04-29-2005, 12:58 PM
Witam. Moja próba lekko poetycka.
Proszę o uwagi krytyczne.
Motyl
Wiosny pierwszego patrząc tchnienia
uciekam we wspomnienia.
Lat kilka moje życie trwa
gdy w świat wyjeżdżam w "spacerówce ",
kwiecień kobierce kwiatów tka,
wiatrem dmie w skrzydła bożej krówce.
Wciąż wątłe słońce grzeje pled,,
który okrywa moje nogi,
zaś dookoła życia pęd,
lecz nadszedł moment dlań złowrogi.
Bo oto motyl-kruchy kwiat,
którego chwila w wiośnie tkwiła
przysiadł na kocu, lecz śmierć-kat
jak dłonie skrzydła mu złożyła.
Jak broszka zastygł u mych stóp
znieruchomiały,barwny,czysty.
Przed chwilą motyl, teraz trup-
bardzo boleśnie oczywisty.
Jak pojąć to misterium zła,
gdy kilkuletnim jest się dzieckiem,
w wózku, który zaś mama pcha.
Bywają chwile nadzdradzieckie...
Ofiarowują doznań toń
co jednak są fatamorganą,
za którą wciąż podążaj,goń!
Lecz znowu piach, lecz znów to samo.
Skąd brzdąc malutki wiedzieć ma
że szczęście zawsze jest ulotne,
ironia z losem w kości gra-
kogo pogłaszcze, kogo dotknie?
Więc płaczę rzewnie jako malec,
lecz już wśród łez podnoszę głowę,
bo w słońcu siada mi na palec
bordowozłoty paź królowej.
Lekko przysiada,skrzydła drżą,
a ja napawam się bliskością
motyla.Zaś symbolem on
triumfu wiosny nad nicością.
Wiosny pierwszego patrząc tchnienia
uciekam we wspomnienia.
Proszę o uwagi krytyczne.
Motyl
Wiosny pierwszego patrząc tchnienia
uciekam we wspomnienia.
Lat kilka moje życie trwa
gdy w świat wyjeżdżam w "spacerówce ",
kwiecień kobierce kwiatów tka,
wiatrem dmie w skrzydła bożej krówce.
Wciąż wątłe słońce grzeje pled,,
który okrywa moje nogi,
zaś dookoła życia pęd,
lecz nadszedł moment dlań złowrogi.
Bo oto motyl-kruchy kwiat,
którego chwila w wiośnie tkwiła
przysiadł na kocu, lecz śmierć-kat
jak dłonie skrzydła mu złożyła.
Jak broszka zastygł u mych stóp
znieruchomiały,barwny,czysty.
Przed chwilą motyl, teraz trup-
bardzo boleśnie oczywisty.
Jak pojąć to misterium zła,
gdy kilkuletnim jest się dzieckiem,
w wózku, który zaś mama pcha.
Bywają chwile nadzdradzieckie...
Ofiarowują doznań toń
co jednak są fatamorganą,
za którą wciąż podążaj,goń!
Lecz znowu piach, lecz znów to samo.
Skąd brzdąc malutki wiedzieć ma
że szczęście zawsze jest ulotne,
ironia z losem w kości gra-
kogo pogłaszcze, kogo dotknie?
Więc płaczę rzewnie jako malec,
lecz już wśród łez podnoszę głowę,
bo w słońcu siada mi na palec
bordowozłoty paź królowej.
Lekko przysiada,skrzydła drżą,
a ja napawam się bliskością
motyla.Zaś symbolem on
triumfu wiosny nad nicością.
Wiosny pierwszego patrząc tchnienia
uciekam we wspomnienia.