Liczba postów: 815
Liczba wątków: 97
Dołączył: Jul 2004
Reputacja:
0
Według Tomasza Jastruna, pod koniec życia Zbigniew Herbert cierpiał na cyklofrenię. ( Pan Herbert Polityka 1998 r.)
z kolei pewien "Katolicki Głos" w postaci Jerzego Roberta Nowaka- stanowczo zaprzecza
Cytat:Specjalista od paszkwili
Bezpośrednio po śmierci Zbigniewa Herberta T. Jastrun napisał tekst pt. "Pan Herbert", w którym posunął się do niewiarygodnych pomówień pod adresem zmarłego wielkiego polskiego poety ("Polityka" z 8 sierpnia 1998 r.). Zarzucił mu bowiem, że w latach 90. przekroczył granice smaku, dając się rzekomo użyć jako "młot na polskich intelektualistów". Tak określił T. Jastrun ostre rozliczenia Z. Herberta z faktem stalinowskiego uwikłania szeregu znanych intelektualistów.
Jastrun zarzucił również Z. Herbertowi, że przez pewien czas usadowił się "w rynsztoku kilku pism". A na koniec posunął się do najgorszego pomówienia, gdy napisał, że: "(...) są choroby, które powodują, że jesteśmy słabsi od swoich demonów. W Polsce osoby publiczne nie cierpią na psychiczne schorzenia. Czy nie czas zerwać z tą tradycją? Herbert był chory na cyklofrenię (depresja z fazami obniżenia nastroju i pobudzenia). To zapewne w tej ostatniej fazie szokująco brutalnie zaatakował wielu, jakoś nisko, niemądrze. Miłosz jako słabo piszący po polsku, morderca intelektualny. Dla tych, co znali charakter choroby, wszystko było jasne, mimo ciemnych barw zdarzenia".
Przytoczony fragment tekstu T. Jastruna szybko znalazł popularyzatorkę godną tego "chorego z nienawiści" publicysty. Okazała się nią tropicielka antysemityzmu Anna Bikont z "Gazety Wyborczej", w której szczerze nie znoszono Herberta (nazwał bowiem kiedyś A. Michnika współczesnym Nikodemem Dyzmą!). Anna Bikont przedrukowała haniebne insynuacje pod adresem Herberta w swym "Stronniczym przeglądzie prasy" ("Gazeta Wyborcza" z 10 sierpnia 1998 r.).
Warto dodać, że jeszcze przed pomówieniami w "Polityce" T. Jastrun wystąpił z podobnymi insynuacjami na temat rzekomej choroby psychicznej Z. Herberta w tekście na łamach "Życia" z 29 lipca 1998 roku. Tak komentował tę notatkę T. Jastruna Remigiusz Włast Matuszak na łamach "Tygodnika Solidarność" z 14 sierpnia 1998 r.: "Redakcja "Życia" przeprosiła wszystkich za depeszowy tekścik, który metodą nie wprost wyartykułował myśl niezwykle podłą, jak i też bardzo wygodną dla wyznawców "politycznej poprawności". A pomysł Jastruna (o ile sam to wymyślił) rozwinięty następnie w "Polityce" był przedni: Poeta od lat był bardzo ciężko chory, zachorował tuż przed pokłóceniem się z Michnikiem, "miało to wpływ na jego ostatnie wypowiedzi", obsiadła go ta wstrętna nacjonalistyczna prawica, wykorzystała do swoich wiadomych celów. Gdyby nie ONI, to Herbert byłby zupełnie OK, zresztą był, bo tych ostatnich lat nie należy brać pod uwagę".
(źródło: <!-- m --><a class="postlink" href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=8993">http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=8993</a><!-- m -->)
ot- dwa ciekawe, czasem nawet zabane artykuły - równie dobrze można by je dać w kawałach
pozdrawiam
...o wierzb warkoczach
o dziewczynie
poeta milczy...
Liczba postów: 475
Liczba wątków: 38
Dołączył: Aug 2006
Reputacja:
0
"Tren spadkobierców" - nic dodać, nic ująć.
Kiedy idę,to idę.Jeśli przyjdzie mi walczyć,jeden dzień nie będzie lepszy od drugiego,by umrzeć.Bo nie żyję ani w przeszłości,ani w przyszłości.Istnieje tylko dzisiaj i nie obchodzi mnie nic więcej
Liczba postów: 6,122
Liczba wątków: 99
Dołączył: Jul 2004
Reputacja:
0
Eryk napisał(a):"Tren spadkobierców" - nic dodać, nic ująć. Z "nic ująć" po części się zgadzam, ale z "nic dodać" - nie.
Kaczmarowe hasło-tytuł Tren spadkobierców dotyczy sprawy nieco innej i jednocześnie znacznie bardziej fundamentalnej: prawa do stawiania się na tle Księcia Poezji i jego twórczości, prawa do podsuwania mniej lub bardziej subtelnych kontekstów, wytłumaczeń, a w końcu - interpretacji. Kaczmarskiemu chodzi więc o rzecz najważniejszą - intelektualne zawłaszczenie spuścizny. To jest, według mnie, Jackowe "rozszarpywanie schedy".
Spór przypomniany przez Mata jest czymś zupełnie innym i tylko nieznacznie zazębia się z zagadnieniem Trenu spadkobierców. Otóż faktem jest, że pod koniec życia Herbert mocno spolaryzował się i zradykalizował politycznie. Faktem też jest, że zaczął wygłaszać tezy co najmniej kontrowersyjne, jak choćby swoje opinie o Miłoszu. Nie chce mi się w tym momencie podawać całej garści konkretów, niemniej jednak niektóre jego wypowiedzi naprawdę ciężko było traktować poważnie (to oczywiście już moja subiektywna opinia, bo zdaniem pewnych środowisk te właśnie wypowiedzi Herberta są zapewne najbardziej cenne). I o to właśnie szedł (czy idzie do dziś) ten spór - spór czysto ideologiczny, a co najistotniejsze - nie mający z niczyją poezją nic wspólnego, a więc tym samym spór drugorzędnej wagi.
Liczba postów: 1,532
Liczba wątków: 163
Dołączył: Apr 2006
Reputacja:
0
Według 'Pan od Poezji' Siedleckiej, nie tyle cierpiał na cyklofrenie jak napadające stany lękowe, bywał również często rozdrażniony. Cyklofrenia jest raczej chorobą w której stany depresyjne raczej atakują chorego na krótkie okresy, potem gwałtownie odchodzą. Jan Pietrzak powiadał że pod koniec życia Herbert stał się raczej chorobliwie anty-towarzyski
-PK
"Chude Dziecko"
Liczba postów: 1,532
Liczba wątków: 163
Dołączył: Apr 2006
Reputacja:
0
Pytalam wczoraj Pana Janka Pietrzaka jeszcze o te cala chorobe psychiczna. Pan Janek jest zdania ze Michnik upublikowal w "Wyborczej" takie zarzuty jako zemste na niezbyt pochlebna recenzje ktora wyplynela z piora Herberta.
"Chude Dziecko"
Liczba postów: 6,588
Liczba wątków: 189
Dołączył: Sep 2005
Reputacja:
1
berseis13 napisał(a):Pytalam wczoraj Pana Janka Pietrzaka jeszcze o te cala chorobe psychiczna. Pan Janek jest zdania ze Michnik upublikowal w "Wyborczej" takie zarzuty jako zemste na niezbyt pochlebna recenzje ktora wyplynela z piora Herberta. No to Pan Janek błysnął, nie ma co!
Przecież to nie o to chodzi. Te wszystkie Jastruny i Michniki, nie mogli znieść faktu, że Herbert zdryfował w swoich poglądach mocno na prawo. W połowie lat 90tych, sympatyzował choćby z Ligą Republikańską, czego wiele 'autorytetów', także do dziś nie może przełknąć. Wobec tego, najprościej i jedyne co im zostało, jest tłumaczenie sobie i innym, światopoglądowych wyborów pana Zbigniewa, Jego rzekomą chorobą psychiczną.
Liczba postów: 6,122
Liczba wątków: 99
Dołączył: Jul 2004
Reputacja:
0
Kuba Mędrzycki napisał(a):Te wszystkie Jastruny i Michniki, nie mogli znieść faktu, że Herbert zdryfował w swoich poglądach mocno na prawo. W połowie lat 90tych, sympatyzował choćby z Ligą Republikańską, czego wiele 'autorytetów', także do dziś nie może przełknąć. Kuba, daj spokój. Tu nie ma nic do przełykania. Sympatyzowanie Herberta z LR czy jego poglądy pod koniec życia to rzecz całkowicie marginalna. Herbert to Dzieło Herberta.
Luter napisał(a):Otóż faktem jest, że pod koniec życia Herbert mocno spolaryzował się i zradykalizował politycznie Pod koniec życia??
Liczba postów: 6,122
Liczba wątków: 99
Dołączył: Jul 2004
Reputacja:
0
No tak. Pod koniec życia, czyli w latach 90. Herbert zradykalizował się, popierając tak zwanych oszołomów, wyzywając adwersarzy na pojedynki etc.
Liczba postów: 4,800
Liczba wątków: 90
Dołączył: Dec 2005
Reputacja:
0
Kuba Mędrzycki napisał(a):Te wszystkie Jastruny i Michniki, nie mogli znieść faktu, że Herbert zdryfował w swoich poglądach mocno na prawo. W połowie lat 90tych, sympatyzował choćby z Ligą Republikańską, czego wiele 'autorytetów', także do dziś nie może przełknąć. Wobec tego, najprościej i jedyne co im zostało, jest tłumaczenie sobie i innym, światopoglądowych wyborów pana Zbigniewa, Jego rzekomą chorobą psychiczną. Czyżby szykowała się kolejna "diagnoza" tego rodzaju?
Cytat:Również dostęp dziennikarzy do pisarza jest reglamentowany. „Rzeczpospolita”, „Dziennik” i „Fakt” dają się z trudem akceptować, bo prezentują polską rację stanu. „Gazeta Wyborcza” to omamieni przez „destrukcyjną myśl Kołakowskiego” zdrajcy narodu, a zdrajcom należy się kara, nie wywiad. „Tygodnik Powszechny” również jest podejrzany moralnie, więc nie ma sensu spotykać się z jego wysłannikiem.
I na odwrót: o poecie nie chce rozmawiać większość jego znajomych. Ktoś tłumaczy się chorobą, komuś wypada nagły wyjazd. Ktoś mówi, że sprawy zaszły za daleko: padły słowa, których się nie wybacza i nie zapomina. Część dawnych przyjaciół twierdzi, że Rymkiewicz na starość najzwyczajniej w świecie oszalał.
<!-- m --><a class="postlink" href="http://tygodnik.onet.pl/33,0,18714,specjalista_od_ciec,artykul.html">http://tygodnik.onet.pl/33,0,18714,spec ... tykul.html</a><!-- m -->
Liczba postów: 6,588
Liczba wątków: 189
Dołączył: Sep 2005
Reputacja:
1
Cytat:o poecie nie chce rozmawiać większość jego znajomych. Ktoś tłumaczy się chorobą, komuś wypada nagły wyjazd. Ktoś mówi, że sprawy zaszły za daleko: padły słowa, których się nie wybacza i nie zapomina. Część dawnych przyjaciół twierdzi, że Rymkiewicz na starość najzwyczajniej w świecie oszalał.
Jasne. Większość ludzi z natury niestety jest tchórzami i stąd ta obawa, że jeśli będą zabierać bezpośrednio głos w sprawie poglądów z ostatnich lat życia Poety, sami także zostaną nazwani oszołomami. Idiotyzm. Kwestie światopoglądu biorą niestety górę nad wspaniałym twórczym dorobkiem Herberta. Ja z kolei staram się odbierać to jednak w odwrotnej kolejności. I dlatego też cokolwiek nie robiłby dziwnego czy kontrowersyjnego Herbert, w pierwszej kolejności mam w głowie Jego twórczość. To samo tyczy się Kaczmara. A reszta? Reszta nie ma większego znaczenia. A w każdym razie nie będzie go mieć za góra 5 czy 10 lat.
Tam - Apokalipsa,
Nieuchronny kres.
Tu - nie grozi nic nam,
Tu - niezmiennie jest...
Liczba postów: 6,575
Liczba wątków: 60
Dołączył: Oct 2009
Reputacja:
0
JRN napisał(a):w którym posunął się do niewiarygodnych pomówień JRN napisał(a):haniebne insynuacje JRN napisał(a):który metodą nie wprost wyartykułował myśl niezwykle podłą Swoją drogą, jakże charakterystyczna i dziwnie skądś znana parciana retoryka, prawda?
[b][color=#000080]Warszawskie bubki, żygolaki
Z szajka wytwornych pind na kupę,
I ty, co mieszkasz dziś w pałacu,
A srać chodziłeś pod chałupę,
Ty, wypasiony na Ikacu -
całujcie mnie wszyscy w dupę.[/color][/b]
Liczba postów: 1,872
Liczba wątków: 53
Dołączył: Oct 2004
Reputacja:
0
Kuba Mędrzycki napisał(a):I dlatego też cokolwiek nie robiłby dziwnego czy kontrowersyjnego Herbert, w pierwszej kolejności mam w głowie Jego twórczość. To samo tyczy się Kaczmara. A reszta? Reszta nie ma większego znaczenia. Ma ogromne znaczenie. W poglądach Herberta, np. tych politycznych, przejawiały się wartości, które wpoili mu przodkowie oraz przekazał prof. Henryk Elzenberg. Warto zauważyć, że bardzo zbliżone poglądy, między innymi na przemiany polityczne w Polsce, ma inny uczeń Elzenberga, prawie rówieśnik Herberta, Prof. Bogusław Wolniewicz. Również przecież niepopularny.
Liczba postów: 4,800
Liczba wątków: 90
Dołączył: Dec 2005
Reputacja:
0
Filip P. napisał(a):Również przecież niepopularny. Jak sam mówi o sobie, rzymski katolik, aczkolwiek niewierzący. Co zresztą brzmi znajomo.
Liczba postów: 1,872
Liczba wątków: 53
Dołączył: Oct 2004
Reputacja:
0
Jaśko napisał(a):Jak sam mówi o sobie, rzymski katolik, aczkolwiek niewierzący. Co zresztą brzmi znajomo. A mimo to Profesor Wolniewicz od Herberta odżegnuje się bardzo mocno. Krytykuje go gdzie tylko może.
Liczba postów: 5,238
Liczba wątków: 221
Dołączył: Aug 2005
Reputacja:
0
Filip P. napisał(a):A mimo to Profesor Wolniewicz od Herberta odżegnuje się bardzo mocno. Nie tylko od Herberta:
Cytat:Trwające u nas od dziesięciu lat, lekko licząc, nachalne forsowanie kultury żydowskiej i żydowskiego punktu widzenia staje się już nie do zniesienia! Przynajmniej dla mnie, Bogusława Wolniewicza. - mówił. - Ta nachalność musi przecież wzbudzić reakcje i sprzeciwy, tak jak ten mój w tej chwili! Ale ufam, że ja nie jestem jedyny w Polsce, którego to razi.
<!-- m --><a class="postlink" href="http://info.wiara.pl/index.php?grupa=4&art=1233825770">http://info.wiara.pl/index.php?grupa=4&art=1233825770</a><!-- m -->
Liczba postów: 1,872
Liczba wątków: 53
Dołączył: Oct 2004
Reputacja:
0
Filip P. napisał(a):Krytykuje go gdzie tylko może. W niepublikowanym jeszcze artykule pt. O późnej filozofii Wittgensteina" prof. Bogusław Wolniewicz o Zbigniewie Herbercie napisał(a):Choć w tej późnej Wittgensteino-manii jest na pewno coś osobliwego, to jednak nie jest ona bynajmniej niczym zupełnie wyjątkowym. Przypomina ją chociażby panująca dziś w Polsce Herberto-mania, także nie znajdująca pokrycia ni w życiu swego idola („poeta niezłomny”—przez co?), ni w jego dziele („Książe Poetów”—za co?). Średniego autora, który z całym swoim pretensjonalnym patosem zdaje mi się tylko nadętym pozerem, wywindowano na zawrotne piedestały. Dlaczego? Przypuszczam, że u schyłku komunizmu musiało istnieć w Polsce silne zapotrzebowanie na nowego wieszcza, nauczyciela narodu — i trafił się „pan Cogito”. Reszta to był już samonapędzający się automatyzm społeczny. Wmoim gorszącym domniemaniu utwierdza mnie fakt, że tak skrzętnie przemilcza się wszystko, co tej glorii mogłoby zaszkodzić. Tak np. okazało się po czasie, że wysławiana pod niebiosa książka Barbarzyńca w ogrodzie z 1962 r. jest przynajmniej w części grubym plagiatem. Wchodzący w jej skład esej Kamień z katedry został w ponad dwóch trzecich żywcem przepisany z dzieła: Jean Gimpel Les bâtisseurs de cathedrales, 1959; przekład polski 1968. A nie ma śladu ni odsyłacza do oryginału, ani nawet najlżejszej sugestii, że tekst nie jest dziełem własnym tego, który go podaje. Zauważyła to Dorota Bielawska i opisała w Twórczości (nr 2–3/2004) pod tytułem Jak został wyciosany „Kamień z Katedry” Zbigniewa Herberta; opisała ściśle obiektywnie, ironię ograniczając do tytułu. Była to informacja przecież sensacyjna — i nic, głucha cisza. Ta cisza jednak coś mówi; i mówi głośno. Herbert znalazł też swoje uwierzytelnienie zewnętrzne w osobie Elzenberga, z którym zdołał wejść w pewną komitywę na tle niezbyt fortunnych aspiracji poetyckich tego ostatniego. Promocyjnie osoba Elzenberga pełni wobec Herberta rolę analogiczną do tej, jaką wczesny Wittgenstein pełni wobec późnego.
Liczba postów: 6,575
Liczba wątków: 60
Dołączył: Oct 2009
Reputacja:
0
Wolniewicz. napisał(a):Była to informacja przecież sensacyjna — i nic, głucha cisza. O ile mi wiadomo - acz mogę się mylić - ta sprawa nie spotkała się z całkowitą obojętnością. Zdaje się, że Brigitte Gautier odnosiła się do zarzutów o plagiatorstwo Herberta w eseju "Zbigniew Herbert kopista" (Biblioteka Pana Cogito).
Wolniewicz. napisał(a):Przypomina ją chociażby panująca dziś w Polsce Herberto-mania, także nie znajdująca pokrycia ni w życiu swego idola („poeta niezłomny”—przez co?), ni w jego dziele („Książe Poetów”—za co?). Wolniewicz powinien na swoje pytania poszukać odpowiedzi podczas rozmowy z J.R. Nowiakiem (zarówno JRN jak i BW to przecież dyżurne autorytety Radia Maryja - okazję do spotkań mają często). Nowak uważa Herberta za "wzór heroizmu intelektualnego i nonkonformizmu."
[b][color=#000080]Warszawskie bubki, żygolaki
Z szajka wytwornych pind na kupę,
I ty, co mieszkasz dziś w pałacu,
A srać chodziłeś pod chałupę,
Ty, wypasiony na Ikacu -
całujcie mnie wszyscy w dupę.[/color][/b]
Liczba postów: 1,872
Liczba wątków: 53
Dołączył: Oct 2004
Reputacja:
0
Paweł Konopacki napisał(a):Nowak uważa Herberta za "wzór heroizmu intelektualnego i nonkonformizmu." Zapytałem o to kiedyś Profesora Wolniewicza i odpowiedział krótko: Profesor Nowak ulega po prostu temu automatyzmowi społecznemu, ulega mu również środowisko Radia Maryja.
Liczba postów: 6,575
Liczba wątków: 60
Dołączył: Oct 2009
Reputacja:
0
Filip P. napisał(a):Profesor Nowak ulega po prostu temu automatyzmowi społecznemu, ulega mu również środowisko Radia Maryja. I coś w tym jest, że niejako z automatu posługujemy się łatwymi formatkami w które wpisujemy osoby z tzw. świecznika.
Kaczmara to przecież też dotyczy. Co więcej, w zależności od potrzeby owymi formatkami posługują się ludzie, którzy - choćby z racji pozy specjalistów, z którą uwielbiają sie obnosić - jako pierwsi winni stronić od uproszczeń i schematów.
[b][color=#000080]Warszawskie bubki, żygolaki
Z szajka wytwornych pind na kupę,
I ty, co mieszkasz dziś w pałacu,
A srać chodziłeś pod chałupę,
Ty, wypasiony na Ikacu -
całujcie mnie wszyscy w dupę.[/color][/b]
Liczba postów: 5,624
Liczba wątków: 166
Dołączył: Jan 2005
Reputacja:
0
O antysemityzmie tu: <!-- l --><a class="postlink-local" href="http://www.kaczmarski.art.pl/forum/viewtopic.php?f=12&t=7009">viewtopic.php?f=12&t=7009</a><!-- l -->
Liczba postów: 59
Liczba wątków: 15
Dołączył: Jun 2005
Reputacja:
0
był chory psychicznie czy nie był - co za różnica, przecież to był człowiek, granice są płynne,
ja tu widzę u niektórych silną potrzebę autorytetu, żeby się tylko na kimś oprzeć, żeby ktoś potwierdził moje przekonania,
dla mnie wypowiedzi Herberta o Miłoszu są dziwne i nie mam zamiaru kogoś do tego przekonywać, bo jak biorę tomik jego (ZH) wierszy to widzę tam geniusz i to mnie wystarcza a czy on był świętym, złodziejem czy poczciwym człowiekim to już sprawa marginalna, to nie był mój przyjaciel, żeby takie rzeczy mnie jakoś zajmowały,
Liczba postów: 6,122
Liczba wątków: 99
Dołączył: Jul 2004
Reputacja:
0
blazej napisał(a):dla mnie wypowiedzi Herberta o Miłoszu są dziwne Oględnie mówiąc.
blazej napisał(a):jak biorę tomik jego (ZH) wierszy to widzę tam geniusz Widać masz znacznie lepszy wzrok niż ja tudzież - porzucając złośliwości - wrażliwość na sztukę.
Jacek Kaczmarski powiedział kiedyś rzecz wówczas dla mnie zaskakującą, ale po dłuższym zastanowieniu do bólu prawdziwą (jak to z reguły u niego zresztą). Powiedział mianowicie, że wiadomo dokładnie jak napisać książkę - dobrego kandydata na Nobla, nie wiadomo natomiast zupełnie jak napisać książkę wybitną. Ta zasada stosuje się również do innych rodzajów sztuki. Oczywiście to, że wiadomo jak napisać książkę na Nobla czy nakręcić film na Oscara nie znaczy, że jest to zrobić łatwo. Taki Titanic kosztował w końcu mnóstwo pracy i jeszcze więcej pieniędzy, ale z góry wiadomo było, że to jest film na Oscary. Nobel czy Oscar są zresztą tylko hasłami. Chodzi o pewną prawidłowość tworzenia pod z góry ustalony cel, z użyciem narzędzi, które wprawdzie nie uczynią dzieła wybitnym, ale zapewnią mu niezłe miejsce w hierarchii.
Przykładami artystów korzystających z tej prawidłowości są w Polsce Wajda i Herbert.
Pierwszy odcina kupony od nazwiska; wybiera tematy nośne, na czasie, przyprawiając je odpowiednio aurą ciężaru gatunkowego i odrobiną klaki. Jak się do tego dorzuci spędy szkolne na seansach przedpołudniowych, to mamy nie tylko patetyczne recenzje, ale i oglądalność.
Drugi działał z mniejszym wyrafinowaniem, no i z racji rodzaju uprawianej sztuki - mniej spektakularnie. Podobnie natomiast do Wajdy miał szczęście - trafił w swój czas, bo - jak pisze Wolniewicz - "...u schyłku komunizmu musiało istnieć w Polsce silne zapotrzebowanie na nowego wieszcza, nauczyciela narodu — i trafił się >>pan Cogito<<. Reszta to był już samonapędzający się automatyzm społeczny". Ja to zapotrzebowanie i ten samonapędzający się automatyzm pamiętam, byłem tego świadkiem. Patos, odpowiednio poważna tematyka, opary antyzmu - i już. Tylko że... to wcale nie jest takie łatwe. To wcale nie jest takie proste. Z tej odpowiednio ciężkiej i przyozdobionej formy ("pochwaleni niech będą ornamentatorzy") wieje fałszem afiszy. Czasami - nawet bardzo. Nazywanie Herberta księciem poetów to bzdura podobna do obwoływania Wojtyły największym z Polaków. Są to notabene doskonałe przykłady na poparcie tezy, że każdy pogląd jest reprezentowany. No ale cóż - głupota ludzka jest - jak kamyk - stworzeniem doskonałym.
Największa bzdura ich nie drażni -
Zbawienny uwiąd wyobraźni.
Jestem absolutnie przekonany, że próbę czasu przetrwają Campo di Fiori i Pianista, a nie Tren fortynbrasa i Katyń.
Przetrwa Muza harda.
A bardziej serio: jest trochę prawdy w tym co piszesz, ale z przykładami trafiasz trochę tłustą kulą w płot. Zestawienie Trenu Fortynbrasa, w którym naprawdę trudno dopatrzeć się jakiegoś oczywistego wątku polityczno-bogoojczyźnianego, z Katyniem, jak też w ogóle Herberta z Wajdą jest sporym nieporozumieniem. Co nie zmienia faktu, że tomy Pan Cogito i Raport z oblężonego miasta trafiły w swój czas i został Z.H. podniesiony do rangi 'wieszcza narodowego'. Podniesienie do rangi ma oczywiście zawsze określone negatywne konsekwencje, takie jak umasowienie i spłaszczenie odbioru, czy jednak w tym wypadku naprawdę tak łatwo należy mówić o tym, że autor na owo podniesienie nie zasłużył, albo że dokonało się w nim jakieś przekłamanie? Robienie z Przesłania Pana Cogito - żeby odwołać się do przykładów ogólnie znanych - wyznania wiary rodzącej się opozycji antykomunistycznej jest monstrualnym spłaszczeniem i ujednowymiarowieniem tego wiersza, nie jest jednak jego ewidentnym przekłamaniem, tak jak robienie z - nie szukajmy daleko - Murów hymnu wzywającego do walki z systemem. Mówiąc inaczej: to, że sytuacja społeczna i polityczna nadała tym wierszom nazbyt rozdętą oprawę i że dzisiaj w Sejmie posłowie prawicy przerzucają się wiadomymi cytatami, to w niczym nie umniejsza ich wielkości. Lub jeszcze inaczej: to, że były wielkie a na dodatek trafiały w swój czas, nie znaczy że są gorsze od wielkich a w czas nie trafiających. A zawieranie w interliniach sugestii, jakoby Herbert kierował się zapotrzebowaniem społecznym i pisał po to, żeby "trafić w swój czas' jest już dość śmieszne. Z całym szacunkiem - ale tak to robi Leszek Czajkowski.
Choć można na to spojrzeć z jeszcze innej strony. Z Herbertem jest trochę tak, że przez całą tę 'polityczną' (w szerokim znaczeniu tego słowa) otoczkę jest głównie kojarzony ze swą względnie późną twórczością, od Pana Cogito wzwyż. I faktycznie, można zasadnie argumentować, że ginie w tym trochę światło jego największego geniuszu, czyli wierszy wczesnych. Pana Cogito itd. będą pewnie długie pokolenia uczniów analizować na polskim, a różni użytkownicy będą dowodzić, że to próba trafienia w swój czas itd. A Struna światła i Hermes, pies i gwiazda będą świecić do końca swym światłem spokojnym - bardzo jasnym
Liczba postów: 6,575
Liczba wątków: 60
Dołączył: Oct 2009
Reputacja:
0
Krasny napisał(a):Robienie z Przesłania Pana Cogito - żeby odwołać się do przykładów ogólnie znanych - wyznania wiary rodzącej się opozycji antykomunistycznej jest monstrualnym spłaszczeniem i ujednowymiarowieniem tego wiersza, nie jest jednak jego ewidentnym przekłamaniem, tak jak robienie z - nie szukajmy daleko - Murów hymnu wzywającego do walki z systemem. Mówiąc inaczej: to, że sytuacja społeczna i polityczna nadała tym wierszom nazbyt rozdętą oprawę i że dzisiaj w Sejmie posłowie prawicy przerzucają się wiadomymi cytatami, to w niczym nie umniejsza ich wielkości. To raz. Dwa, że nader ogólnikowe zarzuty wobec twórczości Herberta i jej społecznego odbioru - można w zasadzie postawić każdemu poecie z tzw. świecznika. Można Miłoszowi, można Zagajewskiemu, albo - żeby daleko nie szukać - takiemu np. Kaczmarskiemu.
Czyż nie można powiedzieć, że na przełomie lat 80' i 90', czyli w dobie upadku "starego świata" komunizmu ludzie potrzebowali wieszcza, kogoś, kto by ich nadzieje, obawy, lęki, nastroje nazwał i, w prostej, zwartej oraz atrakcyjnej formie podał? Herbert był dla mas zbyt skomplikowany, zbyt subtelny, za delikatny. Ale trafił się Kaczmarski - wcześniej znany głównie w tzw. drugim obiegu. Trafił się ale i on sam też trafił w nastroje idelanie. Zwłaszcza, ze proponował prostą przecież i zawsze nośną formułę publicznego funkcjonowania (śpiewak z gitarą), zawsze apetyczną emocjonalność wypowiedzi oraz intelektualne zadęci. Czyli proponował atrakcyjny kąsek dla wielu ludzi niekoniecznie wyrobionych intelektualnie czy literacko, ale mających pewne intelektualne ambicje.
No i ta aura emigranta. Czyż przyjazd Kaczmara nie był symbolicznym otwarciem dotąd zasznurownych cenzurą ust? Nieważne co on tam śpiewał! Ważne, ze wcześniej nie mógł! A teraz i owszem - mógł. I robił to efektownie się pocąc. Mało kto wnikał, czy poci się z wysiłku i rzeczywistego ciężaru przeżyć, czy dlatego, bo jest na nieustannej bani.
Ludzie więc gnali na koncerty. Sam Kaczmar przyznawał, że dla większości nie było nawet istotne, co pisał i śpiewał. Istotne było,aby "być na Kaczmarskim". Bo Kaczmarski - bard, wieszcz, głos sumienia Polaków, śpiewak napierdalający w mur gitarą - był nasz, był ich. Był jeszcze jednym obiektem automatyzmu społecznego, który w tamtym czasie nakazywał mówić o autorze "Murów" w samych "ochach i achach", podniecać się faktem kolejnego występu, pisać o "czasach kaczmarskiego" itd
Luter napisał(a):Patos, odpowiednio poważna tematyka, opary antyzmu - i już. Otóż to! Tak właśnie można mówić też Kaczmarze.Z tym, ze opary antyzmu lepiej zastąpić oparami romantyzmu. Cała reszta zgadza się co do joty.
Tak można mówić! Bo mówić można wszystko a papier - nawet ten wirtualny - jest cierpliwy. Można zatem pisać o twórczości Herberta, że wieje od niej fałszem afiszy, zaś o Kaczmarze - popierając wieloma przykładami - że jego twórczość sprowadza się do zgrabnie ubranych w historyczno-malarsko-literackie łaszki frazesów.
W obu przypadkach jest to jednak zwyczajna nieprawda.
[b][color=#000080]Warszawskie bubki, żygolaki
Z szajka wytwornych pind na kupę,
I ty, co mieszkasz dziś w pałacu,
A srać chodziłeś pod chałupę,
Ty, wypasiony na Ikacu -
całujcie mnie wszyscy w dupę.[/color][/b]
Liczba postów: 6,122
Liczba wątków: 99
Dołączył: Jul 2004
Reputacja:
0
Krasny napisał(a):A zawieranie w interliniach sugestii, jakoby Herbert kierował się zapotrzebowaniem społecznym i pisał po to, żeby "trafić w swój czas' jest już dość śmieszne. Nie wiem, gdzie dopatrzyłeś się takich sugestii. Może przez to porównanie z Wajdą... A może ja źle napisałem ten swój post. Jeśli tak, to przepraszam i prostuję. To, że Herbert trafił w swój czas oczywiście nie znaczy, że pisał pod tak zwaną publikę bądź też "pisał po to, żeby...".
Mój koronny zarzut wobec Herberta jest - mówiąc skrótowo - taki, że on przyciskał klawisze, czyli nie był w swojej sztuce autentyczny. Kiedy pisze, że w gruncie rzeczy była to sprawa smaku, to pluje w twarz tym wszystkim, dla których los nie był tak łaskawy, że mogli oni sobie pozwolić na komfort skwitowania tego sprawą smaku. Owszem, wielu miało to szczęście, że wystarczyła im doza pewnego poczucia estetyki, ale wielu tego szczęścia nie miało. Nie tylko nie mogę więc się zgodzić z Herbertem, że "w gruncie rzeczy była to sprawa smaku", ale twierdzę, że jest to zwyczajnie nieprawdziwe - równie nośne, co puste.
Owszem, jako koncepcja literacka poezja Herberta broni się doskonale! - i tu właśnie dochodzimy na rozdroża. Jest bowiem cała masa ludzi, dla których sztuka to rodzaj rzemiosła, a artysta to zawód jak każdy inny. Zdaniem tych ludzi im lepszy warsztat w rękach czy głowie rzemieślnika, im większa rutyna, a efekt bardziej przewidywalny, tym lepiej to świadczy o twórcy. Bo czegóż więcej można oczekiwać od twórcy, jak nie kawałka solidnej, dobrej poezji, filmu czy rzeźby? Przy takich założeniach książka na Nobla i książka wybitna to w zasadzie synonimy - z dokładnością do subiektywizmu i kompetencji komitetu noblowskiego, ale nie o tym tu mowa. Przy takich też założeniach Herbert jest genialnym poetą, bo pisał wiersze warsztatowo doskonałe, o spójnej, bez zarzutu, koncepcji literackiej.
Jednak dla wielu innych sztuka jest magią, akt tworzenia - sacrum, a obcowanie z dziełem sztuki - rodzajem mszy.
Jacek Kaczmarski:
Sztuka jest próbą opanowania chaosu; jak samo to słowo mówi - jest czymś sztucznym, powstałym w miejsce tego, co prawdziwe, ale nie do zniesienia. Człowiek jest jedynym zwierzęciem zdolnym do stworzenia tak przedziwnego zjawiska: ani tego zjeść, ani się tym ogrzać, a jednak czasem tylko dzięki temu można przetrwać.
Ludzi myślących w ten sposób nie zadowoli solidny warsztat rzemieślnika bądź spójna koncepcja literacka, bo nie tego w sztuce szukają.
Wszystkiemu temu, co wyżej napisałem należy się komentarz, że podział - jak zresztą każdy chyba podział na tym świecie - nie przebiega ostro, zerojedynkowo. Nie jest przecież tak, że wszystkie wiersze Herberta i wszystkie filmy Wajdy są nieautentyczne i wieje z nich fałszem afiszy - w przeciwieństwie do wierszy Miłosza czy Barańczaka tudzież filmów Polańskiego*. To też oczywista bzdura. Po drugie - kwestia oceny... Choćby zebrać najbardziej szacowne i kompetentne gremium, ocena dzieła sztuki zawsze obarczona będzie na tyle sporą dozą subiektywizmu, że i tak w konsekwencji kierować się powinniśmy własną wrażliwością i przyjmować po prostu to, co do nas najlepiej trafia.
* Myślę, że każdemu artyście zdarzało się bywać tylko rzemieślnikiem. Przykładem takiego dobrego rzemiosła, któremu brak jednak tego czegoś nieuchwytnego, może być w twórczości Jacka Korespondencja klasowa lub Requiem rozbiorowe. Obydwa te utwory - choć tak zupełnie różne - napisane są z nastawieniem na określony cel, określony odbiór - i oczywiście to, postawione z góry, założenie spełniają doskonale.
Lutrze,
myślę, że - świadomie lub też nieświadomie - napisałeś swego posta z nastawieniem na określony cel i określony odbiór. I to postanowienie założone z góry spełnia on bardzo dobrze (  ), jednak przy bliższej lekturze widać, że splatasz ze sobą przynajmniej trzy wątki dość od siebie rozłączne.
Zaczynając - z fantazją - od końca. Po pierwsze, twierdzisz, że sztuka będąca naciskaniem określonych klawiszy zawsze będzie, choćby była nie wiem jak doskonała, czymś zasadniczo ułomnym i niepełnym w porównaniu z tym, czym powinna być sztuka najwyższa. Ona bowiem - snując dalej tę metaforę - powinna być nie tyle naciskaniem gotowych klawiszy, co zaproponowaniem odbiorcy całkiem nowej klawiatury.
Po drugie, twierdzisz, że sama wartość literacka, sama "doskonałość warsztatowa" nie jest tym, co pozwala rościć sobie autorowi prawo do najwyższej półki. I jednocześnie - dodajesz - u Herberta jest niby tylko owa "doskonałośc warsztatowa", "spójna i bez zarzutu koncepcja literacka".
Po pierwsze i najpłytsze, twierdzisz, że Herbert nie miał moralnego prawa pisać o tym, że uniknięcie czerwonego ukąszenia było wyłącznie kwestią smaku, że jest to ustawienie poprzeczki zbyt wyskoko i że jest to plunięcie w twarz tym, którzy ją strącili.
Jeśli chodzi o ów ostatni punkt, to obawiam się, że dyskusja na ten temat nie ma tu sensu, bo trzeba by się mocno oprzeć o biografię Herberta i o historię ostatnich kilkudziesięciu lat, co automatycznie spowoduje, że wyskoczy LC albo Sławek, jeden napisze, że komuna to źródło wszelkiego zła i trzeba z nią walczyć, drugi, że "Nasza Polska" znalazła papiery na czyjegoś dziadka, ktoś doda, że Bartoszewski nie miał matury i tak to się potoczy. Ograniczając się więc do prostego exposee: Herbert miał jedną z "najczystszych" (trzymając się kryteriów estetycznych) spośród polskich literatów kart jeśli idzie o sprawy "romansu z Heglem", co na poziomie najpospolitszej i najbardziej Markowej sugestii o konieczności popierania twórczości życiem daje mu pewne prawo do mówienia o "kwestii smaku". Bo komu jak nie jemu? Co więcej, ta konieczność istnieje tylko w umysłach tych, którzy nie mogą zrozumieć na czym polega wyższość sztuki nad życiem. Jak się o tym pamięta, to jasne jest, że Herbert miałby prawo pisać o kwestii smaku i Panu Cogito, nawet gdyby w latach 50-tych żył na garnuszku partii i wydawał w wielosettysięcznych nakładach książki o stoczniowcach i górnikach. Bo - ponownie - czemu miałby nie mieć prawa? Odbieranie mu go - w takiej hipotetycznej sytuacji - jakoś niepokojąco się staje bliskie stwierdzeniom, że Brzechwa nie może być patronem szkoły, bo pisał wiersze o Stalinie, albo zdziwieniom, że Kaczmar to pisze takie piękne piosenki, a po koncercie zamyka się w garderobie z butelką mocnej wódki i nastoletnią słuchaczką. Tyle na ten temat.
W sprawie drugiej - tutaj chyba jest pies pogrzebany w tym, co rozumieć pod pojęciami "wartość literacka", "sprawność warsztatowa" itd. Jeśli się pisze o "sprawnym rzemiośle", "dobrym warsztacie" literackim, to przemyca się założenie, że jest to coś z założenia gorszego, niepełnego, że musi to być dopełnione pewnym trudno nazywalnym "cosiem", który dopiero tchnie ducha geniuszu. Trudno mi zgodzić się z taką opinią. Trudno mi jest nie uznać wartości literackiej za wartością ostatczeną, tzn. taką, która nie potrzebuje już żadnego dalszego uzasadnienia. Samo opisanie może być celem i - jeśli jest opisaniem dobrym - nie potrzebuje już żadnego "tchnienia", czy też "treści", która jej wartość nada (jak to Ty zdajesz się sugerować). Zresztą, można by tutaj przejść do pewnego kontraataku - czyż nie jest tak, że jeśli trzymać by sie Twojej koncepcji, to żaden czysty opis czegoś ewidentnie złego, morderstwa, niewierności małżeńskiej, desatres de la guerra nie mógłby być piękny? Wypadałoby wtedy, że np. Jednego dnia z życia Iwana Denisowicza nie moglibyśmy uznać za wartościową książkę, bo jest czystym, realistycznym opisem nędzy ludzkiego bytu - a przecież sam opis wartości ma nie wnosić.
Po trzecie i najważniejsze. Cóż, trudno się nie zgodzić. Twórczość prawdziwa jest, jak sama nazwa wskazuje, tworzeniem, czyli wnoszeniem w ten smutny świat czegoś, czego w nim wcześniej nie było. Najbieglejsze choćby naciskanie klawiszy już zastanych nigdy twórczością nie będzie. Odwołując się do znanego przykładu: twórczością najczystszą i podaniem odrodzonej Polsce nowej klawiatury były niewątpliwie dwa pierwsze, wypełnione młodzieńczą afirmacją istnienia tomiki Wierzyńskiego. Rzeczy późniejsze natomiast, wszystkie te czarne polonezy, krzyże i miecze, znacznie silniej podpadają pod zarzut, że są już odtwarzaniem wątków i naciskaniem wiadomych klawiszy.
I - kończąc ten przydługi wywód - jak się te dwa ostatnie punkty mają do Herberta? Jeśli chodzi o punkt drugi, ten dotyczący "literackości", to nie bez przyczyny przywołałem dwa pierwsze tomiki Herberta z kolei. Można zasadnie dowodzić, że Struna i Hermes są znacznie bardziej literackie od np. Pana Cogito i Raportu, bardziej literackie w tym sensie, że są bardziej wyłącznie literackie - o nieporównanie mniejszym ładunku filozoficznym. I nie znaczy to że są gorsze, są po prostu inne - wartość literacka jest równie "ostateczna" jak wartość filozoficznego przesłania. I jeśli komuś nie pasuje np. treść tego merytorycznego przesłania późniejszego Herberta (np. uż. Luter), lub też przechylenie proporcji na rzecz filozofii i zbytnie "przeciążenie" tym wierszy (np. ja), to nie ma przeciwskazań, by sięgnąć do tychże wierszy wcześniejszych.
A jeśli chodzi o punkt trzeci - cóż, nie mi to wywodzić, ale wydaje mi się rzeczą dość jasną, że zarówno w warstwie literackiej, jak też w samym filozoficznym "miąższu" (prozy nie wspominając!) zaproponował Herbert pewną nową klawiaturę, wnosząc do polszczyzny coś, czego w niej wcześniej nie było.
Z wyżej wymienionych powodów, uważam przedstawione zarzuty za mało zasadne.
Liczba postów: 1,211
Liczba wątków: 84
Dołączył: Oct 2006
Reputacja:
0
Luter napisał(a):Jestem absolutnie przekonany, że próbę czasu przetrwają Campo di Fiori i Pianista, a nie Tren fortynbrasa i Katyń. A do mnie jakoś Miłosz nie trafia. Przy całym szacunku dla niego, jako wielkiego poety. Nie umiem powiedzieć dlaczego tak jest. Nie wchodzi mi i tyle. Z tego też powodu wolę Herberta i Szymborską.
Wpadła mi ostatnio w ręce bardzo ciekawa książka pt. "Miłosz i Brodski. Pole magnetyczne", w której Irena Grudzińska-Gross opisuje w rzeczowy i ciekawy sposób znajomość obu wielkich poetów, oraz to, jak wielkim szacunkiem Brodski darzył Miłosza. O ile Brodskiego uwielbiam i uważam za jednego z największych poetów XX w., tak Miłosz po prostu nie leży w mojej poetyce.
A książkę gorąco polecam zarówno zainteresowanym Miłoszem, jak i Brodzkim. Można w niej znaleźć wiele ciekawych informacji zarówno o poetach, jak i o czasach i krajach w których przyszło im żyć.
[color=#0000FF][i]Gałąź kona najpiękniej,
Bo umiera, gdy pęknie
Pod owoców zwieszonych
Ciężarem.
Mnie zaszkodził łyk godzin,
Ale jak tu być zdrowym?
Wódki miarę czas leje za barem.[/i][/color]
___________________________
[url=http://www.cienski.pl][b]www.cienski.pl[/b][/url]
Liczba postów: 6,122
Liczba wątków: 99
Dołączył: Jul 2004
Reputacja:
0
Krasny napisał(a):Lutrze, Kraśny,
zgadzam się jak najbardziej z wyłożonymi przez Ciebie tezami (tymi co bardziej uniwersalnymi, bo oczywiście nie zgadzam się z imputacjami w rodzaju, że odmawiam Herbertowi moralnego prawa do czegokolwiek), tyle że to, co Ty piszesz, jest niesprzeczne z tym, o co mi chodzi. Po prostu nie rozumiemy się, a raczej Ty nie rozumiesz mnie. Pozostańmy więc na razie przy swoich zdaniach (co zresztą postuluję już w moim poprzednim poście), tym bardziej, że moje poglądy nie są w gruncie rzeczy ostre. Wbrew pozorom mam bowiem odpowiednią dawkę respektu wobec takich ludzi jak Herbert. A to, że wypowiadam się tonem dość zasadniczym, wynika jedynie ze zwyczajowo przyjętej formuły dyskusji na forach internetowych, z ubogiej polszczyzny, jaką się posługuję bądź po prostu z banalnej struktury rzeczywistości.
Pozdrawiam,
KN.
Liczba postów: 1,367
Liczba wątków: 23
Dołączył: Dec 2005
Reputacja:
0
Krasny napisał(a):Z wyżej wymienionych powodów, uważam przedstawione zarzuty za mało zasadne. Ὀρτθῶς λέγεις, ὦ ἄνθρωπος.
śni inny byt jurajski gad
|