Liczba postów: 206
Liczba wątków: 11
Dołączył: Jul 2004
Reputacja:
0
„Przodków śpiew”
Lata 1943-45
Mój dziadek wraz z oddziałem artylerii, którego jest dowódcą, przebywa szlak od Polesia do Berlina. W tym samym czasie Warszawa przeżywa wielkie chwile. Zośka z Alkiem odbijają Rudego z rąk SS-manów. W sierpniu 1944 roku miasto przechodzi metamorfozę, zamieniając się w stertę gruzu i popiołu, wśród której Pianista odnajduje upragniony słoik ogórków. Generał Bór- Komorowski cierpliwie czeka na „pośpieszną” pomoc Armii Czerwonej.
„Lecz milczy sztab i milczą pędy tataraku,
Którymi mnie przed tymi co czekają skryto,
Bo ruski tank nie będzie walczył za Polaków,
Bo ruski tank zaczekać ma by ich wybito…”
W II wojnie światowej śmierć poniosły miliony obywateli polskich. Każdy walczył, aby jego dzieci i wnuki mogły żyć w WOLNYM kraju. Teheran, Jałta i Poczdam, pod dyrygenturą Stalina, zapewniły nam „opiekę” ze strony Związku Radzieckiego. Mimo wszystko, polska jeszcze nie zginęła, wręcz przeciwnie- zaczynała się odradzać.
Lata 1989-91
Mur berliński zburzony! Lech Wałęsa prezydentem! Polska niepodległa! Wiwat wolność, wiwat demokracja! Hasła „Solidarność” i „Precz z komuną” rozbrzmiewają w całym kraju. Radość, nadzieja i duch patriotyczny pukają nawet do najbardziej ospałych serc.
„A mury runą, runą, runą
I pogrzebią stary świat…”
Polska! Polska! POLSKA!
Rok 2004
Weszliśmy do Unii. Niby nic się nie zmieniło. Podobno wódka stanieje, a za jedzenie mamy płacić więcej. W naszym kraju rządzi Lepper, a kobity ustawiają w domach ołtarzyki Wielkiego Andrzeja. Nic nie szkodzi, że połowa naszych posłów nie ma matury. Przynajmniej nie muszę martwić się o swoją przyszłość- nie zdam matury- zostanę politykiem! Zawód lekarza i tak się nie opłaca. Pomagasz ludziom, a z zarobionych pieniędzy ledwo można się utrzymać. Będąc posłem szkodzisz wszystkim i zarabiasz dziesięć razy więcej niż średnia krajowa. Może członkostwo w elitarnej Unii coś odmieni? Otwarcie granic spowoduje również masową emigrację na ZACHÓD.
„Własne pędy, własne liście zapuszczamy każdy sobie,
I korzenie oczywiście na wygnaniu, w kraju, w grobie,
W dół, na boki, wzwyż, ku słońcu, na stracenie, w prawo, w lewo.
Kto pamięta, że to w końcu jedno i to samo drzewo?”
Jednocześnie europejskie koncerny zdominują polski rynek. Polacy utoną w morzu obywateli innych państw. Piasta czystej krwi już nie spotkamy.
Rok 2100
Wielkie Imperium Unii Europejskiej pokrywa cały kontynent. Nie ma już Polski i panów w czerwono- białych krawatach. Tylko staruszki zaśpiewają czasem swoim wnukom piosenkę na dobranoc w mowie Mickiewicza, Norwida i Miłosza. Nikt nie pamięta o poświęceniu przodków dla ojczyzny. OJCZYZNA- kto dziś zna to pojęcie? Tysiącletnia tradycja odeszła w zapomnienie.
„W zamian tej ziemi nam mogiła
I przodków śpiew, jak echa kielich,
Że jeszcze Polska wtedy żyła,
Gdy za nią ginęli.”
Pamięci J.K
J.B.
Wiosna 2004r.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
w zamyśle autroki miał to być felieton, stworzony na polecenie nauczycielki polskiego
po długich naleganiach i wrecz sytuacjach w ktorych dochodziło do rekoczynów
udało mi sie zdobyć ten tekścik z czego jestem zadowolony i niniejszym oczekuję na miażdżącą krytykę żeby przewidywaniom autorki stało się zadość
Liczba postów: 4,748
Liczba wątków: 613
Dołączył: Jul 2004
Reputacja:
0
Przepraszam za pytanie - ile autorka ma lat? Tudzież - ile miała pisząć ten felieton?
Liczba postów: 206
Liczba wątków: 11
Dołączył: Jul 2004
Reputacja:
0
Jak widac ten tekscik powstal tego roku na wiosne.
No cóż powiem tak ma tyle co i ja. A jesli dobrze zansz swoje forum to wiedz ze na jednym z tematow ujawnilem sie ze swoim wiekiem, choc nie bezposrednio.
Kucze nie wiem dlaczego jestem taki okropny. Zamiast odpowiedziec wprost ukladam jakies zagadki i co gorsza sugeruje ze admin nie czyta dokladnie swojego forum ( obys nie potwierdzila zuconej tak z glupia frant mysli). Ale no coz tak mi wyszlo, a co.
Ale ja jednak niedorozwoj jestem.
Liczba postów: 237
Liczba wątków: 14
Dołączył: Jul 2004
Reputacja:
0
Może się za bardzo na tym nie znam, ale wybieranie fragmętu tekstu tak aby pasował do całości to nie potwierdzenie tylko naginanie dla potrzeb. Chyba nie zawsze cel uświęca środki, więc w tym wypadku nie czuję zbytniej "prawdy" bijącej od powyższego tekstu i chyba odnoszę wrażenie, że nie za bardzo mi sie podoba.
Yet we lost though, again...
Liczba postów: 705
Liczba wątków: 26
Dołączył: Jul 2004
Reputacja:
0
jakoś tak nie spójnie (jak dla mnie) w całokształcoe opisowo-cytatowym i jakoś dołująco-smutnawo ale :beer: za próbę, znajdzie się tutaj coś jeszcze czy był to jednorazowy wybryk
"Nic tak nie obnaża słabych punktów poety jak wiersz klasyczny i właśnie dlatego tak powszechnie się od niego stroni."
(Josif Brodski)
Liczba postów: 5,038
Liczba wątków: 264
Dołączył: Oct 2017
Reputacja:
2
Na mnie też raczej wrażenia nie zrobiło. Troszkę takie "standardowe" przemyślenia.
Liczba postów: 206
Liczba wątków: 11
Dołączył: Jul 2004
Reputacja:
0
oczywiscie zgadzam sie ze nie ma w tym nic odkrywczego i wogole nie jest to taki poziom na ktory stac co poniektorych z forumowiczow, ale coz ja tego ocenic nie potrafie poniewaz ze tak sie wyraze mam klapki na oczach
a tak na marginesie autorki to wybryk ostatni
a i zeby nie mowili zem zgaga to lat mamy 18, czyli gownarzeria do edukacji
Liczba postów: 2,726
Liczba wątków: 61
Dołączył: Jul 2004
Reputacja:
0
Przytoczyłeś ten tekst Tomku jako ciekawostkę czy też przyświecały temu inne cele?
Być wciąż spragnionym - to nektar istnienia.
Liczba postów: 206
Liczba wątków: 11
Dołączył: Jul 2004
Reputacja:
0
Przytoczylem go by poznac wasza opinie, jako ze tak powiem autorytetow w danej materii. To raz. Aha zapomnialem wam powiedziec ze autorka otrzymala za niego ocene celujaca, czyli najwyzsza. Dwa dlatego zeby zrobic na zlosc autorce, gdyz ona sie go bardzo wstydzi i twierdzi ze juz sie jej nie podoba.
A tak wogole, w przemyslu listowa biba, a ja sobie spedzilem pare dni w Izerach i Karkonoszach. Pogoda cud, towarzystwo spelnienie marzeni. Poprostu zyc nie umierac.
Liczba postów: 207
Liczba wątków: 14
Dołączył: Jul 2004
Reputacja:
0
A może nie ma żadnej autorki tego tekstu?? Może sam go po prostu napisałeś, a spragniony recenzji, ale i zlękniony krytyki, maskujesz się tą grą? A w tekscie - czy to jest felieton (jak napisałeś), już mam wątpliwości, upachano co tylko się da, wprawdzie w jakimś związku, ale w bardzo mało atrakcyjny sposób.
W nas jest Raj, Piekło -
i do obu - szlaki!
Jeżeli autorce tekst już się nie podoba, jak piszesz, to (niezależnie od tego, czy zostanie uznany za dobry, czy za zły) dobrze świadczy o autorce. Autor, któremu jego własny tekst po pół roku nadal się podoba, nie rokuje większych nadziei na rozwój. Taki tekst może jeszcze 100 lub 500 lat później podobać się czytelnikowi (znamy przykłady), ale autorowi nie powinien. Z ewentualnymi małymi wyjątkami, żeby autor nie popadł w skrajne zniechęcenie.
Liczba postów: 315
Liczba wątków: 1
Dołączył: Aug 2004
Reputacja:
0
Ale czy to nie prowadzi do wniosku ze prawdziwy artysta powinien się śpieszyć z "wypuszczaniem" swoich dzieł aby zdążyć przed okresem "znielubienia" własnej twórczości?...
No bo przecież nikt nie chce dawać innym tego co sam uważa za nieudane...
Pozdrawiam...
Mateo Strunnik
Raczej nie, bo to „znielubienie” zaczyna się dopiero po upublicznieniu swojego utworu, jak powiadają. Jest on już wtedy „niepoprawialny” (nie licząc kina, naturalnie, po Lucas do dziś poprawia „Gwiezdne wojny” - na każdym nowym nośniku lub w nowym wydaniu są inne, niektórzy jego koledzy robią podobnie, ale nie chodzi o to, że im się już nie podoba, tylko że lubią wciąż od nowa dostawać nową kasę za to samo). Natomiast prze momentem upublicznienia każdy prawdziwy artysta jest permanentnie na etapie poprawiania i ulepszania tego, co stworzył, albo też pozwala się temu „odleżeć”, żeby spojrzeć świeżym okiem. Jeżeli już na tym etapie utwór mu się przestaje podobać – to jest dowód, że nie ma się co spieszyć. Przeciwnie – należy wyrzucić, wykasować, zapomnieć, nie dręczyć publiczności. Sztuka ponoć nie w pisaniu, ale w skreślaniu. Nie ten jest dobry, kto pisze same wspaniale kawałki (bo takich artystów nie ma), tylko ten, kto wie, co wyrzucić do kosza, a czego w ogóle nie zaczynać. Czyli podstawą sukcesu jest prawidłowa samoocena – nie zawyżona, ale też nie zaniżona, bo gdyby każdy artysta nie wierzył, że jest geniuszem – to po co mu tworzyć? Po co robić coś, co inni – jak sądzi – zrobią lepiej.
A autorka pracy, od której zaczęliśmy – to co innego. Po pierwsze: nie upubliczniała sama i z własnej woli, tylko Tomek to zrobił. Reszta powodów jest nieważna, jak w tym dowcipie – dlaczego nie oddano salwy armatniej na cześć wjeżdżającego cesarza? Na co burmistrz miasta: Powodów było parę. Po pierwsze, nie mamy armat.
Pozdrawiam
Liczba postów: 315
Liczba wątków: 1
Dołączył: Aug 2004
Reputacja:
0
co mnie Zbychu uderzyło w tym co piszesz to że swoją wypowiedź odnosisz do "prawdziwych artystów"... jak ich rozpoznać?... czy właśnie stosując kryteria o których piszesz?... czy artysta którym kieruje w pewnym stopniu spontaniczność przestaje być prawdziwy?... czy przestaje być atystą?... w końcu ktoś mógłby zamknąć w ramach swojego dzieła (powiedzmy wiersza) jakąś chwilę... krótkie odczucie tak bardzo niepowtarzalne że można by go porównać do złapanego w siatkę motyla...
czytając swoje dzieło po jakimś czasie dostrzeże w nim wiele rzeczy które można by z jakiegoś względu poprawić ale to już nie będzie TAMTA chwila...
oczywiście zgadzam się że trudno (bądź jest to wogóle niemożliwe) aby stworzyć ideał... coś nie wymagające już absolutnie żadnej ingerencji... jednak jestem pewien że można zrobić coś co nie będąc idealnym będzie właściwe...
jak dla mnie to zbyt dużo wtym co piszesz jest jakiegoś wyrachowania... "jeśli nie wejdę na szczyt tej góry to po co wogóle iść?"...
Pozdrawiam...
Mateo Strunnik
Niezupełnie, Mateo. Rzeczywiście „prawdziwy artysta” to nieprecyzyjne. Czasem tak mówię, kiedy mam na myśli „uczciwego artystę”. Ale to też jest trudno definiowalne. W każdym razie chodziło mi o przeciwieństwo działań Lucasa.
Natomiast to, co Ty nazywasz wyrachowaniem, ja nazywam samoświadomością. Bez tego nie ma uczciwej twórczości.
Co do tego złapanego motyla. Przychodzą mi na myśl „Treny” Kochanowskiego. Powiada się, że poeta zawarł w nich rozpacz ojca – i czytelnikom często tyle wystarcza. A przecież istnieje w tym sprzeczność psychologiczna. Kiedy się rozpacza i szaleje z cierpienia, to się ni pisze. Jeść się człowiekowi nie chce ani „dzień dobry” odpowiedzieć. Kiedy się pisze (i to stosując się do reguł gatunku jakim są treny) – to już się tak nie rozpacza, już się kombinuje. A czy „Treny” są wobec tego nieprawdziwe, nieszczere? Przeciwnie – są prawdziwe do bólu. Bo twórczość nie polega wyłącznie na łapaniu motyla, chwili, uczucia.
Ja nie mówię, żeby nie wchodzić na górę, skoro nie dojdę do szczytu. Mówię, żeby nie dręczyć odbiorcy czymś, co inni robią lepiej. „Uczciwy artysta” musi mieć najgłębsze przekonanie, że tego, co robi, nikt nie zrobi lepiej od niego. Musi myśleć „Tak zaśpiewam, że Kaczmarski mógłby mi buty czyścić!” Ale to nie może być chciejstwo, jakieś pobożne życzenia albo dowód oderwania od rzeczywistości, bo wtedy można być co najwyżej śmiesznym. Dlatego mówię o koniecznej i wysokiej samoświadomości.
A jeżeli samoświadomość mówi mi, że jestem marnym artystą – to niech to będzie pewne. A jeżeli powie, że jestem świetny – to też niech będzie wiarygodne. Nie mogę nie wiedzieć, co robię. Artysta to nie jest naiwny boży twór, któremu dopiero inni powiedzą, że jest dobry.
Liczba postów: 206
Liczba wątków: 11
Dołączył: Jul 2004
Reputacja:
0
Igor napisał(a):Może sam go po prostu napisałeś, a spragniony recenzji, ale i zlękniony krytyki, maskujesz się tą grą? No Herlokiem Szolmsem to ty nie zostaniesz. Gdybyś mnie znał to dopiero byś sie uśmiał z własnych słów.
Zbychu, ja taką uwagę mam do tego przykładu o "Trenach" Kochanowskiego. Jest hipopteza, że żadna Urszulka nie istniała. Jeśli przyjąć to za prawde, to dopiero jest artyzm Kochanowskiego.
Tomku, jest też hipoteza, że Szekspir nie istniał, a wszystkie jego utwory napisał facet, który się zupełnie inaczej nazywał.
A mówiąc wprost i poważnie, myślę, że przy ówczesnej śmiertelności i dzietności ktoś tam Kochanowskiemu umarł, choc może innej płci i w innym wieku. Moim zdaniem trzyletnia Urszulka.
Liczba postów: 315
Liczba wątków: 1
Dołączył: Aug 2004
Reputacja:
0
Zastanawiam się czy wszyscy ludzie tak samo przeżywają swoje cierpienia... Zastanawiam się czy wszyscy są niezdolni do działania i zatopieni w swym zdruzgotanym wnętrzu nie myśląc nawet o tym zeby wziąć do ręki coś do pisania i zacząć pisać...
Wiem ze to brzmi trochę jak robienie fotoreportażu w płonącym przedszkolu gdzie zamiast ratować dzieciaki pstryka się co lepsze ujęcia uwidaczniające grozę chwili...
Chodzi mi raczej o to że być może są tacy którzy odczuwają potrzebę pisania właśnie wtedy... Właśnie kiedy coś ich powaliło na łopatki oni aby powstać chwytają za pióro... Nie z myślą aby dac światu kropelkę tej goryczy która ich wypełnia... Ale właśnie po to żeby pomóc samemu sobie... Wiem brzmi to trochę jak dłubanie patykiem we własnej ranie ale może nie każdy tak to odczuwa...
Może chęć pokazania tego innym przychodzi po jakimś czasie? ... Czy wtedy jest to dowód na brak samoświadomości?... Czy jest to wypuszczanie kalekiego dzieła?...
Nie wiem co kierowało Kochanowskim ale nie mogę z całą pewnością wykluczyć właśnie takiej postawy...
Moim zdaniem samoświadomość własnej wielkości może iść w parze z tym co napisałem powyżej nawet jeśli artysta nie myśli o tym w czasie procesu tworzenia... Po skończeniu może dojść do wniosku że nikt nie oddałby tego prawdziwiej... i może właśnie uczciwiej... Może w to wierzyć... Ba... może nawet to wiedzieć...
Pozdrawiam...
Mateo Strunnik
Mateo, ludzie podobnie przeżywają swoje cierpienia (dlatego sztuka łączy), ale rzeczywiście nie tak samo. Jedni zbierają się po tym szybciej, inni dłużej, jedni tracą w efekcie siły, inni nabierają sił, jedni dają sobie radę sami, innym potrzebna jest pomoc itp. Ale wydaje mi się, że mówimy o dwóch etapach, a tym samym o dwóch rodzajach cierpienia. Kiedy ktoś bliski umiera, nie łapie się za długopis albo za klawiaturę, żeby szybciutko w kuchni zanotować swoje przeżycie na gorąco. Jeśli się łapie – to znaczy, że nie umarł nikt bliski albo że nie mamy żadnych emocji w sobie, o których warto poinformować innych. (Mówię o podobnej kategorii cierpienia. Zgwałcona kobieta nie pisze wiersza ani o gwałcie, ani o urodzie łąki wiosną. Ale kilka napisało o tym utwory – o wiele później. Bo trauma też ma swoje sposoby istnienia w człowieku. Przegryza się jak, za przeproszeniem, sałatka warzywna. Kiedy zdradza się żonę albo ona nas zostawia – napisze się o tym, może nie wprost i może już za tydzień, jeśli to była zła kobieta, ale nie już wieczorem. Wieczorem się wypije dla uspokojenia, a jeśli to wariant ze zdradą – to też ma się wieczorem co innego do roboty.)
Potem przychodzi powolne wygrzebywanie się z szoku, z bólu, z destabilizacji całego świata – i na tym etapie tworzenie czegoś może nieść efekty terapeutyczne, w każdym razie dla autora na pewno, dla odbiorców – zależy. Wtedy się pisze, maluje, rymuje i czasem przeżyte cierpienie sprawia (czasem, podkreślam), że ma się efekty twórcze. Dlatego, że swoje chaotyczne uczucia trzeba na tym etapie ponazywać. To jest dokładnie to, co robi z pacjentem psychoterapeuta – każe mu gadać, pyta, tym samym zmusza do nazywania swoich doznań konkretnymi słowami. Tak samo powstaje sztuka – w każdym razie ta przedstawiająca. Czyli efekt terapeutyczny polega na stanięciu jakby „obok” swojego cierpienia. Uniezależnienie się emocjonalne od niego.
W sztuce wygląda to tak, że nie istnieje utwór bez konwencji (choćbyśmy sobie nawet nie uświadamiali, że tworzymy w jakiejś konwencji). Ta konwencja jest naszym psychoterapeutą, czyli stawia pytania artystyczne, a my rozwiązując je – nazywamy składowe swojego bólu po imieniu. Możemy to robić w natchnieniu, nie widzę przeszkód. Ale nie fetyszyzowałbym natchnienia – niektórzy artyści twierdzą, że nie istnieje, inni twierdzą, że natchnienie miewają tylko grafomani, a artysta dużej klasy ma po prostu dobrze wybrane i zaplanowane zadanie, co owocuje wzlotem myśli. Pewien poeta napisał: „Natchnienie cenię szalenie! Kiedy mam natchnienie, chłonę spokój i ciszę. A kiedy nie mam – to trudno. Wtedy siadam i piszę.”
Twórczość wymaga jeszcze całej masy poważnej pracy i boli od niej tyłek, a nie mózg.
Mówiąc o „powaleniu na łopatki” mówisz, jak sadzę, o stanach i nastrojach depresyjnych, o dołach wywołanych jakimiś poważnymi lub mniej poważnymi problemami (bo to kwestia osobniczej odporności, jeden zniesie mniej, drugi więcej). To jeszcze inny rodzaj cierpienia, ale poważna depresja polega na tym, że nie chce się człowiekowi wstać z łóżka ani umyć. Wtedy na pewno się nie pisze. Przy wychodzeniu z tego – możliwe. Wcześniej - nie to, że ktoś nie chce – on nie jest w stanie.
Więc skoro artysta opisuje etap pierwszy – zawsze robi to z perspektywy czasu.
Genialne pomysły miewa się po pijaku, dobrze je wtedy zanotować, żeby było z czego pośmiać się na trzeźwo. Ale po nic więcej. (Są pewnie wyjątki, ale fakt, że wydawcy nigdy nie chcieli płacić zaliczek pisarzom ze skłonnościami, a jak zapłacili, to nie wypuszczali ich z gabinetu z pieniędzmi, póki na miejscu nie napisali żądanego wierszyka - świadczy, że rzadkie są te wyjątki.)
Mówiąc o samoświadomości miałem na myśli to, że się wie, czy pisze się dobrze, czy źle. Samoświadomość swojej genialności jest tylko skutkiem ubocznym tej wiedzy i nie u każdego zdrowym.
Zgadzam się z Tobą, że etap, na którym artysta dojdzie do wniosku, jaką wartość ma pisany utwór – jest obojętny. Może być to na etapie pomysłu, może być w trakcie tworzenia, może być po napisaniu.
Przykład z płonącym przedszkolem jest o tyle nietrafny, że mówisz o artyście niemoralnym bądź wyzbytym uczuć, nie o cierpiącym. Jeśli w tym przedszkolu będzie jego dziecko, a on będzie normalny emocjonalnie – nie będzie miał dylematu, czy pstrykać, czy nie.
Michał Anioł nie wyrzeźbił w życiu nic, za co mu przedtem nie zapłacono – bo marmur to drogi interes. Film tworzy ekipa pod kierunkiem reżysera, więc trzeba organizacji pracy.
Scenariusze poprawiane są po dwadzieścia razy – nie tylko te komercyjne. Istnieją powieści pisane pod wpływem rozpaczy przez rok lub dwa – gdy wiadomo, że żaden nastrój nie utrzyma się bez zmiany przez tyle czasu. Wszystko to nie ma nic wspólnego z natchnieniem albo rejestracją ulotnej chwili, ulotnego uczucia. A przecież w tym reżymie powstają dzieła wybitne. Czyli to, o czym mówisz, nie jest jedyną drogą do uczciwego dzieła sztuki, a nawet powiedziałbym, że jest boczną drogą. To znaczy, że da się nią dojść, ale główny ruch odbywa się na innej trasie.
Pozdrawiam
Liczba postów: 315
Liczba wątków: 1
Dołączył: Aug 2004
Reputacja:
0
Ha...
Widzisz Zychu ja bynajmniej nie zamierzam polemizować z Tobą ani w kwestii systematyki cierpień ani sposobu tworzenia dzieł wybitnych... Z tym pierwszym się zgadzam a co do drugiego brak mi dostatecznej wiedzy...
W tym co mówię chodzi mi o to że nie można dyskredytowac każdego kto nie analizuje swojego dzieła i nie wyłapuje fragmentów które po jakimś czasie tracą dla niego na aktualności nie tracąc jednocześnie na autentyczności...
Faktycznie trudno mi sobie wyobrazić człowieka robiącego notatki na pogrzebie swojego ojca i stwarzającego tym samym wstęp do "analizy duszy cierpiącej"...
Rozmach dzieł o których piszesz nie pozwala podejrzewać że zostały stworzone w całości pod wpływem impulsu... To oczywiście mnóstwo pracy... czasu... przemyśleń i wniosków... Nie staram się temu przeczyć... Chodzi mi o dopuszczenie możliwości powstania dzieł wybitnych inną drogą... (ale z końcówki Twojej wypowiedzi widzę że w pewien sposób się ze mną zgadzasz - jeśli nie to mnie popraw...) Nie chcę wyłączności... Nie mówiłem że to jedyna droga... Protestuję jedynie przeciw twierdzeniu że ta droga nie istnieje...
Pozdrawiam...
Mateo Strunnik
Mateo, powiedz mi w takim razie, czy mówimy o spontaniczności czy o samoświadomości, i czy to się Twoim zdaniem wyklucza? Rozumiałem, że mówisz o sztuce tworzonej pod wpływem metafizycznego impulsu, której nie należy oceniać i poprawiać, żeby nie zepsuć tego daru. Jest coś takiego – podam Ci przykład aktualny: Nikofora. On nie miał być może samoświadomości, tylko intuicję. Ale podam przykład przeciwstawny: Szymborska w swoim przemówieniu przy Noblu wyjaśniała, kto to jest poeta. Ktoś, kto leży pół dnia na kanapie patrząc w sufit, wreszcie zrywa się i notuje na kartce jakieś zdanie. Potem znów się kładzie i patrzy w sufit do wieczora, a potem wstaje i skreśla to zdanie.
Otóż moim zdaniem muzyka czy obraz może powstać według metody Nikifora (może, nie musi). Zaś to, co ma w sobie słowo – to już raczej metoda Szymborskiej. Autor rządzi natchnieniem, nie ono nim.
Konwicki nie czyta swoich książek, Fellini nie oglądał swoich filmów itd, itp, (długo by wymieniać) – wielu twórców nie siega wstecz, bo nie można już dzieł poprawić, a oni byli lub są już na innym etapie intelektualnym.
Krótko mówiąc – natchnienie może mieć każdy grafoman, artysta musi mieć coś więcej.
Pozdrowienia
Liczba postów: 315
Liczba wątków: 1
Dołączył: Aug 2004
Reputacja:
0
Jak powiedziałem można stworzyć coś pod wpływem jak to ująłeś natchnienia... Jednocześnie można być pewnym iż jest to dobre... udane... I jest to moim zdaniem samoświadomość... Dlatego nie staram się nikogo ograniczać...
Jednak to natchnienie to nie dar "skądśtam" a odczucie konkretnego momentu przeżyte być moze głębiej i wyraźniej dzięki wyostrzonej percepcji... lub też niespotykanej wrażliwości... i bardziej to - dzięki czemu artysta jest w stanie przełożyć rzeczywistość na język sztuki uważam za dar... nie zaś wycinek tej rzeczywistości...
Oczywiście Artysta oprócz tego ze jest wrażliwy jest również mądry... nie staram się ubierac tu w artystyczne pióra kogoś komu przyszło do głowy parę zgrabnych - jego zdaniem - przemyśleń i szybko to zapisał po czy oświadczył iż dostał olśnienia i stworzył Dzieło...
uważam jednak że nie jest wykluczone aby pod wpływem chwili Artysta wzbił się na wyżyny twórczości i właśnie tą chwilę opisał...
czy Twoim zdaniem nie jest możlwe aby takim dziełem dorównać tym przemyślanym... przeanalizowanym ?...
zresztą chyba nie o porównywaniu tu mówimy... prawda?...
Pozdrawiam...
Mateo Strunnik
Talent plus myślenie plus praca – tak to widzę. A natchnienie – nikt nie wie, co to jest. Może trafiony temat, który łączy te trzy rzeczy najzgrabniej. Talent jest po to, żeby artysta nie musiał być mądry – i często nie jest. Myślenie – żeby miał o czym. Praca – żeby miał jak. Natchnienie – żeby było się czym pochwalić fankom.
Przemyślane i intuicyjne to dla mnie całość, tego nie chciałem rozdzielić.
To wszystko gwoli uzupełnienia. Ale zaczęliśmy od tego, że artysta musi być w ruchu i w kontrze wobec siebie. Krytycznej. Zaszliśmy za daleko pewnie.
Pozdrawiam
Liczba postów: 206
Liczba wątków: 11
Dołączył: Jul 2004
Reputacja:
0
Przepraszam ze sie tak bezpardonowo wtrącam do tej dyskusji, z moją niewiele znaczacą uwagą.
zbych napisał(a):Tomku, jest też hipoteza, że Szekspir nie istniał, a wszystkie jego utwory napisał facet, który się zupełnie inaczej nazywał.
A mówiąc wprost i poważnie, myślę, że przy ówczesnej śmiertelności i dzietności ktoś tam Kochanowskiemu umarł, choc może innej płci i w innym wieku. Moim zdaniem trzyletnia Urszulka. Ten facet, który zupełnie inaczej sie nazywał właśnie przez potomnych został nazwany Szekspirem i nieważne jak mu tam naprawde było. Ważne jest ze czytamy jego dzieła i podziwiamy kunszt ich twórcy. Równie dobrze mógł być Zulusem z Afryki, lub te wszystkie dramaty zostały napisane przez kilka osób. Zapewniają one nieśmiertelną pamięć. I dobrze im tak.
Kochanowskiemu pewnie ktoś tam umarł i pewnie była to Urszulka. Ja powiedziałem tylko, że jesliby nie było żadnej Orszulki to Kochanowski urósłby jeszcze bardziej w moich oczach.
Tomku, nie kokietuj na temat nieznaczących uwag.
Gwoli prawdy podkreslam, że ten dowcip o Szekspirze z innym nazwiskiem nie ja oczywiście wymyśliłem, ale nie pamiętam teraz, kto.
A co do istnienia bądź nieistnienia Urszulki i wpływu tego na klasę Kochanowskiego. Są dwie szkoły. Znam dorobek pewnego literata, który przed wszystkim co napisze, zamieszcza uwagę, że oparte na faktach, na rzeczywistym wydarzeniu, na prawdziwej historii itp. Widocznie wydaje mu się, że to podnosi wartość dzieła. Ty jesteś za tezą, że bogactwo imaginacji nie popartej faktami podnosi mistrzostwo autora. Ja nie jestem zwolennikiem żadnej z tych szkół.
A tak na marginesie – JK przy utworach mniejszego kalibru lub o mniejszym wg niego ciężarze ideowym (w dobrym tego słowa znaczeniu) dodawał „według opowieści wujka Ignasia” lub coś podobnego. Ale on w ogóle wszystko, co pisał, opierał na faktach – jak nie z historii, to z mitologii.
Przypomina mi się dowcip o rozmowie rabina z księdzem. Rabin mówi: „Ja nie rozumiem, jak wy, katolicy, rozumni ludzie, możecie wierzyć w takie bajki jak niepokalane poczęcie, jak zmartwychwstanie po trzech dniach...” Na to ksiądz: „Przecież wy, Żydzi, też wierzycie, że przeszliście suchą stopą przez Morze Czerwone albo że manna spadła z nieba.” Na co rabin: „No tak, ale to są fakty!”
Pozdrawiam
Liczba postów: 315
Liczba wątków: 1
Dołączył: Aug 2004
Reputacja:
0
Ok...
czyli z jednej strony artysta jest tylko medium przekazującym maluczkim prawdę o świecie bez mieszania w to swojej mądrości (której to może wcale nie mieć)... mającym talent jako swego rodzaju katalizator umożliwiający przetwarzanie bodźców zewnętrznych na słowo pisane... (czy też inny środek wyrazu)
z drugiej zaś strony to wieczny kontemplator traktujący swój umysł jako doskonałe narzędzie szlifujące myśli aby stały się jeszcze doskonalsze... narzędzie które nigdy nie przestaje działać i każdy jego produkt przewyższa poprzedni...
nie ma natchnienia więc wykluczamy tu wpływ siły wyższej na jego poczynania (tu się zgadzam całkowicie - co zresztą powiedziałem już wcześniej)
praca tak... ani przez chwilę nie myśłałem że bez nakładu czasu i wysiłku stworzy się coś "ot tak"...
zgadzam się z ciagłym ruchem i patrzeniem na siebie z dystansem...
jednak wcale nie myślę żeby coś wypływającego bezpośrednio z emocjonalnego przeżycia i pozostawione bez uzupełnień w celu zachowania świeżości było pomyłką i dyskwalifikacją twórcy jako artysty...
jednocześnie pozostaję pod wrażeniem takiej wiedzy w kwestii atystów oraz mechanizmów rządzących procesami "dziełotwórczymi"... szczerze...
Pozdrawiam...
Mateo Strunnik
Tak – z małymi uściśleniami.
Niekoniecznie maluczkim – często większym od siebie.
Talent jest formą mądrości – tyle że „pozarozumowej”.
W stosunku do artystów w ogóle nie mówię o „dyskwalifikacji”, bez względu na szkoły i metody, a nawet wyniki.
Pozdrawiam
Liczba postów: 315
Liczba wątków: 1
Dołączył: Aug 2004
Reputacja:
0
...
no tych "maluczkich" to ja tak z lekkim przymknięciem oka rozumiem (nie wkleiłem tej ikonki ale chyba już wszystko jasne...)
mądrość pozarozumowa?... ok... chyba o taką mądrość właśnie mi chodziło... a nawet jeśli nie to z całą pewnością teraz się z tym zgadzam...
no i dziękuję za tych "niezdyskwalifikowanych" artystów... stwierdzenie to pozwala jednak cały czas wierzyć że to taki sport gdzie nie są jednoznacznie wyznaczone start i meta...
Pozdrawiam...
Mateo Strunnik
Liczba postów: 2,726
Liczba wątków: 61
Dołączył: Jul 2004
Reputacja:
0
Zbych napisał:
"Genialne pomysły miewa się po pijaku, dobrze je wtedy zanotować, żeby było z czego pośmiać się na trzeźwo. Ale po nic więcej. (Są pewnie wyjątki, ale fakt, że wydawcy nigdy nie chcieli płacić zaliczek pisarzom ze skłonnościami, a jak zapłacili, to nie wypuszczali ich z gabinetu z pieniędzmi, póki na miejscu nie napisali żądanego wierszyka - świadczy, że rzadkie są te wyjątki.) "
Takim wyjątkiem był Jacek... Genialny jak dla mnie utwór "Jan Kochanowski" powstal ponoć na dużej bani w ciągu jednej nocy o czym mówił sam Autor. Sam również opowiadał, jak pewnej nocy w kuszetce, by "znieczulić się" na odgłosy "miłosnej kośby" dochodzących z miejsca zajmowanego przez pewną zakochaną parkę, napisał trzy utwory...
Nie znaczy to oczywiscie, że wszystkie utwory powstawały w taki sposób. Wielokrotnie bowiem zapisany pomysł lub notatka musiały odleżeć swoje przez kilka miesięcy lub być ciągle udoskonalane po napisaniu. Wydaje mi się, że w przypadku geniusza, każda metoda twórcza i każdy stan emocjonalny może doprowadzić do powstania wielkiego dzieła. To skala talentu, to "coś" co się ma lub nie. o tym decyduje. Pracowitość i perfekcja może jedynie dodać takiemu dziełu blasku. Pozdrawiam po przerwie
Być wciąż spragnionym - to nektar istnienia.
Liczba postów: 5,038
Liczba wątków: 264
Dołączył: Oct 2017
Reputacja:
2
Jan Kochanowski był napisany na trzeźwo zdaje się
|