12-09-2004, 03:06 PM
Tomkuzemleduchu, zawodzisz mnie. Sypiesz abstrakcyjnymi (czyli takimi odrealnionymi, wyjaśniam) żartami jak z rękawa (fragmentu ubrania, w który wkłada się rękę, wyjaśniam), a potem niewinnie strzelasz karpia? (To znaczy, że dziwisz się, wyjaśniam.)
Odpowiadam po kolei.
Pierwsze pytanie, które mi zadałeś, brzmiało: „zbychu no co jest? Naprawdę nie dasz rady?” (To są dwa pytania, ale trudno.) Chodziło o odmienianie Cichej. Powtórzyłem raz jeszcze, że nie wiem, jak się odmienia.
Drugie (tu faktycznie powinienem raczej powiedzieć „poruszane zagadnienie” niż pytanie, mój błąd, ale niewiele się do mnie zwracasz tamże, więc myślałem, że bez trudu odgadniesz) dotyczyło faktu, że już wiem, co ukryłeś w swoim poście. Zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że nie wiem.
Trzecie pytanie dotyczyło zdradzenia mojej recepty na szczęście. Odpowiedziałem to, co w punkcie trzecim.
Dalej mnie abstrakcyjnie poniosło, niestety, i jako czwartą oraz piątą odpowiedź dałem ogólną maksymę dotyczącą tematu szczęścia ogólnie przez Ciebie poruszanego od poczatku (maksyme żartobliwą, wyjaśniam, a nawet bez sensu) oraz pozdrowienia (nieżartobliwe, wyjaśniam).
Wtedy zauważyłem, że ułożyło to się w pięć punktów, czyli połowę dekalogu, który od wieków kieruje człowiekiem tak jak dążenie do szczęścia (właściwy dekalog ma 10, wyjaśniam, nieżartobliwych, wyjaśniam). Totez na deser opowiedziawszy fragment filmu Mela Brooksa pt. „Historia świata, cz.1” zażartowałem sam z siebie, nawiązując wcześniej do Sienkiewicza i zdania kończącego Trylogię (żeby podkreślić, ile wysiłku włożyłem w pisanie połowy dekalogu – żartobliwie, wyjaśniam).
Czy teraz frywolny tok mojej myśli jest dla Ciebie jaśniejszy, Tomkuzemleduchu?
Naturalnie mogłem zacytować w zamian coś poważnego z filozofów, ale nie myślałem, że trzeba.
Na koniec dla odprężenia opowiem dowcip o miłości (bo to też o szczęściu), a potem – spokojnie, spokojnie! – wyjaśnię go.
Dowcip:
- Kochasz mnie?
- A co ty myślisz, że się gimnastykuję?
Wyjaśnienie:
Chodzi tu o to, że pani pyta pana o żywione do niej uczucia, mając na myśli metafizyczną stronę miłości. Pan odpowiada jej mając na myśli stronę tejże dosłowną, fizyczną. Z kontekstu orientujemy się, że pan udzielił odpowiedzi w trakcie wykonywania ruchów frykcyjnych. Sądził, że pani pytała właśnie o jego dziwne zachowanie, czując się nieusatysfakcjonowaną w sensie rozkoszy cielesnej. Co tu jest śmieszne? Wyjaśniam. Śmieszne jest to, że ludzie w dzisiejszym świecie mają utrudnioną komunikację, kiedy tyle się wkoło pieprzy. (w sensie - psuje się tyle spraw, wyjaśniam!)
Pozdrawiam
(to znaczy, Tomkuzemleduchu, że dobrze Ci życzę i nie mam Ci za złe porównania mnie do duszków warchołów, a mojej finezyjnej prozy do bredzenia, i że liczę na wzajemność, tzn. darowanie mi powyższych uszczypliwości, wyjaśniam zawczasu, oczywiscie o ile sa one dostatecznie jasne)
Odpowiadam po kolei.
Pierwsze pytanie, które mi zadałeś, brzmiało: „zbychu no co jest? Naprawdę nie dasz rady?” (To są dwa pytania, ale trudno.) Chodziło o odmienianie Cichej. Powtórzyłem raz jeszcze, że nie wiem, jak się odmienia.
Drugie (tu faktycznie powinienem raczej powiedzieć „poruszane zagadnienie” niż pytanie, mój błąd, ale niewiele się do mnie zwracasz tamże, więc myślałem, że bez trudu odgadniesz) dotyczyło faktu, że już wiem, co ukryłeś w swoim poście. Zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że nie wiem.
Trzecie pytanie dotyczyło zdradzenia mojej recepty na szczęście. Odpowiedziałem to, co w punkcie trzecim.
Dalej mnie abstrakcyjnie poniosło, niestety, i jako czwartą oraz piątą odpowiedź dałem ogólną maksymę dotyczącą tematu szczęścia ogólnie przez Ciebie poruszanego od poczatku (maksyme żartobliwą, wyjaśniam, a nawet bez sensu) oraz pozdrowienia (nieżartobliwe, wyjaśniam).
Wtedy zauważyłem, że ułożyło to się w pięć punktów, czyli połowę dekalogu, który od wieków kieruje człowiekiem tak jak dążenie do szczęścia (właściwy dekalog ma 10, wyjaśniam, nieżartobliwych, wyjaśniam). Totez na deser opowiedziawszy fragment filmu Mela Brooksa pt. „Historia świata, cz.1” zażartowałem sam z siebie, nawiązując wcześniej do Sienkiewicza i zdania kończącego Trylogię (żeby podkreślić, ile wysiłku włożyłem w pisanie połowy dekalogu – żartobliwie, wyjaśniam).
Czy teraz frywolny tok mojej myśli jest dla Ciebie jaśniejszy, Tomkuzemleduchu?
Naturalnie mogłem zacytować w zamian coś poważnego z filozofów, ale nie myślałem, że trzeba.
Na koniec dla odprężenia opowiem dowcip o miłości (bo to też o szczęściu), a potem – spokojnie, spokojnie! – wyjaśnię go.
Dowcip:
- Kochasz mnie?
- A co ty myślisz, że się gimnastykuję?
Wyjaśnienie:
Chodzi tu o to, że pani pyta pana o żywione do niej uczucia, mając na myśli metafizyczną stronę miłości. Pan odpowiada jej mając na myśli stronę tejże dosłowną, fizyczną. Z kontekstu orientujemy się, że pan udzielił odpowiedzi w trakcie wykonywania ruchów frykcyjnych. Sądził, że pani pytała właśnie o jego dziwne zachowanie, czując się nieusatysfakcjonowaną w sensie rozkoszy cielesnej. Co tu jest śmieszne? Wyjaśniam. Śmieszne jest to, że ludzie w dzisiejszym świecie mają utrudnioną komunikację, kiedy tyle się wkoło pieprzy. (w sensie - psuje się tyle spraw, wyjaśniam!)
Pozdrawiam
(to znaczy, Tomkuzemleduchu, że dobrze Ci życzę i nie mam Ci za złe porównania mnie do duszków warchołów, a mojej finezyjnej prozy do bredzenia, i że liczę na wzajemność, tzn. darowanie mi powyższych uszczypliwości, wyjaśniam zawczasu, oczywiscie o ile sa one dostatecznie jasne)