03-24-2008, 08:58 PM
Przedstawiam państwu artykuł Natana Tenenbauma z roku 1982, dołączonego do płyty "Strącanie Aniołów". Wywiad ten przepisałem ze śpiewnik Pomatonu pt "Głupi Jasio".
Prosiłbym o zamieszczenie go albo w "atykułach" albo w recezjach płyty "Strącanie Aniołów".
Jacek Kaczmarski i jego poezje „odpowiedzialności osobnej”
Każdy czas ma swoją poezję. Pojawia się niekiedy na jej tle zjawisko szczególne – twórczość, która wyraża myśli i odczucia ludzi w sposób tak pełny, że staje się głosem pokolenia, miarą jego nadziei i zawodów, zapisem stanu świadomości narodowej.
Jacek Kaczmarski ma 25 lat, należy do generacji, która weszła do historii pamiętnego lata 1980. Ale w tym czasie miał już Kaczmarski pokaźny fragment własnej biografii twórczej – od paru lat już pisał poezję i śpiewał ją, akompaniując sobie na gitarze. W jego tekstach odbijały się niepokoje młodych ludzi, którzy bezbłędnie wyczuwali fałsz dętych haseł; ponawiały się pytania o prawdę, skrywaną przed nimi pod pokładami oficjalnego kłamstwa, przebijały nuty gorzkiej refleksji nad dziejami własnego kraju, nad ludzkim losem i nieludzkim światem.
Mimo, że Kaczmarski śpiewał z reguły wśród przyjaciół i kręgach studenckich, zdobył sobie wkrótce spory rozgłos. Przyczyniła się do tego niewątpliwa wyrazistość poetyckiej wizji, podkreślona częstokroć przez bezpośrednie odniesienie do malarstwa i sztuki dekoracyjnej. Teksty „ilustrowały” niejako dzieła powszechnie znajome („Rejtan” – Matejki, „Somosierra” – Michałowskiego, „Zesłanie studentów” – Malczewskiego lub wawelski arras – „Budowa arki Noego”) ale i twórców mniej znanych, jak rosyjski malarz Fiedotow („Encore”) albo, niesłusznie zapomniany B.W. Linke, którego drapieżna grafika demaskowała oblicze stalinizmu („Czerwony autobus”). Że bezgłowa umundurowana kukła generalissimusa, w nowym wcieleniu znów dorwie się do kierowania losem całej społeczności – któż mógł w najkoszmarniejszych snach przypuszczać?
Innym, czytelnym źródłem inspiracji Kaczmarskiego jest, osnuta legendą, twórczość i postać rosyjskiego barda, aktora i cygana – Włodzimierza Wysockiego. Podchwytując i tłumacząc pewne elementy tego stylu, nadaje im jednak autor swój własny obraz. Wysockiemu poświęca też Kaczmarski przejmujące „Epitafium”.
Uderzającym rysem wszystkich chyba piosenek jest natłok myśli i słów, przenośni obrazów. Sprawia to wrażenie gorączkowego pośpiechu, wyczuwa się, że autor pragnie nam przekazać, wykrzyczeć wszystko naraz, natychmiast, póki jeszcze starcza oddechu, jakby w obawie że kolejny kaprys historii przydepnie gardło jego pieśni – na przykład żołnierskim buciorem; jakby w rozpaczliwej nadziei, że krzykiem swym zdoła nas ostrzec, uzmysłowić niebezpieczeństwo nadciągającej katastrofy – nim spadnie potop czy runie Troja, nim wybuch Wezuwiusza, czy walące się ściany płonącej synagogi pogrzebią i zasypią nasz kolejny świat – ten za który ponosimy odpowiedzialność. Rzecz – nie o abstrakcyjnej, lecz o wspólnej odpowiedzialności, która się potem statystycznie rozdziela na bliżej nieokreślone części , lecz o tej „odpowiedzialności osobnej” każdego z nas. Nie zdejmują jej z nas żadne zdroworozsądkowe argumenty, poparte wszystkimi racjami, poza jedną – racją moralną. Ani wygnanie. I nie zdejmują jej z nas rozporządzenia Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego. Jeśli bowiem – ze strachu lub dla własnej wygody – pozwalamy rugować się z własnej naszej odpowiedzialności, to umożliwiamy tym samym przemocy osiągnięcie jej najważniejszego celu, jakim jest zniewolenie i upodlenie każdego z nas z osobna, a przez to – zniweczenie wolności duchowej wszystkich, całego narodu.
Takiej perspektywie przeciwstawia Jacek Kaczmarski swą niezgodę – artysty i wolnego człowieka, podejmując wątek w poezji polskiej już tradycyjny, wątek walki o wolność i prawdę. Te najprostsze pojęcia, choć patetyczne i odwieczne, brzmią tak żywo jak tętent spoconych koni w wąwozie Somosierry, z piosenki, którą autor kończy słowami:
… Ci co przeżyli – muszą walczyć dalej!
Przesłanie to pozostaje nakazem moralnym dla każdego, kto w czas niełatwej próby, w czas upadku i pogardy, chce ocalić nadzieję i własną godność.
Reszta jest poezją.
Natan Tenenbaum
(Z płyty „Downfall of Angels” – Sztokholm 1982)
Prosiłbym o zamieszczenie go albo w "atykułach" albo w recezjach płyty "Strącanie Aniołów".
Jacek Kaczmarski i jego poezje „odpowiedzialności osobnej”
Każdy czas ma swoją poezję. Pojawia się niekiedy na jej tle zjawisko szczególne – twórczość, która wyraża myśli i odczucia ludzi w sposób tak pełny, że staje się głosem pokolenia, miarą jego nadziei i zawodów, zapisem stanu świadomości narodowej.
Jacek Kaczmarski ma 25 lat, należy do generacji, która weszła do historii pamiętnego lata 1980. Ale w tym czasie miał już Kaczmarski pokaźny fragment własnej biografii twórczej – od paru lat już pisał poezję i śpiewał ją, akompaniując sobie na gitarze. W jego tekstach odbijały się niepokoje młodych ludzi, którzy bezbłędnie wyczuwali fałsz dętych haseł; ponawiały się pytania o prawdę, skrywaną przed nimi pod pokładami oficjalnego kłamstwa, przebijały nuty gorzkiej refleksji nad dziejami własnego kraju, nad ludzkim losem i nieludzkim światem.
Mimo, że Kaczmarski śpiewał z reguły wśród przyjaciół i kręgach studenckich, zdobył sobie wkrótce spory rozgłos. Przyczyniła się do tego niewątpliwa wyrazistość poetyckiej wizji, podkreślona częstokroć przez bezpośrednie odniesienie do malarstwa i sztuki dekoracyjnej. Teksty „ilustrowały” niejako dzieła powszechnie znajome („Rejtan” – Matejki, „Somosierra” – Michałowskiego, „Zesłanie studentów” – Malczewskiego lub wawelski arras – „Budowa arki Noego”) ale i twórców mniej znanych, jak rosyjski malarz Fiedotow („Encore”) albo, niesłusznie zapomniany B.W. Linke, którego drapieżna grafika demaskowała oblicze stalinizmu („Czerwony autobus”). Że bezgłowa umundurowana kukła generalissimusa, w nowym wcieleniu znów dorwie się do kierowania losem całej społeczności – któż mógł w najkoszmarniejszych snach przypuszczać?
Innym, czytelnym źródłem inspiracji Kaczmarskiego jest, osnuta legendą, twórczość i postać rosyjskiego barda, aktora i cygana – Włodzimierza Wysockiego. Podchwytując i tłumacząc pewne elementy tego stylu, nadaje im jednak autor swój własny obraz. Wysockiemu poświęca też Kaczmarski przejmujące „Epitafium”.
Uderzającym rysem wszystkich chyba piosenek jest natłok myśli i słów, przenośni obrazów. Sprawia to wrażenie gorączkowego pośpiechu, wyczuwa się, że autor pragnie nam przekazać, wykrzyczeć wszystko naraz, natychmiast, póki jeszcze starcza oddechu, jakby w obawie że kolejny kaprys historii przydepnie gardło jego pieśni – na przykład żołnierskim buciorem; jakby w rozpaczliwej nadziei, że krzykiem swym zdoła nas ostrzec, uzmysłowić niebezpieczeństwo nadciągającej katastrofy – nim spadnie potop czy runie Troja, nim wybuch Wezuwiusza, czy walące się ściany płonącej synagogi pogrzebią i zasypią nasz kolejny świat – ten za który ponosimy odpowiedzialność. Rzecz – nie o abstrakcyjnej, lecz o wspólnej odpowiedzialności, która się potem statystycznie rozdziela na bliżej nieokreślone części , lecz o tej „odpowiedzialności osobnej” każdego z nas. Nie zdejmują jej z nas żadne zdroworozsądkowe argumenty, poparte wszystkimi racjami, poza jedną – racją moralną. Ani wygnanie. I nie zdejmują jej z nas rozporządzenia Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego. Jeśli bowiem – ze strachu lub dla własnej wygody – pozwalamy rugować się z własnej naszej odpowiedzialności, to umożliwiamy tym samym przemocy osiągnięcie jej najważniejszego celu, jakim jest zniewolenie i upodlenie każdego z nas z osobna, a przez to – zniweczenie wolności duchowej wszystkich, całego narodu.
Takiej perspektywie przeciwstawia Jacek Kaczmarski swą niezgodę – artysty i wolnego człowieka, podejmując wątek w poezji polskiej już tradycyjny, wątek walki o wolność i prawdę. Te najprostsze pojęcia, choć patetyczne i odwieczne, brzmią tak żywo jak tętent spoconych koni w wąwozie Somosierry, z piosenki, którą autor kończy słowami:
… Ci co przeżyli – muszą walczyć dalej!
Przesłanie to pozostaje nakazem moralnym dla każdego, kto w czas niełatwej próby, w czas upadku i pogardy, chce ocalić nadzieję i własną godność.
Reszta jest poezją.
Natan Tenenbaum
(Z płyty „Downfall of Angels” – Sztokholm 1982)
[size=85]My chcemy Boga w rodzin kole,
W troskach rodziców, dziatek snach.
My chcemy Boga w książce, w szkole,
W godzinach wytchnień, w pracy dniach.
[/size]
[b]"Poza Kościołem NIE MA zbawienia"[/b]
W troskach rodziców, dziatek snach.
My chcemy Boga w książce, w szkole,
W godzinach wytchnień, w pracy dniach.
[/size]
[b]"Poza Kościołem NIE MA zbawienia"[/b]