03-11-2006, 02:27 PM
Popatrz uważnie na majestat Drzewa
Jak w stronę ziemi pochyla gałęzie
Które, bezbronne, każdy powiew trzęsie
I łamiąc - śmierci Lasu się spodziewa
Zamarłe w stanie wiecznej łagodności
Chociaż je każda burza niepokoi
Ono wytrwale na swym miejscu stoi
Jak pomnik niepojętej cierpliwości
Bo pośród Drzewa królewskiej korony
Tlą się odbiciem mroczne nieboskłony
Nie gardź spojrzenia dla gwałtownej Rzeki
Której spienione fale brnąc korytem
Pragną poznawać drogi w nim wyryte
Trudem swych przodków tnących skał powieki
Ona obrazem czystej wytrwałości
Bo chociaż w biegu spowalnia i krąży
Do swego celu nieustannie dąży
Nie dbając czyje z ziemi spłucze kości
Wszak rwącej Rzeki skłębione meandry
Kryją proroctwa wzgardzonej Kasandry
Zwróc czasem oko w pion strzelistej Góry
Której spękana grań mglistego szczytu
Była ostoją zabobonnych mitów
Gdy przeciw lękom budowano mury
Będzie przytłaczać niezmiennym ogromem
I głębią echa w rozpadlinach wołać
Lecz tylko szeptem do tych dotrzeć zdoła
Którzy zapragną nazwać ją swym domem
Tylko nielicznym wierzchołek garbaty
Ukaże nowe niedościgłe światy
Wiecznie wpatrzony w pałacyk człowieka
Poszukujący trwania w ulotności
Stajesz się ślepy na źródła mądrości
I nie pojmujesz gdzie twój czas ucieka
Człowiek tajemnic rozpoznać nie umie
Drzewa karczuje i Rzeki tamuje
Gór niezdobytych pochyłość bronuje
I pysznie mówi że żyje rozumnie
Łatwiej sekretny sens natury śledzić
Niźli rozpoznać co w człowieku siedzi
Jak w stronę ziemi pochyla gałęzie
Które, bezbronne, każdy powiew trzęsie
I łamiąc - śmierci Lasu się spodziewa
Zamarłe w stanie wiecznej łagodności
Chociaż je każda burza niepokoi
Ono wytrwale na swym miejscu stoi
Jak pomnik niepojętej cierpliwości
Bo pośród Drzewa królewskiej korony
Tlą się odbiciem mroczne nieboskłony
Nie gardź spojrzenia dla gwałtownej Rzeki
Której spienione fale brnąc korytem
Pragną poznawać drogi w nim wyryte
Trudem swych przodków tnących skał powieki
Ona obrazem czystej wytrwałości
Bo chociaż w biegu spowalnia i krąży
Do swego celu nieustannie dąży
Nie dbając czyje z ziemi spłucze kości
Wszak rwącej Rzeki skłębione meandry
Kryją proroctwa wzgardzonej Kasandry
Zwróc czasem oko w pion strzelistej Góry
Której spękana grań mglistego szczytu
Była ostoją zabobonnych mitów
Gdy przeciw lękom budowano mury
Będzie przytłaczać niezmiennym ogromem
I głębią echa w rozpadlinach wołać
Lecz tylko szeptem do tych dotrzeć zdoła
Którzy zapragną nazwać ją swym domem
Tylko nielicznym wierzchołek garbaty
Ukaże nowe niedościgłe światy
Wiecznie wpatrzony w pałacyk człowieka
Poszukujący trwania w ulotności
Stajesz się ślepy na źródła mądrości
I nie pojmujesz gdzie twój czas ucieka
Człowiek tajemnic rozpoznać nie umie
Drzewa karczuje i Rzeki tamuje
Gór niezdobytych pochyłość bronuje
I pysznie mówi że żyje rozumnie
Łatwiej sekretny sens natury śledzić
Niźli rozpoznać co w człowieku siedzi
Tylko poczucie humoru nas może ocalić.
"Kaczmar nie wygrałby "Nadziei". Kaczmar nawet by się nie zakwalifikował ze względu na brak elementu autorskiego." - Zeratul
"Kaczmar nie wygrałby "Nadziei". Kaczmar nawet by się nie zakwalifikował ze względu na brak elementu autorskiego." - Zeratul