Michał Wilgocki napisał(a):Ale chyba o utworach, które wykonywali razem, usieli dyskutować, tudzież konstruktywnie krytykować nawzajem swoje pomysły?
No, w ramach formuły, w której działali - tak, nie było natomiast rozmowy o wprowadzeniu syntezatorów i aranżacji typu PG, bo dla wszystkich było oczywiste, że to wyłączna domena Pana Przemysława. Zatem Gintrowski wiedział i uważał za oczywiste, że współpraca z JK odbywa się w prostej, klasycznej formule i, jak sądzę, nie miał z tym problemu.
Michał Wilgocki napisał(a):Słuchając nowych aranżacji PG do starych piosenek, które włączył do swojego repertuaru, na przykład Astrologa, Autoportretu Witkacego, Kołysanki dla Kleopatry czy Pikiety Powstańczej, odnoszę wrażenie, że wcześniej nie był zadowolony z kształtu tych utworów.
Moim zdaniem taka hipoteza jest absolutnie za daleko idącą szarżą logiczną. Gintrowski przearanżował stare utwory, ponieważ takie są jego aktualne zapatrywania i możliwości artystyczne. Z jakichś powodów nie chce lub nie potrafi stworzyć kilkunastu nowych piosenek do wybranych przez siebie wierszy Kaczmarskiego, Herberta czy innych poetów, i zrobić z nich programu będącego nową jakością. Dlatego kręci się w sosie pieśni sprzed dziesięciu, dwudziestu i trzydziestu lat.
Michał Wilgocki napisał(a):Może to faktycznie przypadek, że nowe wersje nagrał "teraz" (czyli kiedy nie ma już JK, tak, dokładnie o to mi chodziło), może Jackowi, gdyby żył, spodobałyby się te eksperymenty, a może zwyczajnie by się do nich nie odnosił, dopóki Gintrowski gra solowo. Ale tego się już niestety nie dowiemy.
Po raz kolejny dokonujesz szarży logicznej - chyba tylko po to, by na siłę dopasować rzeczywistość do wymyślonych przez siebie tez. Otóż nie jest prawdą, że "tego się już niestety nie dowiemy", bo po pierwsze - tego typu aranżacje piosenek Gintrowski robi od dziesięcioleci. Już w
Pamiątkach pobrzmiewa zapowiedź kierunku, w jakim artystycznie zmierza PG. Potem mamy
Kredkę Kramsztyka, którą Gintrowski zrobił w 1994 roku, a którą Kaczmarski specjalnie dla niego napisał i do głowy mu nie przyszło, by się czepiać Gintrowskiego o aranżację lub publicznie go krytykować. Oczywiście na temat tych aranżacji Jacek swoje zdanie miał i nie był to zachwyt, ale to jeszcze nie znaczy, że miałby się oburzać czy w jakikolwiek inny sposób wtrącać w robotę Przemysława. Potem mamy
Pompeję lupanar, do zrobienia której Jacek sam Gintrowskiego zachęcał - a przecież wiedział, jak PG to zrobi. I tu następuje po drugie: nie jest prawdą, że "tego się już niestety nie dowiemy" - bo niektórzy z nas znali Jacka i znali jego zdanie na temat chociażby działalności artystycznej Gintrowskiego.
Ale najważniejsze w tym wszystkim jest to, że Jackowi do głowy by nie przyszło, żeby mieć pretensje o cokolwiek, co Gintrowski robi solowo. Ta postawa to była jedna z fundamentalnych cech Jacka: istotą życia, jego podstawowym prawem i
wartością jest to, że każdy żyje
po swojemu.
Na ciemnym tle nieba wypalam ślad jasny,
Mój ślad — już ostatni, przelotny, lecz własny
Michał Wilgocki napisał(a):Więc albo jest tak schorowany, że nie wie, co się wokół niego dzieje, albo jest po prostu cynikiem i chodzi mu tylko o to, aby wcale niemałe honorarium się zgadzało. Tego też się prawdopodobnie nigdy nie dowiemy.
Michale, nie feruj wyroków - szczególnie tak mocnych - zbyt pośpiesznie. Zapewne wyłącznie niemałe honorarium jest w stanie zmotywować go, by jechać 500 kilometrów i grać w jakiejś za przeproszeniem dupie, zwłaszcza że wyraźnie widać, iż jest to dlań spory wysiłek artystyczny, fizyczny i organizacyjny. Jednak Gintrowski ma prawo za swoją ciężką pracę i wybitne osiągnięcia dostać niemałe honorarium. Jeśli napiszesz, że odcina kupony od rzeczy, które zrobił dziesiątki lat temu, to będziesz miał rację. Tak jest, odcina! Ale Gintrowski jest legendą i samo zobaczenie legendy jest dla wielu wielką wartością - czemu wcale się nie dziwię.
W 2002 roku, na fali akcji zbierania środków na leczenie JK organizowany był pewien koncert dość daleko od Warszawy (nie chcę podawać szczegółów, a osoby zainteresowane i tak się zorientują, o co konkretnie chodzi), na który to koncert organizator zaprosił Gintrowskiego. Pan Przemysław się zgodził, ale zażądał bardzo wysokiego jak na tamte warunki honorarium. Ponieważ jednak organizator postawił sobie za punkt honoru, by ściągnąć na występ legendę, zgodził się na te warunki. Gintrowski zaśpiewał, ale nie był to olśniewający występ (choć nie był też jakiś specjalnie nieudany). Słowem - standardzik, ot taki sam zapewne jak ten ostatnio we Wrocławiu. Oczywiście po koncercie w kuluarach dostało się Panu Przemysławowi bardzo. Sypały się nawet wulgaryzmy, a także komentarze w rodzaju: "miałem ochotę kopnąć go w tę gintrowską dupę" (sic!), a ci, którym - mimo dyskrecji organizatora - udało się dowiedzieć, jaką stawkę Pan Przemysław zainkasował za ten koncert, nie kryli oburzenia.
Tak się złożyło, że w niedługi czas potem byłem u Jacka w Osowie, a ponieważ Mistrz bardzo interesował się wydarzeniami związanymi z akcją pomocową i koncertami jego piosenek, opowiedziałem mu dość dokładnie całą tę historię, kończąc słowami mniej więcej takimi: "Wiesz, jak się ludzie dowiedzieli, ile Gintrowski wziął za ten koncert, to się posypały gromy i oburzenie, że wszyscy przecież powinni grać charytatywnie. A przecież on też potrzebuje z czegoś żyć, a widać, że grać jest mu coraz ciężej, nie mówiąc już o tłuczeniu się busikiem przez pół Polski". Na to Kaczmar bardzo się ożywił, wpadając mi w słowo: "Oczywiście! To jego święte prawo, zwłaszcza że to bardzo porządny i uczciwy człowiek". Podkreślić tu jeszcze trzeba, że wiele występów w akcji zbierania środków dla Jacka Gintrowski dał za darmo.
Tak więc odradzałbym zbyt powierzchowne ocenianie człowieka i wyciąganie zbyt daleko idących wniosków.
Pozdrawiam,
KN.