04-22-2007, 06:39 PM
Przed kilkoma dniami w warszawskim dodatku do "Wyborczej" ukazało się z okazji trzecie rocznicy odejście wspomnienie o Jacku Kaczmarskim. Ewentualnym zainteresowanym wklejam treść:
Cytat: Jacek Kaczmarki. Poeta, pieśniarz, bard. Kim był naprawdę? Przeintelektualizowanym pieśniarzem politycznym, jak chcą niektórzy, czy też poetą trafiającym swym słowem w najczulsze struny człowieczej egzystencji, jak domagają się inni?
Zapamiętałem Jacka z koncertów w warszawskiej „Piwnicy pod Harendą”, miejscu, które na zawsze już będzie mi się kojarzyło z Jego osobą. Pamiętam słowa rozpoczynające koncert w kwietniu 2001 roku – Dobry wieczór Wam wszystkim, bardzo się cieszę, że przybyliście tak licznie. Mamy Wielkanoc – ostatni raz widzieliśmy się tutaj w okolicach Bożego Narodzenia, fakt ten można by postrzegać metafizycznie. Samo przywitanie robiło wrażenie iście metafizyczne właśnie. Na nas, ówczesnych licealistach, chłopcach, którzy – jak pisał Zbigniew Herbert – „jeszcze nie wiedzą”. Nie trzeba było nawet czekać na pierwsze akordy „Upadku Ikara”, aby poczuć, że uczestniczy się w czymś niezwykłym.
Wtedy, wiosną sześć lat temu, nikt nie przypuszczał nawet, że „Mimochodem”, płyta którą miał „Upadek Ikara” zamykać, będzie ostatnią płytą Jacka. Tak samo nikt nie przypuszczał, że koncert z 19 grudnia 2001 roku ostatnim Jego koncertem.
Pamiętam jeszcze jedno spotkanie w „Harendzie”, równo jedenaście miesięcy później,. Była to promocja „Ale źródło wciąż bije”, antologii Jackowej poezji. Pamiętam Jego posępny wzrok i z trudem już dobywany głos, którym wygłosił krótkie przemówienie. Ćwierć wieku pisania – powiedział wtedy z właściwą sobie ironią – a wydawca mi mówi, że mieści się to na połowie dyskietki. Pamiętam ówczesny szmer „Jest Jacek!” przebiegający salę, choć On nie mógł już wtedy śpiewać. Jak echo tętnią słowa tłumaczonych z Wysockiego „Statków” : Przecież wrócę i ja, by zaśpiewać wam znów – za pół roku! Być może trudno być prorokiem we własnej sprawie.
Pamiętam ostatnie z Nim spotkanie, przypadkowe w zasadzie. Rozmowę o axolotlach, które wtedy kupował i o których napisał, że nie wiadomą czemu giną. Wracając zaś do Wielkiej Nocy, pamiętam treść życzeń świątecznych, które wysyłał do przyjaciół w 2003 roku. On, zodiakalny baran, cytował wtedy swoją piosenkę „Przeczucie”: Baran z cukru nie martwi się losu koleją.
Zmarł w Wielką Sobotę, 10 kwietnia 2004 roku.
* * *
Niech sobie znajdą własny temat
I niech go wyśpiewają sami.
Inaczej zdradzą wielbiciele
Że nie pojęli ze mnie wiele.
śpiewał w „Testamencie’95”. I jednego może być Jacek pewien, gdzieś tam, w zaświacie poetów, jeżeli takowy istnieje. Te akurat wersy, liczne grono słuchaczy i wielbicieli zrozumiało i przyswoiło sobie należycie.