Marku - ja nie uważam, że indywidualizm jest nie do pogodzenia z jakimkolwiek gremialnym zachowaniem. To zależy właśnie od... indywidualnych predyspozycji. Nie chcę kogokolwiek namawiać do nie-głosowania. Odpowiadam w tej mierze wyłącznie za siebie - i w swoim imieniu jedynie mogę pisać, że nie zamierzam głosować. Nie dlatego, że tego się nie da pogodzić z moim "nieokiełznanym indywidualizmem" (ale, Marku - z ręką na sercu - naprawdę mnie za takiego uważasz ? :o )

Nazywanie kogoś indywidualistą może być mylące - czasami oznacza także zaklasyfikowanie do jakiejś grupy, która się na przykład przeciwko czemuś buntuje, kontestuje rzeczywistość i tym podobne, nieprawdaż ? Po prostu chcę być w jak najmniejszym stopniu zależny od czynników zewnętrznych. Myślę, że w dzisiejszych czasach sytuacja Polski, zarówno gospodarcza jak i międzynarodowa jest dosyć ustabilizowana - i nie grozi nam żaden krach ani banructwo. To co mogą zrobić kolejne rządy, to tylko kosmetyka. Wierzę, że i tak (pod względem ekonomicznym) idzie ku dobremu, a ponieważ (wbrew antypisowskim, katastroficznym wypowiedziom) żyjemy w wolnym kraju, niezagrożonym już totalitaryzmem - polityka ma zatem mieć minimalny wpływ na moje życie. Zresztą zagadnieniami ekonomicznymi, podatkami, bezrobociem się specjalnie nie interesuje - na szczęście mnie rozmaite problemy z tym związane nie dotyczą. Poza tym wydaje mi się, że często przecenia się rolę państwa (to znaczy konkretnego rządu) w kwestii przeciwdziałania problemom natury ekonomicznej. A wielu bezrobotnych naprawdę na to bezrobocie zasługuje.
Jeśli coś mnie już emocjonuje to raczej kwestie "ideologiczne" - aborcja, kara śmierci i tym podobne, ale znowuż z moim antyspołecznym charakterem nie zdecydowałbym się działać w jakiejkolwiek organizacji promującej na przykład karę śmierci albo sprzeciwiającej się aborcji, związkom homoseksualnym i tak dalej.
Od zawsze miałem awersję do wszelkiego zorganizowanego, oficjalnego działania. A już konieczność podporządkowania się komukolwiek i działania zgodnie z "poleceniami" mierzi mnie niesamowicie.
Wiem, że tego typu podejście do głosowania jest nie do przyjęcia przez ludzi z pokolenia moich rodziców (czyli
de facto z pokolenia JK.), którzy walczyli (a jeśli nawet nie walczyli to marzyli o tym) o możliwość współdecydowania o losach własnego kraju. Pamiętacie ostatni bodaj telewizyjny wywiad JK. na temat referendum w sprawie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej ? Tam JK. mówi o "44-45% bezwładnej części społeczeństwa, których nic nie obchodzi co z nimi będzie, którzy są obciążeni pogańsko-sowieckim fatalizmem". I to jest jednak uproszczenie. Czymkolwiek jest ów "pogańsko (?) -sowiecki fatalizm" to ja nie czuję się tymże obciążony.
Pozdrawiam serdecznie