04-18-2005, 07:15 PM
Nie dajcie się zwieść frywolności wiersza. Kryje się w nim metafora.
Za chwilę wyjdę na spacer
Pan bierze mnie na smycz
Kaganiec pysk mi podrapie
Wiem że tak musi być
Lecz mnie to wcale nie zraża
Że w więzach biegać mam
A pan już na rower wsiada
Przy kole prędko gnam
Ale ja wszystko rozumiem
Taki już mój pieski los
'Leżeć' 'aport' 'podaj łapę'
Rzadko 'warknij' lub 'daj głos'
Pan pędzi jakby kto gonił
Nad pieskie siły rwę
Ja muszę za nim wciąż gonić
Inaczej wścieknie się
Z siodełka krzyczy: no jeszcze!
Nie zatrzymuje się
Me ciało szarpią już dreszcze
Nie mogę stanąć wiem
Ale ja...
Po takim pięknym spacerze
Do domu wracać czas
I mocno, szczerze w to wierzę
Jedzenie czeka nas
Do stołu pan mój zasiada
I smakołyki je
Do miski mi nic nie wkłada
I karci: biegłeś źle
Ale ja...
Za chwilę wyjdę na spacer
Pan bierze mnie na smycz
Kaganiec pysk mi podrapie
Wiem że tak musi być
Lecz mnie to wcale nie zraża
Że w więzach biegać mam
A pan już na rower wsiada
Przy kole prędko gnam
Ale ja wszystko rozumiem
Taki już mój pieski los
'Leżeć' 'aport' 'podaj łapę'
Rzadko 'warknij' lub 'daj głos'
Pan pędzi jakby kto gonił
Nad pieskie siły rwę
Ja muszę za nim wciąż gonić
Inaczej wścieknie się
Z siodełka krzyczy: no jeszcze!
Nie zatrzymuje się
Me ciało szarpią już dreszcze
Nie mogę stanąć wiem
Ale ja...
Po takim pięknym spacerze
Do domu wracać czas
I mocno, szczerze w to wierzę
Jedzenie czeka nas
Do stołu pan mój zasiada
I smakołyki je
Do miski mi nic nie wkłada
I karci: biegłeś źle
Ale ja...