05-14-2005, 09:48 PM
z takich początków wolę:
J.W. GOETHE: PROMETEUSZ
Zakryj swoje niebo, Zeusie
Zasłoną chmur
I ćwicz się niby mały chłopiec,
Ciskając do celu
W wysokie dęby i w szczyty gór;
Ale musisz zostawić mi
Ziemię moją
I moja chatę, którejś nie budował,
I moje ognisko,
Którego żaru
Zazdrościsz mi
Nie znam nic biedniejszego
Pod słońcem jak wy, bogowie!
Żywicie nędznie
Cząstkami ofiar
I dymem modlitw
Wasz majestat,
Cierpielibyście biedę, gdyby
Nie dzieci i nie żebracy -
Ci głupcy, pełni nadziei
Gdy byłem jeszcze mały
I pojęcia nie miałem o rzeczach,
Zwracałem zbłąkane oko
Ku słońcu, jak gdyby tam w górze
Istniało ucho czułe na moje skargi,
Istniało serce podobne mojemu,
Litujące się nad prześladowanymi.
Któż mi dopomógł
Przeciw bezczelności tytanów?
Kto mnie ocalił od śmierci
Lub od niewolnictwa?
Czyż tego wszystkiego nie dokonałoś samo,
O święcie płonące serce?
Płonące, dobre i młode,
Czyś oszukane, dzięki czyniło
Temu, co śpi tam w górze?
Mamże czcić ciebie? I za co?
Czyż kiedy ulżyłeś cierpieniom
Choć jednego obciążonego?
Czyś ty kiedy otarł łzy
Chociaż jednemu nękanemu?
Czyż mnie na męża nie wykuły
Czas wszechpotężny
i los odwieczny,
Moi i twoi panowie?
Myślałeś może,
Że znienawidzę życia,
Że ucieknę na pustynię
Dlatego tylko,
Że nie wszystkie sny moje
Dojrzały kwiatami?
Siedzę tu oto i lepię ludzi,
Podług mojego obrazu,
Ród, który będzie do mnie podobny
W cierpieniu i w płaczu,
W używaniu i w radości,
I w tym, że tobą będzie gardził
Jak ja!
J.W. GOETHE: PROMETEUSZ
Zakryj swoje niebo, Zeusie
Zasłoną chmur
I ćwicz się niby mały chłopiec,
Ciskając do celu
W wysokie dęby i w szczyty gór;
Ale musisz zostawić mi
Ziemię moją
I moja chatę, którejś nie budował,
I moje ognisko,
Którego żaru
Zazdrościsz mi
Nie znam nic biedniejszego
Pod słońcem jak wy, bogowie!
Żywicie nędznie
Cząstkami ofiar
I dymem modlitw
Wasz majestat,
Cierpielibyście biedę, gdyby
Nie dzieci i nie żebracy -
Ci głupcy, pełni nadziei
Gdy byłem jeszcze mały
I pojęcia nie miałem o rzeczach,
Zwracałem zbłąkane oko
Ku słońcu, jak gdyby tam w górze
Istniało ucho czułe na moje skargi,
Istniało serce podobne mojemu,
Litujące się nad prześladowanymi.
Któż mi dopomógł
Przeciw bezczelności tytanów?
Kto mnie ocalił od śmierci
Lub od niewolnictwa?
Czyż tego wszystkiego nie dokonałoś samo,
O święcie płonące serce?
Płonące, dobre i młode,
Czyś oszukane, dzięki czyniło
Temu, co śpi tam w górze?
Mamże czcić ciebie? I za co?
Czyż kiedy ulżyłeś cierpieniom
Choć jednego obciążonego?
Czyś ty kiedy otarł łzy
Chociaż jednemu nękanemu?
Czyż mnie na męża nie wykuły
Czas wszechpotężny
i los odwieczny,
Moi i twoi panowie?
Myślałeś może,
Że znienawidzę życia,
Że ucieknę na pustynię
Dlatego tylko,
Że nie wszystkie sny moje
Dojrzały kwiatami?
Siedzę tu oto i lepię ludzi,
Podług mojego obrazu,
Ród, który będzie do mnie podobny
W cierpieniu i w płaczu,
W używaniu i w radości,
I w tym, że tobą będzie gardził
Jak ja!
nie wiem, czy jestem, czy się odbywam