Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
25 lat pozniej
#15
W kontekście poruszonego tematu bardzo ciekawie prezentują sie wypowiedzi J.K. z nowego wywiadu, który pojawił się na stronie - "Zniszczyc mit". Co prawda wywiad pochodzi z 1990 roku, ale wyrażona w nim postawa artysty wydaje się mieć ponadczasowy charakter:

Dziennikarz - Jeżeli denerwuje cię wpisywanie w zespół emblematów narodowych, dlaczego decydujesz się na udział w koncercie jubileuszowym "Solidarności"?

J.K. - Udział w tym koncercie jest wiernością wobec siebie samego. Gdybym odmówił i tłumaczył, że jako artysta zajmuję się teraz moim mistycznym stosunkiem do Pana Boga i koncert ten mnie nie obchodzi - okłamałbym siebie i ludzi. Nie cierpię akademii i rocznic, ale Sierpień był moim przeżyciem pokoleniowym i jestem mu wierny. Dziedzictwo Sierpnia można kwestionować i chyba nawet trzeba, ale nie można zakwestionować samego Sierpnia. Napisałem druga cześć "Źródła" - "Rozlewisko" - o tym, w jaki sposób rzeka zamienia się w bagno i ... prawdę mówiąc, nie lubię tej piosenki. Może jest prawdziwa, ale źródło wciąż istnieje, więc czy warto zajmować się tym, co dzieję się potem? Problemem jest w ogóle pokusa relatywizowania zjawiska. W młodości ma się prosty obraz świata i dzięki temu jest się silnym i zwycięskim. Potem pojawia się wahanie. Trzeba zatem chronić wartości elementarne nawet wtedy, kiedy przestaje się w nie wierzyć.

No a jeszcze ciekawiej jest później:

POST SCRIPTUM (6 września 1990)

Dziennikarz - Rozmawialiśmy na kilka dni przed twoim wyjazdem do Sopotu na koncert z okazji dziesięciolecia "Solidarności".

J.K. - Odpracowywałem nawet dni w Radiu "Wolna Europa", żeby dostać urlop.

Dziennikarz - I nie wystąpiłeś.

J.K. - Jest mi z tego powodu bardzo przykro, to był silny wstrząs. Zaproszono mnie i proszono, żeby, wskazał i zaprosił na tę uroczystość kogoś z kręgu piosenki zaangażowanej, nie kojarzonego z koniunkturą, z estradą: Karela Kryla, Paco Ibaneza, Luisa Llacha, który był niestety nieuchwytny. Część drugą koncertu miało wypełnić nasze swobodne przyjaciół śpiewanie. W Sopocie od początku wyglądało to źle. Na organizacyjny chaos byłem przygotowany, okazało się jednak na miejscu - że nie ma w istocie żadnego scenariusza. 12 godzin spędziłem w Oprze Leśnej poznając kolejne występy, które nie miały nic wspólnego z programem, który otrzymałem wcześniej. Mietek Cholewa, podobnie jak w 1970 roku, śpiewał na próbie piosenkę: "Janek Wiśniewski padł". Po pierwszym wykonaniu otrzymał dyspozycję: "Proszę powtórzyć, ale bez słów "krwawy Kociołek, kat Trójmiasta"". Taki sam incydent pamiętam z czasów, kiedy Wajda kręcił Człowieka z żelaza, ale w tedy Wajda musiał ratować cały film! Poczułem głęboki niepokój. A już prawdziwy odruch protestu - etycznego i estetycznego - wywołał we mnie pomysł wyświetlenia na wielkim monitorze dokumentów z ludźmi, którzy stracili bliskich w grudniu 1970 roku, w zestawieniu z Rosiewiczem i jakimiś balecikami. Kiedy zaś dowiedziałem się, że oprócz "Murów" i "Źródła" mam śpiewa z Rosiewiczem i innymi artystami w chórze i kiedy ustawiono nas w szeregu rozkazami "krok do przodu", "krok do tyłu" - zdecydowałem, że tego robić nie będę. Wreszcie - dowiedziałem się o kolejnym pomyśle: że w drugiej części także są zmiany, że oprócz Kryla, Ilbaneza i mnie wystąpi również Kora i Rosiewicz i że "próbujemy do rana". Na moja propozycję, żeby może jednak zachować pierwotną wersję, odpowiedź była krótka: "Za 5 minut próba". Wtedy po prostu - zrezygnowałem i poszedłem do hotelu. Nie mogę zaprzeczyć w jednej chwili sobie i temu, co było dla mnie ważne przez piętnaście lat. W Sopocie urządzono widowisko, które odbierało treści naszym indywidualnym wypowiedziom, bo nie chodziło o to, jaki będzie nasz wkład, liczył się tylko ogólny, zgody z czyjąś "linią" obraz. Tworzenie jakiejś fałszywej wspólnoty na scenie "akademii ku czci", wtapianie nas w szereg, w chór "dla idei". Następnego dnia usiłowano mnie zresztą odwieźć od tej decyzji w sposób najgorszy z możliwych: że mam rację, że to jest do niczego, a wiec tym bardziej powinienem zostać.

Dziennikarz- Po pierwszym pobycie w Polsce dowiedziałeś się czegoś o sobie, teraz - dowiedziałeś się czegoś o Polsce.

J.K.- Niepokoję się, że znany mi z przeszłości stosunek do sztuki, zmieniający ciekawe i wartościowe zjawiska w komercję, w estradowy show, odbierający im treść, odbierający jakość indywidualności - pojawi się znowu. A przecież w tym odrodzonym społeczeństwie powinniśmy umieć wreszcie szanować każdy akt twórczy. Boję się więc- nie tyle starych dekoracji, ile starego kręgosłupa.
Być wciąż spragnionym - to nektar istnienia.
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości