Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Autoportret z kanalią - słów kilka bez tezy
#1
Żeby było ładnie i „naukowo”, najpierw cytat.
Jarosław Lindenberg w swoich wspomnieniach o JK napisał(a):Poruszaliśmy tego wieczora dziesiątki tematów, których zresztą dziś już nie pamiętam, poza jednym: Byłem wtedy świeżo po lekturze jego "Autoportretu z kanalią" i książka ta mnie trochę poruszyła. "Wiesz, Jacuś - powiedziałem - przeczytałem ten Autoportret. Uważam, że narysowałeś swój portret tak obrzydliwymi barwami, że gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że co najmniej połowę zmyśliłeś". Jacek roześmiał się i z lekkim zmieszaniem zaczął tłumaczyć, że chciał pokazać, iż w każdym człowieku tkwią dwie natury: dobra i zła. "Taki dr Jekyll i pan Hyde - domyśliłem się - ale doktora Jekylla u ciebie prawie nie widać. Kaczmarski w twojej powieści jest jedynie bladym tłem, a pierwsze miejsce zajmuje ta kanalia Błowski". No tak - przyznał Jacek, nadal lekko zafrasowany - chyba trochę zachwiałem proporcje".
Psychologiczna tożsamość obu głównych postaci "Autoportretu z kanalią" (Daniela Błowskiego i Kaczmara) jest rzeczą tak oczywistą, że aż mówić o niej nie wypada. Tym, którym nie wystarcza typ osobowości narratora, nawiązania biograficzne, czy subtelne aluzje w rodzaju Pojąłem co może czuć Kaczmar oklaskiwany po koncercie, przekonany, że świat, choć okropny, pozostawia całkiem przyjemne ścieżki dla zdolnych szczęściarzy (s.232-233 wg. wydania w Scutum, 2001) autor daje ostatnią deskę ratunku w zakończeniu książki.

Postać Błowskiego wydaje się (pozornie przynajmniej) znaczniej bardziej odpychająca niż postać powieściowego Kaczmara. Działania Błowskiego to jedno wielkie pasmo totalnego cynizmu, nieuleczalnego egoizmu i najściślej przyziemnego pragmatyzmu. Słowo „kanalia” wydaje się uprawnione. Chwila namysłu prowadzi jednak do zaskakującego odkrycia – źródłem zdecydowanej większości negatywnych uczuć jakie budzi w nas ta postać, nie są jej faktyczne działania, ale jej przemyślenia do których – jak u Raskolnikowa - mamy stały dostęp, oraz sposób w jaki on wszelkie wydarzenia przedstawia (jest wszakże pierwszoosobowym narratorem). Oczywiście, pewne fakty z życia naszego bohatera wzbudzają niechęć niezależnie od sposobu ich opisu, trudno się oprzeć jednak wrażeniu, że większość niechęci budzi w nas jego opis i interpretacja tych zdarzeń – ów charakterystyczny, ironiczno-cyniczny stosunek do rzeczywistości (np. Ściekająca po włosach dziczej skóry lepkka maź w kolorze krwi wyglądała obrzydliwie nieprzyzwoicie. Jak nasze właśnie zmarłe dziecko w blaszanym kuble, s. 126) – nie zaś zdarzenia same. Stąd już tylko krok do stwierdzenia, że jest do zabieg celowy, że sposób narracji jest specjalnie tak dobrany, by wzbudzić w czytelniku większą niechęć do Daniela niż ta, na którą faktycznie zasługuje ów młody, błyskotliwy specjalista od związków Biblii z Rembrandtem.

Sytuacja byłaby zatem następująca: postać Błowskiego jest pewną pochodną, pewną pokazaną w nieco krzywym zwierciadle częścią osobowości kogoś, kto stoi dalej, na drugim niejako etapie odbioru. I nic nie byłoby teraz bardziej logicznego niż stwierdzić, że pozostała część owej osobowości została wyrażona w postaci Kaczmara, że autor podzielił niejako pewną całość charakterologiczną na dwoje, cechy jednej osoby rozdzielając na dwie postacie. Błowski i Kaczmar uzupełnialiby się zatem i łączyli w spójną całość, analogicznie jak - toutes proportions gardées – dopełniają się Don Kichot i Sanczo Pansa, czy Don Giovanni i Leporello. Jak się jednak wydaje, tak wcale w Autoportrecie nie jest.

Powieściowy Kaczmar nie jest żadnym dopełnieniem Daniela. Kaczmar, poza tym, że jest artystą, nie posiada jakichkolwiek cech, które miałyby stanowić przeciwwagę dla ujemnych cech Błowskiego. W szczególności, nie ma w nim nic, co miałoby pokazać, że jest on „dobrą naturą” zawartą w każdym człowieku obok „natury złej” uosobionej przez Błowskiego. Jedyny moment, kiedy objawiona jest nam wyższość Kaczmara nad Danielem, to scena ich rozmowy o wyjeździe tego pierwszego do Szwecji (Poczułem zazdrość o tak prawdziwe uczucie. Kaczmar – samolub i pyszałek był mi zdecydowanie bliższy, s.222); poza tym powieściowy bard zdaje się być raczej drugim Błowskim, niż jego przeciwwagą (w przypadku Kaczmara do długiej litanii negatywnych cech Błowskiego trzeba by jeszcze doliczyć egoistyczne skupienie na własnej twórczości i traktowanie innych ludzi głównie jako materiału do artystycznego przetworzenia – świetnie to widać w scenie, gdy Kaczmar z przysłanych do Niemiec wniosków azylowych wynotowywuje sobie co ciekawsze zawirowania losów ludzkich).

Kluczowa różnica polega na tym, że Błowski jest pierwszoosobowym narratotrem, który wiele mówi od siebie i o sobie – wgląd w jego wnętrze mamy stały i dogłębny. Kaczmar natomiast jest postacią z pogranicza drugiego planu i jego „życie wewnętrzne”, jego przemyślenia i rozterki pozostają dla nas niewiadomą. I na tym właśnie polega różnica: Daniel jest tak skonstruowany, że osądzamy go raczej na podstawie tego co myśli, niż tego co robi, konstrukcja zaś postaci Kaczmara umożliwia sądzenie tylko i wyłącznie po czynach. Różnica tkwi w sposobie naszego poznawania, nie zaś w charakterach obu postaci; w szczególności trudno by tu mówić o przeciwstawieniu moralnym „dobry-zły”.

Mamy bowiem wszelkie powody by przypuszczać, że przeniesienie narracji na osobę Kaczmara i odkrycie tajemnic jego psychiki wiele by nie zmieniło, typ narracji i cyniczno-ironiczny stosunek do rzeczywistości byłyby te same. Skąd to wiadomo? Stąd, że całkowita zbieżność występuje na polu działalności zewnętrznej, obaj są cynicznymi pragmatykami, traktującymi świat roszczeniowo, własne zaś osiągnięcia artysyczne i naukowe bez skrupułów wykorzystujący do osiągania nader konkretnego powodzenia doczesnego. Co więcej, wiele dalszych zbieżności odsłania Kaczmar w finałowej scenie w domku gościnnym Beatki Warchoł – jak choćby fakt zostawienia żony z wcześniakiem o nikłych szansach na przeżycie (analogon u Błowskiego, zarażenie żony chorobą weneryczną, było jednak nieświadome; w ogóle, w tych końcowych scenach przyjęta per impossibile teza o „złym Błowskim i dobrym Kaczmarskim” chwiałaby się najbardziej – Daniel jest mimo wszystko odpowiedzialnym człowiekiem sukcesu, objeżdżającym Stany z wykładami o Rembrandcie, Kaczmar zaś jest przedstawiony jako alkoholik, który sam przyznaje, że stracił szacunek dla własnych dokonań i kontrolę nad życiem).

Podsumowując, Kaczmar i Błowski nie są róznymi odcieniami jednej osobowości, które należy połączyć w jedno dla uzyskania pełni obrazu. Są raczej dwoma identycznymi postaciami, przedstawionymi na dwa odmienne sposoby.

Ponadto, co ciekawe, pewne cechy tej postaci „rozrzucił” autor również po innych, drugoplanowych postaciach. Jest trochę Kaczmara w Bielasie, który ryzyko więzienia, pobicia, utraty mieszkania, umierającą żonę – zdawał się traktować jako niesłychanie fascynujące doświadczenie, które dowodzi atrakcyjności świata (s.100), a przecież nikt nie zaprzeczy, że również i w Juriku Dobrowołowie, młodym, zaniedbanym do granic możliwości poetą w krańcowym stadium delirium (s.214), choć w tym akurat wypadku cieszyć się trzeba, że relacja między autorem a owym powieściowym poetą ma w sobie coś z relacji między Goethem a Werterem.
Odpowiedz
#2
Krasny napisał(a):w Juriku Dobrowołowie, młodym, zaniedbanym do granic możliwości poetą w krańcowym stadium delirium (s.214),
Z tego, co pamiętam - książki nie mam pod ręką - to przy lekturze postać Jurika Dobrowołowa moje pierwsze skojarzenie powędrowało w kierunku Włodzimierza Wysockiego.
Miłość - księga stara. Kto nie czytał, polecam.
Odpowiedz
#3
Jarosław Lindenberg, za Kraśny, napisał(a):Taki dr Jekyll i pan Hyde - domyśliłem się - ale doktora Jekylla u ciebie prawie nie widać. Kaczmarski w twojej powieści jest jedynie bladym tłem, a pierwsze miejsce zajmuje ta kanalia Błowski". No tak - przyznał Jacek, nadal lekko zafrasowany - chyba trochę zachwiałem proporcje.
Szczerze mówiąc, to właśnie tam żadnego dra Jekylla i Mra Hyde'a nie widać, bo Kaczmar nie jest żadną przeciwwagą dla Błowskiego nie tylko charakterologicznie, ale i po prostu wagowo. Kaczmar w "Autoportrecie..." jest w zasadzie postacią drugoplanową, niespecjalnie ważniejszą od np. Majki. Jest właśnie bladym tłem, jednym z wielu ludzi - choćby i ważniejszym niż przeciętna - przewijających się przez egocentryczny świat Błowskiego. Trudno powiedzieć, czy jest dobry, bo trudno w ogóle o nim coś powiedzieć (a przynajmniej w porównaniu z Błowskim).

PS.
Ten brak dobrego bohatera-kontrapunktu podkreśla taki cytat (za <!-- m --><a class="postlink" href="http://www.kaczmarski.art.pl/tworczosc/epika/zapowiedzi/autoportret.php">http://www.kaczmarski.art.pl/tworczosc/ ... ortret.php</a><!-- m -->)
Cytat:J.K. - W "Autoportrecie..." interesował mnie potencjał zła drzemiący w każdym z nas, który w zależności od okoliczności gotowy jest się obudzić

Wytłuszczenie moje.
A strażak także był Sam
Odpowiedz
#4
No to teraz pytanie. Czy ktoś pamięta z marszowickiego wykładu / wie po prostu jak się nazywał faktyczy pierwowzór Jurika D.?
Odpowiedz
#5
Krasny napisał(a):No to teraz pytanie. Czy ktoś pamięta z marszowickiego wykładu / wie po prostu jak się nazywał faktyczy pierwowzór Jurika D.?
Zakładając, że chodzi Ci o rosyjskiego poetę na emigracji (zapomniałem już, jak Kaczmar go ochrzcił, a szuka się ciężko Wink ), to:
<!-- m --><a class="postlink" href="http://en.wikipedia.org/wiki/Vadim_Delaunay">http://en.wikipedia.org/wiki/Vadim_Delaunay</a><!-- m -->

Pozdrawiam
Z.
[size=85][i]Znaczyło słowo - słowo, sprawa zaś gardłowa
Kończyła się na gardle - które ma się jedno;
Wtedy się wie jak życie w pełni posmakować,
A ci, w których krew krąży - przed śmiercią nie bledną.[/i][/size]
Odpowiedz


Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Autoportret z kanalią - historia recepcji Stan 8 8,419 10-31-2009, 10:06 AM
Ostatni post: Karol
  Kto jest kim w "Autoportrecie z kanalią" Katarzyna 76 34,621 04-01-2006, 05:38 PM
Ostatni post: mejdejo

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości