Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Seans filmowy w Toruniu
#91
Stanęło na Monty Phytonie. Tak mi się zdaje. Smile
Plus Leonardo i Mach
Odpowiedz
#92
tmach napisał(a):Stanęło na Monty Phytonie. Tak mi się zdaje. Smile
Mnie też tak się zdaje Smile)
Odpowiedz
#93
dostałem przed chwila wieści z Moskwy, że Lucyna, tudzież Markowa :), proponuje Rublowa.

a ja jestem jak najbardziej za Pythonami (uwielbiam ich poczucie humoru :roll: )
Odpowiedz
#94
A nie można by w ogóle zrezygnować z oglądania filmów? To z reguły najsłabsza część imprezy Smile
Odpowiedz
#95
Jeszcze raz zapytam - termin to 3 sierpnia, tak?
Bo trzeba knajpę zamówić Big Grin
Odpowiedz
#96
Krasny napisał(a):A nie można by w ogóle zrezygnować z oglądania filmów? To z reguły najsłabsza część imprezy
Właśnie Big Grin zamiast jednej nocy picia bedą dwie Wink
[color=green][b],,Trzeba wciąż żywić nadzieje jakąś
wbrew sobie sobą żywić ją trzeba''[/b][/color]
Odpowiedz
#97
A czy jedno wyklucza drugie w przypadku niektórych? Wink
Plus Leonardo i Mach
Odpowiedz
#98
To zależy od tego, jak jest z wnoszeniem własnego alkoholu do lokalu.
Odpowiedz
#99
1. Nowhere Woman (?)
2. tmach
3. Zeratul
4. radziu_88
5. ann
6. Art
7. michalf
8. Kraśny. Ale tylko jeśli będę mógł przenocować w wiadomej garsonierze Smile
9. to i ja się doczepię, yeremyash
10. bryce, ale tylko jeśli będę mógł przenocować Wiadomo Gdzie. Smile
11. Alek (?)
Odpowiedz
Jaśko napisał(a):To zależy od tego, jak jest z wnoszeniem własnego alkoholu do lokalu.
Nie można :]
Odpowiedz
yeremyash napisał(a):dostałem przed chwila wieści z Moskwy, że Lucyna, tudzież Markowa Smile, proponuje Rublowa.
To może "Stalkera" raczej? Jest chyba mniej znany... (a ja go np. bardzo lubię...)
yeremyash napisał(a):a ja jestem jak najbardziej za Pythonami (uwielbiam ich poczucie humoru :roll: )
Też może być, więc może jednak dwa dni? :]

Pozdrawiam
Zeratul
[size=85][i]Znaczyło słowo - słowo, sprawa zaś gardłowa
Kończyła się na gardle - które ma się jedno;
Wtedy się wie jak życie w pełni posmakować,
A ci, w których krew krąży - przed śmiercią nie bledną.[/i][/size]
Odpowiedz
Zeratul napisał(a):To może "Stalkera" raczej?
a ja jeszcze nie widziałem, to chętnie
Zeratul napisał(a):Też może być, więc może jednak dwa dni?
albo cała jedna noc ;p
Odpowiedz
Jak dla mnie to mogą być 2 dni. Big Grin Stalkera też chętnie obejrzę.
Plus Leonardo i Mach
Odpowiedz
tmach napisał(a):Stalkera też chętnie obejrzę.
A ja Johnego Walkera w kogoś dłoniach Wink
[color=green][b],,Trzeba wciąż żywić nadzieje jakąś
wbrew sobie sobą żywić ją trzeba''[/b][/color]
Odpowiedz
radziu_88 napisał(a):A ja Johnego Walkera w kogoś dłoniach Wink
No to idź do monopolowego albo do jakiegoś baru i czekaj, czekaj...
Albo poproś barmana, żeby pokazał Ci butelkę.
Tylko poczucie humoru nas może ocalić.

"Kaczmar nie wygrałby "Nadziei". Kaczmar nawet by się nie zakwalifikował ze względu na brak elementu autorskiego." - Zeratul
Odpowiedz
Mamy, niestety, złą wiadomość.
Knajpa odpada, więc jak chcecie oglądać filmy to musicie znaleźć jakieś inne miejsce
Odpowiedz
Ja tu tylko na chwilke (nawet nie wiecie jaki na wschodzie internet jest drogi...) jestem za jakims bardziej wyrafinowanym kinem niz wszystkim znany Monty... Ja osobicie chcialam obejrzec w koncu Rublowa - zakochalam sie w jego ikonach, naczytalam tu o nim i musze w koncu zobaczyc to dzielo. Jesli nie to coz... Co do ilosci dni - ja i tak moge tylko w piatek, bo w sobote moja siostra slubuje i bede na innej imprezie balowac - czy ja to przezyje? Wink dajcie mi znac jak decyzje sie potocza...

Aha co do miejca: nie zebym byla zlosliwa, ale znam kogos kto ma duze mieszkanie i kino domowe w salonie... Moze sie nad nami zlitujesz?

[ Dodano: 11 Lipiec 2007, 19:52 ]
Jaśko napisał(a):Informacyjnie podaję, że Markowa wyjechała na jakiś miesiąc czy coś do Moskwy czy gdzieś, a nie wiem, jak tam jest z dostępem do internetu.
Nigdy nie przestaniesz mnie zawidziac tym, jak jestes dobrze poinformowany... Nie chciales pracowac w wywiadzie czasem? Wink

Aha i niech mnie jakas dobra dusza dopisze do listy, bo ja juz spadam - i tak juz y mnienja niet dzienieg... ;(
Kobieta to jedyna zdobycz, która zastawia sidła na myśliwego...
Odpowiedz
Markowa <!-- s:) --><img src=\{SMILIES_PATH}/smile.gif\" alt=\":)\" title=\"\" /><!-- s:) -->' napisał(a):Nigdy nie przestaniesz mnie zawidziac tym, jak jestes dobrze poinformowany...
Toruń to małe miasto.
[b][i][size=75]ukončite prosím výstup a nástup, dveře se zavírají[/b][/i][/size]
Odpowiedz
Taaa, ale nic nie zastapi opisow na gg... Wink

To jak wciaz nie ma zadnych decyzji?
Kobieta to jedyna zdobycz, która zastawia sidła na myśliwego...
Odpowiedz
Będę od czwartku do soboty w Toruniu (zanoszę papiery na studia) więc jakiegoś wieczora można na jakąś ŻG czy cokolwiek skoczyć. Jak ktoś chętny to kontakt telefoniczny na priv poproszę Wink. Jutro z rana sprawdzę skrzynkę.

(sorry że w tym temacie, ale o Toruniu, a nowego bez sensu zakładać)
Odpowiedz
No dobra, wróciłam... A gdzie komitet powitalny? 8o Jak tak dalej będziecie sobie dobrze beze mnie radzić to w ogóle odejdę :o

A na poważnie, to co robimy? Spotykamy się i tak? Może by na coś do kina studyjnego pójść? Można też po prostu się spotkać... ja będę, a wy?
Kobieta to jedyna zdobycz, która zastawia sidła na myśliwego...
Odpowiedz
Ja będę Wink Cieszysz się? Big Grin
Tylko poczucie humoru nas może ocalić.

"Kaczmar nie wygrałby "Nadziei". Kaczmar nawet by się nie zakwalifikował ze względu na brak elementu autorskiego." - Zeratul
Odpowiedz
Pewnie!

A Ty Zeratul się nie wcinaj z tymi piwami, nie do Ciebie było pytanie... Wink

A kiedy Michale przyjeżdżasz do najpiękniejszego miasta w Polsce?
Kobieta to jedyna zdobycz, która zastawia sidła na myśliwego...
Odpowiedz
Markowa <!-- s:) --><img src=\{SMILIES_PATH}/smile.gif\" alt=\":)\" title=\"\" /><!-- s:) -->' napisał(a):Pewnie!
Markowa <!-- s:) --><img src=\{SMILIES_PATH}/smile.gif\" alt=\":)\" title=\"\" /><!-- s:) -->' napisał(a):A kiedy Michale przyjeżdżasz do najpiękniejszego miasta w Polsce?
Ja wiem, że Twa radość i tęsknota to z powodu tej koszulki co mam dla Ciebie Wink Będę dopiero w środę lub czwarek niestety.
Tylko poczucie humoru nas może ocalić.

"Kaczmar nie wygrałby "Nadziei". Kaczmar nawet by się nie zakwalifikował ze względu na brak elementu autorskiego." - Zeratul
Odpowiedz
Nie, o koszulce się dowiedziałam później, ale myślałam, że może by się lepiej spotkać w tygodniu, skoro i tak zbiera się tylko kilka osób, bo mi dziś zakomunikowali w domu, że w piątek przystrajam sale weselną na ludowo...

Możecie sobie wyobrazić moje zdziwienie po powrocie do domu, kiedy w pokoju mam z 3 kiści ozdobnego czosnku... :o A przecież byłam w Rosji, a nie w Rumuni...
Kobieta to jedyna zdobycz, która zastawia sidła na myśliwego...
Odpowiedz
Owkai, to ja również wróciłam własnie z głuszy leśnej bez dostępu do sieci i mam wobec tego pytanie.
Jakie są plany?
Czy można liczyć na nocleg w wiadomej garsonierze w wypadku posiadania własnego śpiworka?
Czy można liczyć na kogoś uprzejmego, kto przejąłby mnie w Toruniu z dworca, centrum lub innych łatwych do osiągnięcia przez osobę nieznającą miasta okolic Wink?
I czy ktoś wybierałby się pociągiem jadącym z Krakowa o 7.41 przez Jaworzno, Częstochowę, Łódź i przyjeżdżającym planowo do Torunia o 15.19?

Z góry dziekuję za odpowiedzi

świeżo umyta Oleńka Smile
[b][size=85]Dziś gra się słońcem football-match ogromny!
Bóg strzela gole - po ludzku, wspaniale!
Dziś skok na ziemię z nieba karkołomny,
Cesarskie cięcie i salto mortale![/size][/b]
Odpowiedz
Nowhere Woman napisał(a):Jakie są plany?
Obawiam się, że impreza została odwołana Sad
Głównie na skutek problemów lokalowych - po prostu nie mielibyśmy gdzie oglądać filmów.

Pozdrawiam
Zeratul
[size=85][i]Znaczyło słowo - słowo, sprawa zaś gardłowa
Kończyła się na gardle - które ma się jedno;
Wtedy się wie jak życie w pełni posmakować,
A ci, w których krew krąży - przed śmiercią nie bledną.[/i][/size]
Odpowiedz
Że tak powiem - szkoda. To ostateczne?
[b][size=85]Dziś gra się słońcem football-match ogromny!
Bóg strzela gole - po ludzku, wspaniale!
Dziś skok na ziemię z nieba karkołomny,
Cesarskie cięcie i salto mortale![/size][/b]
Odpowiedz
Chyba dość ostateczne, bo ja was na film do siebie zaprosić nie mogę - już i tak przed weselem mamy tu kociokwik... Cóż, maybe next time...
Kobieta to jedyna zdobycz, która zastawia sidła na myśliwego...
Odpowiedz
Co prawda seans filmowy w Toruniu nie doszedł do skutku, nie oznacza to jednak, że w tym czasie w grodzie Kopernika nic się nie działo. Zamieszczam więc moją bardzo szczegółową (i długą!) relację z wydarzenia, które roboczo nazwałem "Wakacje prawie Poznaniaka u prawie Toruniaka w garsonierze i w plenerze". Dla wygody czytania zamieszczam relację w kilku częściach.

Część I

W dniach 2 - 7 sierpnia gród Toruń nawiedzał strudzony wędrowiec prawie z Poznania o groźnie brzmiącym mianie Zeratul (i rzeczywiście okazał się bezbłędny w zbijaniu ciem o porach, w których każdy rozsądny człowiek by już spał, a nie gnębił bezbronne nocne stworzenia). Osobnik ten przybył do Torunia w czwartek około godziny trzynastej w stalowym potworze PKP. Oczekiwałem już tam na niego ja. Jeszcze na peronie zagadnął nas podejrzany osobnik, prawdopodobnie agent wrogich sił, który pod pretekstem poszukiwania Cinema City (zapewne kod oznaczający lokal kontaktowy masonów) wlókł się z nami przez całe przejście podziemne. Na szczęście zdołałem go szybko spławić wskazując autobus linii 22, którym osobnik ten mógł przebyć połowę drogi. Dalsza droga do znanej garsoniery przebiegła bez przygód.
Po zrobieniu zakupów, zjedzeniu obiadu i odświeżeniu się pomaszerowaliśmy żwawo do MarkowejSmile, gdzie spotkaliśmy jej rodzinę bliższą i dalszą, odbyliśmy ciekawe dyskusje oraz obejrzeliśmy zdjęcia z jej ekskursji na Bliski Wschód. Następnie udaliśmy się na starówkę i po zakupieniu prawdopodobnie najdroższych lodów gałkowych w całym mieście spoczęliśmy nad Wisłą. Tu odbywały się poważne rozmowy o życiu i takie tam, przerywane przez płeć zdecydowanie piękniejszą nieprzepisowymi zagraniami łokciami i pięściami. W końcu ustaliliśmy, że obejrzymy w mojej garsonierze "stare" Gwiezdne Wojny, czyli epizody IV, V i VI po angielsku i bez napisów, gdyż tych jakże często potrzebnych udogodniaczy nie posiadam. Poradziliśmy sobie bez.
Seans rozpoczął się po godzinie dziewiętnastej, oczywiście od epizodu IV. MarkowaSmile zapewniała nas, że musi wyjść przed dwudziestą pierwszą, ponieważ udaje się na wieczór panieński swojej siostry. W trakcie oglądania filmu te plany się jednak zmieniały i ostatecznie okazało się, że wieczór panieński odbędzie się następnego wieczora. MarkowaSmile odważnie (nie wiedząc, w co się pakuje) zaproponowała więc obejrzenie wszystkich trzech części pod rząd. A oto dwa najciekawsze dialogi z maratonu filmowego:

MarkowaSmile: Zgadnijcie co dla mnie jest najpiękniejsze we wszystkich trzech częściach (starych) Gwiezdnych Wojen?
Michalf: (po chwili zastanowienia) Han Solo?
MarkowaSmile: Tak!

MarkowaSmile: (o Hanie Solo) Jaki on jest przystojny!
Zeratul: Wookie?

Drugie miejsce po cudownym Hanie zajął droid C3PO i jego brytyjski akcent. "Powrót Jedi" skończyliśmy oglądać około godziny trzeciej w nocy. Ku naszej (Zeratula i mojej) nieopisanej radości MarkowaSmile postanowiła nie wracać nocą do domu i przenocowała w garsonierze. Spałem więc tej nocy na najrówniejszej polskiej podłodze, odstępując jej łóżko (a Zeratul jak zwykle spał pod stołem).


Część II

Do dziś budzi moje zaskoczenie fakt, że pomiędzy północą a godziną mniej więcej dziesiątą, kiedy to wreszcie wstaliśmy, nikt MarkowejSmile nie męczył telefonami, nawet rodzice. Tym bardziej, że tego dnia miała wstać wcześnie i pojechać stroić salę na wesele swojej siostry. Nie martw się MarkowoSmile, my się Twoim losem przejmujemy, nawet zaoferowałem Ci rano śniadanie. No i nie skorzystałaś, tylko pojechałaś od razu stroić salę…
Po odjeździe MarkowejSmile nie robiliśmy nic szczególnego, ot zwykłe poranne czynności jak słuchanie "bagiennych" nagrań Stanisława Staszewskiego z laptopa Zeratula. Dopiero na godzinę trzynastą umówieni byliśmy z tmach, dmach (wracającymi z opóźnieniem z Kołobrzegu, skąd wywiały ich toksyczne beczki) i AA pod pomnikiem znanego polskiego astronauty ( Tongue ). Na miejscu okazało się, że AA się spóźnią, więc w oczekiwaniu na nich prowadziliśmy rozmowy różne, a ja nawet szukałem na laptopie hotspota, by móc m.in. zajrzeć na niebieskie. Niestety bez powodzenia. Po przybyciu AA udaliśmy się do najsłynniejszej toruńskiej naleśnikarni tylko po to, by przeczytać kartkę o rozpoczęciu remontu. Powróciliśmy więc na rynek i zjedliśmy naleśniki w tamtejszym Manekinie. Wymienialiśmy się wrażeniami z Kołobrzegu, oglądaliśmy zdjęcia, a Zeratul cały czas szukał hotspota na swoim laptopie, także bez powodzenia.
Po obiedzie ruszyliśmy na zakup koszulki dla Artura. Po drodze Zeratul i ja dostrzegliśmy znak informujący o funkcjonowaniu hostpota na starówce. Przeczytaliśmy z zainteresowaniem i poszliśmy dalej. Po 50 metrach Zeratul stwierdził, że nie zapamiętał podanego na znaku adresu internetowego, więc musieliśmy zawrócić, a reszta grupy nie zważając na nas parła naprzód. W rezultacie niemal wyprzedziliśmy ich podczas pogoni, bo dmach wywołał niespodziewany postój przed sklepem spożywczym. Jednak dalej już bez problemów dotarliśmy do koszulkowego sklepu, oferującego koszulki z napisami typu: "Możesz teraz bezpiecznie wyrzucić komputer" czy "667 nowy lepszy szata" oraz pieszczochy, obroże itp. Zakup koszulki został uwieńczony powodzeniem i bez przeszkód nawiedziliśmy krzywą wieżę, gdzie znanym toruńskim sposobem tmach i dmach sprawdzili wzajemnie swoją wierność i uczciwość małżeńską. W końcu prawie Warszawiacy i AA pożegnali się z nami przed parkingiem strzeżonym, gdzie stał ich samochód.
My udaliśmy się pod teatr, gdzie funkcjonował znany mi hotspot. Niestety bardzo szybko połączenie internetowe się zerwało (jakiś ping z gatewaya czy takie tam, Zeratul wyjaśniał), przeszliśmy więc na drugą stronę ulicy do mojego wydziału. Tam powitała nas bardzo miła pani szatniarka informacją, że właściwie to ona już powinna zamknąć, ale możemy posiedzieć na korytarzu 5 - 10 minut. Sprawdziliśmy adres internetowy starówkowego hotspota. Okazało się, że to jakaś ściema. Po paru hostpotowych poszukiwaniach postanowiliśmy zajrzeć na forum. W tym jednak momencie na horyzoncie pojawiła się pani szatniarka. Spakowaliśmy się i wyszliśmy. Przez wyjściem pani szatniarka stwierdziła, że możemy siedzieć do siedemnastej, jednak my nie zwykliśmy miotać się w tę i we wtę, pożegnaliśmy się i wróciliśmy do garsoniery.
Tego dnia do Torunia przyjechał również yeremyash. Po paru kontaktach z MarkowąSmile ruszyliśmy ku jej siedzibie, by mile porozmawiać z nią i wspomnianym użytkownikiem. W wyniku przepięć na złączach doszło do kuriozalnej sytuacji, tj. kiedy my dochodziliśmy do klatki MarkowejSmile, zadzwonił do mnie yeremyash z pytaniem, na którym przystanku ma wysiąść z tramwaju, żeby mieć najbliżej do garsoniery. Wyjaśniliśmy sobie wzajemne położenie w terenie, Zeratula ugościła MarkowaSmile, a ja zawróciłem, by spotkać yeremyasha. Powitaliśmy się wylewnie na chodniku przy ulicy Warneńczyka, po czym wreszcie doszło do radosnego spotkania całej naszej czwórki u MarkowejSmile. Kryliśmy się przed dawno nie widzianym (przez MarkowąSmile ) wujkiem i prowadziliśmy rozmowy niekoniecznie metafizyczne. Posiedzieliśmy do dwudziestej dwadzieścia, a potem trzeba było zbierać się do mnie, bo MarkowaSmile wreszcie szła na wieczór panieński siostry, o którym wspominałem już w części pierwszej mojego elaboratu.
W garsonierze oczywiście jak to przystaje na kaczmarofilów obejrzeliśmy pierwszą część "Stalkera", a potem yeremyash około wpół do dwunastej zmył się na nocleg u MarkowejSmile, a Zeratul i ja oglądaliśmy jeszcze Ojca Chrzestnego II w TVN. Film dobry, ale nie umywa się do jedynki. Najlepsze fragmenty to retrospekcje jak ojciec chrzestny jest młody. Ten stary ojciec chrzestny oczywiście. Odszedłem w krainę Morfeusza po godzinie pierwszej, a Zeratul jeszcze później, bo obejrzał film do końca.


Część III

Nadszedł dzień, w którym siostra MarkowejSmile wychodziła za mąż. Wstaliśmy oczywiście o wczesnoporannej porze tuż po świcie - godzina jedenasta. Niedługo potem dotarł do nas yeremyash. Ja odkryłem w sobie wenę poetycką, yeremyash muzyczną, a Zeratul nic w sobie nie odkrył, ale raźno się przyłączył i tak powstało Trio Rogozińsko-Wolsztyńsko-Koszalińskie. Owocem naszej współpracy stała się piosenka biesiadno-weselna pt. "Piosenka dla siostry panny młodej." Nagranie do pobrania i przesłuchania tutaj:

http://www.kaczmarski.art.pl/forum/viewt...960#107960

Praca nad tekstem, próby i ostetczne nagranie zajęły nam około dwóch godzin. W końcu yeremyash poszedł do MarkowejSmile się przygotować, a my z Zeratulem również przygotowywaliśmy się (głównie psychicznie) do wydarzenia dnia, czyli oczywiście ślubu. Około godziny piętnastej byliśmy już przed kościołem i czekaliśmy na "znajome twarze". Kilka ich się pojawiło, m.in. Ewa (niezrzeszona, ale kaczmarolubna), która będzie pojawiać się w dalszych częściach tej relacji. Nareszcie zasiedliśmy z zadowoleniem w ostatniej ławce kościelnej. Niestety naszą radość zakłóciła interwencja MarkowejSmile, która powiedziała, że jej siostra chce mieć harcerzy na zdjęciach (a tak się składa, że jestem jednym z nich i nawet na tę okazję założyłem mundur), więc trójka harcerzy plus Zeratul przeniosła się z tyłu mniej więcej na środek.
Ślub jak ślub, oczywiście przeuroczy. Mogliśmy się w trakcie pomodlić za księdza proboszcza i za cierpiących chrześcijan. Młoda para złożyła przysięgę małżeńską, a mikrofon charakterystycznie odjeżdżał od ust przy takich słowach jak "miłość" czy "uczciwość małżeńska". Obrzuciliśmy młodą parę drobniakami na schodach kościoła (MarkowaSmile doskonale wcelowała w dekolt sukni ślubnej), pomogliśmy te drobniaki zebrać (nic nam za to nie zapłacili) i jako ostatni złożyliśmy życzenia. Zeratul cały czas trzymał się z tyłu z miną w stylu "co ja tutaj robię, chodźmy na hotspota". Młoda para i goście weselni, w tym MarkowaSmile i yeremyash odjechali na wesele. Ewa, Zeratul i ja umówiliśmy się na imprezę konkurencyjną później.
W garsonierze przebraliśmy się w coś wygodniejszego (krótkie spodenki i kuglarskie koszulki) i poszliśmy wreszcie na hotspota. Widok dwóch młodych mężczyzn ubranych tak samo i siedzących na ławce z laptopami - bezcenne. Hotspot sprawował się tym razem całkiem nieźle.
Zapowiedziana impreza rozpoczęła się o dziewiętnastej trzydzieści znowu pod astronautą. Zeratul jak zwykle szukał hotspota, a ja rozglądałem się w poszukiwaniu Ewy. Nagle otrzymałem od niej telefon.

Ewa: Gdzie jesteście?
Michalf: Pod Kopernikiem, a ty?
Ewa: Ja też. Z której strony jesteście? (i w tym momencie wyszedłem zza pomnika i się zauważyliśmy).

Po chwili zastanowienia udaliśmy się do Złotego Jaja (dawniej Stary Młyn) i usiedliśmy na bardzo wygodnych fotelach i kanapie w prywatności pokoiku na piętrze. U właściciela, cudzoziemca najprawdopodobniej z zachodu, Ewa i ja zakupiliśmy napoje z pianą. Ja zapłaciłem 5 złotych, a Ewa 4 w ramach specjalnego rabatu "zapomniałem ile kosztuje u mnie piwo". Zeratul zadowolił się oczywiście colą.
Impreza w pokoiku trwała aż do północy. W jej trakcie zapoznawaliśmy Ewę ze Staszewskim, Kwartetem Pro Forma oraz płytą Piotra Kajetana. Wprowadzaliśmy ją także w niuanse forumowe i zrelacjonowaliśmy "Nadzieję".
Po zamknięciu lokalu udaliśmy się do garsoniery. Tu nastąpił seans filmu "Rodzinny dom wariatów", z napisami. W okolicach godziny trzeciej odprowadziliśmy Ewę na autobus nocny i udaliśmy się na spoczynek.


Część IV

W niedzielę po dwunastej dołączył do nas skacowany yeremyash. Zeratul postanowił wreszcie zrealizować część "w plenerze" i zaproponował ekskursję na ruiny zamku krzyżackiego nieopodal Wisły, po jej drugiej stronie. Sądząc z planu wycieczka powinna być długa, a ponieważ słońce przygrzewało (i drzewa) yeremyash i ja zrezygnowaliśmy z tej części dnia. Zeratul ruszył na swój szlak, a my podążyliśmy na dworzec PKP. Po zakupieniu jednego biletu na pociąg do Rewala, gdzie w dniu następnym yeremyash miał się stawić do pracy, podążyliśmy do dworcowego baru i zamówiliśmy po kebabie. Kebab był dziwny, bułka niewypierzona, mięsa mało i gumowate, za to dużo pudełkowej surówki. Zjedliśmy nie narzekając i poszliśmy na starówkę. Tu godnie zastępowałem Zeratula siedząc na hotspocie, a yeremyash otrzymał od MarkowejSmile instrukcję powrotu do jej mieszkania. Pożegnałem się więc z nim i odtąd go nie widziałem. Obawiam się, że MarkowaSmile mogła go zjeść :/
O osiemnastej zadzwoniłem do Zeratula, spodziewając się jego rychłego powrotu z przechadzki. Poinformował mnie jednak o swoich morderczych skłonnościach wobec ludzi z PTTK za złe oznakowanie szlaku, w skutek czego dopiero co dotarł do zamku (a ja myślałem, że zaraz będzie z powrotem). Obiecałem mu zimną colę, którą czym prędzej zakupiłem i wróciłem do mojej garsoniery. Prawie Poznaniak nawiedził mnie tam niecałą godzinę później, zmęczony i zły, ale jak zwykle niezbyt głodny. Obaliliśmy colę i obejrzeliśmy drugą część "Stalkera", dzięki czemu z dumą stwierdzam obejrzenie czterech filmów Tarnowskiego w całości, a "Ofiarowania" tylko w połowie. Po "Stalkerze" oglądaliśmy jeszcze do wpół do czwartej "Siedmiu samurajów" Kurosawy, odbyliśmy kolejną poważną rozmowę o życiu, a potem tośmy spali.

Część V

W poniedziałek, ostatni dzień wakacji, umówieni byliśmy na godzinę jedenastą do Ewy, która dziwnym trafem (zapewne jakiś spisek) mieszka na końcu Torunia, tam gdzie Artur. Niestety admina nie daliśmy rady odwiedzić. Była natomiast z nami MarkowaSmile. Dziewczęta zajęły się pracą, Zeratul próbował podłączyć laptopa do netu, a ja chodziłem pomiędzy nimi. W końcu Zeratul zrezygnował z próżnych prób i obejrzeliśmy długo oczekiwane nagranie z występu MarkowejSmile, Artura i Grzegorza Dudzińskiego w bydgoskiej TV. O piętnastej MarkowaSmile, Zeratul i ja wsiedliśmy w tramwaj i rodzieliliśmy się na różnych przystankach. W trakcie jazdy udało się jednak namówić prawie Poznaniaka, by wyjechał nie wieczorem, a we wtorek rano. Zadzwoniłem do Ewy i ustaliliśmy, że o dwudziestej trzydzieści w wiadomej garsonierze nastąpi impreza pożegnalna.
Dzień minął na przygotowaniach do imprezy. Razem z Zeratulem zjedliśmy obiad w wersji ryba, poszliśmy się dowiedzieć o szczegóły internetu w orange, wysłaliśmy cztery paczki pocztowe i oczywiście byliśmy na hotspocie. Oprócz tego robiliśmy takie nie związane z imprezą rzeczy jak: zakup świec, chipsów, coli, wina i pierników, zmywanie naczyń, wyniesienie śmieci, sprzątanie, toaleta, wybór ubrania (oczywiście koszulki kuglarskie) itp.
Ostatnia impreza rozpoczęła się w planowanym czasie, kiedy to MarkowaSmile i Ewa przybyły razem. Piliśmy grzane wino i odbywaliśmy bardzo ciekawe dysputy. Kluczowym momentem było stłoczenie się na jednym łóżku w celu oglądania filmów "Mr. Brooks", fragmentu "Wszystkich ludzi prezydenta" (MarkowaSmile sama zaproponowała, po czym niemal zasnęła) i "Domu nad jeziorem" z przecudownym Keanu Reevesem, który co prawda nie umywa się do Hana Solo, ale i tak można powzdychać. Było milusio, choć okazało się w trakcie ostatniego filmu, że Zeratul ma problemy z modułem romantic. A oto najciekawsze wypowiedzi:

MarkowaSmile: Ja znam wszystkie dobre filmy.

Zeratul: Lucynciu.
MarkowaSmile: Lucynciu? Spadaj! Nazwałeś mnie jak kanarka!

MarkowaSmile: (podczas zmasowanego ataku Zeratula) Ej, ja mam włosy na głowie.

W końcu o trzeciej opuściliśmy garsonierę i czekaliśmy z Ewą na jej autobus nocny. Bawiliśmy się w berka i Zeratul skisł, bo był samolubny i nie chciał nikomu oddać. Ewa w końcu pojechała, a pozostała trójka udała się pieszo do MarkowejSmile. Działy się niesamowite rzeczy, rozmawialiśmy o trudach miłości, o szczęściu, było noszenie MarkowejSmile na rękach (Zeratul zadowolił się niesieniem torby z laptopem), była minuta ciszy i wiele, wiele więcej. MarkowaSmile dotarła do domu tuż przed czwartą, a my o wpół do piątej wreszcie mogliśmy się położyć do snu. Zeratul obudził mnie o barbarzyńskiej godzinie 8:30, a godzinę później wyszedł na swój pociąg. Odtąd los jego jest nieznany.
Tylko poczucie humoru nas może ocalić.

"Kaczmar nie wygrałby "Nadziei". Kaczmar nawet by się nie zakwalifikował ze względu na brak elementu autorskiego." - Zeratul
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości