09-16-2008, 01:43 PM
Zachęcony śmiałą próbą Mateusza Nagórskiego,
postanowiłem sam zmierzyć się z tą formą poetycką.
Mój pierwszy erotyk
Odeszła w styczniu. Został po niej
zużyty flakon, wspomnień garstka,
rozpaczą oszalałe dłonie
i ból nadgarstka.
Drugiej nie zdradzę wam imienia,
to było w lutym albo bliżej.
Ręce tuliła do ramienia,
a usta – niżej.
Trzecia lat miała równy mendel,
to nic, że byłem dla niej starzec.
W sypialni grał nam Bach i Händel.
Tak minął marzec.
Czwarta nie miała nigdy chłopa,
więc nie myślało się o wstydzie,
a była mi jak Penelopa
prawie przez tydzień.
W maju wstawiłem łóżko w kącie
tam, gdzie zazwyczaj stały kwiaty.
Teraz wiem więcej o trójkącie
niż matematyk.
Później wakacje, letni domek,
każdy chciał poznać życia smaczek…
Mówił, że ma na imię Tomek,
ale nie Raczek.
Przy słońca zmierzchu lub w zenicie,
w Niujorkach, w parkach i na skwerach,
nazwiska podam wam na picie
lub w „Charakterach”.
W grudniu ekstaza pachnie sianem,
runem, nawozem, zżętym kłosem,
czule szeptały mi nad ranem
coś ludzkim głosem.
Kiedym do pęcin im się chylił
w nozdrzach trójkątną miały blaszkę.
I tylko kraśny się nie mylił –
- czas kończyć flaszkę.
postanowiłem sam zmierzyć się z tą formą poetycką.
Mój pierwszy erotyk
Odeszła w styczniu. Został po niej
zużyty flakon, wspomnień garstka,
rozpaczą oszalałe dłonie
i ból nadgarstka.
Drugiej nie zdradzę wam imienia,
to było w lutym albo bliżej.
Ręce tuliła do ramienia,
a usta – niżej.
Trzecia lat miała równy mendel,
to nic, że byłem dla niej starzec.
W sypialni grał nam Bach i Händel.
Tak minął marzec.
Czwarta nie miała nigdy chłopa,
więc nie myślało się o wstydzie,
a była mi jak Penelopa
prawie przez tydzień.
W maju wstawiłem łóżko w kącie
tam, gdzie zazwyczaj stały kwiaty.
Teraz wiem więcej o trójkącie
niż matematyk.
Później wakacje, letni domek,
każdy chciał poznać życia smaczek…
Mówił, że ma na imię Tomek,
ale nie Raczek.
Przy słońca zmierzchu lub w zenicie,
w Niujorkach, w parkach i na skwerach,
nazwiska podam wam na picie
lub w „Charakterach”.
W grudniu ekstaza pachnie sianem,
runem, nawozem, zżętym kłosem,
czule szeptały mi nad ranem
coś ludzkim głosem.
Kiedym do pęcin im się chylił
w nozdrzach trójkątną miały blaszkę.
I tylko kraśny się nie mylił –
- czas kończyć flaszkę.
"nawet jeżeli czyjeś sacrum jest dla mnie profanum, to sama kultura osobista, szacunek dla innego człowieka nakazuje mi pewną powściągliwość słowną."