Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Granda!
A propos sportu.
Przychodzi facet z nadciśnieniem, ogromnym cholesterolem itp do lekarza. Ten przeprowadza z nim wywiad i w pewnym momencie pyta:
- Uprawia Pan sport?
Na to pacjent
- Tak, brydża i szachy.
A teraz na poważnie. Nie chodzi tylko o otyłość. Coraz wiecej dzieciaków ma skrzywienie kręgosłupa, co tez jest wynikiem długiego siedzenia przed komputerem i TV.
tmach napisał(a):Coraz wiecej dzieciaków ma skrzywienie kręgosłupa, co tez jest wynikiem długiego siedzenia przed komputerem i TV.
Do tego można dodać wady wzroku, trudności w nawiązywaniu kontaktów, ograniczoną wyobraźnię etc. Oczywiście WF na wymienione przeze mnie dolegliwości nic nie pomoże Wink
mejdejo napisał(a):Młodzież siedzi przed komputerami i się opycha żarciem
No właśnie. I to ma wynikać z małej ilości w-f'ów?!
mejdejo napisał(a):zobaczymy za kilka pokoleń, które będą się chowały na systemie Romka
Bez komentarza. Tylko małe pytanie, jak myślisz, czy za kilka pokoleń będziemy w stanie określić kto był ministrem edukacji w czasie kiedy ten człowiek się uczył?
Alek napisał(a):Rzecz polega na tym,że na wuefie można się rozluźnić,wyżyć,gry zespołowe w jakimś stopniu integrują,zmuszają do współpracy
Jak już napisałem - tylko tym którzy to lubią. U mnie, to jest ze 5 osób na 23 (chłopaków)
Alek napisał(a):Macie rację mówiąc,że 3 godziny w tygodniu nie zrobią cudów,ale na pewno pomogą odkryć,w którym kierunku się rozwijać...
Rozwiń. Który to kierunek?
Alek napisał(a):A jak coś wyrzucić,to może godzinę religii,albo fizyki - której i tak nikt nie rozumie praktycznie...
Ee... religii nikt nie rozumie, fakt, ale nie jest obowiązkowa. Fizykę niektórzy rozumieją, poza tym chyba jest jej bardzo mało w klasach w których ten przedmiot nie jest rozszerzony?
Zbigniew napisał(a):I to ma wynikać z małej ilości w-f'ów?!
gdyby dzieci były wychowywane w duchu sportowym, to pewnie inaczej by wyglądał ich tryb życia. WF może zaszczepić w dziecku zainteresowanie, a może nawet pasję. Tak jak historia, fizyka, matematyka itd. A przy okazji WF nie szkodzi zdrowiu (dobrze prowadzony), czego nie moża powiedzieć o siedzeniiu po 7-8 godzin na stołku na innych przedmiotach.
Zbigniew napisał(a):. Tylko małe pytanie, jak myślisz, czy za kilka pokoleń będziemy w stanie określić kto był ministrem edukacji w czasie kiedy ten człowiek się uczył?
a jaki to problem? Porównać daty. Jeżeli ktoś będzie chciał wiedzieć, to się dowie.
Zbigniew napisał(a):Jak już napisałem - tylko tym którzy to lubią. U mnie, to jest ze 5 osób na 23 (chłopaków)
Przykro mi... A Ty lubisz?
Zbigniew napisał(a):Który to kierunek?
A to już zależy co kto lubi i do czego ma predyspozycje Tongue
Zbigniew napisał(a):Fizykę niektórzy rozumieją, poza tym chyba jest jej bardzo mało w klasach w których ten przedmiot nie jest rozszerzony?
Ale mogłoby być mniej. A w tych "nierozszerzonych" klasach to pewnie nikt nawet rozumieć nie próbuje... No ale można też uciąć chemię,albo biologię,albo geografię... Do wyboru do koloru... Ale wf-to najgorszy wybór...
Alek napisał(a):Ale mogłoby być mniej. A w tych "nierozszerzonych" klasach to pewnie nikt nawet rozumieć nie próbuje... No ale można też uciąć chemię,albo biologię,albo geografię... Do wyboru do koloru... Ale wf-to najgorszy wybór...
Gdyby mi wycięli chemię, fizykę lub geografię to w ogóle nie mialabym tych przedmiotów... Ich tak jest za mało. Z chemi jestem opóźniona o rok :/
Podzielam pogląd przedmówców: lekcji wf Romek to powinien dołożyć miast zabierać...
W jego mrzonkach wychowamy sobie patriotów dzieki dodatkowym lekcjom indoktrynacji ojczyźnianej. Niech jeszcze wprowadzi mianowanie nauczycieli z klucza partyjnego...
Będziemy narodkiem patriotów, tyże że - patriotów paralitów. I dziwić się potem, że wysyłamy na mundiale takich popaprańców, co to w okolicach 60 minuty meczu przydeptują własny jęzor i potykają się o źdźbła trawy...
Jestem za tym, żeby rodzice decydowali o tym, ile i czego uczy się ich dziecko. Byc może pewne minimum powinno być określone urzędowo, ale w tym minimum raczej nie ma miejsca na 4 godziny WF czy fizyki. Różne szkoły oferowalyby rózne profile i rodzice wybieraliby szkołę. Płaciliby tzw. bonem edukacyjnym. Szkole powinno zależeć na jak najwiekszej liczbie uczniów, musiałaby więc proponować atrakcyjny zestaw. Szkoła, ktora tolerowałaby np. narkotyki na swoim terenie prawdopodobnie nie znalazłaby wielu chetnych - byłby to impuls do skuteczniejszego być może zwalczania pewnych patologii.

Byłoby to też bardziej uczciwe wobec rodziców posyłajacych dzieci do szkół prywatnych, bo tam zazwyczaj rodzice płacą więcej (podatki + czesne).

I wtedy mejdejo czy Mistrzu wyśle swoje dziecko do szkoły, gdzie będzie wiecej WFu kosztem historii, Zbigniew odwrotnie i wszyscy będą zadowoleni. To jest zresztą możliwe i bez tego bonu.
Zbigniew napisał(a):Lodbork : Społeczeństwo cherlaków i inwalidów, to wynik małej ilości w-f'ów w szkole?! Przesada. To wynik raczej braku czasu i chęci, ciekawych programów w tv ( Big Grin ). Sport trzeba lubić. Na w-f'ie jeśli ktoś nie lubi (nie zna) to nie polubi (nie pozna w pełni Tongue ). A im więcej czegoś czego nie lubi, tym bardziej się do tego uprzedzi. I na przyszłość, zamiast rano pobiegać, włączy sobie "Kawę czy herbatę".
Zgibniew: Właśnie dlatego, że pęd życia jest coraz większy, że dzieciaki nie bawią się tak gremialnie pod blokiem jak to dawniej bywało, zorganizowane zajęcia sportowe w szkole mogą być jakimś antidotum, probą zaktywizowania młodzieży. Oczywiście sama zwiększona ilość godzin nic nie da, bo potrzebne jest do tego sensowne ich prowadzenie, ale ich ilość może być już podstawą do wprowadzenia dalszych zmian.
Przede wszystkim dyrektorzy szkół powinni się przyjrzeć bliżej jak wygląda praca wuefistów, czy nie biorą kasy jedynie za rzucenie uczniom piłeczki. Jeśli są do kitu, trzeba ich przywracać do porządku. Uczniowe powinni być oceniani za chęci i postępy a nie za obecność czy ściśle mierzalne wyniki (z wyjątkiem klas sportowych może). Ocena z WF-u powinna liczyć się do średniej tak samo jak z matmy czy historii. Po prostu powinna mieć rangę. Wtedy większej ilości osób zależałoby na tym żeby w lekcjach uczestniczyć i starać się na nich coś zrobić.
Dlaczego bowiem wiedza o tym kiedy np. była bitwa pod Cedynią ma być ze społecznego punktu widzenia ważniejsza od np. potencjalnie ileś tysięcy mniejszej liczby osób, ze skrzywieniami kręgosłupa, których w przyszłości nie trzeba będzie leczyć na koszt państwa? Dlaczego fakt, że ileś tysięcy osób nie utopi się, bo w szkole nauczy się pływać ma być mniej istotny od znajomości budowy eugleny zielonej? Itd...
Niestety tendencje cywilizacyjne są takie, że dzieciaki w większości wybierają to co łatwiejsze, przyjemniejsze, co nie sprawia wysiłku. Czy dlatego mamy machnąć ręką, pogłaskać po główce i powiedzieć: no dobrze jak cię to męczy czy nudzi to lepiej już siedź przed tym komputerem? Czy tak samo pozwolisz dziecku palić, pić alkohol? Owszem, używki szkodzą niepomiernie bardziej, ale brak ruchu tak naturalny dla człowieka, też jest patologią i może mieć opłakane skutki.
Młodzi ludzie po prostu sami nie zdają sobie sprawy jaką krzywdę sobie wyrządzają, nie dbając od dzieciństwa o sprawność fizyczną. Dlatego trzeba zadecydować za nich. I nie chodzi tu absolutnie o to by kreować zawodowych sportowców bo to zupełnie inny temat.
Gdybym swego czasu nie uparł się na basen dziecka to dziś miałby kręgosłup jak paragraf (bo miał pewne skrzywienie). Nudziło go to (bo zawsze na basenie jest tak samo czyli od ścianki do ścianki...), musiał wcześnie wstawać w niedzielę, marudził, krzyczał, złościł się. Ale po trzech latach chodzenia, jego kręgosłup wygląda dużo lepiej a poza tym gdyby kiedyś znalazł się w jakiejś trudnej sytuacji w wodzie, to raczej się nie utopi. Basenu do dziś nie polubił, ale wiem że zapobiegłem czemuś za co kiedyś miałby do mnie pretensje, że o to nie zadbałem.
Daję głowę, że w przyszłości będzie należał do tych, którzy włączą sobie "Kawę czy herbatę" (taki charakter), ale wtedy to będzie już jego wybór. W każdym razie pływać, jeździć na rowerze i parę innych rzeczy będzie umiał, będzie silniejszy, sprawniejszy, lepiej poradzi sobie w życiu.
Jeśli minister edukacji narodowej chce realizować swoje chore polityczne wizje (bo chyba nie wierzycie w to, że na sercu leży mu coś więcej poza kształceniem nowych kadr do swojej partii) kosztem dzieciaków, to jest to zwykłe skurwysyństwo.
Być wciąż spragnionym - to nektar istnienia.
mejdejo napisał(a):a jaki to problem? Porównać daty. Jeżeli ktoś będzie chciał wiedzieć, to się dowie.
Chodziło mi o to, czy z charakteru wywnioskujemy ówczesnego ministra... Wink
Alek napisał(a):Przykro mi... A Ty lubisz?
Bardzo. I często gram. Siatkówka, piłka nożna. W lato na rzekę chodzę. Praktycznie ze 4-5 razy w tygodniu. Na w-f'y uczęszczam jak najrzadziej.
Simon napisał(a):W jego mrzonkach wychowamy sobie patriotów dzieki dodatkowym lekcjom indoktrynacji ojczyźnianej. Niech jeszcze wprowadzi mianowanie nauczycieli z klucza partyjnego...
To będzie dodatkowa lekcja historii, takiej jaka jest i teraz...
Simon napisał(a):I dziwić się potem, że wysyłamy na mundiale takich popaprańców, co to w okolicach 60 minuty meczu przydeptują własny jęzor i potykają się o źdźbła trawy...
To na pewno wina Romka i jego decyzji.
lodbrok napisał(a):Ocena z WF-u powinna liczyć się do średniej tak samo jak z matmy czy historii.
Liczy się.
lodbrok napisał(a):Dlaczego bowiem wiedza o tym kiedy np. była bitwa pod Cedynią ma być ze społecznego punktu widzenia ważniejsza od np. potencjalnie ileś tysięcy mniejszej liczby osób, ze skrzywieniami kręgosłupa, których w przyszłości nie trzeba będzie leczyć na koszt państwa? Dlaczego fakt, że ileś tysięcy osób nie utopi się, bo w szkole nauczy się pływać ma być mniej istotny od znajomości budowy eugleny zielonej? Itd...
Masz rację. Prosty kręgosłup jest ważniejszy od takiej wiedzy. Ale tej wiedzy na lekcjach się nie zdobędzie ani Historii (2-3 dni, potem się zapomina) Ani w-fu, na którym dzieciaki sobie grają w piłkę. Jednak, lepiej, żeby dziecko posłuchało o Cedynii, niż stało na lekcji w-f'u.
Dzieciaki, przynajmniej u mnie w mieścinie, biegają za piłką... Nie jest tak tragicznie. W podstawówkach sprawdza się czy dzieci mają krzywy kręgosłup, i jeśli tak to są specjalne zajęcia.
lodbrok napisał(a):ale brak ruchu tak naturalny dla człowieka, też jest patologią i może mieć opłakane skutki.
Powtarzam kolejny raz... nie rozwiąże się tego przez więcej w-f'ów. Jak sam w tym przykładzie wspomniałeś - to rodzic widzi, że jego dziecko siedzi przed komputerem całymi dniami i to on powinien reagować.
lodbork napisał(a):Gdybym swego czasu nie uparł się na basen dziecka to dziś miałby kręgosłup jak paragraf (bo miał pewne skrzywienie). Nudziło go to (bo zawsze na basenie jest tak samo czyli od ścianki do ścianki...), musiał wcześnie wstawać w niedzielę, marudził, krzyczał, złościł się. Ale po trzech latach chodzenia, jego kręgosłup wygląda dużo lepiej
Czyli to o czym wspomniałem wyżej. Rodzic ma dużo większą władzę nad swoim dzieckiem niż "Romek".
lodbrok napisał(a):Jeśli minister edukacji narodowej chce realizować swoje chore polityczne wizje (bo chyba nie wierzycie w to, że na sercu leży mu coś więcej poza kształceniem nowych kadr do swojej partii) kosztem dzieciaków, to jest to zwykłe skurwysyństwo.
To prawda, raczej jest tylko zagrywka polityczna, ale wydaje mi się, że nie szkodliwa.

Tak, gwoli ścisłości - nie jestem za tym, by całkowicie zlikwidować w-f. Nie jestem nawet za tym, żeby likwidować jeden w-f tygodniowo.
lodbrok napisał(a):Gdybym swego czasu nie uparł się na basen dziecka to dziś miałby kręgosłup jak paragraf (bo miał pewne skrzywienie). Nudziło go to (bo zawsze na basenie jest tak samo czyli od ścianki do ścianki...), musiał wcześnie wstawać w niedzielę, marudził, krzyczał, złościł się. Ale po trzech latach chodzenia, jego kręgosłup wygląda dużo lepiej
A ile było wtedy godzin WF w szkole? Czy gdyby były 4 to nie wysyłałbyś go na basen? Czy szkolny WF pomagał mu na kręgosłup? Pytam, bo u mnie w szkole była tzw gimnastyka korekcyjna (dobrowolnie), ale nikt nie mówił nam, że skoro chodzimy na GK to już może darujmy sobie godzinkę polskiego. Tak samo z basenem.
Zbigniew napisał(a):
Simon napisał(a):I dziwić się potem, że wysyłamy na mundiale takich popaprańców, co to w okolicach 60 minuty meczu przydeptują własny jęzor i potykają się o źdźbła trawy...
To na pewno wina Romka i jego decyzji.
Nie jarzysz, czy tylko udajesz?
Skoro odczytujesz literalnie - jasne, że to nie wina Romka, który w żaden sposób się nie przyłożył do stanu kondycji polskiego sportu zanim dopuszczono go żłobu rządowego i wciśnięto w ministerialny fotel.
Nie chodzi o tę jedną, konkretną lekcję wf, ale o tendencję, o sam sposób myślenia tego geniusza. Chodzi o to, że kondycja fizyczna w narodzie jest już wystrczająco marna, by ją jeszcze bardziej "umarniać" poprzez takie pomysły...
Simon napisał(a):Nie jarzysz, czy tylko udajesz?
... zrozumiałem ... dlatego to napisałem...

I właśnie o to chodzi, że Ci nie chodzi o tę lekcję, tylko o Romka. I co on zrobi to jest złe, z założenia. Co pomyśli to już jest złe.

"Wszystko wina katolika!
Że o Żydzie tutaj już nie wspomnę"
Zbigniew napisał(a):właśnie o to chodzi, że Ci nie chodzi o tę lekcję, tylko o Romka
Czyli jednak nie zrozumiałeś... :] Wszak napisałem wyraźnie:
Simon napisał(a):Nie chodzi o tę jedną, konkretną lekcję wf, ale o tendencję, o sam sposób myślenia
Zbigniew napisał(a):co on zrobi to jest złe, z założenia
Zbigniew napisał(a):Co pomyśli to już jest złe
Nie - złe jest to, co jest złe. A że Romek robi i myśli tak, jak robi i myśli - to już nie moja wina.
Ale z góry uznajesz, że Romek jest zły, nie znając jego myśli.
Simon napisał(a):Nie chodzi o tę jedną, konkretną lekcję wf, ale o tendencję, o sam sposób myślenia tego geniusza
Zbigniew napisał(a):właśnie o to chodzi, że Ci nie chodzi o tę lekcję, tylko o Romka
Simon napisał(a):Czyli jednak nie zrozumiałeś...
Ja już nic nie rozumiem. Smile
Zbigniew napisał(a):Ja już nic nie rozumiem
Więc wyjaśniam: nie idzie o lekcję, jeno o SPOSÓB MYŚLENIA. Akurat zdarzyło się, że ta myśl postała w głowie Romka. Stąd moja krytyka. Gdyby takie pomysły forsował ktoś inny - też bym to uznał za niemądre, niezależnie od rzecznika tej idei.
Zbigniew napisał(a):Ale z góry uznajesz, że Romek jest zły
Tracę powoli cierpliwość...
Powtórzę jeszcze raz zatem:
Simon napisał(a):złe jest to, co jest złe. A że Romek robi i myśli tak, jak robi i myśli - to już nie moja wina.
Ok, myślę, że zrozumiałem. Wink
Wiesz - faktem jest, że Romek nie jest typem polityka, któremu pozwoliłbym rządzić w moim własnym kraju. Podobnie jak Lepper. Ale zbieramy plon pomysłu pisuarow na koalicję: owi z chłopów króle, kiedy już wyszarpali dla siebie teki, próbują zaznaczyć swą obecność. Tylko czekać jak kibol odpowiadający za resort morski wpadnie na jakiś oryginalny pomysł...
Cóż, mamy demokrację. Zmienić to będzie można dopiero za 3 lata, o ile ludzie pójdą do urn. Romek aktualnie ma teraz za dużą władzę - zgodzę się z tym. Ale taka osoba (partia) która szuka dziury w całym, żeby skompromitować przeciwników powinna mieć swoje miejsce w sejmie.
A miejsce Leppera jest na jego gospodarstwie.
Zbigniew napisał(a):Siatkówka, piłka nożna. W lato na rzekę chodzę. Praktycznie ze 4-5 razy w tygodniu. Na w-f'y uczęszczam jak najrzadziej.
W dużych miastach albo na wsiach, gdzie dzieciaki muszą jeszcze dojeżdżać do szkoły i tracą na to dużo czasu, to po prostu niemożliwe by wygospodarować czas na tak intensywne sportowe spędzanie czasu po lekcjach. Poza tym, Ty widzisz taką potrzebę i to lubisz, a co z tymi, którzy nie widzą lub którym się nie chce?
Zbigniew napisał(a):Jednak, lepiej, żeby dziecko posłuchało o Cedynii, niż stało na lekcji w-f'u.
Ty patrzysz przez pryzmat takich zajęć jakie masz u siebie w szkole. Gdybyś np. miał świetnego nauczyciela WF-u, Twoja optyka byłaby inna. To, że w danej szkole nauczyciel jakiegoś przedmiotu jest kiepski, w żaden sposób nie stanowi o konieczności ograniczania ilości godzin nauczania danego przedmiotu. Powtarzam, mnie chodzi o system, a Ty z uporem maniaka opowiadasz mi, że u Ciebie w szkole na WF-ie nic się nie dzieje...
Zbigniew napisał(a):To prawda, raczej jest tylko zagrywka polityczna, ale wydaje mi się, że nie szkodliwa.
Z pozoru. Potem będą inne zagrywki. Odnośnie programu nauczania, wyboru jednego, prawomyślnego podręcznika, mówieniu dzieciakom o jedynie słusznych naturalnych metodach zapobiegania ciąży itd. Jeśli ministrem edukacji wybiera się kogoś kto reprezentuje jednoznacznie skrajną opcję polityczną to nie można liczyć na to, że ta osoba nie będzie z tego korzystać i zaprzestanie działań na rzecz propagowania swojej jedynie słusznej ideologii.
MJ napisał(a):A ile było wtedy godzin WF w szkole? Czy gdyby były 4 to nie wysyłałbyś go na basen? Czy szkolny WF pomagał mu na kręgosłup? Pytam, bo u mnie w szkole była tzw gimnastyka korekcyjna (dobrowolnie), ale nikt nie mówił nam, że skoro chodzimy na GK to już może darujmy sobie godzinkę polskiego. Tak samo z basenem.
Były trzy godziny, z czego godzina to była gimnastyka korekcyjna, którą również miał zalecaną i na którą chodził bo było to w ramach lekcji i musiał chodzić. Basen miał dodatkowo bo tak zalecał lekarz. Natomiast mój przykład z basenem odnosił się do nauki pływania w szkole. W coraz większej liczbie szkół są baseny i zajęcia na nich odbywają się w ramach godzin WF.
Gdyby nie WF, chłopak do tej pory zapewne nie wiedziałby jak się odbija piłkę w siatkę, co to jest dwutakt, koci grzbiet, po co jest potrzebna rozgrzewka itd. Jeśli ten bęcwał Giertych chce walczyć z używkami w szkole to zaszczepianie w młodych ludziach mody na ruch i zdrowy tryb życia jest jednym ze sposobów tej walki. Żadne wychowanie patriotyczne do tego się nie przyczyni. Przecież to tak proste jak włos Chińczyka.
Ja absolutnie nie proponuję likwidacji czegokolwiek na rzecz dodatkowej lekcji WF-u. Nawet jeśli dziecko ma zostać godzinę dłużej w szkole z powodu tej lekcji, to jest to akurat dobrze, bo przecież nie będzie siedzieć w dusznej sali i wkuwać tylko biegać, ćwiczyć, żartować z kolegami itd. Nawet więc jeśli zmęczy się fizycznie to odpocznie psychicznie.
Być wciąż spragnionym - to nektar istnienia.
lodbrok napisał(a):W dużych miastach albo na wsiach, gdzie dzieciaki muszą jeszcze dojeżdżać do szkoły i tracą na to dużo czasu, to po prostu niemożliwe by wygospodarować czas na tak intensywne sportowe spędzanie czasu po lekcjach
Widzisz, ja się prawie nie uczę(tego co trzeba) poza szkołą. Dla mnie - szkoła to miejsce gdzie zdobywam wiedzę ogólną ( o sporcie również )A dom - miejsce gdzie uczę się tego na co mam ochotę. A między innymi, mam ochotę sobie pograć w gry zespołowe. A to pewnie wynik tego, że nie miałem komputera do 12 roku życia. A abstrahując ode mnie, to dzieci mają czas. Wychodzę ostatnio na boisko i spotykam chłopaka co dawno nie grał(z podstawówki) Grać umie i lubi. Się spytałem "Co ty w ogóle robisz", a on "gram w tibię"(taka gra internetwa, która pochłania mnóstwo czasu).
Głównym problemem, jest komputer i tv. Bo to nie prawda, że dzieci nie mają czasu. Ja w podstawówce wracałem czasem o 17:00 ze szkoły i miałem czas na bieganie za piłką. Dzieci po prostu wybierają Fife '02 zamiast pokopać piłkę samemu. Tu w-f nie pomoże, tu potrzebna jest interwencja rodziców, albo jak wspomniałeś - bardzo dobry nauczyciel w-f'u. Ale jeszcze nie spotkałem się z takim, który to by zaszczepił pasję osobom które jej nie miały. Nie mam tak tragicznych nauczycieli, jednak ci nie są w stanie wpłynąć na uczniów i ich dalszy tryb życia. W przeciwieństwie do rodziców.
Poza tym, to ma być zlikwidowany jeden w-f w każdym etapie nauczania? Tzn. w podstawówce, gimnazjum i w szkołach średnich? W podstawówce, w-f'u powinno być więcej. To najlepszy czas poznanie sportu. A w szkołach średnich dużo mniej. W końcu - to uczeń ma wybierać swój profil nauczania. Znam szkołę, w której jest 5-6 wf'ów tygodniowo.

[ Dodano: 23 Czerwiec 2006, 10:04 ]
To prawda, że patrzę na sprawę trochę egocentrycznie. Mówiłem o szkołach średnich i o nauczycielach i uczniach których sam widziałem. Tutaj jednak, system jako taki, jest bardzo trudny do określenia. Bo powiedzieć "nauczyciele muszą być ok" można, ale jest to niemożliwe do zrealizowania w krótkim czasie. A działać trzeba szybko.
lodbrok napisał(a):Ty widzisz taką potrzebę i to lubisz, a co z tymi, którzy nie widzą lub którym się nie chce?
Na wuefie tez będa sie wymigiwać, chyba że znajda baaardzo surowego wuefistę, co się chyba nie zdarza.

Kiedyś na biologii mieliśmy lekcję o mięsniach i pani wzięla pierwszą lepszą osobe, zęby robiła brzuszki. nikt nie umieał wykonac ich prawidłowo-wszyscy sobie psuli kręgosłup na tym jak robili brzuszki. Pani z biologii była załamana, zę nikt na wuefach te go nie uczy. W taki razie jeżeli ja mam sobie jeszcze dodatkowo psuć kręgosłup na lekcji to jetem za wycofaniem tej jednej godziny.
Zbigniew napisał(a):Cóż, mamy demokrację
Tia...
Kłopot w tym, że pewnie wszystkim wyborcom, którzy w demokratycznych wyborach głosowali na pisuary, w najgorszych snach nie przyśniło się, że kilka miesięcy potem w ICH rządzie zasiądą oszołomy, które uciułały w wyborach kilka głosów...
Inna sprawa, że pisuary w swojej żądzy władzy weszłyby w koalicję z samym diabłem, byle tylko mieć większość w parlamencie.
Zbigniew napisał(a):Widzisz, ja się prawie nie uczę(tego co trzeba) poza szkołą. Dla mnie - szkoła to miejsce gdzie zdobywam wiedzę ogólną ( o sporcie również )A dom - miejsce gdzie uczę się tego na co mam ochotę.
Widać jesteś zdolny. Weź pod uwagę, to, że jest masa takich uczniów, którzy muszą po przyjściu do domu bez przerwy zakuwać żeby coś zrozumieć. Nie patrz na tę propozycję zniesienia godziny wf-u przez pryzmat siebie. Romek, widać, też patrzył pod kątem siebie. Zapewne dzieci się zniego śmiały, na wuefie, że wysoki i niezgrabny, to teraz sobie to wynagradza. Minister Edukacji powinien, jako priorytet, stawiać sobie dobro podopiecznych czyli uczniów i myśleć kategoriami ich dobrzego wykształcenia i zdrowia. Z tego co pamiętam z biologii, to do około 21 roku życia twardnieją wszystkie kości u człowieka, które mają stwardnąć (czyt. przestają być chrząstkami). Jeżeli w tym okresie dziecko będzie siedziało w szkole po 9 godzin na tyłku na historii, czy wychowaniu patriotycznym to wolałbym nie oglądać jego kręgosłupa. Zawsze te cztery godzinki wuefu przez tydzień pozwalają na wyluzowanie psychiczne, a przy okazji nie pozwalają na ciągłe garbienie się w ławie szkolnej.

Zgadzam się z MJ, że najlepszym rozwiązaniem byłoby dobierać sobie samemu rozkłąd zajęć (ale na etapie LO dopiero). Wtedy człowiek mniej więcej wie czego chce i co lubi. Nie byłoby wtedy sytuacji typu, że cała klasa siedzi na Wiedzy o Kulturze i rzuca papierkami w nauczyciela, bo ten przynudza o muzeach. Na lekcje chodziły by osoby, które to interesuje. Od razu inaczej by takie lekcje wyglądały. Polski, obcy, matematyka - obowiązkowe. Reszta przedmiotów wg uznania i upodobań ucznia. Z tym, że na przykład miałby nakazane w toku kształcenia w LO zawrzeć 2 godziny chemii, biologii i innych przedmiotów, których nie wybrał jako swoje "ulubione". Takie rozwiązanie byłoby idealne, ale niestety ani ja, ani, podejrzewam, moje dziecie tego nie doczekamy. Miałem okazję chodzić przez pewien okres czasu do szkoły gdzie funkcjonuje podobny system i naprawdę jest to rewelacja
mejdejo napisał(a):Zgadzam się z MJ, że najlepszym rozwiązaniem byłoby dobierać sobie samemu rozkłąd zajęć (ale na etapie LO dopiero). Wtedy człowiek mniej więcej wie czego chce i co lubi.
Ja uważam, że jest to mozliwe wcześniej, niż na etapie LO, bo to powinna być decyzja rodziców. Oczywiscie im dziecko starsze tym bardziej można jego preferencje brać pod uwagę.

marek
czyli proponujesz, żeby rodzice wybierali życiową ścieżkę swojego dziecka?
Oczywiście. Jak pisalem - w późniejszych latach powinni brać pod uwage preferencje dziecka. A jak inaczej sobie to wyobrażasz? Że dziecko samo sobie wybierze podstawówkę? Albo w wieku 14-15 lat dziecko lepiej sie orientuje w sprawi kształcenia niż rodzice?

marek
JA to sobie wyobrażam troszkę inaczej. Dziecko w podstawówce i w obecnym gimnazjum uczy się normalnym tokiem kształcenia, a w momencie wyboru szkoły ponadgimnazjalnej uściśla zakres przedmiotów, których chce się uczyć. Oczyswiście rodzice musieliby pomóc w takiej decyzji(bo w wieku 14-15 lat jeszcze nie tak łatwo się określić), ale nie powinni podejmować jej za swoje dziecko. Uważam, żewybór dokonany przez rodziców (nie wszystkich) byłby uzależniony od ich własnych oczekiwań w stosunku do swojego dziecka, a, jak wiadomo, rodzice coraz częściej mają bardzo ambitne plany co do swojego dziecka i niekiedy przeceniają możliwości tego dziecka. Nie mówiąc już o tym, czy dane dziecko chce robić to czego oczekuja od neigo rodzice.
Zbigniew napisał(a):a w podstawówce wracałem czasem o 17:00 ze szkoły i miałem czas na bieganie za piłką.
Rewelacja - w podstawówce to akurat trzeba zapierniczać ostro Tongue
Zbigniew napisał(a):A w szkołach średnich dużo mniej.
Ale dlaczego? Nie rozumiem - naprawdę... Na studiach (moich przynajmniej) wf jest obowiązkowy i olewając go można sobie wiele problemów narobić. Więc dlaczego ma nie być go tyle ile jest w szkole średniej? Bo jak komuś się wydaje,że chce być prawnikiem,to może mieć głęboko w d*** sport - bo to przecież takie dziecinne? Dajcie spokój...
A swoją drogą - rzecz jest w tym co zauważył Simon - tu chodzi o sposób myślenia Wesołego R. Który niczego dobrego nie wróży...
Zbigniew napisał(a):Dzieci po prostu wybierają Fife '02
jako duże dziecko informuje, ze dzieci wybieraja FIFE'06!!
na jakim swiecie zyjesz?Smile
pozdrawiam serdecznie
da! -da! -da! Smile


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości