Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Artykuł o Marinie Vlady
#1
Dzisiejsza "Gazeta Wyborcza" w dziale "kultura" opublikowała dziś artykuł pt: "Marina Vlady: Prasa w Rosji mnie nienawidzi". Jeśli ktoś jest ciekawy jest on umieszczony na tej stronie: <!-- m --><a class="postlink" href="http://www.gazetawyborcza.pl/1,75475,4840325.html?as=2&ias=2&startsz=x">http://www.gazetawyborcza.pl/1,75475,48 ... &startsz=x</a><!-- m -->

Pozdrawiam:
Zbrozło
[size=85]My chcemy Boga w rodzin kole,
W troskach rodziców, dziatek snach.
My chcemy Boga w książce, w szkole,
W godzinach wytchnień, w pracy dniach.
[/size]
[b]"Poza Kościołem NIE MA zbawienia"[/b]
Odpowiedz
#2
Przepisałem!!!
http://www.gazetawyborcza.pl/1,76842,4840325.html napisał(a): Przed paryskim Teatrem Bouffes du Nord ogromna kolejka po bilety, jak w PRL po papier toaletowy lub w Galerie Lafayette po odpustowe torebki Luisa Vuittona. Na afiszu: Marina Vlady - "Władimir Wysocki, czyli przerwany lot". To sceniczna wersja znanych i z polskiego wydania wspomnień, w którą wpleciono piosenki i wiersze barda

Dyskretny akompaniament dwóch gitar i kontrabasu. Marina Vlady w eleganckich szarościach. Jedwabna kreacja do pięt, szal-pajęczyna, łezki czarnych pereł w uszach, rozsypane włosy.

"Wzdłuż urwiska, nad otchłanią, nad bezdenną, pędzą konie,

A ja batem je poganiam, ku nieznanej gonię stronie,

Mgłę i wicher chciwie chłonę, chwytam oddech półprzytomnie,

Zgubny zachwyt mnie ogarnia, że już koniec, że już po mnie!" (tłum. Jerzy Czech).

Vlady śpiewa lirycznym sopranem, nie siląc się - i słusznie - na naśladowanie chrypki Wysockiego. Chwilami głos jej się łamie, jakby nie mogła opanować wzruszenia.

Ma prawie 70 lat, na koncie sto filmów, niezliczone role role teatralne i kilka płyt nagranych solo oraz wspólnie z trzema siostrami Poliakoff. W naszej części Europy wszystkie jej dokonania przyćmił jednak związek z Wysockim.

Przeżyli razem 12 lat, ich miłość przeszła do legendy wieku uwznioślonej przez przedwczesną śmierć barda. Uwielbiany za życia, po śmierci uznany za sumienie narodu, dziś prawie zapomniany, pojawia się na scenie Bouffes du Nord w przeddzień swego jubileuszu - 25 stycznia skończyłby 70 lat.

To wielka zasługa Mariny Vlady. Przypomina o nim na bardzo prestiżowej scenie - Teatrem Bouffes du Nord od ponad 30 lat kieruje Peter Brook. Tu wystawił indyjski epos "Mahabharata", tu praktykowali u niego Ryszard Cieślak i Andrzej Seweryn, a po latach - Krzysztof Warlikowski.

Stiukowe girlandy na trzech piętrach balkonów od roku 1876 napatrzyły się na operetki, musicale, bankructwa i zmiany właścicieli. Po drugiej wojnie w socrealistycznym dramacie Leonida Leonowa występował tu Michel Piccoli. Aż w 1952 r. policja po pożarze zamknęła salę jako niespełniającą wymogów bezpieczeństwa. I dopiero w 1974 r. o tym magicznym miejscu przypomniał sobie Peter Brook. Nie pozwolił nawet odmalować wnętrz - stiuki pozostały osmalone, wymieniono tylko fotele i wyposażenie sceny.

A jest ona pusta - muzycy stanęli z boku, cała scenografia to wąski pas kurtyny, która jednocześnie służy jako ekran projektora, i dwa sześciany - można na nich przysiąść lub wspiąć się jak na trybunę.

Vlady swobodnie przemierza ogromną przestrzeń. Jej główne środki aktorskie to mimika i wyraziste dłonie. Opowiada, śpiewa, czasem zrobi kilka tanecznych pas, roześmieje się, krzyknie. W ponadgodzinnym spektaklu podporządkowuje sobie widzów od pierwszej do ostatniej minuty. Blond rusałka francuskiego kina nieco przytyła, ale pozostała uosobieniem wdzięku i kobiecości. "Sukienkę pożyczyłam od Nadii i będę piękna jak Marina Vlady" - śpiewa i jest piękna.

Monolog o poecie, który nie zdążył dokończyć pieśni, prowadzi po francusku. Utwory Wysockiego wykonuje w oryginale, niemal bez akcentu. Clou wieczoru stanowi ich duet - Wysocki pojawia się na ekranie w kostiumie Hamleta. Chrapliwy baryton rozsadza głośniki i nagle milknie. Puentę refrenu dopowiada zduszony łzami głos kobiecy. Kurtyna opada gwałtownie jak gilotyna.

Na bis Vlady śpiewa specjalnie dla niej napisaną przez Wysockiego piosenkę o nieszczęściu, które przyczepiło się i nie sposób go zgubić ("Ja niesła swoju biedu"). Kłania się, przyjmuje kwiaty, znika za kulisami. Po spektaklu w gronie przyjaciół długo siedzi w teatralnej kawiarni, rozmawiają po francusku i rosyjsku. Musi ochłonąć, inaczej nie zaśnie.

Rozmowa z Mariną Vlady, aktorką, piosenkarką

Anna Żebrowska: Dlaczego wspomnienia "Wysocki, czyli przerwany lot" napisała pani osiem lat po śmierci męża?

Marina Vlady: Pewnie nie zdecydowałabym się, ale Simone Signoret - widząc, jak mi ciężko - radziła, żebym podzieliła się uczuciami z papierem. Wreszcie włożyła mi pióro do ręki i nakazała: "Pisz!".

Ze spektaklem czekała pani ponad ćwierć wieku.

- Jego motorem była inna przyjaciółka - Micheline Rozan, która z Peterem Brookiem prowadzi Teatr Bouffes du Nord. Zaproponowała mi adaptację sceniczną książki. Prawie rok pisaliśmy scenariusz z reżyserem Jeanem-Lukiem Tardieu. Całość opracował muzycznie i akompaniuje także bardzo bliski mi człowiek. Constantin Kazansky, emigrant z Bułgarii, w 1975 aranżował piosenki Wysockiego i akompaniował mu podczas nagrania pierwszej francuskiej płyty.

Lubi pani to grać?

- Lubię grać, bo jestem aktorką, występuję od dziecka, to moje powołanie. Ale mówić o Wysockim, w dodatku publicznie, jest mi nadal trudno. Ile razy na próbach ocierałam łzy - wiem tylko ja i może jeszcze muzycy.

Czyli to pani powrót na scenę po ilu latach?

- Pięciu. Ostatnią moją rolą była Raniewska w "Wiśniowym sadzie" Czechowa w Teatrze Espace Pierre Cardin. Potem mój mąż Leon Schwartzenberg zachorował na raka. Dzielnie walczył, niestety, przegrał. Po jego śmierci nie chciałam żyć, nie tylko występować.

Pokaże pani ten spektakl w Rosji?

- Nigdy w życiu! Rosyjska prasa mnie nienawidzi. Nigdzie nie wylano na mnie tyle brudu, co w Rosji. Przekazałam do archiwum literackiego w Moskwie kilka tysięcy listów i telegramów, jakie napisał do mnie Wysocki. Nie doczekałam się w prasie dobrego słowa, drukują złośliwości i plotki.

A gdyby dostała pani zaproszenie na występy do Polski?

- Nie planuję tournée. Spektakl nie jest projektem komercyjnym. W Bouffes du Nord wspólnie z Wołodią, siedząc na wielkich poduszkach, oglądaliśmy "Tymona Ateńczyka". A po spektaklu na prośbę Petera Brooka Wołodia śpiewał dla jego aktorów i był wspaniale przyjęty. Na scenie Bouffes du Nord zagrałam Gertrudę, matkę Hamleta. Tylko tu, w tym teatrze, mogę wyrazić swoje intymne przeżycia.

Marina Vlady (właściwie Marina de Poliakoff-Baidaroff)

aktorka urodzona w 1938 r. w rodzinie o wielkich tradycjach teatralnych (popularność zdobyły także jej siostry: Odit, Hélene i Olga). Od dziecka tańczyła w balecie.

Na ekranie debiutowała w 1949 r. we francusko-włoskim filmie "Orage d'été". W 1963 roku zdobyła w Cannes nagrodę za rolę w "The

Conjugal Bed". Zachwyciła też widzów i krytyków rolą w "2 ou 3 choses que je sais d'elle" Jeana-Luca Godarda (1967 r.). W 1970 r. wybrała się w podróż do Związku Radzieckiego w poszukiwaniu korzeni rodzinnych. Tam poznała

Włodzimierza Wysockiego - barda, poetę, aktora - i zakochała się w nim. Wzięli ślub, o którym mówiła wówczas cała Europa. Był jej trzecim

mężem po Robercie Hosseinie i Igorze Pierre.

Vlady współpracowała z wieloma wybitnymi reżyserami: Marco Ferrerim, Jeanem-Lukiem Godardem, Bertrandem Tavernierem, Ettore Scolą.

Wydała wspomnienia - "Wysocki, czyli przerwany lot". JER
Odpowiedz
#3
Ano właśnieTongue Byłeś szybszy Smile
[size=85]My chcemy Boga w rodzin kole,
W troskach rodziców, dziatek snach.
My chcemy Boga w książce, w szkole,
W godzinach wytchnień, w pracy dniach.
[/size]
[b]"Poza Kościołem NIE MA zbawienia"[/b]
Odpowiedz


Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Marina Vlady "Przerwany lot" - pytanie zamocik_23 4 3,772 10-15-2010, 09:20 PM
Ostatni post: pkosela
  "Pieśń Marii" z płyty z Mariną Vlady basik 3 2,153 12-23-2007, 03:28 PM
Ostatni post: basik

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości