I.
To wyciszenie - moim zdaniem - bardzo wiele wnosi do "Epitafium" i nie mam nic przeciwko niemu

. Bez niego byłoby może bardziej monotonne, mniej urozmaicone i nie dawałoby takich dreszczy, takich ciar, jak właśnie dzięki tym kawałkom, które następują każdorazowo po "i w ... krąg kolejny krok...". Zainspirował mnie ten temat i zrobiłem sobie maraton z "Epitafium" - słuchałem przez dwie godziny kolejnych sześciu wykonań jakie posiadam i doszedłem do wniosku, że najlepsze jest to z "Live". A jeśli chodzi o "Epitafium" zamieszczone na płycie "Źródło", czyli, jeśli tam napisali prawdę, to z roku 1980 z festiwalu opolskiego, to JK wykonuje je tam tak żywiołowo, z taką maksymalą dawką energii, że na żadne wyciszenia nie ma miejsca.
II.
Natrafiłem na przekład "Łaźni na biało" Wysockiego dokonany przez M. Jagiełłę - tłumacza rosyjskich bardów. Jak na pewno wiecie, w tekst "Epitafium" jest wpleciony fragment tego utworu, właśnie jako jedno z "wyciszeń". Czytając wspomniane tłumaczenie można się tylko rozpływać nad geniuszem JK do parafraz translatorskich:
Jacek Kaczmarski
"Pani bagien, mokradeł i śnieżnych pół
Rozpal w łaźni kamienie na biel
Z ciał rozgrzanych niech się wytopi ból
Tatuaże weźmiemy na cel
Bo na sercu - po lewej - tam Stalin drży
Pot zalewa mu oczy i wąs
Jego profil specjalnie tam kłuli my
Żeby słyszał, jak serca się rwą!"
Michał Jagiełło
"Rozpal piec i nie żałuj ogniowi drew
niech z kamieni rozjedzie się żar
niechaj para wytopi mój żal i gniew
i ten mróz, który w ciało się wżarł
Powspominam po prostu minione dni
zimnej wody zaczerpnę na dłoń
i tatuaż z lat kultu jednostki mi
tu na piersi nabiegnie znów krwią
Popatrz - profil Stalina pod sercem mam [...]
w skórę znaną wkłuwaliśmy twarz
tuż przy sercach, by słyszał ich gniewny głos
że wciąż biją, że jeszcze są w nas [...]
Tylko z NIM mnie do śmierci połączył los
tatuażu nie zmyje już nic
ot, miotełką brzozową w znajomy wąs
mogę sobie najwyżej go bić..."
III. Wymieniając ulubione utwory JK, wszyscy ograniczają się przeważnie do trzech, czterech płyt - do "Live" przede wszystkim, do "Murów w Muzeum Raju", do "Wojny postu z karnawałem", ewentualnie pojawia się "Sarmatia" i "1788" jako niepodzielny bastion nowszych utworów Mistrza. Szkoda...
Ja zawsze sentyment będę mieć do "Jałty", ponieważ od niej zaczęła się moja fascynacja Kaczmarskim, poza tym jest to kpina tak genialna, że aż cudowna ;-). A na różne utwory napada mnie od czasu do czasu szał i wtedy słucham ich na okrągło - "Pompeja", "Powrót", "Somosierra", "Wiosna 1905", "Poczekalnia", "Ballada o spalonej synagodze", "Przypowieść o ślepcach", "Ballada pozytywna", "Aleksander Wat", "Tradycja", "Bieszczady", "Bob Dylan", "Wędrówka z cieniem", "Ja", "Kantyczka z lotu ptaka", "Pobojowisko", "Według Gombrowicza...", "Diabeł mój", "1788", "Między nami", "Postmodernizm", "Sąd nad Goyą", "Jan Kochanowski", "Piosenka napisana mimochodem", "Sen kochającego psa", "Piosenka zza miedzy", cała reszta :lol:.
Oprócz tego na deser lubię z przyśpiewek frywolnych "Mufkę", specjalne miejsce zarezerwowałem - obok "Epitafium dla WW", które uznaję za najgenialniejszy utwór Jacka - dla "Świadków" jako dla utworu JK, który zrobił na mnie największe wrażenie, "Niech..." traktuję jako przesłanie całej twórczości Mistrza, a specjalnymi względami darzę również "Drzewo genealogiczne" już z powodów osobistych... Poza tym (!!! :twisted

w moim rankingu znalazło się miejsce na najlepszy utwór oparty na pieśni Wysockiego - "Nie lubię", na the best z repertuaru całej trójcy - "Pejzaż z szubienicą" oraz na ulubioną piosenkę z solowych albumów Przemka Gintrowskiego, i tak się złożyło, że jest to do tekstu JK "A my nie chcemy uciekać stąd". Z książek JK - "Autoportret z kanalią".
IV. Inni przy Mistrzu??? Szkoda czasu... Zdaża mi się słuchać "Dżemu", starego dobrego "Dżemu" z Ryśkiem Riedlem oczywiście, więc "Autsajder". Od czasu do czasu sięgam też po inne pozycje z dziedziny poezji śpiewanej, np. po Stachurę.
PS. No i skończyłem pisać mojego najdłuższego posta na forum... Ale przyszło mi do głowy jeszcze, że mimo wszystko dość po macoszemu traktuje się tu "Mury". Prawda, że wszyscy kojarzą JK właśnie z nimi. Prawda, że są przeważnie źle rozumiane jako spełnione proroctwo o murach komunizmu. Prawda, że przeinacza się ich sens i treść. Prawda, prawda, prawda. Ale kto jak nie my, którzy z twórczością JK obcujemy ciągle, mamy je docenić w sposób właściwy?! Przyznacie przecież, że JEST to pieśń znakomita. JK napisał ją o tym, jak utwór przestaje być własnością autora i staje się własnością tłumu. Napisał o osamotnieniu twórcy. Napisał pieśń o pieśni katalońskiego barda Luisa Llacha y Grande... I cóż się z nią stało. Dlatego - mimo wszystko - "Mury" są niezwykłe, choć nie interpretowane tak, jak zazwyczaj odczytywało je pokolenie moich rodziców, czyli rówieśników JK.