podaję nazwiska, żeby pozostali forumowi koledzy nie poczuli się zaniedbani.

Pozdrawiam!
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości