Liczba postów: 4,151
Liczba wątków: 85
Dołączył: Jun 2007
Reputacja:
0
Paweł Konopacki napisał(a):Berseis ma prawo mieć styl bardziej emocjonalny A moze jest bardziej do ojca podobna niz Jej samej sie wydaje (emocjonalne, intuicyjne, czasem egzaltowane podejscie do wielu spraw + bunt). A poza tym takie moje wrazenie - moge sie oczywiscie mylic - przyjechala (przepraszam Patrycja, ze mowie o Tobie w trzeciej osobie) by znalezc tego innego ojca, tego znananego i juz nie zdazyla.A inni Go znali i z kolei w niej szukali/ szukaja JK -tez innego.I tak wzajemnie w nas szukamy jakiejs prawdy o Nim.
'Niegodne nas – za sprawy błahe
(Drobnych utrapień lichy towar)
Płacić rozpaczą, gniewem, strachem,
Zużywać w kłótniach cenne słowa'
Liczba postów: 98
Liczba wątków: 2
Dołączył: Mar 2007
Reputacja:
0
Piszecie o nowotworze , jakby byl choroba z gory skazujaca na smierc . Mysle ,ze JK mogłby zyc dalej i tworzyc . Nie chce tu nikogo atakowac, ale mysle ze w taiej sytuacji to ci najblizsi sa jedynymi , ktorzy powinni patrzec trzezwo na cala terapie i czasem zadecydowac za chorego co wybrac . To ,ze zycie JK zostalo powierzone osobie perfidnej w swoim dzialaniu , dla mnie jest tragiczne . Choc pewnie nikt wtedy o tym nie widzial , ale przesłanki przeciez byly .
Watpie zeby JK nie chcial wyzdrowiec , mysle ,ze caly czas mial nadzieje jak kazdy chory czlowiek. Mysle ,ze duzo mial jeszcze do zrobienia i zdawal sobie z tego sprawe .
Mój pies nie lubi psów
A ja nie lubię ludzi
Woń zadów, jazgot słów
Obu nas szczerze nudzi
Liczba postów: 4,151
Liczba wątków: 85
Dołączył: Jun 2007
Reputacja:
0
arcturus napisał(a):najblizsi sa jedynymi , ktorzy powinni patrzec trzezwo na cala terapie i czasem zadecydowac za chorego co wybrac Na szczescie czlowiek pelnoletni sam ma prawo do wyboru, czy patrzy trzezwo czy nie. Nie chce swiata, w ktorym ktos ma o mnie decydowac.
'Niegodne nas – za sprawy błahe
(Drobnych utrapień lichy towar)
Płacić rozpaczą, gniewem, strachem,
Zużywać w kłótniach cenne słowa'
Liczba postów: 98
Liczba wątków: 2
Dołączył: Mar 2007
Reputacja:
0
W pewnych sytuacjach , niestety tak musi byc . Zycie czasem doprowadza ludzi do załaman i decyzji, ktorych potem załuja . Ktos , kto jest obok musi patrzec trzezwo i przytomnie .
" Nie chce swiata, w ktorym ktos ma o mnie decydowac."
Zyjemy w swiecie ,w ktorym ktos caly czas za nas decyduje , nie widzisz tego ?
Mój pies nie lubi psów
A ja nie lubię ludzi
Woń zadów, jazgot słów
Obu nas szczerze nudzi
Liczba postów: 4,151
Liczba wątków: 85
Dołączył: Jun 2007
Reputacja:
0
arcturus napisał(a):W pewnych sytuacjach , niestety tak musi byc . Zycie czasem doprowadza ludzi do załaman i decyzji, ktorych potem załuja ' Jak rece mi sprawnie wiazali, wywiazujac sie z rol'
'Niegodne nas – za sprawy błahe
(Drobnych utrapień lichy towar)
Płacić rozpaczą, gniewem, strachem,
Zużywać w kłótniach cenne słowa'
Liczba postów: 98
Liczba wątków: 2
Dołączył: Mar 2007
Reputacja:
0
Nadal podtrzymuje swoje opinie , czasem ktos za nas musi zadecydowac .
Ja mialam sytuacje w swoim zyciu , zwiazana z choroba nowotworowa , osoba ktorej to dotyczylo calkiem stracila chec do zycia , mimo ,ze bylo to wczesne stadium choroby i co w takij sytuacji , nalezalo zostawic ja ze swoimi demonami ? Nie , w tym wypadku rodzina wziala sprawy w swoje rece i po prostu zmusila do leczenia . No i wszystko jest dobrze , nie ma problemu , a byl to cholerny czerniak .
[ Dodano: 8 Marzec 2007, 10:44 ]
Zyjemy w takim swicie i trzeba miec tego swiadomosc, a czy te sytuacje sa dobre czy zle , zalezy o jaka konkretnie sytuacje chodzi . Czasem tez nie zgadzam sie z tym aby , ktos mna manipulowal , czy decydowal o mnie .
Co do choroby , uwazam , ze czasme jest konieczne , aby ktos zadecydowal za nas . To wszystko .
Mój pies nie lubi psów
A ja nie lubię ludzi
Woń zadów, jazgot słów
Obu nas szczerze nudzi
Liczba postów: 6,575
Liczba wątków: 60
Dołączył: Oct 2009
Reputacja:
0
arcturus napisał(a):W pewnych sytuacjach , niestety tak musi byc . Śmiem twierdzić, ze w tamtym czasie nie było osoby w otoczeniu Jacka, która mogłaby, śmiałaby, potrafiłaby narzucić mu swoją wolę.
Co oczywiście nie ma oznaczać, ze Jacek otaczał się wówczas niewłaściwymi osobami.
[b][color=#000080]Warszawskie bubki, żygolaki
Z szajka wytwornych pind na kupę,
I ty, co mieszkasz dziś w pałacu,
A srać chodziłeś pod chałupę,
Ty, wypasiony na Ikacu -
całujcie mnie wszyscy w dupę.[/color][/b]
Liczba postów: 98
Liczba wątków: 2
Dołączył: Mar 2007
Reputacja:
0
A szkoda . Bo kazdy , powinien kogos takiego miec ... i mowie tu o pozytywnych tego aspektach .
Mój pies nie lubi psów
A ja nie lubię ludzi
Woń zadów, jazgot słów
Obu nas szczerze nudzi
Liczba postów: 1,409
Liczba wątków: 35
Dołączył: Jul 2005
Reputacja:
0
Na marginesie: ludzie z zaawansowanym nowotworem sięgają czasem po terapie alternatywne, których stosowanie wyklucza jednoczesne zastosowanie np. chemioterapii. Tak jest ze słynnym preparatem krzemowym. I wtedy, nawet gdy widzi się, że owe specyfiki nie działają, konwencjonalne leczenie onkologiczne jest niemożliwe... a przynajmniej przez dłuższy czas... czas zaś płynie i działa na niekorzyść chorego..
Liczba postów: 4,151
Liczba wątków: 85
Dołączył: Jun 2007
Reputacja:
0
Paweł Konopacki napisał(a):Śmiem twierdzić, ze w tamtym czasie nie było osoby w otoczeniu Jacka, która mogłaby, śmiałaby, potrafiłaby narzucić mu swoją wolę. Dlaczego narzucac Mu swoja wole? Wlasnej nie mial? Prawa do niej nie mial? Ludzie, co Wy?Przekonac Go do operacji, bo co tam glos, najwazniejsze, zeby jeszcze pare lat zyl - dla nich? Czy ja jedyna na tym forum tak to widze?
'Niegodne nas – za sprawy błahe
(Drobnych utrapień lichy towar)
Płacić rozpaczą, gniewem, strachem,
Zużywać w kłótniach cenne słowa'
Liczba postów: 6,575
Liczba wątków: 60
Dołączył: Oct 2009
Reputacja:
0
Elzbieta napisał(a):Dlaczego narzucac Mu swoja wole Ja tylko odpowiadam naszej koleżance na uwagę, ze bliscy JK powinni wziąć go za kucyk, zaprowadzić do lekarza i kazać mu się ratować odpowiednimi metodami.
Otóż - niezależnie od tego, czy się z koleżanką naszą zgadzam, czy nie zgadzam - sądzę (a po częsci także wiem), ze nie było w otoczeniu JK w tamtym czasie tak silnej osobowości, która mogłaby narzucić Kaczmarowi swoją wolę, cokolwiek na nim wymusić. Jego wola była decydująca!
[b][color=#000080]Warszawskie bubki, żygolaki
Z szajka wytwornych pind na kupę,
I ty, co mieszkasz dziś w pałacu,
A srać chodziłeś pod chałupę,
Ty, wypasiony na Ikacu -
całujcie mnie wszyscy w dupę.[/color][/b]
Liczba postów: 92
Liczba wątków: 4
Dołączył: Mar 2007
Reputacja:
0
arcturus napisał(a):Co do choroby , uwazam , ze czasme jest konieczne , aby ktos zadecydowal za nas . To wszystko Tak, ale jak decydować za kogoś, komu lekarze nie dali szans, a kto nagle jest pełen nadziei związanych z leczeniem niekonwencjonalnym... Nie wiem jak było z Kaczmarskim i nie mam prawa nawet gdybać, bo to nie moje dylematy, nie mój ból, nie mój bliski... Ale staram się wyobrazić sobie taką sytuację i siebie jako osobę, która ma zadecydować za chorego. I wiem, że na pewno szukałabym różnych metod, ale przecież nie mogłabym powiedzieć choremu, że ta, którą wybrał bądź ma zamiar wybrać jest na pewno zła, bo może odebrałabym mu w tym momencie ostatnią nadzieję..
arcturus napisał(a):Ja mialam sytuacje w swoim zyciu , zwiazana z choroba nowotworowa , osoba ktorej to dotyczylo calkiem stracila chec do zycia , mimo ,ze bylo to wczesne stadium choroby i co w takij sytuacji , nalezalo zostawic ja ze swoimi demonami ? Nie , w tym wypadku rodzina wziala sprawy w swoje rece i po prostu zmusila do leczenia . No i wszystko jest dobrze , nie ma problemu , a byl to cholerny czerniak . Ale z tego co wiem to właśnie metoda bielki dawała nadzieję..i pewnie nie tylko kaczmarowi, ale i jego bliskim jak i wielu innym oszukanym, więc zmuszać do leczenia nie trzeba było (chyba)..
...
Liczba postów: 98
Liczba wątków: 2
Dołączył: Mar 2007
Reputacja:
0
Moge tylko powiedziec,szkoda, szkoda, szkoda .
" Przekonac Go do operacji, bo co tam glos, najwazniejsze, zeby jeszcze pare lat zyl - dla nich?"
Kazdy człowiek ma instynkt samozachowawczy , myslisz ze JK go nie mial ? Myslisz ,ze nie chcial po prostu zyc dla siebie ?
Mój pies nie lubi psów
A ja nie lubię ludzi
Woń zadów, jazgot słów
Obu nas szczerze nudzi
Liczba postów: 4,151
Liczba wątków: 85
Dołączył: Jun 2007
Reputacja:
0
arcturus napisał(a):Kazdy człowiek ma instynkt samozachowawczy , myslisz ze JK go nie mial ? Myslisz ,ze nie chcial po prostu zyc dla siebie Mysle, ze bez glosu nie chcial.
Wiesz ja sie napatrzylam na smierci(z racji studiow). Ludzie chorujacy na bialaczke umieraja na ogol swiadomie - przynajmniej w tych wypadkach, ktore ja widzialam. I widzialam mloda dziewczyne, ktora krzyczala, ze chce zyc i taka ktora tylko poprosila, zeby lekarz zdjal fartuch, zeby bylo mniej szpitalnie. Slyszalam czlowieka, ktory powiedzial - nic moje zycie juz nie warte jak mlotka trzymac nie moge. Znam kogos, kto zycie kocha, a gdy oczom cos grozilo powiedzial: bez oczu nie moge zyc - wole odejsc. Ja nie chcialabym zeby ktos z mnie decyzje podejmowal - nawet jesli bladze - to chce zeby to bylo moje bladzenie.... I gdy ta chwila przyjdzie to ja to postanowie, jesli bede przytomna.Nikt za mnie. To moja wolnosc.
[ Dodano: 8 Marzec 2007, 11:54 ]
Paweł Konopacki napisał(a):Jego wola była decydująca! Wiem, ze tylko odpowiedziales. I poza tym wiem.
'Niegodne nas – za sprawy błahe
(Drobnych utrapień lichy towar)
Płacić rozpaczą, gniewem, strachem,
Zużywać w kłótniach cenne słowa'
Liczba postów: 4,800
Liczba wątków: 90
Dołączył: Dec 2005
Reputacja:
0
Elzbieta napisał(a):taka ktora tylko poprosila, zeby lekarz zdjal fartuch, zeby bylo mniej szpitalnie. Slyszalam czlowieka, ktory powiedzial - nic moje zycie juz nie warte jak mlotka trzymac nie moge. I oni nie chcieli żyć?
Ja z kolei słyszałem o człowieku, który chciał umrzeć, a jego sprawa była poruszana na forum. I odniosłem wrażenie, że ci najbardziej wrażliwi forumowicze w imię wolności byli już gotowi biec do jego łoza ze śmiertelnym zastrzykiem, niestety - podobno chłopak się rozmyślił, mówi "Trochę się dziwnie czuję. Tak jakby zupełnie inny człowiek napisał podanie do sądu o śmierć". Ale bądźcie gotowi - może znów będzie miał okres zniechęcenia.
Liczba postów: 4,151
Liczba wątków: 85
Dołączył: Jun 2007
Reputacja:
0
Jaśko napisał(a):I oni nie chcieli żyć? To nie kwestia czy chcieli. Chcieli. Chodzi mi o to, ze to nie rodzina ma za kogos decydowac ( chyba za nieprzytomnego). Wybor leczenia nalezy do chorego.
Ja pisze o sobie - ja chce miec ta malutka wolnosc - Ty, jesli chcesz mozesz dac sie ubezwlasnowolnic, zrezygnowac z wyboru. Chodzi mi o to, ze to prywatne, wlasne.
'Kazde uderzenie mojego serca jest pochwala zycia i dlatego nie dam sobie oddebrac smierci' St. Lem
'Niegodne nas – za sprawy błahe
(Drobnych utrapień lichy towar)
Płacić rozpaczą, gniewem, strachem,
Zużywać w kłótniach cenne słowa'
Liczba postów: 6,122
Liczba wątków: 99
Dołączył: Jul 2004
Reputacja:
0
Paweł Konopacki napisał(a):sądzę (a po częsci także wiem), ze nie było w otoczeniu JK w tamtym czasie tak silnej osobowości, która mogłaby narzucić Kaczmarowi swoją wolę, cokolwiek na nim wymusić. Jego wola była decydująca! Tak, to prawda. Tyle, że narzucanie Jackowi swoich pomysłów na jego leczenie było czynnością bezsensowną, bo to on sam najlepiej wiedział, jaką strategię wybrać.
Jedno z największych przekłamań, jakie w sprawie choroby Jacka pokutuje, to mit, że zrezygnował on z operacji dającej szansę przeżycia, na rzecz ratowania głosu. Mit ten, jak widzę, chętnie kultywowany jest równiez na tym forum.
Jest to kompletna bzdura. Jacek zrobił specjalistyczne badania, których wyniki konsultował z kilkoma klinikami na świecie. Szpitale te potwierdziły diagnozę postawioną w klinice na Banacha: operacja daje nikłe szanse na przeżycie więcej niż kilku miesięcy. Decyzję o terapii niekonwencjonalnej Jacek podjął wobec faktu, że leczenie konwencjonalne nie dawało mu szans na przeżycie, a nie na zachowanie głosu.
Stąd między innymi terapia w klinice w Insbrucku.
Jacek Kaczmarski podjął decyzję bardzo racjonalną. Dzięki niej przeżył dwa lata, a nie kilka miesięcy. Dzięki niej przez te dwa lata mógł w miarę normalnie finkcjonować. dzięki tej decyzji mógł wreszcie napisać Alicji, że były to najpiękniejsze dwa lata jego życia.
[ Dodano: 8 Marzec 2007, 14:20 ]
berseis13 napisał(a):Zgadzam się z tym... Ale jednak mam pewne zastrzeżenia. Owszem, może ojcu naprawdę się spodobała idea antyry, jego dosyć bujna wyobraźnia może podsunęła mu taki obrazek że będzie jednym z kilku pierwszych osób 'wyleczonych' z raka przez magiczny środek. ALE! Gdzie tkwił rozsądek tych którzy byli wtedy najbliżej ojca? Rozumiem że ojciec mógł czuć się zdesperowany, szukać, łapać się czegokolwiek... Ale (chyba już to kiedyś gdzieś pisałam...)gdyby mój mąż bądź 'towarzysz życia' poszedł do jakiegoś człowieka który nie daje recept, nie zdradza składników swojego preparatu, nie podpisuje się własnym nazwiskiem pod nim, zabrania kontaktu z lekarzami i bierze za to kolosalne sumy... Przykro mi, ale zrobiłabym wszystko co w mojej mocy żeby mojemu mężowi wybić to z głowy! Kto wie co było w tym preparacie... Czy mogło mu zaszkodzić!
Ojciec uciekał w świat nadziei, tam gdzie jego wyobraźnia stworzyła obrazek triumfującego Jacka Kaczmarskiego, i nagłówki 'Wygrałem ze śmiertelną chorobą' nie wiem czy, chociaż sądzę że podświadomie, ojciec wiedział że przegrywa, i kurczowo się trzymał tego co miał, przekonując siebie i wszystkich naokoło że jest zdrowy. Zakładał kolejną maskę, ale tym razem dodała mu ona wiele przywilejów, już nic nie musiał, nie musiał żyć w jakiejkolwiek świadomości rzeczywistości, i nie chciał. Owszem, zgadzam się, to nadzieja pomogła mu przeżyć te dwa lata... Ale kto wie czy nie pożyłby dłużej gdyby się poddał tradycyjnemu leczeniu... Jego najbliżsi, jego rodzina, powinna była o to zadbać (ja nawet z odległości 14 000 km czułam że coś jest nie tak z tym 'alternatywnym leczeniem') No ale w sumie trudno niektórym osobom się dziwić...po co komu niemy Kaczmarski prawda? Patrycjo, to co powyżej napisałaś ma się nijak do rzeczywistości. To jest zbiór fantasmagorii.
Liczba postów: 3,847
Liczba wątków: 19
Dołączył: Sep 2006
Reputacja:
0
Rak to dziwna choroba. Mój ojciec umarł na raka. Kiedy trafił na operację, sądząc, że to wrzód żołądka rak był tak zaawansowany, że lekarz tylko zajrzał, nie usuwał niczego i zaszył. Powiedział mojej mamie, że to już najwyżej dwa miesiące. Ojciec nie wiedział, że to rak. Żył jeszcze dwa lata. Umarł tydzień po tym, gdy moja mama nie wytrzymała i powiedziała mu prawdę o jego chorobie.
Mój brat też umarł na raka. Miał raka krtani, płuc, trzustki i - wg lekarza - nie były to przerzuty, ale niezależne od siebie nowotwory. Brat bardzo dużo palił i pił. Był wspaniałym człowiekiem, ale - niestety - swoimi nałogami mocno sobie na swojego raka "zapracował".
Podobnie jak Jacek. On przecież też palił i pił. Bardzo się do swojej śmierci przyczynił.
Za każdym razem, gdy słucham "Kołysanki dla Kleopatry" i słyszę chrypkę Jacka ściska się we mnie serce.
Większość palących uważa uwagi i ostrzeżenia na ten temat za nieistotne bądź śmieszne, tymczasem ten nałóg to samobójstwo na raty.
Dla Jacka jest już zbyt późno, dla nas jeszcze nie...
Moja bratowa też miała raka. Miała chyba wszystkie choroby, jakie znam. Nowotwór był tak zaawansowany, że miała wręcz nacieki rakowe na pęcherzu moczowym. Mój brat, wtedy jeszcze zdrowy (lub przynajmniej tak się czujący) zawoził ją naświetlania itp.
Po leczeniu okazało się, że zmiany się cofnęły. Lekarz prowadzący powiedział, że gdyby sam nie widział wcześniej, jak to wyglądało, to by nie uwierzył.
Ale moja bratowa nigdy nie paliła, nie miała też innych nałogów.
Zdaniem wielu lekarzy - obecnie - nowotwory to wynik nie tyle stanów patologicznych czy innych organicznych - ale stresu, pośpiechu, złych nawyków żywieniowych - czyli ogólnie złej higieny życia. Warto się nad tym zastanowić.
A co do metod leczenia, pisałam już o tym, tylko nie wiem, czy w tym wątku: nigdy i za nic nie namawiała bym nikogo, do zrezygnowania z leczenia konwencjonalnego na rzecz uzdrowicieli różnego typu. A jeśli tego wymaga taki uzdrowiciel, to rzecz jest co najmniej podejrzana. Jeszcze raz powtórzę: prawda broni się sama.
"Na ludzką pamięć nie można liczyć. Niestety, również na niepamięć."
Liczba postów: 6,588
Liczba wątków: 189
Dołączył: Sep 2005
Reputacja:
1
Luter napisał(a):operacja daje nikłe szanse na przeżycie więcej niż kilku miesięcy. Decyzję o terapii niekonwencjonalnej Jacek podjął wobec faktu, że leczenie konwencjonalne nie dawało mu szans na przeżycie, a nie na zachowanie głosu. O czym Jacek sam publicznie mówił, a jedną z takich wypowiedzi udało mi się zarejestrować na filmie z Przemyśla 2003, który Mistrz zaszczycił swoją obecnością.
Plik ów, znajduje się w wiadomym miejscu. Z resztą był tu "podawany" wiele razy.
Tam - Apokalipsa,
Nieuchronny kres.
Tu - nie grozi nic nam,
Tu - niezmiennie jest...
Liczba postów: 5,038
Liczba wątków: 103
Dołączył: Jul 2004
Reputacja:
0
Dyl napisał(a):Na marginesie – podobna sytuacja miała miejsce z jednym z uczestników niniejszego Forum (z wykształcenia lekarz) – nastawiony zdecydowanie anty wobec Bielki, po zapoznaniu z jego „metodami” przestał być aż tak bardzo „anty”. Tak. I podobnie jak Ty uważam (dziś), że
Dyl napisał(a):jeśli wtedy ktokolwiek zawinił wśród otoczenia Jacka, to ja na pewno należę do tych osób. I wcale się do "otoczenia" JK nie zaliczam, ale wiedzę szczegółową nt. metod leczenia, jakim się wówczas JK poddawał, miałem już wtedy. I jakieś tam przygotowanie zawodowe... I jakąś tam czujność... Cóż, kiedy po rozmowie z oszustem sam uwierzyłem, że może być dobrze...
Wszystko już tu chyba zostało powiedziane i w zasadzie nic nie mam do dodania.
Dalsze moje wypowiedzi ad vocem byłyby tylko jateżami, lub niepotrzebnym jątrzeniem.
Maciek
Znajdzie się słowo na każde słowo
Liczba postów: 69
Liczba wątków: 2
Dołączył: Mar 2006
Reputacja:
0
Luter napisał(a):Jedno z największych przekłamań, jakie w sprawie choroby Jacka pokutuje, to mit, że zrezygnował on z operacji dającej szansę przeżycia, na rzecz ratowania głosu. Mit ten, jak widzę, chętnie kultywowany jest równiez na tym forum.
Jest to kompletna bzdura. Jacek zrobił specjalistyczne badania, których wyniki konsultował z kilkoma klinikami na świecie. Szpitale te potwierdziły diagnozę postawioną w klinice na Banacha: operacja daje nikłe szanse na przeżycie więcej niż kilku miesięcy. Decyzję o terapii niekonwencjonalnej Jacek podjął wobec faktu, że leczenie konwencjonalne nie dawało mu szans na przeżycie, a nie na zachowanie głosu. To jest moim zdaniem istota problemu!
m.
Liczba postów: 47
Liczba wątków: 1
Dołączył: Jan 2007
Reputacja:
0
Zapewne zależało mu na ocaleniu głosu, ale z drugiej strony jestem pewien, że nie chciał umrzeć.
Liczba postów: 3,635
Liczba wątków: 39
Dołączył: Apr 2006
Reputacja:
0
Przeczytałam i taka refleksja. Wiara, a może nadzieja, a może siła woli, a moze wszystko to po trochu jest bardzo ważne w terapii. Słyszałam takie powiedzenie, że wiara w wyleczenie jest połową sukcesu w terapii.
Pawle, bardzo dobrze przedstawiłeś sytuację. Dylu, to nie Ty zawiniłeś, tylko pismak z SE ( bo dziennikarz w takim szmatławcu by nie pracował ). Dziwi mnie tylko jedno. Skąd się wzięło przekonanie ludzi o mozliwości utraty głosu po operacji? I tu ukłon w stronę Lutra, by spróbował to wyjaśnić.
Plus Leonardo i Mach
Liczba postów: 4,151
Liczba wątków: 85
Dołączył: Jun 2007
Reputacja:
0
tmach napisał(a):Skąd się wzięło przekonanie ludzi o mozliwości utraty głosu po operacji? I tu ukłon w stronę Lutra, by spróbował to wyjaśnić. Bo laczylo sie to z usunieciem krtani - z reszta JK sam o tym w wywiadzie mowil.
'Niegodne nas – za sprawy błahe
(Drobnych utrapień lichy towar)
Płacić rozpaczą, gniewem, strachem,
Zużywać w kłótniach cenne słowa'
Liczba postów: 3,635
Liczba wątków: 39
Dołączył: Apr 2006
Reputacja:
0
Luter napisał(a):Jedno z największych przekłamań, jakie w sprawie choroby Jacka pokutuje, to mit, że zrezygnował on z operacji dającej szansę przeżycia, na rzecz ratowania głosu. Mit ten, jak widzę, chętnie kultywowany jest równiez na tym forum.
Jest to kompletna bzdura. Jacek zrobił specjalistyczne badania, których wyniki konsultował z kilkoma klinikami na świecie. Szpitale te potwierdziły diagnozę postawioną w klinice na Banacha: operacja daje nikłe szanse na przeżycie więcej niż kilku miesięcy. Decyzję o terapii niekonwencjonalnej Jacek podjął wobec faktu, że leczenie konwencjonalne nie dawało mu szans na przeżycie, a nie na zachowanie głosu. Elżbieto, a jak ma się to do tego co napisał Luter.?
Plus Leonardo i Mach
Liczba postów: 4,151
Liczba wątków: 85
Dołączył: Jun 2007
Reputacja:
0
tmach napisał(a):Elżbieto, a jak ma się to do tego co napisał Luter.? Z wywiadu 'A dawali mi tylko dwa tygodnie zycia'
'W marcu lekarze dawali mi dwa tygodnie życia! Ich zdaniem, guz natychmiast należało wyciąć razem ze zdrową krtanią. Na zawsze straciłbym głos. Nie mogłem sobie tego wyobrazić! Czułem, że jest inna droga.
Podkreslenie moje. JK chyba wiecej wiedzial niz Luter - z calym szacunkiem do Jego (Lutra) wypowiedzi.
'Niegodne nas – za sprawy błahe
(Drobnych utrapień lichy towar)
Płacić rozpaczą, gniewem, strachem,
Zużywać w kłótniach cenne słowa'
Liczba postów: 6,588
Liczba wątków: 189
Dołączył: Sep 2005
Reputacja:
1
tmach napisał(a):Skąd się wzięło przekonanie ludzi o mozliwości utraty głosu po operacji? Ani Lutrem, ani lekarzem tym bardziej nie jestem, ale to chyba oczywiste że jeśli szykujesz się do operacji takich narządów jak przełyk czy krtań bezpośrednio związanych ze strunami i aparatem mowy, to możesz się niepokoić o swój głos. Z resztą, jak zapewne wiesz, Jacek i tak od pewnego momentu miał w przełyku rurkę tracheotomiczną, która bardzo utrudniała mu mówienie, a w ostatnich miesiącach życia nie mówił już w ogóle, albo bardzo niewiele.
Z resztą, tak na marginesie, bawią mnie wypowiedzi niektórych "przyjaciół" Jacka, któzy w rozmaitych wywiadach opowiadają jak to na tydzień przed śmiercią jeszcze rozmawiali z Jackiem telefonicznie.
Tam - Apokalipsa,
Nieuchronny kres.
Tu - nie grozi nic nam,
Tu - niezmiennie jest...
Liczba postów: 3,635
Liczba wątków: 39
Dołączył: Apr 2006
Reputacja:
0
Dzięki Elżbieto. Coś mi się kołatało, że widziałam albo słyszałam taką wypowiedź ale nie mogłam skojarzyć. Stąd moje pytanie do Lutra. Ale i tak jakby się wypowiedział, to byłabym wdzięczna.
Plus Leonardo i Mach
Liczba postów: 6,122
Liczba wątków: 99
Dołączył: Jul 2004
Reputacja:
0
tmach napisał(a):Elżbieto, a jak ma się to do tego co napisał Luter.? A jaką widzi tu Pani sprzeczność? Operacja wiązała się z utratą krtani, a więc z utratą głosu. Tyle że przy tym dawała nikłe szanse na przeżycie. Gdyby dawała szanse realne, Jacek zdecydowałby się na nią.
Liczba postów: 1,572
Liczba wątków: 54
Dołączył: Jun 2005
Reputacja:
0
Luter napisał(a):Gdyby dawała szanse realne, Jacek zdecydowałby się na nią. a skad ta pewność?
|