04-11-2008, 09:01 PM
Mama przeglądała jakieś pierdółki showane w teczce.
- Popatrz Janek, "Tygodnik Solidarność", kalendarz Solidarnościowy i jakiś wycinek z gazety.
- O, może będzie coś o Kaczmarskim!
No i rzeczywiście było !
Jest to recenzja z roku 1981 dot Przeglądu Piosenki Prawdziwej, który odbywał się w rocznicę Sierpnia'80.
![[Obrazek: scan0002gw2.jpg]](http://img365.imageshack.us/img365/2913/scan0002gw2.jpg)
![[Obrazek: scan0001jc3.jpg]](http://img394.imageshack.us/img394/3232/scan0001jc3.jpg)
Ponieważ nie wszystko jest czytelne, ośmieliłem się wszystko spisać* (gdyby AA zechcieli to umieścić na stronie
) Miłej lektury!
Odczarowani
Jeszcze rok temu festiwal ten byłby po prostu nie do pomyślenia. Przed niespełna pół rokiem wzbudziłby niezdrową sensację, większą od „kolędy-nocki” i Opolskich maratonów kabaretowych razem wziętych. W ostatniej dekadzie sierpnia, mimo wszystkich towarzyszących nam na co dzień napięć pierwszy przegląd piosenki prawdziwej w Gdańskiej hali „Olivii” okazał się wydarzeniem najzupełniej normalnym. Przez trzy kolejne wieczory kilkutysięczna publiczność oklaskiwane „Odczarowane” zakazane piosenki, które przestały być tabu dla kogokolwiek: zarówno dla wykonawców – niegdyś przemycających je na antenę i na wszelkiego rodzaju oficjalne sceny, jak i dla publiczności smakującej gromadnie, w blasku reflektorów i wśród braw, niedawny owoc wzbroniony. Wokół owego owocu zakazanego zrodziły się zresztą pierwsze kontrowersje. Na inauguracyjnej konferencji prasowej Andrzej Jaroszewski oznajmił z głupia frant, iż co to za festiwal „Zakazanych piosenek” skoro większość z nich już dawno była prezentowana. Ach, po cóż te naiwne pozy, kto jak kto, ale jeden z długoletnich bossów radiowo-telewizyjnej i festiwalowej rozrywki wie najlepiej jak to w praktyce wyglądało: piosenka, która przez kogoś tam przepychana, najpierw szła oficjalnie, bardzo szybko traciła zielone światło… I na odwrót, utwór wycofany w ostatniej chwili z festiwalowego programu, czy wycięty z retransmisji Opola, jakoś później torował sobie drogę na antenę (by nierzadko znowu z niej spaść, lub cieszyć się swobodą na Trójce, jednocześnie będąc obłożonym anatemą na Jedynce) Itede-itepe…
To samo z głównym hasłem festiwalu. Nie sądzę, by animatorzy Przeglądu Piosenki Prawdziwej mieli zamiar sugerować, że przeboje Fogga czy Sipińskiej są „nieprawdziwe”. Sięgając zaś po parafrazę tytułu naszego pierwszego powojennego filmu „Zakazane Piosenki” nie chcieli zapewne przekonać nas, że za wiersze śpiewane przez Wojnowską, Kaczmarskiego czy Długosza szło się w czasach Łukaszewicza pod mur. Odnoszę wrażenie, iż w ramach modnych obecnie rozliczeń chcieli oni po prostu dokonać jeszcze jednej rewindykacji: wydobyć na światło dzienne trochę piosenek do niedawna jeszcze „źle widzianych”, spychanych do studenckich piwnic i nocnych kabaretów bez szansy na telewizyjną transmisję o godzinie 20.00
TAKA RETROSPEKTYWA PIOSENKI NONKONFORMISTYCZNEJ, TO WCALE NIEZŁY POMYSŁ, JAK NA ROCZNICĘ GDAŃSKIEGO SIERPNIA’80. Aczkolwiek trzeba powiedzieć szczerze, iż zaproszeni słuchacze – stoczniowcy i dokerzy, tramwajarze i pielęgniarki, szarzy uczestnicy sierpniowego protestu – nie zawsze preferowali ten najbardziej myślący, najwartościowszy nurt przeglądu. Publiczność wychowana w dziesięciolatce szpanu i łopatologii nie była w stanie zmienić za dotknięciem różdżki czarodziejskiej swoich gustów. Jeszcze podczas pierwszego wieczoru w Hali „Olivii” największym powodzeniem cieszyły się piosenki najprostsze, teksty grube i chlaszczące na odlew. Przykładem niech będzie nagroda dla Jacka Zwoźniaka, który swoją toporną satyrą wyprzedził zarówno Jacka Kaczmarskiego z jego refleksyjnymi balladami z cyklu „obrachunkowego” jak i Małgorzatę Bratek, uprawiającą wyjątkowo subtelną odmianę poezji śpiewanej.
Ale już w czasie następnego koncertu, a zwłaszcza podczas trwającego bez mała pięć godzin wieczoru trzeciego i ostatniego, widownia jak gdyby uchwyciła myśl prowadzącego imprezę Daniela Olbrychskiego o potrzebie d o b r e j i m ą d r e j, reagując coraz żywiej nie tylko na kabaretowe kuplety, ale i na poezję zadumy, goryczy i nadziei, obecną w utworach śpiewanych przez Marka Grechutę, Leszka Długosza, Przemysława Gintrowskiego czy Jana Wołka.
Obok tych sztandarowych już bez mała postaci „zielonego nurtu” naszej piosenki poetyckiej, pojawili się inni, mniej znani, choć szybko zyskujący rozgłos bardowie: Zbigniew Sekulski, Grzegorz Bukała, Stanisław Zygmunt, Janusz Sokołowski (reprezentujący, podobnie jak Jacek Kaczmarski, krąg młodych gniewnych, czerpiących swe wzory i fascynacje od Okudżawy i Wysockiego, ale także od wielkich romantyków minionego stulecia), lub Andrzej Garczarek, Aleksander Grotkowski, Jerzy Klesyk (skłaniający się ku raczej pamfletowi, gryzącej satyrze i widocznej szczególnie w twórczości Klesyka autoironii). Ten ostatni nurt ma swoich wielkich mistrzów, których również nie zabrakło w Hali „Olivii”: twórcę pomysłu Przeglądu Piosenki Prawdziwej i śpiewającego dyrektora festiwalu – Macieja Zembatego, Jana Stanisławskiego czy Jacka Fedorowicza i jego przyjaciół z radiowej „Sześćdziesiątki”. To oni przejęli zadanie „krzepienia serc” pięciotysięcznej publiczności, przytłoczonej momentami katastroficzną filozofią ich kolegów za studenckich piwnic i kabaretów.
Oni oraz niezawodny Andrzej Rosiewicz, niewygodny wesołek, którego dowcipom niejeden telewizyjny redaktor i festiwalowy reżyser zawdzięcza dodatkowe pasemka siwizny na głowie (tym razem zaśpiewał rzeczy zapełnie nowe: wspaniałą piosenkę, o propagandzie sukcesu „pan ją zdradził, wyklął ją lud”, kuplet o naiwnych bankierach oraz wzruszający song w konwencji „polish spirituels” – „Prawdy jako chleba”.) Dowcipy zresztą padały nie tylko z estrady, ale i krążyły w kuluarach „Olivii” jak chociażby ten o Jerzym Urbanie, któremu udało się coś co jest marzeniem każdego satyryka – został rzecznikiem rządu!
Wystawa rysunków Andrzeja Czeczota (tudzież autora festiwalowej scenografii), korytarzowe happeningi Jacka Kleyffa, pozakonkursowe występy rockowych Aerobus, Stalowy Bagaż, Maanam – to kolejne przejawy ożywczego fermentu, który pozwolił Gdańskiej imprezie uciec od monotonii a rebours i nasycić się barwnym kolorytem społeczno-kulturowym. W tym kontekście większe zdziwienie może budzić negatywna reakcja organizatorów w propozycję włączenia do finałowego koncertu nowofalowego zespołu Kryzys: ta „agrafkowa” – tak ją ironicznie określono na pożegnalnej konferencji prasowej – grupa młodzieżowa, anonsowana w oficjalnym programie nie mogła wystąpić „ze względów technicznych” a w drugim dniu festiwalu, a „nie zmieściła się” w dniu trzecim. Paradoksalnie, zespół reprezentujący specyficzny nurt antymieszczańskiej kontestacji obyczajowej na Zachodzie, nie przypadł do gustu organizatorom I Przeglądu Piosenki Prawdziwej w naszej części kontynentu!
Przeciwko ingerencjom cenzury wewnętrznej i innym przejawom manipulacji artystycznej na festiwalu „piosenki prawdziwej” zgłosiło w ostatnim dniu formalny protest dziewięciu jego uczestników. Daleki byłbym od przeceniania wagi tego incydentu, lecz wyciągam zeń wniosek – nie będący zresztą dla mnie żadnym zaskoczeniem – iż na imprezie gromadzącej kilkudziesięciu wykonawców, niezależnie od tego pod jaką „czapką” by się ona odbywała, nie sposób jest uniknąć sporów organizacyjnych i kontrowersji estetycznych. Targają one rokrocznie imprezami festiwalowymi w Opolu i Sopocie, w Cannes i San Remo; pobożnym życzeniem okazała się iluzja, że uniknie ich pod patronatem Lecha Wałęsy i Andrzeja Wajdy I Przeglądu Piosenki Prawdziwej w Gdańsku.
W PRZYSZŁOŚCI JEDNAK KRYTERIA TEJ IMPREZY BĘDĄ MUSIAŁY BYĆ BARDZIEJ PRZEJRZYSTE. Retrospektywa „piosenek zakazanych” z okresu 1968 – 1980 wyczerpała już najobfitszy worek z zapasami. Za rok organizatorzy gdańskiego przeglądu będą musieli sięgnąć po zupełnie świeży materiał, którego – miejmy nadzieję – ani nie zabraknie twórcom ambitnych piosenek, ani też nie będą one nosiły stygmatu utrudnień czy zakazów. A więc – już nie „zakazane piosenki”, ale być może w dalszym ciągu impreza „off” w stosunku do oficjalnych festiwali w Opolu, Kołobrzegu czy Sopocie (takie „anty-festiwale”, „salony odrzuconych” i „koncerty alternatywne” istnieją u boku wszystkich niemal poważbnych festiwali na świecie, dodając im – poprzez swoją kontrastowość – blasku i niezbędnej pikanterii).
Jeśli już o pikanterii mowa, chciałbym dodać na koniec, że tylekroć krytykowany Pagart może mieć swoją malutką „schaden-freunde” – podobnie zresztą jak telewizja, która postanowiła zaprezentować punków z zespołu Kryzys w swoim programie… Otóż, nie tylko państwowym impresariom zdarza się anonsować przyjazd wybitnych gwiazd, a potem cichcem wszystko odwoływać, głównie z tak zwanych przyczyn technicznych. Przyczyny techniczne – w dosłownym tego słowa znaczeniu – sprawiły, że Bob Dylan, Frank Zappa i Kris Kristoffersson nie mogli przybyć 21-23 sierpnia br. do gdańska, wbrew zadeklarowanym uprzednio najszczerszym chęciom.
W przypadku Dylana sprawa rozbiła się o brak odpowiednich połączeń komunikacyjnych: koncertując na terenie RFN dysponował jednym tylko wolnym dniem, 22 sierpnia, zbyt mało by zdążyć przyjechać z jednego krańca Niemiec Zachodnich, wystąpić w Hali „Olivii” i wrócić na koncert w innym zakątku Republiki Federalnej… Przeszkody natury organizacyjnej zadecydowały również o „falstarcie” Zappy (sprawa ubezpieczenia sprzętu wartości 1,5 mln dolarów!) i Kristofferssona. Wątpliwości budzi jedynie cassus Leonarda Cohena: czekał on na przysłowiowych walizkach na polską wizę w Atenach, by wreszcie otrzymać ją… na kilka godzin przed rozpoczęciem finałowego koncertu w Gdańsku.
No, cóż, być może do przyszłego roku uda się wyczyścić na czas konieczne przedpole i II Przegląd Piosenki Prawdziwej w Gdańsku będzie bogatszy również o atrakcyjną część zagraniczną z udziałem największych gwiazd „pieśni protestu”. Tegoroczna improwizacja odczarowała bowiem pewne mity: te na „nie” i te na „tak”, wchodząc ze wszystkimi swymi plusami i minusami do kalendarza znaczących wydarzeń polskiej sceny muzycznej.
ZYGMUNT KISZAKIEWICZ
_____________________________________________________________________
* Oczywiście nie ustrzegłem się od błędów, za co przepraszam.
- Popatrz Janek, "Tygodnik Solidarność", kalendarz Solidarnościowy i jakiś wycinek z gazety.
- O, może będzie coś o Kaczmarskim!
No i rzeczywiście było !

Jest to recenzja z roku 1981 dot Przeglądu Piosenki Prawdziwej, który odbywał się w rocznicę Sierpnia'80.
![[Obrazek: scan0002gw2.jpg]](http://img365.imageshack.us/img365/2913/scan0002gw2.jpg)
![[Obrazek: scan0001jc3.jpg]](http://img394.imageshack.us/img394/3232/scan0001jc3.jpg)
Ponieważ nie wszystko jest czytelne, ośmieliłem się wszystko spisać* (gdyby AA zechcieli to umieścić na stronie

Odczarowani
Jeszcze rok temu festiwal ten byłby po prostu nie do pomyślenia. Przed niespełna pół rokiem wzbudziłby niezdrową sensację, większą od „kolędy-nocki” i Opolskich maratonów kabaretowych razem wziętych. W ostatniej dekadzie sierpnia, mimo wszystkich towarzyszących nam na co dzień napięć pierwszy przegląd piosenki prawdziwej w Gdańskiej hali „Olivii” okazał się wydarzeniem najzupełniej normalnym. Przez trzy kolejne wieczory kilkutysięczna publiczność oklaskiwane „Odczarowane” zakazane piosenki, które przestały być tabu dla kogokolwiek: zarówno dla wykonawców – niegdyś przemycających je na antenę i na wszelkiego rodzaju oficjalne sceny, jak i dla publiczności smakującej gromadnie, w blasku reflektorów i wśród braw, niedawny owoc wzbroniony. Wokół owego owocu zakazanego zrodziły się zresztą pierwsze kontrowersje. Na inauguracyjnej konferencji prasowej Andrzej Jaroszewski oznajmił z głupia frant, iż co to za festiwal „Zakazanych piosenek” skoro większość z nich już dawno była prezentowana. Ach, po cóż te naiwne pozy, kto jak kto, ale jeden z długoletnich bossów radiowo-telewizyjnej i festiwalowej rozrywki wie najlepiej jak to w praktyce wyglądało: piosenka, która przez kogoś tam przepychana, najpierw szła oficjalnie, bardzo szybko traciła zielone światło… I na odwrót, utwór wycofany w ostatniej chwili z festiwalowego programu, czy wycięty z retransmisji Opola, jakoś później torował sobie drogę na antenę (by nierzadko znowu z niej spaść, lub cieszyć się swobodą na Trójce, jednocześnie będąc obłożonym anatemą na Jedynce) Itede-itepe…
To samo z głównym hasłem festiwalu. Nie sądzę, by animatorzy Przeglądu Piosenki Prawdziwej mieli zamiar sugerować, że przeboje Fogga czy Sipińskiej są „nieprawdziwe”. Sięgając zaś po parafrazę tytułu naszego pierwszego powojennego filmu „Zakazane Piosenki” nie chcieli zapewne przekonać nas, że za wiersze śpiewane przez Wojnowską, Kaczmarskiego czy Długosza szło się w czasach Łukaszewicza pod mur. Odnoszę wrażenie, iż w ramach modnych obecnie rozliczeń chcieli oni po prostu dokonać jeszcze jednej rewindykacji: wydobyć na światło dzienne trochę piosenek do niedawna jeszcze „źle widzianych”, spychanych do studenckich piwnic i nocnych kabaretów bez szansy na telewizyjną transmisję o godzinie 20.00
TAKA RETROSPEKTYWA PIOSENKI NONKONFORMISTYCZNEJ, TO WCALE NIEZŁY POMYSŁ, JAK NA ROCZNICĘ GDAŃSKIEGO SIERPNIA’80. Aczkolwiek trzeba powiedzieć szczerze, iż zaproszeni słuchacze – stoczniowcy i dokerzy, tramwajarze i pielęgniarki, szarzy uczestnicy sierpniowego protestu – nie zawsze preferowali ten najbardziej myślący, najwartościowszy nurt przeglądu. Publiczność wychowana w dziesięciolatce szpanu i łopatologii nie była w stanie zmienić za dotknięciem różdżki czarodziejskiej swoich gustów. Jeszcze podczas pierwszego wieczoru w Hali „Olivii” największym powodzeniem cieszyły się piosenki najprostsze, teksty grube i chlaszczące na odlew. Przykładem niech będzie nagroda dla Jacka Zwoźniaka, który swoją toporną satyrą wyprzedził zarówno Jacka Kaczmarskiego z jego refleksyjnymi balladami z cyklu „obrachunkowego” jak i Małgorzatę Bratek, uprawiającą wyjątkowo subtelną odmianę poezji śpiewanej.
Ale już w czasie następnego koncertu, a zwłaszcza podczas trwającego bez mała pięć godzin wieczoru trzeciego i ostatniego, widownia jak gdyby uchwyciła myśl prowadzącego imprezę Daniela Olbrychskiego o potrzebie d o b r e j i m ą d r e j, reagując coraz żywiej nie tylko na kabaretowe kuplety, ale i na poezję zadumy, goryczy i nadziei, obecną w utworach śpiewanych przez Marka Grechutę, Leszka Długosza, Przemysława Gintrowskiego czy Jana Wołka.
Obok tych sztandarowych już bez mała postaci „zielonego nurtu” naszej piosenki poetyckiej, pojawili się inni, mniej znani, choć szybko zyskujący rozgłos bardowie: Zbigniew Sekulski, Grzegorz Bukała, Stanisław Zygmunt, Janusz Sokołowski (reprezentujący, podobnie jak Jacek Kaczmarski, krąg młodych gniewnych, czerpiących swe wzory i fascynacje od Okudżawy i Wysockiego, ale także od wielkich romantyków minionego stulecia), lub Andrzej Garczarek, Aleksander Grotkowski, Jerzy Klesyk (skłaniający się ku raczej pamfletowi, gryzącej satyrze i widocznej szczególnie w twórczości Klesyka autoironii). Ten ostatni nurt ma swoich wielkich mistrzów, których również nie zabrakło w Hali „Olivii”: twórcę pomysłu Przeglądu Piosenki Prawdziwej i śpiewającego dyrektora festiwalu – Macieja Zembatego, Jana Stanisławskiego czy Jacka Fedorowicza i jego przyjaciół z radiowej „Sześćdziesiątki”. To oni przejęli zadanie „krzepienia serc” pięciotysięcznej publiczności, przytłoczonej momentami katastroficzną filozofią ich kolegów za studenckich piwnic i kabaretów.
Oni oraz niezawodny Andrzej Rosiewicz, niewygodny wesołek, którego dowcipom niejeden telewizyjny redaktor i festiwalowy reżyser zawdzięcza dodatkowe pasemka siwizny na głowie (tym razem zaśpiewał rzeczy zapełnie nowe: wspaniałą piosenkę, o propagandzie sukcesu „pan ją zdradził, wyklął ją lud”, kuplet o naiwnych bankierach oraz wzruszający song w konwencji „polish spirituels” – „Prawdy jako chleba”.) Dowcipy zresztą padały nie tylko z estrady, ale i krążyły w kuluarach „Olivii” jak chociażby ten o Jerzym Urbanie, któremu udało się coś co jest marzeniem każdego satyryka – został rzecznikiem rządu!
Wystawa rysunków Andrzeja Czeczota (tudzież autora festiwalowej scenografii), korytarzowe happeningi Jacka Kleyffa, pozakonkursowe występy rockowych Aerobus, Stalowy Bagaż, Maanam – to kolejne przejawy ożywczego fermentu, który pozwolił Gdańskiej imprezie uciec od monotonii a rebours i nasycić się barwnym kolorytem społeczno-kulturowym. W tym kontekście większe zdziwienie może budzić negatywna reakcja organizatorów w propozycję włączenia do finałowego koncertu nowofalowego zespołu Kryzys: ta „agrafkowa” – tak ją ironicznie określono na pożegnalnej konferencji prasowej – grupa młodzieżowa, anonsowana w oficjalnym programie nie mogła wystąpić „ze względów technicznych” a w drugim dniu festiwalu, a „nie zmieściła się” w dniu trzecim. Paradoksalnie, zespół reprezentujący specyficzny nurt antymieszczańskiej kontestacji obyczajowej na Zachodzie, nie przypadł do gustu organizatorom I Przeglądu Piosenki Prawdziwej w naszej części kontynentu!
Przeciwko ingerencjom cenzury wewnętrznej i innym przejawom manipulacji artystycznej na festiwalu „piosenki prawdziwej” zgłosiło w ostatnim dniu formalny protest dziewięciu jego uczestników. Daleki byłbym od przeceniania wagi tego incydentu, lecz wyciągam zeń wniosek – nie będący zresztą dla mnie żadnym zaskoczeniem – iż na imprezie gromadzącej kilkudziesięciu wykonawców, niezależnie od tego pod jaką „czapką” by się ona odbywała, nie sposób jest uniknąć sporów organizacyjnych i kontrowersji estetycznych. Targają one rokrocznie imprezami festiwalowymi w Opolu i Sopocie, w Cannes i San Remo; pobożnym życzeniem okazała się iluzja, że uniknie ich pod patronatem Lecha Wałęsy i Andrzeja Wajdy I Przeglądu Piosenki Prawdziwej w Gdańsku.
W PRZYSZŁOŚCI JEDNAK KRYTERIA TEJ IMPREZY BĘDĄ MUSIAŁY BYĆ BARDZIEJ PRZEJRZYSTE. Retrospektywa „piosenek zakazanych” z okresu 1968 – 1980 wyczerpała już najobfitszy worek z zapasami. Za rok organizatorzy gdańskiego przeglądu będą musieli sięgnąć po zupełnie świeży materiał, którego – miejmy nadzieję – ani nie zabraknie twórcom ambitnych piosenek, ani też nie będą one nosiły stygmatu utrudnień czy zakazów. A więc – już nie „zakazane piosenki”, ale być może w dalszym ciągu impreza „off” w stosunku do oficjalnych festiwali w Opolu, Kołobrzegu czy Sopocie (takie „anty-festiwale”, „salony odrzuconych” i „koncerty alternatywne” istnieją u boku wszystkich niemal poważbnych festiwali na świecie, dodając im – poprzez swoją kontrastowość – blasku i niezbędnej pikanterii).
Jeśli już o pikanterii mowa, chciałbym dodać na koniec, że tylekroć krytykowany Pagart może mieć swoją malutką „schaden-freunde” – podobnie zresztą jak telewizja, która postanowiła zaprezentować punków z zespołu Kryzys w swoim programie… Otóż, nie tylko państwowym impresariom zdarza się anonsować przyjazd wybitnych gwiazd, a potem cichcem wszystko odwoływać, głównie z tak zwanych przyczyn technicznych. Przyczyny techniczne – w dosłownym tego słowa znaczeniu – sprawiły, że Bob Dylan, Frank Zappa i Kris Kristoffersson nie mogli przybyć 21-23 sierpnia br. do gdańska, wbrew zadeklarowanym uprzednio najszczerszym chęciom.
W przypadku Dylana sprawa rozbiła się o brak odpowiednich połączeń komunikacyjnych: koncertując na terenie RFN dysponował jednym tylko wolnym dniem, 22 sierpnia, zbyt mało by zdążyć przyjechać z jednego krańca Niemiec Zachodnich, wystąpić w Hali „Olivii” i wrócić na koncert w innym zakątku Republiki Federalnej… Przeszkody natury organizacyjnej zadecydowały również o „falstarcie” Zappy (sprawa ubezpieczenia sprzętu wartości 1,5 mln dolarów!) i Kristofferssona. Wątpliwości budzi jedynie cassus Leonarda Cohena: czekał on na przysłowiowych walizkach na polską wizę w Atenach, by wreszcie otrzymać ją… na kilka godzin przed rozpoczęciem finałowego koncertu w Gdańsku.
No, cóż, być może do przyszłego roku uda się wyczyścić na czas konieczne przedpole i II Przegląd Piosenki Prawdziwej w Gdańsku będzie bogatszy również o atrakcyjną część zagraniczną z udziałem największych gwiazd „pieśni protestu”. Tegoroczna improwizacja odczarowała bowiem pewne mity: te na „nie” i te na „tak”, wchodząc ze wszystkimi swymi plusami i minusami do kalendarza znaczących wydarzeń polskiej sceny muzycznej.
ZYGMUNT KISZAKIEWICZ
_____________________________________________________________________
* Oczywiście nie ustrzegłem się od błędów, za co przepraszam.
[size=85]My chcemy Boga w rodzin kole,
W troskach rodziców, dziatek snach.
My chcemy Boga w książce, w szkole,
W godzinach wytchnień, w pracy dniach.
[/size]
[b]"Poza Kościołem NIE MA zbawienia"[/b]
W troskach rodziców, dziatek snach.
My chcemy Boga w książce, w szkole,
W godzinach wytchnień, w pracy dniach.
[/size]
[b]"Poza Kościołem NIE MA zbawienia"[/b]