06-04-2005, 02:56 AM
Inspiracja
Przede mną kartka na stole
Niezapisana i czysta,
Tak czysta, aż w oczy kole,
Aż chce się ją wykorzystać.
Już w ręku mam co potrzeba,
Już, już się nad nią pochylam,
Gdy kartka, o wielkie nieba,
Tak do mnie gadać zaczyna:
„Ja ciągle żywię marzenia,
(Przyznaję, stemperowane),
I nie chcę mieć do czynienia,
Pan mi wybaczy, lecz z panem.
Ja nie mam dużych wymagań,
Nie mówię zaraz Mickiewicz,
Pan to już jednak przesada…
No, spokój, no już pan nie rycz!
Och, kiedyś, za młodu jeszcze,
By gra była świeczki warta,
Delikwent musiał być wieszczem,
Lub kimś na miarę Mozarta.
Żeby się na mnie perliły,
Spłynąwszy spod jego ręki,
Owoce mąk ponad siły,
Zaklęte w słowa lub dźwięki.
On mógłby na mnie napisać
Iliadę, Requiem, Dziady
Mahabharatę, Cogita
Scenariusz do Podejrzanych.
A że nikt z takich mnie nie chciał,
Więc z tonu spuściłam deko,
Już nie myślałam o wieszczach,
A niechby i był Seneką.
Lecz dziś i o takich trudno,
Pofolgowałam standardom:
Nie wykluczałam już Rousseau,
Przeszedłby nawet i Byron.
A potem tak poszło z górki,
Od Sienkiewicza i Boya.
Że nawet i pan Niziurski
Usłyszałby: ‘jestem twoja’.
I nie wiem czy da pan wiarę,
Niech no pan tylko pomyśli,
Że przeszedłby ktoś na miarę,
Doyle’a lub Agaty Christie!
Wygląda pan na człowieka,
Wiem, pan to dobrze rozumie,
Za to, że mnie pan poniecha
Z góry serdecznie dziękuję”.
Tu kończy kartka przemowę,
Kończę i ja spisywanie.
A wszystko, słowo za słowem,
Zapisywałem wprost na niej.
A Puenta? Panowie, panie!
Kto mądry pamięta o tym,
Że czasem samo gadanie,
Skutecznie pozbawia cnoty
Przede mną kartka na stole
Niezapisana i czysta,
Tak czysta, aż w oczy kole,
Aż chce się ją wykorzystać.
Już w ręku mam co potrzeba,
Już, już się nad nią pochylam,
Gdy kartka, o wielkie nieba,
Tak do mnie gadać zaczyna:
„Ja ciągle żywię marzenia,
(Przyznaję, stemperowane),
I nie chcę mieć do czynienia,
Pan mi wybaczy, lecz z panem.
Ja nie mam dużych wymagań,
Nie mówię zaraz Mickiewicz,
Pan to już jednak przesada…
No, spokój, no już pan nie rycz!
Och, kiedyś, za młodu jeszcze,
By gra była świeczki warta,
Delikwent musiał być wieszczem,
Lub kimś na miarę Mozarta.
Żeby się na mnie perliły,
Spłynąwszy spod jego ręki,
Owoce mąk ponad siły,
Zaklęte w słowa lub dźwięki.
On mógłby na mnie napisać
Iliadę, Requiem, Dziady
Mahabharatę, Cogita
Scenariusz do Podejrzanych.
A że nikt z takich mnie nie chciał,
Więc z tonu spuściłam deko,
Już nie myślałam o wieszczach,
A niechby i był Seneką.
Lecz dziś i o takich trudno,
Pofolgowałam standardom:
Nie wykluczałam już Rousseau,
Przeszedłby nawet i Byron.
A potem tak poszło z górki,
Od Sienkiewicza i Boya.
Że nawet i pan Niziurski
Usłyszałby: ‘jestem twoja’.
I nie wiem czy da pan wiarę,
Niech no pan tylko pomyśli,
Że przeszedłby ktoś na miarę,
Doyle’a lub Agaty Christie!
Wygląda pan na człowieka,
Wiem, pan to dobrze rozumie,
Za to, że mnie pan poniecha
Z góry serdecznie dziękuję”.
Tu kończy kartka przemowę,
Kończę i ja spisywanie.
A wszystko, słowo za słowem,
Zapisywałem wprost na niej.
A Puenta? Panowie, panie!
Kto mądry pamięta o tym,
Że czasem samo gadanie,
Skutecznie pozbawia cnoty