07-13-2007, 04:12 PM
Kiedy kroki w Ciemności się plączą,
Z lęku serce w lód prędko tężeje,
Wraz się z wiarą optymizm odłączy
I tak trudno odnaleźć nadzieję.
Bo czy można w dal patrzeć łagodnie
Widząc tylko głęboką czerń mroku?
Kiedy kolcem się zdaje lub ogniem
Każdy zamiar, pragnienie, chęć kroku...
A gdy chłodem napełnia się serce,
Wtedy jakby stawało w zakrzepie,
Myśląc że się nie dałoby więcej,
Sądząc że już nie można by lepiej.
Czasem w sercu się czuje ukłucie
(Taki ostry kuksaniec od wspomnień).
W głowie tylko myśl błyśnie, by uciec
Jak najdalej - najszybciej zapomnieć.
I do tego jak z kulą ołowiu
Maszerować udając swą siłę,
Ciągle w nocy odczuwalnym nowiu
Iść przez życie, co daje nam w tyłek?
Potykamy się w chaszczach bezdroży,
Gdzie prowadzi nas ślepy przewodnik.
Z każdą chwilą nie lepiej, lecz gorzej
Jest, choć może nam z tym być wygodnie.
Ale Światło, gdy już się pojawi,
Delikatnie swój byt zwykło znaczyć:
Tak dyskretnie, niewidocznie prawie -
By się nie stać przyczyną rozpaczy.
Gdy jedynie przez swoje istnienie
(Nigdy aby postawić pod pręgierz)
Ukazuje co lękam się wiedzieć,
By przenikać przez ból jak najgłębiej.
Przez światłocień kształt bryły ukaże,
Także nazwie po imieniu pustkę.
Przy Nim będzie jaśniejszy sens zdarzeń,
Gdy się stanie probierzem i lustrem.
Dziwnym trafem z dołującej czerni,
Która bardzo potrafi wymęczyć,
Wydobędzie ukryte znaczenia
I pokryje paletą barw tęczy.
No i teraz powstaje pytanie,
Choć w Ciemności idzie jakoś wyżyć
Pośród bólu, bezsensu bez granic:
Może warto do Światła się zbliżyć?
Kiedy wnioski z tej myśli pozbieram
I przekonam się co który waży,
Nowy problem się w głowie otwiera:
Czemu trudno się na to odważyć?
Z lęku serce w lód prędko tężeje,
Wraz się z wiarą optymizm odłączy
I tak trudno odnaleźć nadzieję.
Bo czy można w dal patrzeć łagodnie
Widząc tylko głęboką czerń mroku?
Kiedy kolcem się zdaje lub ogniem
Każdy zamiar, pragnienie, chęć kroku...
A gdy chłodem napełnia się serce,
Wtedy jakby stawało w zakrzepie,
Myśląc że się nie dałoby więcej,
Sądząc że już nie można by lepiej.
Czasem w sercu się czuje ukłucie
(Taki ostry kuksaniec od wspomnień).
W głowie tylko myśl błyśnie, by uciec
Jak najdalej - najszybciej zapomnieć.
I do tego jak z kulą ołowiu
Maszerować udając swą siłę,
Ciągle w nocy odczuwalnym nowiu
Iść przez życie, co daje nam w tyłek?
Potykamy się w chaszczach bezdroży,
Gdzie prowadzi nas ślepy przewodnik.
Z każdą chwilą nie lepiej, lecz gorzej
Jest, choć może nam z tym być wygodnie.
Ale Światło, gdy już się pojawi,
Delikatnie swój byt zwykło znaczyć:
Tak dyskretnie, niewidocznie prawie -
By się nie stać przyczyną rozpaczy.
Gdy jedynie przez swoje istnienie
(Nigdy aby postawić pod pręgierz)
Ukazuje co lękam się wiedzieć,
By przenikać przez ból jak najgłębiej.
Przez światłocień kształt bryły ukaże,
Także nazwie po imieniu pustkę.
Przy Nim będzie jaśniejszy sens zdarzeń,
Gdy się stanie probierzem i lustrem.
Dziwnym trafem z dołującej czerni,
Która bardzo potrafi wymęczyć,
Wydobędzie ukryte znaczenia
I pokryje paletą barw tęczy.
No i teraz powstaje pytanie,
Choć w Ciemności idzie jakoś wyżyć
Pośród bólu, bezsensu bez granic:
Może warto do Światła się zbliżyć?
Kiedy wnioski z tej myśli pozbieram
I przekonam się co który waży,
Nowy problem się w głowie otwiera:
Czemu trudno się na to odważyć?
Pietrek_C