Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Kolejne wspomnienie z okresu studiów.
#1
Była mniej więcej druga w nocy. Wracaliśmy z koleżanką z jakiejś domowej imprezy u znajomych. To był okres, kiedy wynajmowałem pokój w domku jednorodzinnym na Ponikwodzie, gdzie zewsząd miałem daleko. Szliśmy już około godziny i jakieś pięćset metrów od domu musieliśmy na chwilę przystanąć. Ta dzielnica cieszy się nieciekawą opinią, zaraz obok stoją wieżowce Starej Kalinowszczyzny, pamiętające jeszcze koniec lat sześćdziesiątych i w zaułkach kręci się zawsze sporo frustratów w różnym wieku, chętnych, żeby komuś obić twarz. Zatrzymaliśmy się akurat w miejscu, gdzie ulica Lwowska kończy się dużym rondem, a następnie przechodzi w krótką uliczkę Marii Koryznowej.
Zwróciłem uwagę na jakiś czarny fragment materiału, leżący na trawniku, zaraz przy krawędzi chodnika. Kiedy podszedłem bliżej, okazało się, że to stary zniszczony szkolny plecak. Coś mnie jednak tknęło, żeby się nim bliżej zainteresować. Najpierw przeciągnąłem ręką po wierzchu, stwierdziłem, że w środku jest twardy przedmiot o regularnych kształtach. Górna klapka plecaka była do połowy oderwana, więc podniosłem z dwóch stron spód do góry i na chwilę zastygłem w przerażeniu, kiedy ze środka wysunęła się metalowa płytka ze stykami. Było ciemno, jednak po tym jak na płytce udało mi się odczytać napis "Seagate Barracuda", trochę się uspokoiłem. Ciągle trzymając dwa spodnie rogi plecaka spojrzałem w stronę koleżanki i widząc jej bladą ze strachu twarz wyszeptałem - "spokojnie, to tylko dysk komputerowy".
Postanowiłem zajrzeć w pobliskie krzaki w poszukiwaniu właściciela zguby. W końcu rożne przypadki się zdarzają. Mógł przed kimś uciekać, zgubić plecak, leżeć pobity, albo nawalony jak szpadel. Nikogo jednak nie znalazłem. Po krótkim zastanowieniu włożyłem znalezisko do swojego plecaka i zmieniłem początkowe plany odprowadzenia tylko koleżanki do domu, na pozostanie u niej do rana i wymyślenie co dalej.
Na miejscu wysypaliśmy zawartość plecaka na podłogę i przez dłuższy czas nie mogliśmy uwierzyć w to, co ukazało się naszym oczom. Otóż na dywanie, obok wspomnianej już Barracudy i kilku innych części komputerowych (m.in. nagrywarki cd/rw), leżał portfel, płyta w opakowaniu z oryginalnym Windowsem, telefon komórkowy (jak się potem okazało ze świeżo załadowaną kartą za 100 zł) oraz kilka innych mniejszych, acz wartościowych przedmiotów osobistych. Telefonu na razie nie dotykałem. W portfelu, obok stu kilkudziesięciu złotych znalazłem legitymację studencką, dowód osobisty, paszport i prawo jazdy (tak, w tym momencie zastanawiałem się co za kretyn nosi przy sobie wszystkie dokumenty). Zdjęcie, nazwisko i adres właściciela naświetliły mi tylko tyle, że mieszka on na drugim krańcu miasta, więc byłem zmuszony przyjrzeć się bliższej telefonowi.
Myślałem wtedy w ten sposób: "jeżeli dzwonić, to nie do rodziców, prędzej na ostatnie wykonane połączenie, bo może zgubił plecak właśnie po wyjściu od osoby, z którą się łączył, a po co niepotrzebnie niepokoić rodziców?" Żaden ze znajomych nie odbierał (pamiętajmy, że dochodziła druga trzydzieści w nocy). W końcu nie zostało mi nic innego, jak tylko wybrać numer opatrzony opisem "mama". Rozmawialiśmy około dwunastu minut, podałem przybliżone miejsce, gdzie można od razu odebrać plecak z całą zawartością i umówiłem się, że za pół godziny mąż rozmówczyni przyjedzie autem pod wskazany przeze mnie adres. Jak się wkrótce okazało, największe zaskoczenie wieczoru dopiero miało mnie spotkać. Otóż ojciec właściciela plecaka, po mojej prośbie, żeby zerknął, czy wszystko jest w środku, odpowiedział, że on i tak nie wie co tam było, podziękował mi i wyciągnął w moją stronę z kieszeni włożony w zgiętą kartkę papieru zeszytowego banknot pięćdziesięciozłotowy. Zdębiałem, bo nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby się upominać o jakież znaleźne. To trwało dłuższą chwilę. Facet siedział za kierownicą z wyciągniętą ku mnie ręką i patrzył się na mnie trochę przestraszony, a ja stałem obok auta i gapiłem się na jego rękę. W końcu zapytałem - "czy ma pan długopis?". Odpowiedział, że ma, więc poprosiłem go, żeby schował pieniądze i na kartce, w której je trzymał zapisał sobie mój numer telefonu i imię. Powiedziałem, żeby jechał do domu i zadzwonił do mnie jak tylko znajdzie syna, bo ja też będę się martwił. Czekaliśmy na telefon około dwóch godzin, ale w końcu zrezygnowaliśmy i zmęczony udałem się do siebie.
Dzwonek mojej komórki zbudził mnie następnego dnia około południa. W słuchawce usłyszałem beztroski głos właściciela, który oznajmił mi, że wracał pijany od kumpla, niewiele pamięta, ale chyba przysnął na chwilę na trawniku, a potem wstał i widocznie poszedł do domu bez plecaka. Powiedziałem mu, żeby na przyszłość bardziej się pilnował, trochę się pośmialiśmy z całej sytuacji. Już nigdy potem nie dzwonił, także nie wiem co u niego w tej chwili.
"Nie sposób zrozumieć dziejów narodu polskiego - tej wielkiej tysiącletniej wspólnoty, która tak głęboko stanowi o mnie, o każdym z nas - bez Chrystusa."
Jan Paweł II
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku

Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Przeczuwam kolejne zamieszanie forumowe Krasny 2 1,587 01-30-2007, 04:37 PM
Ostatni post: Krasny
  Kolejne zaproszenie Jkub 3 1,868 07-11-2005, 12:08 PM
Ostatni post: Jkub

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości