12-09-2004, 05:42 PM
Zbychu zawodzisz mnie. Uszczypliwości nie potrzebne, ale miejscami zabawne. A i nowy tekst do zaknotowania: strzelać karpia. Nie znałem.
Nie rozszyfrowałem tych pytań, bo jak sam zauważyłeś nie były to pytania (przynajmniej nie wszystkie). Ale sądzę, że nie spodziewałeś się, że to zrobię. Ponumerowałeś je także dowolnie, co uczyniło zrozumienie kontekstu niemożliwym. A i jeszcze odrobina abstrakcji ( w której zresztą się lubuję).
Ciągle nie wiesz co ukryłem? Tam wpisałem słowo: ŻART. Dlaczego? Wyjaśnienie w jednym z poprzednich postów.
Dobrze, że nie masz mi za złe, bo po pierwsze to nie porównywałem Ciebie tylko twoją frywolną, jak sam napisałeś, wypowiedź. A porównałem ją do wypowiedzi Duszka (warchoła) zarejestrowanego użytkownika tego forum, który nie jednokrotnie popisywał się totalnie abstrakcyjnymi wypowiedziami na forum, które Twoją próbkę biją na głowę. (jeśli życzysz sobie to służę cytatami, ale na pewno sam go dostrzegłeś) I niegdzie zbychu nie napisałem, że twa proza to bredzenie, do kroć set!
Kucze, ale tak się zastanawiam, co Ciebie tak wzięło na to wyjaśnianie?
A jak kawał to służę: ( nie będę wyjaśniał nie obawiajcie się, Ci, którzy we mnie wierzycie)
Tłum chce kamienować jawnogrzesznicę. Jezus staje w jej obronie:
- Kto jest bez grzechu niech pierwszy rzuci kamień.
Ludzie spuszczają głowy i kamienie wypadają im z rąk.
Nagle, nadlatuje jakiś kamień i ... łup! Magdalena oberwała.
Jezus się obraca:
- Matko, jak Ty mnie czasami denerwujesz!
Ej tylko bez linczu proszę. To tylko taki joke na rozluźnienie.
Zgadzam się, jest to szalenie subiektywne. I dlatego nikt nie powinien tego oceniać. Tzn., można to sobie oceniać jak tam się chce tylko nie postulować, iż to właśnie jego subiektywna ocena jest prawdą obiektywną. Tak sądzę. Zdaję sobie sprawę, że ja sam pisząc, że to nikomu nie szkodzi, napisałem co ja myślę, ale jednocześnie od nikogo nie wymagałem, żeby przyjął, że tak jest. Nie pisałem z pozycji wojownika, ale człowieka, który dzieli się przemyśleniami. A "obrońcy tradycji" mają wyraźnie inne nastawienie.
To jest dla mnie, przyznaję się bez bicia, najcięższa kwestia, jaką można w tej materii poruszyć. Mój znajomy narkoman, gdy mu zadałem takie pytanie, odpowiedział a skąd my sami (nie biorący) możemy wiedzieć, że ten świat, który nas otacza, który postrzegamy bez pryzmatu substancji psychoaktywnych, nie jest ułudą, że to własnie on jest realny?
Może to własnie mózg ludzki jest tak urządzony, że nakłada nam na zmysły pewnego rodzaju filtr (niekoniecznie ogranicznik) który zniekształca na obraz świata. Nauka, logika itd. to wszystko wytwory naszego, ludzkiego rozumu. Skąd możemy wiedzieć, że jest prawdziwe to o czym nam mówią? Może istnieje inna logika, która jest zupełnie odmienna od naszej?
Ale co do jasnego pytania: czy pozwolić narkomanom brać? To abstrahując od tego, kim dla nas jest narkoman, nie potrafię odpowiedzieć jednoznacznie i zdecydowanie na to pytanie. Mój mały rozumek jest za mały, żeby był zdolny do decydowania za wielu ludzi, tym bardzie, że nie jestem narkomanem, wiec nie wiem jak to wygląda od środka. Kierując się obserwacjami narkomanów mogę indywidualnie podjąć decyzję: nie chce brać, bo nie chcę się tak zachowywać i wyglądać jak oni. I ja widzę swoje szczęście gdzie indziej. Natomiast gdzie oni widzą swoje szczęście tego nie jestem w stanie subiektywnie ocenić.
Według mnie nie trzeba.
Pójdzie tam ten, kto nie znajdzie szczęścia w tym, co już zna.
Zgadzam się, ale miłość równa się szczęściu.
Ale krowy nie. Moja babcia miała kiedyś taką brązową mućkę w łaty. Mądre to było zwierze, a jakie miało duże oczy...
No napisałem chyba z tonę słów. Aż mi się literki plączą, czego nie widać, bo i tak zaraz wszystko w wordzie poprawię.
pozdro 600
volt
tomekz
Nie rozszyfrowałem tych pytań, bo jak sam zauważyłeś nie były to pytania (przynajmniej nie wszystkie). Ale sądzę, że nie spodziewałeś się, że to zrobię. Ponumerowałeś je także dowolnie, co uczyniło zrozumienie kontekstu niemożliwym. A i jeszcze odrobina abstrakcji ( w której zresztą się lubuję).
Ciągle nie wiesz co ukryłem? Tam wpisałem słowo: ŻART. Dlaczego? Wyjaśnienie w jednym z poprzednich postów.
zbych napisał(a):(to znaczy, Tomkuzemleduchu, że dobrze Ci życzę i nie mam Ci za złe porównania mnie do duszków warchołów, a mojej finezyjnej prozy do bredzenia, i że liczę na wzajemność, tzn. darowanie mi powyższych uszczypliwości, wyjaśniam zawczasu, oczywiscie o ile sa one dostatecznie jasne)
Dobrze, że nie masz mi za złe, bo po pierwsze to nie porównywałem Ciebie tylko twoją frywolną, jak sam napisałeś, wypowiedź. A porównałem ją do wypowiedzi Duszka (warchoła) zarejestrowanego użytkownika tego forum, który nie jednokrotnie popisywał się totalnie abstrakcyjnymi wypowiedziami na forum, które Twoją próbkę biją na głowę. (jeśli życzysz sobie to służę cytatami, ale na pewno sam go dostrzegłeś) I niegdzie zbychu nie napisałem, że twa proza to bredzenie, do kroć set!
Kucze, ale tak się zastanawiam, co Ciebie tak wzięło na to wyjaśnianie?
A jak kawał to służę: ( nie będę wyjaśniał nie obawiajcie się, Ci, którzy we mnie wierzycie)
Tłum chce kamienować jawnogrzesznicę. Jezus staje w jej obronie:
- Kto jest bez grzechu niech pierwszy rzuci kamień.
Ludzie spuszczają głowy i kamienie wypadają im z rąk.
Nagle, nadlatuje jakiś kamień i ... łup! Magdalena oberwała.
Jezus się obraca:
- Matko, jak Ty mnie czasami denerwujesz!
Ej tylko bez linczu proszę. To tylko taki joke na rozluźnienie.
tom napisał(a):tomekzemleduch napisał:
. Złem nazywane jest często także takie postępowanie, które nikomu nie szkodzi. tz
Kto ma to ocenić? Jest to szalenie subiektywne, np.homoseksualiści twierdzą, że ich orientacja jest sprawą prywatną i nikomu nie szkodzi, a "obrońcy tradycji",że niszczy porządek społeczny.
Zgadzam się, jest to szalenie subiektywne. I dlatego nikt nie powinien tego oceniać. Tzn., można to sobie oceniać jak tam się chce tylko nie postulować, iż to właśnie jego subiektywna ocena jest prawdą obiektywną. Tak sądzę. Zdaję sobie sprawę, że ja sam pisząc, że to nikomu nie szkodzi, napisałem co ja myślę, ale jednocześnie od nikogo nie wymagałem, żeby przyjął, że tak jest. Nie pisałem z pozycji wojownika, ale człowieka, który dzieli się przemyśleniami. A "obrońcy tradycji" mają wyraźnie inne nastawienie.
tom napisał(a):A co w przypadku, gdy szczęście jest ułudą? Narkoman po zażyciu heroiny odczuwa subiektywnie ogromne szczęście, wręcz rozkosz. To co, pozwolić mu brać ?!
Narkoman Tomasz Piątek powiedział kiedyś tak: "Ja boję się szczęścia. Lepsze są codzienne radości. Są mniej intensywne, ale jest ich więcej, wygrywają różnorodnością. Szczęście jest pasywne, człowiek szczęśliwy się odizolowuje. Radość jest aktywna, powoduje, że robimy inne rzeczy, wciągamy w nie innych ludzi."
To jest dla mnie, przyznaję się bez bicia, najcięższa kwestia, jaką można w tej materii poruszyć. Mój znajomy narkoman, gdy mu zadałem takie pytanie, odpowiedział a skąd my sami (nie biorący) możemy wiedzieć, że ten świat, który nas otacza, który postrzegamy bez pryzmatu substancji psychoaktywnych, nie jest ułudą, że to własnie on jest realny?
Może to własnie mózg ludzki jest tak urządzony, że nakłada nam na zmysły pewnego rodzaju filtr (niekoniecznie ogranicznik) który zniekształca na obraz świata. Nauka, logika itd. to wszystko wytwory naszego, ludzkiego rozumu. Skąd możemy wiedzieć, że jest prawdziwe to o czym nam mówią? Może istnieje inna logika, która jest zupełnie odmienna od naszej?
Ale co do jasnego pytania: czy pozwolić narkomanom brać? To abstrahując od tego, kim dla nas jest narkoman, nie potrafię odpowiedzieć jednoznacznie i zdecydowanie na to pytanie. Mój mały rozumek jest za mały, żeby był zdolny do decydowania za wielu ludzi, tym bardzie, że nie jestem narkomanem, wiec nie wiem jak to wygląda od środka. Kierując się obserwacjami narkomanów mogę indywidualnie podjąć decyzję: nie chce brać, bo nie chcę się tak zachowywać i wyglądać jak oni. I ja widzę swoje szczęście gdzie indziej. Natomiast gdzie oni widzą swoje szczęście tego nie jestem w stanie subiektywnie ocenić.
Rif_Raf napisał(a):Chodzi mi o to, jesli masz do wyboru szczescie i miłośc, czy da sie zrezygnowac z tego drugiego?
Według mnie nie trzeba.
Rif_Raf napisał(a):Malo kto tam pojdzie, bo nie bardzo wie co tam znajdzie.
Pójdzie tam ten, kto nie znajdzie szczęścia w tym, co już zna.
Rif_Raf napisał(a):Miłość- faktycznie super uczucie. Ale czy szczescie musi sie rownac milosc. Nie sadze.
Zgadzam się, ale miłość równa się szczęściu.
Rif_Raf napisał(a):Jak wiadomo, ludzie zmieniaja zdanie....
Ale krowy nie. Moja babcia miała kiedyś taką brązową mućkę w łaty. Mądre to było zwierze, a jakie miało duże oczy...
No napisałem chyba z tonę słów. Aż mi się literki plączą, czego nie widać, bo i tak zaraz wszystko w wordzie poprawię.
pozdro 600
volt
tomekz