Jak myślicie ? - Wersja do druku +- Forum o Jacku Kaczmarskim (https://kaczmarski.art.pl/forum) +-- Dział: Jacek Kaczmarski (https://kaczmarski.art.pl/forum/forumdisplay.php?fid=3) +--- Dział: Poezja (https://kaczmarski.art.pl/forum/forumdisplay.php?fid=10) +--- Wątek: Jak myślicie ? (/showthread.php?tid=266) Strony:
1
2
|
Jak myślicie ? - Turin - 08-31-2004 Jak myślicie co miał na myśli Jacek Kaczmarski śpiwająć w piosence "Testament '95"- "niezbyt wysilał się Gintrowski nazbyt wysilał się Łapiński..." :?: - lodbrok - 08-31-2004 Dokładnie to co napisał... - Mateo - 08-31-2004 Cytat:"niezbyt wysilał się Gintrowski nazbyt wysilał się Łapiński..."Prościej nie można... Swoją drogą dla mnie to było takie gorzkie potwierdzenie tego co mówili inni... Potwierdzenie (z racji tego kto je wypowiedział) ostateczne... Pozdrawiam... - zbych - 08-31-2004 Co mówili inni? I dlaczego potwierdzenie ze strony JK jest ostateczne? - lodbrok - 08-31-2004 Zbych: "I dlaczego potwierdzenie ze strony JK jest ostateczne?" Z dwóch powodów Zbychu. Po pierwsze to najbardziej wiarygodne źródło a po drugie z wiadomych względów nie można już tego zweryfikować... - beata - 08-31-2004 Słyszałam, jak już po śmierci J.K., Gintrowski wspominał, że Jacek go mobilizował do pracy. Mówił, że najbardziej lubi komponować do tekstów, które troszkę się u Niego "odleżały" a później jeszcze wielokrotnie przesłuchiwać i poprawiać, zanim uzna, że można przedstawić piosenkę publiczności. Jacek zupełnie nie zgadzał się z takim podejściem. Chciał by muzyka powstawała szybko, była dopracowana w każdym szczególe i jak najszybciej już w formie pieśni mogła "ożyć" na koncertach. Tak więc ustawicznie poganiał Przemka. Nie jestem pewna czy o to chodzi w ww. cytacie ale moim zdaniem, wokalnie trudno zarzucić Gintrowskiemu by się oszczędzał. Jestem także ciekawa co mówią INNI, i kto to jest ci INNI. - Szaszłyk - 08-31-2004 Z 'testamentu'95" jeszcze jeden tekst to wszystko potwierdza, występujący chwilę przed ww.: "Partnerzy także źródłem troski - Ciąży przyjaźni kamień młyński" - Petrvs - 08-31-2004 Łapiński był podobnym pracoholikiem do Kaczmarskiego, był w to wszystko mocno zaangażowany, natomiast Gintrowski był krótko mówiąc leniwy. Ale na koncetrach... cięzko powiedzieć że się nie wysilał... był po prostu świetny tak jak całe trio... - Artur - 08-31-2004 W jednym z wywiadów Jacek się śmiał, że Zbyszek potrafił ich budzić prawie, że w nocy bo coś wymyślił... W każdym razie wersy są na tyle jasne, ze chyba nie na się nad czym rozwodzić - Igor - 08-31-2004 W "Ale źródło wiąż bije" jest wiele tekstów dedykowanych przez JK - Przemkowi, np. "Starzejesz się stary" http://www.kaczmarski.art.pl/tworczosc/wiersze_alfabetycznie/kaczmarskiego/s/starzejesz_sie.php] lub "O demokracji" http://www.kaczmarski.art.pl/tworczosc/wiersze_alfabetycznie/kaczmarskiego/o/o_demokracji.php. Myślę, że mogą coś niecoś wnieść "do omawianej sprawy". Petrvsie - jeśli to o mnie chodzi :lol: - to bardzo dziękuję i serdecznie pozdrawiam poko:. - Kamil - 09-01-2004 Jeśli mówimy o tekstach dedykowanych PG to jeszcze "Błędy wróżbitów" Pozdrawiam :-) - zbych - 09-01-2004 W przeciwieństwie do Artura myślę, że tekst wcale nie jest jasny. Tutaj na stronie jest wywiad, w którym oni trzej odnoszą się do tego fragmentu (dopiero to byłoby najbardziej wiarygodne źródło, Lodbroku, bo jednak chodzi o trzy osoby, nie o jedną). Dwaj pozostali w zasadzie potwierdzają słowa JK, ale robią to w sposób dziwnie – powiedziałbym – kurtuazyjny. Jakby nie chcieli wywoływać awantury. Jakby chcieli na siłę sprowadzić wszystko do różnic w sposobie pracy – i z tym się zgadzają. Ale gdyby słowa o „młyńskim kamieniu przyjaźni” kwitowały jedynie fakt, że jeden był leniwy, drugi nie, albo jeden pracował szybko, drugi wolno – to te słowa wyglądałyby na histerycznie przesadzone. Ponieważ zakładamy słusznie, że JK nie był histerykiem, wymowa fragmentu pozostaje lekko niejasna. Dlatego podobnie jak Beata byłem ciekaw, co mówią inni i kto to jest? Bo to o "innych" jest dla mnie rownie niejasne jak sam tekst. - Mateo - 09-01-2004 Mówiąc o innych miałem na myśli osoby które poznałem sporo po tym jak usłyszałem ten tekst... Byli to ludzie min. z Listy Dyskusyjnej którzy mogą się poszczycić dużo większą odemnie znajomością relacji międzu JK i PG... Dopiero kiedy posłuchałem co mówią oni (czyli ci tajemniczy "inni" z mojego postu...) bardziej pojąłem znaczenie słów piosenki... A jednak paradoksalnie właśnie mimo tej odwróconej kolejności to jednak głos JK był tym ostatecznym w sprawie... Jednocześnie mimo wszelkich zarzutów do PG był on dla mnie i jest nadal artystą wielkiego kalibru... I tu chyba już nie mam nic do dodania... Pozdrawiam... - zbych - 09-01-2004 Wiem już teraz, kto to są inni, choć nadal nie wiem, co konkretnie mówili i nadal nie wiem, dlaczego ostatecznie rozstrzygający ma być głos JK, a nie PG albo ZŁ? Tylko dlatego, że to strona o JK? - Mateo - 09-01-2004 Co mówili?... Mówili że Gintrowskiemu w pewnym momencie "przestało się chcieć"... mówili że to dla niego była "taka praca"... "że mniejsze zaangażowanie w porównaniu do Mistrza"... te wszystkie rzeczy były poruszane wielokrotnie... dla mnie nie zmienia to faktu że PG odegrał dużą rolę i wciąż jego inerpretacje wierszy Kaczmaskiego czy Herberta porywają ludzi... owszem kiedy zaczęły do mnie dochodzić te głosy "Innych" byłem zaskoczony... może trochę rozwiał mi się jakiś wizerunek PG... ale zawsze będzie aktualne to co napisałem dwa posty wyżej... a dlaczego uważam głos JK za ostateczny?... otóż nie widzę powodu dla którego miałby naciągać rzeczywistość... jakoś Mu Zbychu wierzę... ufam w jego ocenę... po prostu... Pozdrawiam... - zbych - 09-01-2004 Co do PG – można się zniechęcić, że choćbyś nie wiem jak się starał, zawsze będziesz tym drugim. Podobnie jakoby czuł się Słowacki wobec Mickiewicza, mimo że obaj byli doskonali każdy w swoim rodzaju. (Nie jestem pewien, czy to dobre porównanie, ale chodzi mi tylko o zasadę, nie o to, czy PG jest tak samo dobry jak JK, czy mniej, czy bardziej.) Ja też, broń Boże, nie miałem na myśli tego, że nie ufam JK. Wierzę, że szczerze tak myślał jak napisał. Chodziło mi tylko o to, że ludzie bywają omylni, a artyści są nadwrażliwi i czasem skóra boli ich tam, gdzie nie ma śladu sińca. Ale w szczerość nie wątpię. Zastanawiam się tylko, jaka była tzw. „prawda obiektywna”, która jak wiadomo nie istnieje, bo każdy ma własną. Ale dochodzić jej trzeba. Pozdrawiam Mateo - lodbrok - 09-01-2004 Czy obiektywna prawda w odniesieniu do oceny drugiego człowieka w ogóle istnieje? Sam Zbychu poddałeś to w wątpliwość. ja również mocno bym się wahał odpowiadając na to pytanie twierdząco. Natomiast zawsze można uwierzyć (lub nie) głosom osób, które temat dobrze znają i swoich opiniach są rzetelne i nie rzucają słów na wiatr o czym sam miałem okazję się wielokrotnie przekonać. O wkładzie P.G i Z.Ł. w ostateczny kształt tego co wespół z J.K. tworzyli i prezentowali nie ma co dyskutować bo tu jesteśmy zgodni. Natomiast pamiętajmy, że każdy z nich był indywidualnością samą w sobie i postawa każdego z nich wobec szeroko pojętej własnej twórczości i jej prezentacji była różna. Jeśli chodzi o P.G. to jego możliwości i talenty wokalne i kompozytorskie są powszechnie znane i cenione. Natomiast jego podejście do sztuki którą uprawia jak się wydaje jest zupełnie różne od tego jak podchodził do niej Mistrz. Dla Mistrza bowiem, jego własna twórczość była całym życiem a występ przed publicznością świętem i ceremonią do której zawsze podchodził z maksymalnym zaangażowaniem na jakie było go stać. W przypadku P.G. na pewno takiego zdania powiedzieć nie można (o czym świadczą np. niektóre jego występy w ostatnich latach), co oczywiście nie znaczy (powtórzę to po raz kolejny), że to w jakikolwiek sposób umniejsza jego talent czy zasługi. Opieram się tutaj na słowach osoby, która J.K. znała bardzo dobrze i ma skalę porównawczą z P.G. a ja mam do niej w tym względzie całkowite zaufanie. Mówiąc krócej dla P.G. jego działalność artystyczna jest zawodem, profesją, czymś co daje mu chleb, na pewno czasem satysfakcję i poklask fanów. I w tym co robił był naprawdę świetny, bywało że genialny. Natomiast dla J.K. tworzenie równało się życiu. Rozumiem to tak, że o ile P.G. gdyby został do tego zmuszony przez okoliczności to mógłby robić coś zupełnie innego np. pracować w zawodzie inżyniera elektryka (czyli swoim wyuczonym) i nie mieć poczucia zmarnowanego życia. W przypadku Mistrza byłoby to niemożliwe. Imperatyw tworzenia był zbyt silny, zrośnięty z Jego ja. Pozdrawiam Zbychu - zbych - 09-01-2004 Lodbroku, właściwie jestem w stanie zgodzić się ze wszystkim, co mówisz. To kwestia innej postawy twórczej, innego podejścia do życia, innego stylu pracy. Z drugiej strony nadal bym się zastanawiał, czy da się te sprawy określić mianem „za mało się starał”, czy to chodzi w takim razie o coś szerzej zakrojonego. Ale zdaję sobie sprawę, że w tym momencie dyskusja robi się już lekko akademicka, wiec nie będę się dalej upierał przy swoim. Też Cię pozdrawiam - lodbrok - 09-02-2004 Myślę Zbychu, że zdanie "zbyt mało się starał" należy traktować jako pewien kod literacki czyli inaczej mówiąc metaforę obrazującą postawę P.G. w oczach Mistrza. Bardzo dosłowne traktowanie tego co pisał J.K. może zaprowadzić na manowce. Sam wielokrotnie się o tym przekonałem... - zbych - 09-02-2004 Ja wiem. Ja się właśnie cały czas zastanawiałem, czy ta konkretna metafora nie spłyca świata, skoro metafory są po to, żeby go pogłębiać. - Mateo - 09-02-2004 Cytat:Zastanawiam się tylko, jaka była tzw. „prawda obiektywna”, która jak wiadomo nie istnieje, bo każdy ma własną. Ale dochodzić jej trzeba.Ja już tylko chciałem dodac że w tej konkretnej sytuacji poszukiwanie "prawdy obiektywnej" siłą rzeczy musi się skończyć na wysłuchaniu osób które były najbliżej Mistrza... Ja to zrobiłem i stąd taki mój wniosek... Cytat:Rozumiem to tak, że o ile P.G. gdyby został do tego zmuszony przez okoliczności to mógłby robić coś zupełnie innego np. pracować w zawodzie inżyniera elektryka (czyli swoim wyuczonym) i nie mieć poczucia zmarnowanego życia. W przypadku Mistrza byłoby to niemożliwe. Imperatyw tworzenia był zbyt silny, zrośnięty z Jego ja.A pod tymi słowami podpisuję się wszystkimi dziesięcioma palcami... Pozdrawiam... - zbych - 09-02-2004 Po części tak, po części nie, Mateo. Przede wszystkim w tej sytuacji należałoby wysłuchać PG i w następnej kolejność ewentualnie ZŁ. A oni niechętnie mówią na ten temat i trudno im się dziwić. Tak że my z konieczności wysłuchujemy tych, do których mamy dostęp i którzy chcą mówić, a to nie wyczerpuje zagadnienia. Nie chciałem tutaj używać terminologii sądowej, ale widocznie muszę: „Należy wysłuchać także drugiej strony.” Gdyż to, co znajduje się w tekście, to swego rodzaju zarzut – i ja wcale nie twierdzę, że niesłuszny, bo nie wiem tego. Rozdzielmy dwie strony zagadnienia – jako autor piosenki JK ma rację, niezależnie od tego jak było naprawdę, bo tworzy obraz artystyczny, który daje sądy, jak to się naukowo mówi, nie będące asertorycznymi, czyli w uproszczeniu pozostające poza kategoriami prawdy i kłamstwa. Ja cała sztuka. Nie da się powiedzieć, że Cervantes skłamał, bo Don Kichot nie istniał. I nie da się też powiedzieć, że powiedział prawdę, bo Don Kichot jednak nie istniał. A druga strona – jak było w ramach tej nieistniejącej „prawdy obiektywnej”. Krótko mówiąc, żeby aż tak nie komplikować, artysta nie jest po to, żeby wymierzać światu sprawiedliwość na poziomie faktów (i od tego zdaje się uciekał JK nie chcąc być „bardem Solidarności”, tylko czymś wiecej). Artysta może kłamać lub mylić się lub nie wiedzieć, byle dawał obraz prawdy ponadczasowej, ludzkiej. Posłużę się przykładem popularnym: „Przeminęło z wiatrem”, które jest absolutnie załgane na poziomie realiów, prezentuje obraz idylli pomiędzy niewolnikami i panami, daje zarazem wstrząsający obraz ginącego świata Południa, obraz poniekąd ponadczasowy. Ale to już wszystko mówię na marginesie. - Mateo - 09-02-2004 Tak jak mówisz: JK powiedział co miał do powiedzenia a "druga" strona zrobiła to (jeśli faktycznie zrobiła) w sposób który mi umknął... Innymi słowy nie słyszałem wypowiedzi Łapińskiego czy samego Gintrowskiego na temat "wysilania się" tego ostatniego... słyszałem wypowiedzi osób trzecich które mogły na to spojrzeć z boku (nie mówię że zawsze obiektywnie...) Jeśli zaś chodzi o "prawdę artystyczną" jesli mogę tak powiedziec to w Testamencie brzmi to jak proste podsumowanie... na poziomie jak najbardziej faktów... i jako takie je traktuję... Pozdrawiam... - lodbrok - 09-02-2004 Zbychu, jeśli Gintrowski mówi, że "mnie się już kurwa nie chce.." to chyba jest to już jakieś wyrażenie opinii... - Mateo - 09-02-2004 No tak... Ja również słyszałem tą wypowiedź (oczywiście nie bezpośrednio)... tylko ona pochodzi już chyba z okresu po "Pochwale łotrostwa" z której pochodzi Testament i nie chciałem się nią za bardzo podpierać... No i zastanawiam sie od którego momentu już sie PG "nie chciało"... Pozdrawiam... - zbych - 09-02-2004 Odpowiadam już z pewnym wahaniem, bo jeśli będziemy nad tym dyskutować wąsko – to zrobi się w końcu śmiesznie, jak u tych zakonników średniowiecznych, którzy miesiącami dyskutowali nad pojedynczym słowem z Biblii. Ale w takim razie potraktujmy to szerzej, jako stosunek prawdy do literackiej fikcji w dziele, bo o to w końcu nam chodzi. Możesz rzecz jasna, Mateo, traktować Testament 95 wprost, ale ze świadomością, że ułatwiasz sobie w ten sposób życie. Zresztą taki sposób odbioru zawsze był najpopularniejszy, od wieków wierzyło się, że poeta mówi o sobie, w swoim imieniu, posiłkując się faktami ze swego życia, zwłaszcza że twórcy często celowo zacierają granice. Borowskiego chciano posadzić przed trybunałem w Norymberdze skutkiem opowiadań oświęcimskich, bo skorzystał w nich prowokacyjnie z własnego życiorysu i bohater literacki ma nawet jego imię Tadek. (Już nie wspomnę o najpopularniejszej dziś formie utożsamienia w sztuce – kiedy aktora bierze się za graną postać.) A co dopiero, gdy poeta własnym głosem śpiewa o własnym życiu – aż się prosi, żeby brać wprost. I przecież on to robi świadomie, każe nam brać wprost. Ale przecież nie musimy na tym poprzestać, skoro omawiamy go tak szczegółowo. Jego utwór to jednak kreacja literacka – począwszy od faktu, że bierze formę i sposób jej wypełnienia od Villona, który zaczyna jak wiadomo: W trzydziestym życia mego lecie, Hańbą do syta napojony, Ni żrały mąż, ni puste dziecię, Mimo iż srogo doświadczony Kaźnią ścirpianą z ręki krwawej Tybota, pana ossyńskiego... itd. Prawda, że brzmi znajomo? Jasne, że w tę formę JK wkłada fakty ze swojego prawdziwego życiorysu. Ale na ile precyzyjnie? Mowi sie, ze kazdy wybor - juz jest falszowaniem rzeczywistosci. (U JK nie falszowaniem - nadaniem jej jakiegos wyrazistego oblicza.) Villona znamy dziś właściwie tylko z jego „Wielkiego testamentu”, znacznie zresztą dłuższego, obszerniejszego faktograficznie niż „Testament 95” – i okazuje się, że prawie nie znamy Villona. Czyli fakty zawarte w dziele są jednak zwodnicze, niewystarczające. W przypadku JK nawet podświadomie dopełniasz je tym, co wiesz skądinąd. Zgodziliśmy się już tutaj przed chwilą, że JK bez tworzenia nie mógłby żyć. Po co zatem pisze – w 1995 roku, człowiek niestary i w pełni sił twórczych – „nie wiem, czy jeszcze co napiszę”. Można powiedzieć, że w ten sposób mówi: „wypadki chodzą po ludziach albo może natchnienie mnie opuści”, ale moim zdaniem jest to raczej wstęp do następnych wersów, gdzie pisze o niezłej wielkości swojego dorobku już istniejącego. To znana figura retoryczna „non omnis moriar”. On tak naprawdę przecież nie żegna się ze światem, choć może żegna się z Polską. Ale wiemy, że nie wyjeżdżał ze świadomością, że rzuci pisanie. Więc to pewna metafora. O co ja tu w ogóle walczę? – już pewnie wszyscy pytają ze zniecierpliwieniem. O prostą rzecz – że poezja jest poezją. A nie CV. Ale oczywiście można nie filozofować i przyjąć, że jest dokładnie tak, jak napisano, że to forma pamiętnika. Nie będzie to wielkim błędem. Poza tym ułatwiamy sobie zadanie, poprzestając na Gintrowskim. (Jeśli mówi, Lodbroku, że mu się kurwa nie chce, to jest nawet zdecydowane wyrażenie opinii. Nie znałem jej wcześniej.) Więc gdybyśmy przeczytali dalej – co znaczy „nazbyt wysilał się Łapiński”. Że ZŁ jeszcze bardziej żył twórczością niż JK? Czy że JK znalazł złoty środek, którego inni nie znaleźli? Ustaliliśmy przecież, że Kaczmarskim kierował imperatyw, że działał z potrzeby, w natchnieniu i uniesieniu. W takim stanie nie znajduje się złotego środka, prze się do przodu bez względu na koszty – i życie JK pokazuje, że tak właśnie tworzył. Więc co z tym Łapińskim? Co znaczy „nazbyt”? (Ja wiem, że chodzi o to, że gonił, naciskał itp., ale co z tego?) A to też nie jest użyte jako pochwała. Skoro JK daje z siebie wszystko – to nie istnieje „nazbyt”. Nie może być więcej niż wszystko. Powtarzam – można tego drobiazgowo nie analizować i też być gorącym wielbicielem JK. Ludzie czytają książki, które ich zachwycają i nie kończą w tym celu literaturoznawstwa. Sztuka nie jest dla samych znawców i teoretyków, wręcz przeciwnie. Ale z drugiej strony można podzielić włos na czworo – zwłaszcza na tym forum. Pozdrawiam tych, co wytrzymali. Obiecuje, ze jesli jeszcze bede - czego nikomu nie zycze zlosliwie - dawal glos w tym temacie, to juz na innym przykladzie. - lodbrok - 09-02-2004 Jackowi się zawsze chciało. Tylko niestety los mu na to nie pozwolił. - zbych - 09-02-2004 Lodbroku, nie bardzo wiem, czy komentarz skierowałeś do mnie, czy on jest ogólnej natury? Dlatego że ja nic na poruszony przez Ciebie temat nie mówiłem. I nawet niezręcznie się czuję w wyniklym kontekście – jakbym polemizował z losem Jacka, czego nie robiłem, dalibóg. A poza tym - argumenty odwołujące się do uczuć (lub braku uczuć) nie są najzreczniejsze. - Mateo - 09-02-2004 Ha... Wychodzi na to że potraktowałem dosłownie coś co powinno dac mi do myślenia?... Nie chcę robić z poezji osobistej spowiedzi poety (mówię tu już jak najbardziej ogólnie...) zawsze staram się wprowadzić rozgraniczenie między znanymi mi faktami z życia artysty a jego dorobkiem (choć sam przyznasz że często są one ściśle powiązane że na przykład podam tu K.K. Baczyńskiego)... Być może podchodze do Jacka Kaczmarskiego i jego Dzieła zbyt osobiście ale na prawdę staram się i tu zachować pewien dystans... To co mówię o tym konkretnym utworze wynika z tego że ja myślę że jest on wyjątkowy... Nie sądzę żeby w Balladzie o przedszkolu JK opisywał swoje traumatyczne doznania z okresu wczesnego dzieciństwa... ale tu w tym konkretnym przypadku myślę że napisał prosto i w prostych słowach tak jak On to widział... Oczywistym jest równeż fakt że JK jako (bądź co bądź) czowiek napisał to przez pryzmat siebie... czyli jak ktoś robił (według Niego) za mało to się "niezbyt wysilał" a jak chciał przedobrzyć to wysilał się "nazbyt"... to ocena... ale mi to wystarcza... Tak odebrałem to dosłownie... myślę że w tym przypadku mam podstawy... I kolejny raz przyznaję Ci rację... strasznie dużo uwagi poświecamy tej sprawie zwłaszcza że chyba już (przynajmniej ja) nie mam nic do dodania... Identyfikowanie autora z podmiotem lirycznym to przyznaję szczerze pokusa której staram się stawiać opór ale nie zawsze mi się to udaje... Pozdrawiam... - lodbrok - 09-02-2004 Zbychu, moja krótka wypowiedź odnosiła się do wcześniejszego posta Mateo. Tylko w czasie gdy ja ją pisałem ty już wysłałeś swojego posta i mój nadszedl nieco później. Nie jest więc to w żadnym wypadku komentarz do Twojej wypowiedzi o Z.Ł. Tyle tytułem wyjaśnienia. Podobnie jak Mateo w tym konkretnym wypadku uważam, że nie ma tutaj niebezpieczeństwa utożsamienia autora z podmiotem lirycznym. Wypowiedź Jacka jest tak osobista, że ja takiego niebezpieczeństwa nie dostrzegam. Twoja interpretacja słów Jacka o Łapińskim i jego nadmiernym wysilaniu się jest oczywiście logiczna w kontekście tego co powiedzieliśmy o P.G. Natomiast myślę, że nie można zastosować w tym przypadku takiego odniesienia jak w podanym przez Ciebie przykładzie, że "nie może być więcej niż wszystko"(choć nie odmawiam logiki temu stwierdzeniu). Ja po prostu rozumiem te słowa w taki sposób, że jeżeli ktoś jest nadmiernie perfekcyjny (czytaj upierdliwy) w pewnych kwestiach to może to budzić irytację i prowadzić do nieporozumień, czyli wzajemnego zmęczenia. Podam taki przykład zupełnie oderwany od poruszanego tematu. Miałem kiedyś szefa, który drobiazgowo sprawdzał napisane przeze mnie pisma, przestawiał mi przecinki, zmienial składnię, wyraz "lub" zastępował wyrazem "albo" itd... Prowadziło to do tego, że robota szła bardzo wolno, poprawki nie wnosiły nic istotnego do całości a mnie zalewała krew choć generalnie szef miał wiele innych zalet, które niezwykle u niego ceniłem. Oczywiście to tylko przykład i jestem daleki od pewności, że o podobną drobiazgowość Z.Ł. chodziło Mistrzowi. Po prostu w ten sposób rozumiem te słowa wygłoszone na temat Łapińskiego. A po co Jacek napisał ten utwór? Wg mnie po to, że sam wielokrotnie podkreślał, że jednym z głównych powodów uprawiania sztuki powinno być dążenie do samopoznania się, określania swoich uczuć, postaw, wręcz rozliczanie się z samym sobą. Ponieważ jemu jako twórcy bardzo trudno było sie zdystansować do tego co pisał i traktował to niezwykle emocjonalnie. To trochę tak jak z metodą aktorską Stanisławskiego gdzie aktor tak wczuwa się w rolę tak się przygotowuje do niej, że potrafi przesiedzieć ileś czasu w więzieniu jeśli ma zagrać więźnia, przytyć 10 kg jeśli rola tego wymaga itd. Może to nie najszczęśliwszy przykład ale taki mi akurat przyszedł do głowy. Widocznie w tym czasie Jacek odczuwal potrzebę dokonania takiego rozliczenia czy analizy. Wskazuje na to zwrotka: "Przede mną dziesięć lat niepewnych, Gdy każdy zmierzch mężczyznę miażdży, Od wewnątrz pośpiech szarpie gniewny, A z nieba mu znikają gwiazdy. Który to przetrwa ten - dożyje Zaszczytu, że sędziwie zgnije." Pozdrawiam Zbychu i Mateo. Dyskusja z wami jest dużą przyjemnością poko: |