01-03-2006, 05:58 PM
Jakże się cieszę, znów idziesz do mnie.
Przygasły kroki, pukanie do drzwi.
Wiesz ,że czekałem, dziś nieprzytomnie
po kropli spada testament chwil.
Mętny mój wzrok lśni w twojej szpadzie,
lustrzany powiem rozpala mi skroń.
Ulga cierpienia czeka w szufladzie:
żelazo ostre czeka na dłoń.
Nie, nie tym razem, zgińże demonie.
Czemuś tak wiernie krzyk mój pokochał.
Znów łzami krwawię, znowu w pokłonie
zastygłem nisko;deszcz ciężko szlochał.
Wyżarłeś resztki w moich marzeniach.
Wnet znikasz z iskrą na nieboskłonie,
unoszę głowę z upokorzenia.
Tęcza stanęła, świt błysnął.Koniec
Przygasły kroki, pukanie do drzwi.
Wiesz ,że czekałem, dziś nieprzytomnie
po kropli spada testament chwil.
Mętny mój wzrok lśni w twojej szpadzie,
lustrzany powiem rozpala mi skroń.
Ulga cierpienia czeka w szufladzie:
żelazo ostre czeka na dłoń.
Nie, nie tym razem, zgińże demonie.
Czemuś tak wiernie krzyk mój pokochał.
Znów łzami krwawię, znowu w pokłonie
zastygłem nisko;deszcz ciężko szlochał.
Wyżarłeś resztki w moich marzeniach.
Wnet znikasz z iskrą na nieboskłonie,
unoszę głowę z upokorzenia.
Tęcza stanęła, świt błysnął.Koniec