09-12-2007, 06:32 PM
Szybowiec mych myśli przestworza przecina
Tak aby horyzont pod siebie naginać
Bo wśród linii ziemi żadna nie jest prosta
A staram się na niej najdłużej pozostać
Więc niebo zadręczam mych snów pytaniami
Lecz ptaków klucz nie jest wytrychem lecz drzwiami
Za których skrzydłami odpowiedź mnie czeka
Że życie związane jest z myślą człowieka
Bo lepiej zrozumieć co znaleźć się pragnie
Niż oczy przecierać gdy spada się nagle
Na tyle więc z wiatru korzystać się staram
Na ile rozsądku hamuje mnie balast
I płynie mój statek aż szczęście się ziści
Na przekór raf starych niezmiennych korzyści
Co ukryć potrafią w niebieskich odmętach
Rozkoszy jęk syren co krzywdę pamięta
Wyrytą w sumieniu jak ja marynarzy
Co port opuszczając nie wiedzą że zdarzy
Się więcej niż zwykłe uczucie znieść może
W objęciach do zdrady przyuczanych stworzeń
Bo lepiej na żaglach do domu przypłynąć
Niż wrakiem dryfować ku marzeń krainom
Więc statek mój muska tylko tyle wody
Ile mieści wanna od dna aż do brody
Rakieta mych pragnień ku gwiazdom się zbliża
Tak aby przypadkiem im nie naubliżać
Dosięgnąć więc mogę jedynie rejonów
Do których piechotą dojść mogę do domu
A dom mój na ziemi na razie przynajmniej
Umowa zawarta jest jak przy wynajmie
Więc płace za wszystkie uczynki i słowa
Te których pod łóżkiem nie uda się schować
Bo co można zrobić gdy wpływu się nie ma
Na proste zasady swojego istnienia
Niż tylko na chwilę móc zamknąć oczy
Bezmiarem kosmosu siebie otoczyć
Mój wóz się przetacza po ziemi zawzięcie
Po bandzie na którymś kolejnym zakręcie
Na nerwy w chłodnicy wciąż wody brakuje
I układ sumienia już tak nie hamuje
A drążek współczucia też czasem się zatnie
I duszy lusterko pod nogi gdzieś spadnie
By mieć więcej siły więc biegi przerzucam
Na tyle by prędkość wytrzymały płuca
Bo lepiej jest dopchać do celu swe auto
Niż w polu pozostać pytając czy warto
Więc dopóki pompa krew w żyły mi toczy
Unikać wciąż będę nieznanych poboczy
Tak aby horyzont pod siebie naginać
Bo wśród linii ziemi żadna nie jest prosta
A staram się na niej najdłużej pozostać
Więc niebo zadręczam mych snów pytaniami
Lecz ptaków klucz nie jest wytrychem lecz drzwiami
Za których skrzydłami odpowiedź mnie czeka
Że życie związane jest z myślą człowieka
Bo lepiej zrozumieć co znaleźć się pragnie
Niż oczy przecierać gdy spada się nagle
Na tyle więc z wiatru korzystać się staram
Na ile rozsądku hamuje mnie balast
I płynie mój statek aż szczęście się ziści
Na przekór raf starych niezmiennych korzyści
Co ukryć potrafią w niebieskich odmętach
Rozkoszy jęk syren co krzywdę pamięta
Wyrytą w sumieniu jak ja marynarzy
Co port opuszczając nie wiedzą że zdarzy
Się więcej niż zwykłe uczucie znieść może
W objęciach do zdrady przyuczanych stworzeń
Bo lepiej na żaglach do domu przypłynąć
Niż wrakiem dryfować ku marzeń krainom
Więc statek mój muska tylko tyle wody
Ile mieści wanna od dna aż do brody
Rakieta mych pragnień ku gwiazdom się zbliża
Tak aby przypadkiem im nie naubliżać
Dosięgnąć więc mogę jedynie rejonów
Do których piechotą dojść mogę do domu
A dom mój na ziemi na razie przynajmniej
Umowa zawarta jest jak przy wynajmie
Więc płace za wszystkie uczynki i słowa
Te których pod łóżkiem nie uda się schować
Bo co można zrobić gdy wpływu się nie ma
Na proste zasady swojego istnienia
Niż tylko na chwilę móc zamknąć oczy
Bezmiarem kosmosu siebie otoczyć
Mój wóz się przetacza po ziemi zawzięcie
Po bandzie na którymś kolejnym zakręcie
Na nerwy w chłodnicy wciąż wody brakuje
I układ sumienia już tak nie hamuje
A drążek współczucia też czasem się zatnie
I duszy lusterko pod nogi gdzieś spadnie
By mieć więcej siły więc biegi przerzucam
Na tyle by prędkość wytrzymały płuca
Bo lepiej jest dopchać do celu swe auto
Niż w polu pozostać pytając czy warto
Więc dopóki pompa krew w żyły mi toczy
Unikać wciąż będę nieznanych poboczy
"Nic tak nie obnaża słabych punktów poety jak wiersz klasyczny i właśnie dlatego tak powszechnie się od niego stroni."
(Josif Brodski)
(Josif Brodski)