10-03-2005, 12:40 PM
Tradycyjnie swoja relację zamieszczam zarówno na forum jak i na liście dyskusyjnej więc kto przeczyta w jednym miejscu, spokojnie może sobie darować powtórkę.
Już po raz czwarty miłośnicy twórczości Jacka Kaczmarskiego mogli się spotkać w Przemyślu na imprezie organizowanej przez wspaniałego i niezmordowanego organizatora Maćka Bryzka. Główne wydarzenie, czyli piątkowy koncert wrócił ponownie do sali teatralnej przemyskiego zamku co z racji znacznie bardziej komfortowych warunków dla widzów, lepszej akustyki i charakteru tego miejsca, okazało się pomysłem znakomitym. Pełna sala (ponoć blisko 300 osób) i płynąca z niej znakomita atmosfera, nadała całemu wydarzeniu znaczącą rangę co z pewnością mobilizująco wpłynęło na artystów. Impreza była filmowana z kilku amatorskich kamer a jej urywki nagrywane przez ekipę rzeszowskiej telewizji. Słowem – był to w pełni profesjonalny, ponad dwugodzinny koncert
Jako pierwsi wystąpiło znane większości forumowiczów i listowiczów Trio łódzko – chojnowskie w składzie Paweł Konopacki, Witold Łuczyński, Tomasz Susmęd. W kolejności zespół wykonał następujące utwory:
1. Warchoł - ( śpiewał Paweł, dedykując utwór wszystkim listowiczom i forumowiczom!)
2. Encore, jeszcze raz (śpiewał Witek)
3. Łazienki zimą – do muzyki zespołu (śpiewał Paweł)
4. Portret zbiorowy we wnętrzu – Dom Opieki (śpiewał Witek)
5. Jan Kochanowski (śpiewał Paweł)
6. Mucha w szklance lemoniady (śpiewał Witek)
7. Kantyczka – do słów K.M. Sieniawskiego i muzyki P. Gintrowskiego (śpiewali obaj)
Na bis artyści wykonali swoich popisowych Kosmonautów.
Ciekawym zabiegiem okazał się pomysł bezpośredniego przechodzenia jednego utworu w drugi, gdzie łącznikiem pomiędzy utworami były jedynie delikatne dźwięki wygrywane po mistrzowsku przez Tomka na klawiszach. Brak zapowiedzi i tak nielubianego przez publiczność strojenia instrumentów przez muzyków pomiędzy utworami, nadał całemu występowi płynności i sprawił, że powstało wrażenie uczestnictwa w jednym, spójnym spektaklu. O ile zawsze słuchając tria na żywo miałem wrażenie, że to Paweł jest frontmanem grupy, że to właśnie on wykonuje utwory, które rozgrzewają publiczność do białości o tyle na tym koncercie uważam, że wokalna palma pierwszeństwa należy się Witkowi. Fantastycznie zaśpiewane Encore, znakomita Mucha w szklance lemoniady, sprawiły, że mrowienie wzdłuż kręgosłupa, które czułem podczas tych wykonań, niemalże utrwaliło mi się na stałe. Mam wrażenie, że wokalnie Witek znakomicie się rozwinął przez ostatni rok. Wielkie gratulacje Witku i oby tak dalej! To, że zarówno Paweł jak i Witek, potrafią znakomicie śpiewać, jest olbrzymim atutem zespołu. Nieco „szalona” wirtuozeria Tomka przy klawiszach, dodaje poszczególnym utworom blasku i dopełnia obrazu całości.
Po raz pierwszy słyszałem na żywo wykonanie „Łazienek” i moim zdaniem wypadły one znakomicie. Powinno to stanowić zachętę dla zespołu by próbować tworzyć własną muzykę do kolejnych utworów które jej nie posiadają a które dzięki temu mogą zacząć żyć nowym , własnym życiem. Chyba najmniej z całego występu podobało mi się wykonanie „Kochanowskiego”. Miałem wrażenie, że Paweł nie tylko głosem ale swoją mimiką próbował przekazywać treść utworu co nie zawsze wychodziło najlepiej. Nie wiem jak w takich wypadkach postępują np. aktorzy (czy np., opracowują dany utwór przed lustrem czy też polegają na opinii innych), ale jeszcze utwór ten wymaga dalszej pracy, bo ten mimiczny flirt z publicznością nie wypadł moim zdaniem celująco.
Jeśli czegoś zabrakło mi w występie zespołu to może jeszcze chociaż ze dwóch utworów i jakiegoś silnego akcentu na koniec. Pomimo, iż Kosmonauci w wykonaniu chłopaków brzmią rewelacyjnie, to mimo wszystko nie jest to utwór tego formatu jak „Ofiara” „Kołysanka dla Kleopatry” czy „Epitafium dla Wysockiego”. Uważam, że jeśli artysta ma coś najlepszego do pokazania to warto zaprezentować to właśnie podczas bisu, żeby na koniec zostawić zachwyconą, zaczarowaną publiczność, tak by przez kilka najbliższych godzin, nie mogła dojść do siebie.
Generalnie jednak, jako całość występ mi się bardzo podobał, chociaż z wyżej wymienionych powodów byłem nieco mniej rozanielony niż w roku ubiegłym. Widać jednak, że próby z nowym repertuarem, jego urozmaicaniem, idą w dobrym kierunku co może tylko dobrze wróżyć na przyszłość.
Drudzy w kolejności wystąpili Mateusz Nagórski – gitara, śpiew i Jakub Mędrzycki – klawisze. W kolejności wykonali:
1. Wróżba
2. Wyschnięte strumienie
3. Nasza klasa
4. Tradycja
5. Rozbite oddziały
6. Tren spadkobierców
7. Czerwony autobus
8. Nad spuścizną po przodkach deliberacje
9. Rublow
Na bis: Nokturn mitologiczny
Z dużym zainteresowaniem oczekiwałem występu Mateusza i Kuby bo w takim duecie jeszcze ich nie widziałem ( w ubiegłym roku, skład był znacznie szerszy). Również merytorycznie to co mieli do zaproponowania było dla mnie nowością, bo niektóre utwory słyszałem w ich interpretacji po raz pierwszy. Moje zainteresowanie wzrosło gdy Mateusz przywitał się z publicznością charakterystycznym „Dobry wieczór państwu, dobry wieczór wam wszystkim...”
Niestety, szczerze muszę przyznać, że nieco się rozczarowałem. W wykonaniu Mateusza tak naprawdę podobały mi się dwa utwory, które zaśpiewał płynnie, z pasją, czysto i wyraziście. Po prostu miałem wrażenie, że włożył w nie samego siebie. Chodzi mi mianowicie o „Rozbite oddziały” i „Tren spadkobierców”. W pozostałych utworach, Mateusz sprawiał wrażenie jakiegoś mało skoncentrowanego (pomyłka we wstępie do jednego z utworów) lub po prostu część utworów była za mało „przepracowana”. Dla mnie najbardziej było to słychać przy „Wyschniętych strumieniach” gdzie Mateusz śpiewał jakoś tak nienaturalnie cedząc słowa i przy „Czerwonym autobusie”, który moim zdaniem powinien być zaśpiewany z olbrzymią pasją, wręcz nienawiścią w głosie, a tego mi kompletnie zabrakło. Uważam również, że próba śpiewania tzw. „zdartym” głosem nie wychodzi Mateuszowi najlepiej. Jestem laikiem w tym względzie, ale moim zdaniem przydałaby się konsultacja z kimś kto zajmuje się nauką śpiewu i potrafi „ustawiać” głos. Fachowa rada doświadczonej osoby, na pewno by się przydała.
Zastanowił mnie też dobór utworów do występu bo jeśli był on właśnie taki to myślę, że przydałoby się choć słowo zapowiedzi. Znacznie bardziej podobał mi się program Mateusza, który zatytułował „Przechadzka z Orfeuszem” i którego miałem okazję wysłuchać w Warszawie, zarówno pod względem doboru utworów jak i samego ich wykonania.
W dużej mierze występ Mateusza ratował Kuba, swoją znakomitą, elegancką grą na klawiszach, która naprawdę robiła wrażenie.
Podsumowując, uważam, że być może niekorzystnie na Mateuszu odbija się fakt częstej zmiany składów wykonawczych z którymi występuje. Być może brak jest wokół niego osoby z którą będzie mógł przedyskutować sobie dobór repertuaru, sposób wykonania poszczególnych utworów itp. Z Kubą współpracuje jak się zdaje okazyjnie, więc to nie jest układ, który ja mam na myśli. W zespołach łódzko – chojnowskim i poznańskim ten problem nie istnieje co mam wrażenie, ma bardzo korzystny wpływ na jakość ich prezentacji.
Ostatnimi z wykonawców, którzy pojawili się na przemyskiej scenie była formacja poznańska w składzie Przemysław Lembicz – śpiew, gitara, Piotr Lembicz – gitara, Marcin Żmuda – klawisze i Wojciech Strzelecki – bas. Wykonali następujące utwory:
1. Koniec wojny trzydziestoletniej
2. Rybi puzon – utwór Toma Waitesa
3. Źródło wszelkiego zła
4. Trąbeczka – Georgesa Brassensa
5. Z chłopa król
6. Aun aprendo (Uczę się jeszcze) – do tekstu Witolda Łuczyńskiego z muzyką zespołu
7. Kwestia smaku – do tekstu Z. Herberta
8. Latający Holender – do tekstu Stanisława Staszewskiego
9. Powódź
10. Szklana góra – z muzyką zespołu
Na bis: Portret zbiorowy w zabytkowym wnętrzu
Jak widać z powyższego zestawienia utworów, grupa poznańska nie poprzestała jedynie na piosenkach czy tekstach autorstwa Jacka Kaczmarskiego. I choć można było mieć obawy czy zaproponowana formuła „zaskoczy” w kontakcie z tak „skaczmaryzowaną” publicznością to jak się okazało, obawy te były płonne. Bowiem dobór utworów, ich znakomite przygotowanie zarówno pod względem muzycznym, aranżacyjnym i wokalnym, nie pozostawiły cienia wątpliwości, że decyzja o doborze takiego repertuaru była ze wszech miar słuszna. Ze sceny powiało świeżością, profesjonalizmem i tym czymś co w przypadku poezji ponoć ginie w przekładach a w przypadku występu Poznaniaków, od razu zaskarbiło sobie serca i umysły publiczności. Oni po prostu t o mają. Widać, że twórczość Mistrza Kaczmarskiego, stanowi inspirację dla artystów do swoich własnych poszukiwań artystycznych i efekty tych poszukiwań są naprawdę znakomite. Występ każdego zespołu musi mieć swoją gwiazdę i niewątpliwie tą poznańską gwiazdą jest Przemek. Jego fantastyczny głos w połączeniu ze sceniczną charyzmą powodują niemalże zjawisko omdlenia u żeńskiej części publiczności i nieukrywaną zazdrość graniczącą z podziwem u płci powszechnie uznawanej za brzydką. Jeśli do tego dodamy znakomity warsztat i wirtuozerię Marcina na klawiszach (ach ta solówka!), świetne zgranie z sekcją rytmiczną w postaci drugiej gitary Piotra i basu Wojtka, to otrzymamy obraz naprawdę profesjonalnie przygotowanej grupy, która „wymiata” na całego.
Mnie osobiście wymiótł „Rybi puzon” co przynajmniej w moim przypadku świadczy o tym, że nie tylko utwory autorstwa J.K. są w stanie mnie zachwycić. A obawiam się, że inne wykonanie niż poznańskie takiego wrażenia by na mnie nie zrobiło, co świadczy o wartości tej prezentacji. W ogóle wiele niespodzianek w tym występie, takich jak muzyka do „Szklanej góry” czy piosenka do tekstu Witka, stanowiły o sile tego występu bo publiczność z niecierpliwością wyczekiwała co będzie dalej. Z utworów „jackowych” najbardziej podobał mi się utwór pierwszy – „Koniec wojny trzydziestoletniej” i ostatni grany na bis czyli „Portret zbiorowy...”. Oba jak wiadomo pochodzą z płyty „Wojna postu z karnawałem” a tą chłopaki potrafili zawsze odegrać doskonale. I tak im zostało! Wielkie brawa i gratulacje!
Jeśli chodzi o mniej oficjalną część imprezy, to relację z jej przebiegu pozostawiam innym. Co bowiem zobaczyłem, przeżyłem, wypiłem, zjadłem i wysłuchałem to moje i nikt mi tego nie odbierze. Mam ciągle niedosyt w tym względzie więc i nie bardzo chcę się tym dzielić!
Wielkie dzięki Maćku, że podjąłeś się trudu organizacji tej imprezy. I nawet jeśli miałeś niedawno wątpliwości, czy jest ona potrzebna to myślę, że tegoroczna edycja rozwiała wszelkie wątpliwości w tym względzie. Ta impreza środowisku sieciowemu miłośników twórczości Mistrza, jest po prostu niezbędna. Mnie ona inspiruje i napędza do działania, daje oddech od rzeczywistości i wyzwala we mnie pozytywne emocje. I uważam, że nie jestem odosobniony w tym co czuję. Serdecznie wszystkich pozdrawiam z wiarą, że do zobaczenia za rok!
lodbrok
Już po raz czwarty miłośnicy twórczości Jacka Kaczmarskiego mogli się spotkać w Przemyślu na imprezie organizowanej przez wspaniałego i niezmordowanego organizatora Maćka Bryzka. Główne wydarzenie, czyli piątkowy koncert wrócił ponownie do sali teatralnej przemyskiego zamku co z racji znacznie bardziej komfortowych warunków dla widzów, lepszej akustyki i charakteru tego miejsca, okazało się pomysłem znakomitym. Pełna sala (ponoć blisko 300 osób) i płynąca z niej znakomita atmosfera, nadała całemu wydarzeniu znaczącą rangę co z pewnością mobilizująco wpłynęło na artystów. Impreza była filmowana z kilku amatorskich kamer a jej urywki nagrywane przez ekipę rzeszowskiej telewizji. Słowem – był to w pełni profesjonalny, ponad dwugodzinny koncert
Jako pierwsi wystąpiło znane większości forumowiczów i listowiczów Trio łódzko – chojnowskie w składzie Paweł Konopacki, Witold Łuczyński, Tomasz Susmęd. W kolejności zespół wykonał następujące utwory:
1. Warchoł - ( śpiewał Paweł, dedykując utwór wszystkim listowiczom i forumowiczom!)
2. Encore, jeszcze raz (śpiewał Witek)
3. Łazienki zimą – do muzyki zespołu (śpiewał Paweł)
4. Portret zbiorowy we wnętrzu – Dom Opieki (śpiewał Witek)
5. Jan Kochanowski (śpiewał Paweł)
6. Mucha w szklance lemoniady (śpiewał Witek)
7. Kantyczka – do słów K.M. Sieniawskiego i muzyki P. Gintrowskiego (śpiewali obaj)
Na bis artyści wykonali swoich popisowych Kosmonautów.
Ciekawym zabiegiem okazał się pomysł bezpośredniego przechodzenia jednego utworu w drugi, gdzie łącznikiem pomiędzy utworami były jedynie delikatne dźwięki wygrywane po mistrzowsku przez Tomka na klawiszach. Brak zapowiedzi i tak nielubianego przez publiczność strojenia instrumentów przez muzyków pomiędzy utworami, nadał całemu występowi płynności i sprawił, że powstało wrażenie uczestnictwa w jednym, spójnym spektaklu. O ile zawsze słuchając tria na żywo miałem wrażenie, że to Paweł jest frontmanem grupy, że to właśnie on wykonuje utwory, które rozgrzewają publiczność do białości o tyle na tym koncercie uważam, że wokalna palma pierwszeństwa należy się Witkowi. Fantastycznie zaśpiewane Encore, znakomita Mucha w szklance lemoniady, sprawiły, że mrowienie wzdłuż kręgosłupa, które czułem podczas tych wykonań, niemalże utrwaliło mi się na stałe. Mam wrażenie, że wokalnie Witek znakomicie się rozwinął przez ostatni rok. Wielkie gratulacje Witku i oby tak dalej! To, że zarówno Paweł jak i Witek, potrafią znakomicie śpiewać, jest olbrzymim atutem zespołu. Nieco „szalona” wirtuozeria Tomka przy klawiszach, dodaje poszczególnym utworom blasku i dopełnia obrazu całości.
Po raz pierwszy słyszałem na żywo wykonanie „Łazienek” i moim zdaniem wypadły one znakomicie. Powinno to stanowić zachętę dla zespołu by próbować tworzyć własną muzykę do kolejnych utworów które jej nie posiadają a które dzięki temu mogą zacząć żyć nowym , własnym życiem. Chyba najmniej z całego występu podobało mi się wykonanie „Kochanowskiego”. Miałem wrażenie, że Paweł nie tylko głosem ale swoją mimiką próbował przekazywać treść utworu co nie zawsze wychodziło najlepiej. Nie wiem jak w takich wypadkach postępują np. aktorzy (czy np., opracowują dany utwór przed lustrem czy też polegają na opinii innych), ale jeszcze utwór ten wymaga dalszej pracy, bo ten mimiczny flirt z publicznością nie wypadł moim zdaniem celująco.
Jeśli czegoś zabrakło mi w występie zespołu to może jeszcze chociaż ze dwóch utworów i jakiegoś silnego akcentu na koniec. Pomimo, iż Kosmonauci w wykonaniu chłopaków brzmią rewelacyjnie, to mimo wszystko nie jest to utwór tego formatu jak „Ofiara” „Kołysanka dla Kleopatry” czy „Epitafium dla Wysockiego”. Uważam, że jeśli artysta ma coś najlepszego do pokazania to warto zaprezentować to właśnie podczas bisu, żeby na koniec zostawić zachwyconą, zaczarowaną publiczność, tak by przez kilka najbliższych godzin, nie mogła dojść do siebie.
Generalnie jednak, jako całość występ mi się bardzo podobał, chociaż z wyżej wymienionych powodów byłem nieco mniej rozanielony niż w roku ubiegłym. Widać jednak, że próby z nowym repertuarem, jego urozmaicaniem, idą w dobrym kierunku co może tylko dobrze wróżyć na przyszłość.
Drudzy w kolejności wystąpili Mateusz Nagórski – gitara, śpiew i Jakub Mędrzycki – klawisze. W kolejności wykonali:
1. Wróżba
2. Wyschnięte strumienie
3. Nasza klasa
4. Tradycja
5. Rozbite oddziały
6. Tren spadkobierców
7. Czerwony autobus
8. Nad spuścizną po przodkach deliberacje
9. Rublow
Na bis: Nokturn mitologiczny
Z dużym zainteresowaniem oczekiwałem występu Mateusza i Kuby bo w takim duecie jeszcze ich nie widziałem ( w ubiegłym roku, skład był znacznie szerszy). Również merytorycznie to co mieli do zaproponowania było dla mnie nowością, bo niektóre utwory słyszałem w ich interpretacji po raz pierwszy. Moje zainteresowanie wzrosło gdy Mateusz przywitał się z publicznością charakterystycznym „Dobry wieczór państwu, dobry wieczór wam wszystkim...”
Niestety, szczerze muszę przyznać, że nieco się rozczarowałem. W wykonaniu Mateusza tak naprawdę podobały mi się dwa utwory, które zaśpiewał płynnie, z pasją, czysto i wyraziście. Po prostu miałem wrażenie, że włożył w nie samego siebie. Chodzi mi mianowicie o „Rozbite oddziały” i „Tren spadkobierców”. W pozostałych utworach, Mateusz sprawiał wrażenie jakiegoś mało skoncentrowanego (pomyłka we wstępie do jednego z utworów) lub po prostu część utworów była za mało „przepracowana”. Dla mnie najbardziej było to słychać przy „Wyschniętych strumieniach” gdzie Mateusz śpiewał jakoś tak nienaturalnie cedząc słowa i przy „Czerwonym autobusie”, który moim zdaniem powinien być zaśpiewany z olbrzymią pasją, wręcz nienawiścią w głosie, a tego mi kompletnie zabrakło. Uważam również, że próba śpiewania tzw. „zdartym” głosem nie wychodzi Mateuszowi najlepiej. Jestem laikiem w tym względzie, ale moim zdaniem przydałaby się konsultacja z kimś kto zajmuje się nauką śpiewu i potrafi „ustawiać” głos. Fachowa rada doświadczonej osoby, na pewno by się przydała.
Zastanowił mnie też dobór utworów do występu bo jeśli był on właśnie taki to myślę, że przydałoby się choć słowo zapowiedzi. Znacznie bardziej podobał mi się program Mateusza, który zatytułował „Przechadzka z Orfeuszem” i którego miałem okazję wysłuchać w Warszawie, zarówno pod względem doboru utworów jak i samego ich wykonania.
W dużej mierze występ Mateusza ratował Kuba, swoją znakomitą, elegancką grą na klawiszach, która naprawdę robiła wrażenie.
Podsumowując, uważam, że być może niekorzystnie na Mateuszu odbija się fakt częstej zmiany składów wykonawczych z którymi występuje. Być może brak jest wokół niego osoby z którą będzie mógł przedyskutować sobie dobór repertuaru, sposób wykonania poszczególnych utworów itp. Z Kubą współpracuje jak się zdaje okazyjnie, więc to nie jest układ, który ja mam na myśli. W zespołach łódzko – chojnowskim i poznańskim ten problem nie istnieje co mam wrażenie, ma bardzo korzystny wpływ na jakość ich prezentacji.
Ostatnimi z wykonawców, którzy pojawili się na przemyskiej scenie była formacja poznańska w składzie Przemysław Lembicz – śpiew, gitara, Piotr Lembicz – gitara, Marcin Żmuda – klawisze i Wojciech Strzelecki – bas. Wykonali następujące utwory:
1. Koniec wojny trzydziestoletniej
2. Rybi puzon – utwór Toma Waitesa
3. Źródło wszelkiego zła
4. Trąbeczka – Georgesa Brassensa
5. Z chłopa król
6. Aun aprendo (Uczę się jeszcze) – do tekstu Witolda Łuczyńskiego z muzyką zespołu
7. Kwestia smaku – do tekstu Z. Herberta
8. Latający Holender – do tekstu Stanisława Staszewskiego
9. Powódź
10. Szklana góra – z muzyką zespołu
Na bis: Portret zbiorowy w zabytkowym wnętrzu
Jak widać z powyższego zestawienia utworów, grupa poznańska nie poprzestała jedynie na piosenkach czy tekstach autorstwa Jacka Kaczmarskiego. I choć można było mieć obawy czy zaproponowana formuła „zaskoczy” w kontakcie z tak „skaczmaryzowaną” publicznością to jak się okazało, obawy te były płonne. Bowiem dobór utworów, ich znakomite przygotowanie zarówno pod względem muzycznym, aranżacyjnym i wokalnym, nie pozostawiły cienia wątpliwości, że decyzja o doborze takiego repertuaru była ze wszech miar słuszna. Ze sceny powiało świeżością, profesjonalizmem i tym czymś co w przypadku poezji ponoć ginie w przekładach a w przypadku występu Poznaniaków, od razu zaskarbiło sobie serca i umysły publiczności. Oni po prostu t o mają. Widać, że twórczość Mistrza Kaczmarskiego, stanowi inspirację dla artystów do swoich własnych poszukiwań artystycznych i efekty tych poszukiwań są naprawdę znakomite. Występ każdego zespołu musi mieć swoją gwiazdę i niewątpliwie tą poznańską gwiazdą jest Przemek. Jego fantastyczny głos w połączeniu ze sceniczną charyzmą powodują niemalże zjawisko omdlenia u żeńskiej części publiczności i nieukrywaną zazdrość graniczącą z podziwem u płci powszechnie uznawanej za brzydką. Jeśli do tego dodamy znakomity warsztat i wirtuozerię Marcina na klawiszach (ach ta solówka!), świetne zgranie z sekcją rytmiczną w postaci drugiej gitary Piotra i basu Wojtka, to otrzymamy obraz naprawdę profesjonalnie przygotowanej grupy, która „wymiata” na całego.
Mnie osobiście wymiótł „Rybi puzon” co przynajmniej w moim przypadku świadczy o tym, że nie tylko utwory autorstwa J.K. są w stanie mnie zachwycić. A obawiam się, że inne wykonanie niż poznańskie takiego wrażenia by na mnie nie zrobiło, co świadczy o wartości tej prezentacji. W ogóle wiele niespodzianek w tym występie, takich jak muzyka do „Szklanej góry” czy piosenka do tekstu Witka, stanowiły o sile tego występu bo publiczność z niecierpliwością wyczekiwała co będzie dalej. Z utworów „jackowych” najbardziej podobał mi się utwór pierwszy – „Koniec wojny trzydziestoletniej” i ostatni grany na bis czyli „Portret zbiorowy...”. Oba jak wiadomo pochodzą z płyty „Wojna postu z karnawałem” a tą chłopaki potrafili zawsze odegrać doskonale. I tak im zostało! Wielkie brawa i gratulacje!
Jeśli chodzi o mniej oficjalną część imprezy, to relację z jej przebiegu pozostawiam innym. Co bowiem zobaczyłem, przeżyłem, wypiłem, zjadłem i wysłuchałem to moje i nikt mi tego nie odbierze. Mam ciągle niedosyt w tym względzie więc i nie bardzo chcę się tym dzielić!
Wielkie dzięki Maćku, że podjąłeś się trudu organizacji tej imprezy. I nawet jeśli miałeś niedawno wątpliwości, czy jest ona potrzebna to myślę, że tegoroczna edycja rozwiała wszelkie wątpliwości w tym względzie. Ta impreza środowisku sieciowemu miłośników twórczości Mistrza, jest po prostu niezbędna. Mnie ona inspiruje i napędza do działania, daje oddech od rzeczywistości i wyzwala we mnie pozytywne emocje. I uważam, że nie jestem odosobniony w tym co czuję. Serdecznie wszystkich pozdrawiam z wiarą, że do zobaczenia za rok!
lodbrok
Być wciąż spragnionym - to nektar istnienia.