01-06-2008, 06:59 PM
Wers pożegnania, ostatni oktostych:
Do widzenia, drogi, do widzenia.
Przyjacielu w piersi mej zostaniesz.
Po rozłące prawem przeznaczenia
Obiecane mamy też spotkanie.
Do widzenia, drgoi, bez ręki i słowa,
Nie smuć się, z pogodą dalej idź
Umrzeć - to w tym życiu rzecz nienowa,
Lecz nie nowsza, naturalnie - żyć.
Elżbieta Ustinowa:
"27-ego spotkałam Jesienina na schodach, bez kołnierzyka i krawata, z gąbką i mydłem na rękach. Podszedł do mnie zakłopotany i mówi, że wanna może eksplodować: piecyk kąpielowy jakoby jest bardzo rozgrzany, a wody w nim nic
nie ma.
Powiedziałam, że zawoła się go, kiedy wszystko będzie naprawione.
Wstąpiłam do niego. Tu pokazał mi lewą rękę: na przegubie miał trzy niegłębokie zacięcia.
Sergiusz Aleksandrowicz zaczął się skarżyć, żę w tym 'parszywym' hotelu nie ma nawet atramentu, i dziś rano był zmuszony pisać krwią.
Wnet nadszedł poeta Erlich. Sergiusz Alekasndrowicz podszedł do stołu, wydarł z notesu wiersz, który rano napisał krwią, i wsunął Erlichowi do wewnętrznej kieszeni marynarki.
Erlich sięgnął po kartkę, ale Jesienin zatrzymał:
- Potem przeczytasz, nie trzeba!"
Wolf Erlich:
"Naraz Sergiusz mówi:
- Aha! Ciociu Lizo, posłuchaj! To skandal! Żeby w numerze nie było atramentu! Rozumiesz? Chcę napisać wiersz - nie ma atramentu. Szukałem, szukałem, i nie znalazłem. Popatrz co zrobiłem!
Odwinął rękaw i pokazał przegub: nacięcie. Podniósł się krzyk. Ustinowa rozzłościła się nie na żarty.
Skończyli tak:
- Sierguńka! Mówię ci po raz ostatni! Jeżeli jeszcze raz powtórzy się taki kawał, nie chcę cię znać!
- Ciociu Lizo! A ja ci mówię, że jeśli nie będę miał atramentu jeszcze raz przetnę rękę! Co, jestem buchalterem, żebym odkładał do jutra?...
Jesienin nachyla się do stołu, wyrywa z notesu kartkę i pokazuje z daleka: wiersz.
Mówi, składając kartkę na czworo i wsuwając do kieszeni mojej marynarki:
- Dla ciebie.
Ustinowa chce przeczytać.
- Nie, poczekaj! Zostanie sam, to przeczyta...
Wiersz obaj z Ustinowem przeczytaliśmy dopiero następnego dnia. W zamieszaniu zapomniałem o nim."
Ustinow:
"Czy Jesienin mógł przypuszczać, że zostanie zapomniana kartka z wierszem napisanym jego własną krwią?... Gdyby została przeczytana wcześniej, Jesienina by nie zostawiono na tę noc samego..."
Erlich:
"...wanna, samowar, piwo (dozorca przyniósł pięć czy sześć butelek), gęsie podroby, ludzie. Na herbatę przyszedł Ustinow, przyprowadził Uszakowa. Jesienin rozmaiwał prawie wesoło... Śpiewał swoją ulubioną w ostatnich czasach piosenkę...
Koło szóstej zostaliśmy w trójkę: Jesienin, Uszakow i ja.
Ustinow poszedł do siebie 'zdrzemnąć się parę godzin'. Elżebieta Aleksiejewna także.
Koło ósmej i ja zabrałem się do wyjścia. Pożegnaliśmy się. Z Newskiego jeszcze zawróciłem: zapomniałem teczki, a z nią i upoważnienia. Uszakowa już nie było.
Jesienin siedział przy stole spokojny, bez marynarki, w narzuconym kożuchu, i przeglądał stare wiersze... Pożegnaliśmy się powtórnie.
Nazajutrz portier, składając zeznania, oświadczył, że koło dziesiątej Jesienin zszedł do niego z prośbą, żeby nikogo do niego nie wpuszczał."
Do widzenia, drogi, do widzenia.
Przyjacielu w piersi mej zostaniesz.
Po rozłące prawem przeznaczenia
Obiecane mamy też spotkanie.
Do widzenia, drgoi, bez ręki i słowa,
Nie smuć się, z pogodą dalej idź
Umrzeć - to w tym życiu rzecz nienowa,
Lecz nie nowsza, naturalnie - żyć.
Elżbieta Ustinowa:
"27-ego spotkałam Jesienina na schodach, bez kołnierzyka i krawata, z gąbką i mydłem na rękach. Podszedł do mnie zakłopotany i mówi, że wanna może eksplodować: piecyk kąpielowy jakoby jest bardzo rozgrzany, a wody w nim nic
nie ma.
Powiedziałam, że zawoła się go, kiedy wszystko będzie naprawione.
Wstąpiłam do niego. Tu pokazał mi lewą rękę: na przegubie miał trzy niegłębokie zacięcia.
Sergiusz Aleksandrowicz zaczął się skarżyć, żę w tym 'parszywym' hotelu nie ma nawet atramentu, i dziś rano był zmuszony pisać krwią.
Wnet nadszedł poeta Erlich. Sergiusz Alekasndrowicz podszedł do stołu, wydarł z notesu wiersz, który rano napisał krwią, i wsunął Erlichowi do wewnętrznej kieszeni marynarki.
Erlich sięgnął po kartkę, ale Jesienin zatrzymał:
- Potem przeczytasz, nie trzeba!"
Wolf Erlich:
"Naraz Sergiusz mówi:
- Aha! Ciociu Lizo, posłuchaj! To skandal! Żeby w numerze nie było atramentu! Rozumiesz? Chcę napisać wiersz - nie ma atramentu. Szukałem, szukałem, i nie znalazłem. Popatrz co zrobiłem!
Odwinął rękaw i pokazał przegub: nacięcie. Podniósł się krzyk. Ustinowa rozzłościła się nie na żarty.
Skończyli tak:
- Sierguńka! Mówię ci po raz ostatni! Jeżeli jeszcze raz powtórzy się taki kawał, nie chcę cię znać!
- Ciociu Lizo! A ja ci mówię, że jeśli nie będę miał atramentu jeszcze raz przetnę rękę! Co, jestem buchalterem, żebym odkładał do jutra?...
Jesienin nachyla się do stołu, wyrywa z notesu kartkę i pokazuje z daleka: wiersz.
Mówi, składając kartkę na czworo i wsuwając do kieszeni mojej marynarki:
- Dla ciebie.
Ustinowa chce przeczytać.
- Nie, poczekaj! Zostanie sam, to przeczyta...
Wiersz obaj z Ustinowem przeczytaliśmy dopiero następnego dnia. W zamieszaniu zapomniałem o nim."
Ustinow:
"Czy Jesienin mógł przypuszczać, że zostanie zapomniana kartka z wierszem napisanym jego własną krwią?... Gdyby została przeczytana wcześniej, Jesienina by nie zostawiono na tę noc samego..."
Erlich:
"...wanna, samowar, piwo (dozorca przyniósł pięć czy sześć butelek), gęsie podroby, ludzie. Na herbatę przyszedł Ustinow, przyprowadził Uszakowa. Jesienin rozmaiwał prawie wesoło... Śpiewał swoją ulubioną w ostatnich czasach piosenkę...
Koło szóstej zostaliśmy w trójkę: Jesienin, Uszakow i ja.
Ustinow poszedł do siebie 'zdrzemnąć się parę godzin'. Elżebieta Aleksiejewna także.
Koło ósmej i ja zabrałem się do wyjścia. Pożegnaliśmy się. Z Newskiego jeszcze zawróciłem: zapomniałem teczki, a z nią i upoważnienia. Uszakowa już nie było.
Jesienin siedział przy stole spokojny, bez marynarki, w narzuconym kożuchu, i przeglądał stare wiersze... Pożegnaliśmy się powtórnie.
Nazajutrz portier, składając zeznania, oświadczył, że koło dziesiątej Jesienin zszedł do niego z prośbą, żeby nikogo do niego nie wpuszczał."