01-03-2007, 09:44 PM
Bardzo ciekawy post Pawle, acz się nie zgadzam
Przy czym zważ, ze i tu (skąd jest ta wypowiedź?) JK celowo unika słowa Bóg (pojawia się ono w cytacie z Michnika). Zdaje się więc, że termin "Bóg" wydaje mu się w tym kontekście określający już za wiele. Kaczmarski mówi o poczuciu absolutu, które jest właściwe prawdopodobnie każdemu z nas. Pytaniem, z którym trzeba się borykać jest, czym jest owo poczucie. Dla jednych bywało ono dowodem na istnienie Boga - sam by wszak człowiek nie wpadł na tę ideę (i tu może być czy to Anzelm czy Kartezjusz czy kto bądź), dla innych będzie dowodem również, ale małej wiary człowieka w swoje możliwości, która sprawia, że ekstrapoluje on na Boga swoje właściwości (Nietzsche). To poczucie jest więc albo efektem istnienia owego absolutu albo kwestią konstrukcji naszej psychiki. Ta wypowiedź JK nie przesądza nawet, o którą z tych opcji chodzi. Już więcej nam tu mówi wywiad z "Przekroju", bo tam JK wprost deklaruje wiarę w jakiś absolut.
Następny jednak i pewnie ciekawszy jest problem ewentualnej antropoidalnej by tak rzec natury tego absolutu. Twierdzisz, że musiał Kaczmar myśleć o nim po ludzku, a więc przypisując mu ludzkie możliwości działania i wolę.
Jeśli mamy do czynienia z czymś na kształt teologii apofatycznej, to to nie jest heglowskie nie, które jest zaprzeczeniem czegoś konkretnego, a więc jest pewnym konstruktywnym określeniem. W przypadku Tomasza i ewentualnie Kaczmara stoi przed nami nie wyłacznie zaprzeczające. Absolut nie przenosi człowieka ponad śmierć. W żadnym wypadku nie oznacza to, że czyni cokolwiek innego, bądź czegoś chce lub nie chce, ma wolę. Nic absolutnie nam to o nim nie mówi. Jest to taki typ stwierdzenia, które co najwyżej (i o to poniekąd chodzi w teologii negatywnej) wzmaga odczucie transcendentności absolutu, jego nieprzystawalności do ludzkich kategorii.
Co więcej, wydaje mi się pewnym nadużyciem powiedzenie, że ludzie w ogóle myślą o absolucie po ludzku. Niekoniecznie. Jeśli "absolut" w tym kontekście to jakiś rodzaj przeczucia nadprzyrodzoności (by ująć to najogólniej), to może się ona przejawiać bardzo różnie. Najczęściej tak, jak mówisz, ale czy tzw. partycypacja mistyczna u ludów pierwotnych jest jakkolwiek ludzka? Ma raczej związek z pewną pozalogiczną mocą powiązań między rzeczami. Czy np. absolut Hegla? To, to w ogóle nie wiadomo, co jest do końca
, ale nie człowieczy bóg z całą pewnością.
Jest to równie bardzo mało, by uznać go za wierzącego, ale posługiwanie się tą kategorią w tym przypadku o tyle jest bezsensowne, czy nieuczciwe, że już wiemy, że potoczna definicja wierzącego kompletnie do Kaczmara nie przystaje, a jej wersja niepotoczna jest też nieintuicyjna i szalenie skomplikowana
Pozdrawiam!

Paweł Konopacki napisał(a):jakkolwiek Kaczmar absolut rozumiał, musiał o nim myśleć po ludzku -Myślę, że zasadnicza teza JK, którą przytaczasz jest słuszna
JK napisał(a):Mam wrażenie, że każdy człowiek, nawet nie zajmujący się twórczością, nawet bardzo prosty, ma w swojej rodzaj poczucia absolutu, rodzaj potrzeby absolutu i boryka się z tym na swoją miarę.
Przy czym zważ, ze i tu (skąd jest ta wypowiedź?) JK celowo unika słowa Bóg (pojawia się ono w cytacie z Michnika). Zdaje się więc, że termin "Bóg" wydaje mu się w tym kontekście określający już za wiele. Kaczmarski mówi o poczuciu absolutu, które jest właściwe prawdopodobnie każdemu z nas. Pytaniem, z którym trzeba się borykać jest, czym jest owo poczucie. Dla jednych bywało ono dowodem na istnienie Boga - sam by wszak człowiek nie wpadł na tę ideę (i tu może być czy to Anzelm czy Kartezjusz czy kto bądź), dla innych będzie dowodem również, ale małej wiary człowieka w swoje możliwości, która sprawia, że ekstrapoluje on na Boga swoje właściwości (Nietzsche). To poczucie jest więc albo efektem istnienia owego absolutu albo kwestią konstrukcji naszej psychiki. Ta wypowiedź JK nie przesądza nawet, o którą z tych opcji chodzi. Już więcej nam tu mówi wywiad z "Przekroju", bo tam JK wprost deklaruje wiarę w jakiś absolut.
Następny jednak i pewnie ciekawszy jest problem ewentualnej antropoidalnej by tak rzec natury tego absolutu. Twierdzisz, że musiał Kaczmar myśleć o nim po ludzku, a więc przypisując mu ludzkie możliwości działania i wolę.
Paweł Konopacki napisał(a):Absolut więc, zdaniem Kaczmara, czegoś nie czyni, czegoś być może, nie chce lub nie jest w stanie uczynić. Czynić coś, być w stanie coś zrobić - to są wszystko przymioty ludzkie. Absolut czegoś nie czyni, nie może uczynić, nie chce uczynić - wszystko to wiąże się z jakąś wolą absolutu, lub brakiem woli. A może absolut Kaczmara nie ma woli? Nie wiadomo. Niemniej przez pryzmat woli Kaczmar na absolut zdaje się patrzeć. A wola jest przecież przymiotem typowo ludzkim.I tu popełniasz pewną nadinterpretację. Jak sam zauważyłeś
Paweł Konopacki napisał(a):Mówi natomiast, jednym zdaniem, czym, jego zdaniem, nie jest
Jeśli mamy do czynienia z czymś na kształt teologii apofatycznej, to to nie jest heglowskie nie, które jest zaprzeczeniem czegoś konkretnego, a więc jest pewnym konstruktywnym określeniem. W przypadku Tomasza i ewentualnie Kaczmara stoi przed nami nie wyłacznie zaprzeczające. Absolut nie przenosi człowieka ponad śmierć. W żadnym wypadku nie oznacza to, że czyni cokolwiek innego, bądź czegoś chce lub nie chce, ma wolę. Nic absolutnie nam to o nim nie mówi. Jest to taki typ stwierdzenia, które co najwyżej (i o to poniekąd chodzi w teologii negatywnej) wzmaga odczucie transcendentności absolutu, jego nieprzystawalności do ludzkich kategorii.
Co więcej, wydaje mi się pewnym nadużyciem powiedzenie, że ludzie w ogóle myślą o absolucie po ludzku. Niekoniecznie. Jeśli "absolut" w tym kontekście to jakiś rodzaj przeczucia nadprzyrodzoności (by ująć to najogólniej), to może się ona przejawiać bardzo różnie. Najczęściej tak, jak mówisz, ale czy tzw. partycypacja mistyczna u ludów pierwotnych jest jakkolwiek ludzka? Ma raczej związek z pewną pozalogiczną mocą powiązań między rzeczami. Czy np. absolut Hegla? To, to w ogóle nie wiadomo, co jest do końca

Paweł Konopacki napisał(a):to wszystko, co wiemy. To bardzo mało, aby Kaczmara uznać za niewierzącego
Jest to równie bardzo mało, by uznać go za wierzącego, ale posługiwanie się tą kategorią w tym przypadku o tyle jest bezsensowne, czy nieuczciwe, że już wiemy, że potoczna definicja wierzącego kompletnie do Kaczmara nie przystaje, a jej wersja niepotoczna jest też nieintuicyjna i szalenie skomplikowana

Pozdrawiam!