10-03-2007, 08:40 AM
Skoro jest już wątek o książkach i piosenkach, i wątek o filmach. Może spisujmy także wrażenia z różnych innych uczt dla duszy
Zacznę od Teatru Narodowego, i sztuki 'Miłość Na Krymie'. Mrożka. W obsadzie Jolanta Fraszyńska, Małgorzata Kożuchowska, Anna Seniuk, Jan Frycz, Janusz Gajos, Jerzy Radziwiłowicz (jako Lenin).
Nie wiem jak inni to spostrzegają, ale mnie scena w Teatrze Narodowym nie za bardzo odpowiada. jest wielgaśna i w momencie kiedy aktorzy oddalają się od widowni, sztuka traci całe napięcie. Tak było przynajmniej w 'Czekając na Godota' z Zamachowskim i Radziwiłowiczem. Tym razem jednak tak nie było. Scenografia oszczędna ale idealna, w pierwszym akcie na ścianie wisi strzelba (nie wiem czy to dubeltówka, nie znam się na tym) jak u Czechowa (wogóle przez całą sztukę pojawiają się różne 'cytaty' z innych sztuk, np Szekspira i różnych powieści np. 'Pani Dalloway' Virginnii Woolf. Tak czy inaczej, jakkolwiek początek pierwszego aktu jest przepełniony humorem i lekkością, cały czas czekamy na to kiedy w końcu ktoś skorzysta z tej dubeltówki (strzelby??). Jan Frycz (Iwan Nikolajewicz Zachedrynski) momentalnie stał się moim idolem. Jakkolwiek wcześniej widziałam go tylko w filmach Zatorskiego (tak, czasami się ogląda dla 'nie myślenia') tym razem przekonałam się, że jest to aktor najlepszej szkoły. Porównując z najnowszą generacją aktorów i aktorek, którzy uważają że im głośniej i w ultrasonicznych tonacjach, tym lepiej, Frycz pięknie pokazał podróż człowieka poprzez życie w drastycznie zmieniającej się Rosji. Kożuchowska i Fraszyńska... No cóż, tak jak wyżej powiedziałam, przypominały świnki morskie, ładne, ale strasznie kwiczą i w sumie nic nie robią. W przypadku Fraszyńskiej nie było tak źle, ma tak wyrazistą twarz że nawet w najgorszym zewnętrznym graniu to widać trochę refleksji wewnętrznej. Kożuchowska, z drugiej strony, zieje serialowym graniem, koszmarka totalna. Jedynym dobrym momentem był początek drugiego aktu, kiedy z lalusiowej Pani nauczycielki przekształciła się w bezwzględną miłośniczkę władzy! Wtedy najwyraźniej wypłynęła z niej wewnętrzna zołza i pomogła jej w graniu. Trzeci akt, jakkolwiek przez niektórych uważany za niepotrzebny (dudni dyskotekowa muzyka i Panowie z karabinami maszynowymi maszerują po scenie) ślicznie kończy podróż bohatera, Nie wiadomo w sumie o czym jest ta sztuka, i moim zdaniem w tym jej cała siła. Nie wiadomo czy to sztuka o poszukiwaniu miłości, samego siebie, swojego kraju, miejsca w społeczeństwie, czy komentarz Rosyjskiej polityki. Anna Seniuk i Janusz Gajos (Gajos w pierwszym akcie dostojnym Panem z wąsikiem, w drugim Panem sprzątaczką, a w trzecim akcie odziany w czarną skórę, kolczyk i z przyczepionym kucykiem - przypomniał mi ojca w pewnym momencie - minus kolczyk) Grali Matrionę Walilijewną i Aleksandra Iwanowicza. Seniukowa nie zmieniła się wogóle od czasów 40-latka (stąd ją znam). Piękna scena w drugim akcie, kiedy Matriona oprowadza Francuskiego turystę po gabinecie Lenina (tak na prawdę to gabinet Towarzysza Iwana Nikolajewicza). Przed wejściem turysty do gabinetu, Gajos włazi na scenę z woskową figurą lenina w pozycji siedzącej z piórem w dłoni, umieszcza go przy biurku, i przy okazji odkurza Seniukowa prowadza turystę, włącza światło nastrojowe które romantycznie oświetla portret Lenina wiszącego na ścianie, i opowiada jak to ona dyktowała Leninowi jego najważniejsze prace! Po wycieczce, siada przy biureczku, wypisuje bilet, sprawdza bilet, kwituje bilet (2 ruble), wyciąga książeczkę po wpis, i kasuje przerażonego turystę (1,5 rubla) za wspomnienia
Lenin w trzecim akcie średnio mi się podobał. Radziwiłowicz najwyraźniej radził sobie jak mógł ze swoimi kwestiami wypełnionymi mądrościami, ale tak jednolicie i dłuugo... Że po jakimś czasie zaczęłam się skupiać na tym czy Pani siedząca obok mnie nie ma na głowie peruki (strasznie się drapała). Pod koniec piękny monodram Seniuk, wygłaszający wykład o skupieniu całej duszy człowieka na poszczególnych częściach ciała (skupienie w dłoni demonstrowała wraz z Gajosem). Słowem: Piękna sztuka, piękna reżyseria (malownicza wręcz w niektórych momentach), fantastyczni aktorzy (prawie wszyscy), nie czuje się nawet tych trzech godzin i trzech aktów. POLECAM!!
-PK
Zacznę od Teatru Narodowego, i sztuki 'Miłość Na Krymie'. Mrożka. W obsadzie Jolanta Fraszyńska, Małgorzata Kożuchowska, Anna Seniuk, Jan Frycz, Janusz Gajos, Jerzy Radziwiłowicz (jako Lenin).
Nie wiem jak inni to spostrzegają, ale mnie scena w Teatrze Narodowym nie za bardzo odpowiada. jest wielgaśna i w momencie kiedy aktorzy oddalają się od widowni, sztuka traci całe napięcie. Tak było przynajmniej w 'Czekając na Godota' z Zamachowskim i Radziwiłowiczem. Tym razem jednak tak nie było. Scenografia oszczędna ale idealna, w pierwszym akcie na ścianie wisi strzelba (nie wiem czy to dubeltówka, nie znam się na tym) jak u Czechowa (wogóle przez całą sztukę pojawiają się różne 'cytaty' z innych sztuk, np Szekspira i różnych powieści np. 'Pani Dalloway' Virginnii Woolf. Tak czy inaczej, jakkolwiek początek pierwszego aktu jest przepełniony humorem i lekkością, cały czas czekamy na to kiedy w końcu ktoś skorzysta z tej dubeltówki (strzelby??). Jan Frycz (Iwan Nikolajewicz Zachedrynski) momentalnie stał się moim idolem. Jakkolwiek wcześniej widziałam go tylko w filmach Zatorskiego (tak, czasami się ogląda dla 'nie myślenia') tym razem przekonałam się, że jest to aktor najlepszej szkoły. Porównując z najnowszą generacją aktorów i aktorek, którzy uważają że im głośniej i w ultrasonicznych tonacjach, tym lepiej, Frycz pięknie pokazał podróż człowieka poprzez życie w drastycznie zmieniającej się Rosji. Kożuchowska i Fraszyńska... No cóż, tak jak wyżej powiedziałam, przypominały świnki morskie, ładne, ale strasznie kwiczą i w sumie nic nie robią. W przypadku Fraszyńskiej nie było tak źle, ma tak wyrazistą twarz że nawet w najgorszym zewnętrznym graniu to widać trochę refleksji wewnętrznej. Kożuchowska, z drugiej strony, zieje serialowym graniem, koszmarka totalna. Jedynym dobrym momentem był początek drugiego aktu, kiedy z lalusiowej Pani nauczycielki przekształciła się w bezwzględną miłośniczkę władzy! Wtedy najwyraźniej wypłynęła z niej wewnętrzna zołza i pomogła jej w graniu. Trzeci akt, jakkolwiek przez niektórych uważany za niepotrzebny (dudni dyskotekowa muzyka i Panowie z karabinami maszynowymi maszerują po scenie) ślicznie kończy podróż bohatera, Nie wiadomo w sumie o czym jest ta sztuka, i moim zdaniem w tym jej cała siła. Nie wiadomo czy to sztuka o poszukiwaniu miłości, samego siebie, swojego kraju, miejsca w społeczeństwie, czy komentarz Rosyjskiej polityki. Anna Seniuk i Janusz Gajos (Gajos w pierwszym akcie dostojnym Panem z wąsikiem, w drugim Panem sprzątaczką, a w trzecim akcie odziany w czarną skórę, kolczyk i z przyczepionym kucykiem - przypomniał mi ojca w pewnym momencie - minus kolczyk) Grali Matrionę Walilijewną i Aleksandra Iwanowicza. Seniukowa nie zmieniła się wogóle od czasów 40-latka (stąd ją znam). Piękna scena w drugim akcie, kiedy Matriona oprowadza Francuskiego turystę po gabinecie Lenina (tak na prawdę to gabinet Towarzysza Iwana Nikolajewicza). Przed wejściem turysty do gabinetu, Gajos włazi na scenę z woskową figurą lenina w pozycji siedzącej z piórem w dłoni, umieszcza go przy biurku, i przy okazji odkurza Seniukowa prowadza turystę, włącza światło nastrojowe które romantycznie oświetla portret Lenina wiszącego na ścianie, i opowiada jak to ona dyktowała Leninowi jego najważniejsze prace! Po wycieczce, siada przy biureczku, wypisuje bilet, sprawdza bilet, kwituje bilet (2 ruble), wyciąga książeczkę po wpis, i kasuje przerażonego turystę (1,5 rubla) za wspomnienia
Lenin w trzecim akcie średnio mi się podobał. Radziwiłowicz najwyraźniej radził sobie jak mógł ze swoimi kwestiami wypełnionymi mądrościami, ale tak jednolicie i dłuugo... Że po jakimś czasie zaczęłam się skupiać na tym czy Pani siedząca obok mnie nie ma na głowie peruki (strasznie się drapała). Pod koniec piękny monodram Seniuk, wygłaszający wykład o skupieniu całej duszy człowieka na poszczególnych częściach ciała (skupienie w dłoni demonstrowała wraz z Gajosem). Słowem: Piękna sztuka, piękna reżyseria (malownicza wręcz w niektórych momentach), fantastyczni aktorzy (prawie wszyscy), nie czuje się nawet tych trzech godzin i trzech aktów. POLECAM!!
-PK
"Chude Dziecko"