02-01-2006, 05:37 PM
1212
Naprawdę chciałem służyć Bogu,
Choć miałem lat dopiero sześć.
Więc wyruszyłem w swoją drogę,
Z innymi małe krzyże nieść.
A w armię naszą nikt nie wierzył,
Trzydzieści było nas tysięcy
I każdy posłannictwo szerzył,
żeby nas było coraz więcej.
Nikt do niczego nas nie zmuszał,
Wszak nasza czystość – naszą tarczą,
Orężem zaś bezgrzeszna dusza –
- taki rynsztunek nam wystarczył.
Więc przez Europę niósł się tupot naszych nóżek,
Nikt z dorosłych nie tupał z nami swoją nogą…
Nieśliśmy kadzielnice, pochodnie i krzyże,
Do Marsylii wędrując raz obraną drogą.
Kiedy dotarliśmy do portu,
Powstało dużo tam zamętu:
Kłopot przez morze był z transportem,
Lecz dali siedem nam okrętów.
Rodziców pożegnałem w myślach,
Od teraz już – krzyżowiec mały,
Gdy bryza w zgniłe żagle przyszła,
Szczury z pokładu uciekały.
Więc wyruszyliśmy przez morze,
Odkupić winy naszych dziadów,
Mordować starszych w imię Boże
- to ojcom naszym dla przykładu.
Więc płynęliśmy długo, armia Dzieci Bożych,
Dwa okręty roztrzaskał szkwał koło San Petro…
Ciała dzieci podarte – w falach miały groby,
Ale nasza wyprawa – pozostała świętą.
Choć wielu z nas umarło z trwogi,
żalu, szkorbutu i szaleństwa –
- nie zeszliśmy z obranej drogi,
modlitwy wznosząc miast przekleństwa.
Wreszcieśmy stały ląd ujrzeli,
Egiptu szary muł znad Nilu,
Wszyscyśmy z pieśnią broń podjęli.
Przeciw nieprzyjaciołom tylu.
Ale… nas, dzieci – oszukano
I na nic cała służba Bogu,
Bo wszystkich w niewolę sprzedano,
Mahometańskim naszym wrogom…
I tak zwyciężył islam, a raj się powiększył,
O dusz dziecięcych mrowie, potężnych – choć małych
(choć świat przez to na pewno nie jest wcale lepszy)…
I tak przykładem naszym karmi się świat cały:
Jak w życie Krzyż wprowadzać oraz ideały.
Naprawdę chciałem służyć Bogu,
Choć miałem lat dopiero sześć.
Więc wyruszyłem w swoją drogę,
Z innymi małe krzyże nieść.
A w armię naszą nikt nie wierzył,
Trzydzieści było nas tysięcy
I każdy posłannictwo szerzył,
żeby nas było coraz więcej.
Nikt do niczego nas nie zmuszał,
Wszak nasza czystość – naszą tarczą,
Orężem zaś bezgrzeszna dusza –
- taki rynsztunek nam wystarczył.
Więc przez Europę niósł się tupot naszych nóżek,
Nikt z dorosłych nie tupał z nami swoją nogą…
Nieśliśmy kadzielnice, pochodnie i krzyże,
Do Marsylii wędrując raz obraną drogą.
Kiedy dotarliśmy do portu,
Powstało dużo tam zamętu:
Kłopot przez morze był z transportem,
Lecz dali siedem nam okrętów.
Rodziców pożegnałem w myślach,
Od teraz już – krzyżowiec mały,
Gdy bryza w zgniłe żagle przyszła,
Szczury z pokładu uciekały.
Więc wyruszyliśmy przez morze,
Odkupić winy naszych dziadów,
Mordować starszych w imię Boże
- to ojcom naszym dla przykładu.
Więc płynęliśmy długo, armia Dzieci Bożych,
Dwa okręty roztrzaskał szkwał koło San Petro…
Ciała dzieci podarte – w falach miały groby,
Ale nasza wyprawa – pozostała świętą.
Choć wielu z nas umarło z trwogi,
żalu, szkorbutu i szaleństwa –
- nie zeszliśmy z obranej drogi,
modlitwy wznosząc miast przekleństwa.
Wreszcieśmy stały ląd ujrzeli,
Egiptu szary muł znad Nilu,
Wszyscyśmy z pieśnią broń podjęli.
Przeciw nieprzyjaciołom tylu.
Ale… nas, dzieci – oszukano
I na nic cała służba Bogu,
Bo wszystkich w niewolę sprzedano,
Mahometańskim naszym wrogom…
I tak zwyciężył islam, a raj się powiększył,
O dusz dziecięcych mrowie, potężnych – choć małych
(choć świat przez to na pewno nie jest wcale lepszy)…
I tak przykładem naszym karmi się świat cały:
Jak w życie Krzyż wprowadzać oraz ideały.
Miłość - księga stara. Kto nie czytał, polecam.