07-21-2010, 07:34 PM
To teraz ja ośmielę się umieścić swoją próbkę. W zasadzie powinnam mieć dział Proza/Wiersze, ale najbardziej chyba pasuje tutaj.
Kończę książkę pod tytułem „Qui pro quo”. To komediowa powieść utrzymana w klimacie niezapomnianych komedii lat 30. i żartobliwie nawiązująca do najbardziej znanych motywów z tych filmów. Jak pewnie zauważyliście, w każdej komedii były 3 charakterystyczne piosenki:
1. Liryczna (np. „Umówiłem się z nią na dziewiątą” – „Piętro wyżej”, „Nic o Tobie nie wiem” – „Włóczęgi”, „Tylko z Tobą i dla Ciebie” – „Pieśniarz Warszawy”, „Już nie zapomnisz mnie” – „Zapomniana melodia”).
2. Skoczna, radosna (w analogicznej kolejności tytułów: „Dzisiaj ta, jutro ta”, „Tylko we Lwowie”, „Zrób to tak”, „Ach, jak przyjemnie”).
3. Zaskakująca, przewrotna, dowcipna („Sex appeal”, „Dobranoc, oczka zmruż”, „Już taki jestem zimny drań”, „Panie Janie”).
Czasem były dwie („Paweł i Gaweł”), czasem więcej („Pani minister tańczy”), ale ta triada wydaje się najbardziej znacząca.
A zatem i ja do wzmiankowanej książki dopisałam trzy teksty wg powyższego schematu.
Kontekst fabularny:
Karolina Bielińska, świeżo upieczona absolwentka studiów ekonomicznych, wraca do rodzinnego Lwowa. Jej ojciec jest przeciwnikiem wszelkich nowinek – i tych technicznych („(…) Samochodu zaś dziedzic nie wpuściłby za bramę, nawet gdyby na kolanach prosił sam mister Ford, zajeżdżając pod dwór modelem T w kolorze wściekłego różu (…)”), i obyczajowych. Już na wieść o chęci studiowania przez jedynaczkę załamuje ręce:
„(…)- Na studia?! – Bieliński aż poczerwieniał z oburzenia. – Jak jakaś ladacznica?
- Co też tatko opowiada! – protestowała Karolina. – Jak tatko może? Jaka ladacznica! Zrozumiałabym obiekcje tatki, gdybym chciała zostać aktorką czy piosenkarką, w naszej rodzinie nie było takich tradycji. Ale ekonomia? Przecież bez ekonomii żaden interes się nie obejdzie, ja mam to tatce mówić?
- Ty mnie, córeńko, nie pouczaj – sapał ojciec. – Ja się na interesach znam i wiem, do czego służy ekonomia. Ale kto to widział, żeby panienka z porządnego domu na studia szła?! I jeszcze może potem do pracy?! – zakrzyknął ze zgrozą pomieszaną z obrzydzeniem.
- A czemu nie? – Karolina miała łzy w oczach.
- Dlatego, że porządna kobieta siedzi w domu i dogląda domowego ogniska. A biznesy prowadzi jej mąż.
- A jak ta kobieta nie będzie miała męża? – buntowała się córka. – Z czego ma żyć?
- No, moja droga, przy twoich zapędach brak męża jawi się niepokojąco realnym – bulgotał ojciec, machając przesadnie rękami.
- A jak mąż umrze? Albo wpadnie w szpony nałogu czy przegra majątek w karty? – nie poddawała się Karolina. – Tatko, współczesna kobieta bierze swoje życie w swoje ręce!
- Gdzie ja popełniłem błąd? – załamał swoje ręce Bieliński. – Za co mnie Bóg pokarał taką sufrażystką? Przecież całe życie tutaj, na wsi, powietrze zdrowe, to skąd taka zaraza na mój dom? (…)”.
Koniec końców wyraża zgodę, ale traktuje to jak kaprys córeczki. Kiedy Karolina po powrocie oświadcza mu, że chce założyć własną firmę, ojciec dostaje szału:
„- Co?! – dziedzic aż się zakrztusił. – Ty chcesz iść do pracy?!
- Nie, tatku, ja sama chcę mieć własny interes i zatrudniać innych – wyjaśniła prostolinijnie córka i spojrzała na ojca wzrokiem skrzywdzonej sarenki.
Bieliński z trudem łapał powietrze jak wigilijny karp.
- Mowy nie ma! – wydyszał wreszcie.
- Ależ tatko! – zaprotestowała Karolina. – Mam wspaniały pomysł! To strzał w dziesiątkę, zbijemy na nim fortunę! Nie będzie musiał tatko martwić się o dochody z majątku i asthma nie będzie tak dokuczać. No, niechże tatko posłucha: to ma być firma kobieca i dla kobiet. Kobiety będą tworzyć dobra artystyczne, a inne kobiety będą je dystrybuować. Jeszcze inne produkować rzeczy potrzebne do twórczości, pomagać w procesie przygotowania – recytowała. Nie zdążyła jednak dokończyć, bo purpurową twarz duszącego się Bielińskiego pokryła zieleń wściekłości:
- Kobieca… dla kobiet… kobiety… Nie!
- Tatko, to przyszłość! Kobiety będą dyrektorami fabryk, zasiądą w rządzie, będą reżyserować filmy. Kobiety w handlu, kobiety w sztuce i produkcji - to jest coś, na co warto postawić!
- I może jeszcze kobiety na ciągówki! – złapał oddech ojciec.
- A może… – zastanowiła się Karolina. – Jednak tatko interesuje się nowinkami. To dobrze, bo już myślałam, że będziemy ostatnim majątkiem, w którym orze się wołami – zakpiła lekko, ale urwała, bo ojciec znowu wybuchł:
- Moje dziecko, krew z krwi mojej, chce założyć własną firmę! Nie! Ja córki na zmarnowanie nie dam!”.
I umiera.
Karolina próbuje wcielić w życie swój plan, ale okazuje się, że nikt nie traktuje jej poważnie – ani banki, ani inwestorzy. Wracając z ostatniego banku, w której odmówiono jej kredytu tylko dlatego, że jest kobietą, śpiewa piosenkę:
„Chcę być mężczyzną”
Chcę być mężczyzną!
Być partnerem, nie przedmiotem
Nie grać narzuconej roli
Żeby ludzi zadowolić
Chcę być mężczyzną!
Żyć, jak na to mam ochotę
Machnąć ręką, gdy ktoś gada
Czego robić nie wypada
Chcę być mężczyzną!
Móc się sprawdzić w tym, co umiem
Zdobyć wymarzoną pracę
Dostać za nią słuszną płacę
Chcę być mężczyzną!
I nie zniknąć w kobiet tłumie
Które uznał rodzaj męski
Za przyczynę każdej klęski
Bo kobieta to głuptasek
Żabcia, niuńcia i dziubasek
Może wzdychać do gwiazd kina
Może wypić lampkę wina
Może czytać łzawe strofy
Może wybrać kolor sofy
Lecz nie może więcej chcieć
Zdaniem panów piękna płeć
Chcę być mężczyzną!
Mieć nie posag, lecz udziały
Inwestować w kamienice
Nie w urodę i spódnice
Chcę być mężczyzną!
Rzucić do swych stóp świat cały
Być prezesem, politykiem
Naukowcem, podróżnikiem
Chcę być mężczyzną!
Wracać, kiedy chcę, do domu
Decydować, z kim się zwiążę
Nie bać się, że zajdę w ciążę
Chcę być mężczyzną!
Nie tłumaczyć się nikomu
I nie walczyć z przekonaniem
Że od panów gorsze panie
Bo kobieta to kociątko
Duszka, słonko, niebożątko
Może nosić futro z norek
Może złościć się co wtorek
Może nosek przypudrować
Wypowiedzieć dwa-trzy słowa
Lecz praw więcej nie ma mieć
Zdaniem mężczyzn piękna płeć
Ale od czego damska przebiegłość? Bielińska, wraz ze swoją pokojówką i powiernicą jednocześnie, Jadzią, wymyśla iście szatański plan: przebiera się za mężczyznę i jako Karol Bieliński w ciągu kilku miesięcy buduje swoje imperium – Kobiecą Firmę Twórczą Femissima, dokonując przewrotu zawodowo-obyczajowego.
W tym czasie klepiący biedę niespełniony literat, Krzysztof Pisarczyk, próbuje wydać książkę. Wszystkie wydawnictwa go odrzucają, uznanie zdobywa jedynie w Femissimie. Niestety, prezes Bieliński odmawia wydania powieści, bo Krzysztof nie jest kobietą. Pisarczyk postanawia się zemścić. Jego przyjaciel, muzyk jazzowy, Jacek Potocki, wymyśla mu więc nowe, żeńskie wcielenie:
„(…) Krzysztof wodził wzrokiem za ręką Jacka.
- Okej, widzę to – załapał. – Czyli mam się zgłosić do Femissimy jako ekscentryczna artystka?
- Bardzo ekscentryczna! Masz być kapryśną gwiazdą, tak żeby Bieliński poczuł, że złapał pana Boga za nogi, podpisując z tobą kontrakt. Wymyśl sobie jakiś pseudonim. Egzotyczny!
- Krzysia Pisarczykówna – Krzysztof zaczął się dobrze bawić. Jacek popatrzył na niego z politowaniem:
- Toś poszalał z egzotyką! Włącz może jakiś swojski, przaśny element – drwił, po czym spoważniał. - Ma być niecodziennie. Na przykład Madame Kissy.
- Że jak?! – zaprotestował Krzysztof.
- Przynajmniej oryginalnie. Zresztą, to nieważne, byle dobrze brzmiało. (…)
W domu Krzysztof przebrał się, usiłując zachować równowagę na butach z wysokimi obcasami, i umalował z wielkim wysiłkiem:
- Czy ja, do cholery, jestem jakiś Rembrandt? – warknął, utrwalając szminkę na ustach.
- Patrząc na rezultaty, to raczej Picasso – zarechotał Jacek.
- No i czego rżysz? – obruszył się Krzysztof, wieńcząc makijaż pudrem „Łabędzi Puch”.
Potocki wstał, obejrzał go z każdej strony, mlaszcząc lubieżnie:
- Całkiem ładna panienka z ciebie – klepnął go w wypchaną poduszką pupę i jęknął, odrzucony prawym sierpowym, który wymierzył mu Pisarczyk.
- Bałwan! – syknął ten.
- Bałwan, bałwan, ale dziewczyny lubiłeś klepać – odciął się Jacek, rozcierając bolącą szczękę.
- Ty tu nie mędrkuj, tylko zastanów się, co jeszcze powinienem mieć, żeby sprawiać wrażenie ekscentrycznej artystki – Pisarczyk pstryknął w zadającego cios antylopie poddanemu państwa faraonów, fantazyjnie uwiecznionemu na pudełeczku „Egipskich Przednich”, wyłuskał papierosa i zapalił. Potem nalał sobie z karafki wódki. W połączeniu z misternie ułożoną fryzurą peruki, mocnym makijażem i ekskluzywną toaletą wyglądało to co najmniej zaskakująco. Potocki powtórzył działania przyjaciela, tyle że wyciągając z kieszeni „Sfinksy” (aczkolwiek starożytne inklinacje jednak ich łączyły), i zapatrzył się, puszczając kółeczka z dymu:
- Zwierzę! – zawyrokował.
- Co? – Pisarczyk zadławił się dymem.
- Musisz mieć jakieś zwierzę. Najlepiej niespotykane, egzotyczne, budzące respekt.
- Oszalałeś? – Krzysztof skrzywił się z niesmakiem.
- Bodo chodzi wszędzie ze swoim dogiem Sambo i kobiety mdleją z ekstazy.
- No, nie wiem – Pisarczyk nie był przekonany.
- Tak, zwierzę! – Jacek zerwał się na równe nogi i chodząc po pokoju, myślał intensywnie. Brwi miał zmarszczone, dłoń przyłożoną do czoła. W końcu klepnął się dłonią w czoło i zakrzyknął:
- Wiem! Czarna pantera! Najlepiej albinos!
Krzysztof popatrzył na niego jak na wariata.
- Masz rację – zmitygował się Jacek. – To chociaż panterę śnieżną. Taki irbis doda ci szyku.
- Wiesz co, przyjacielu? – zagadnął Krzysztof, łapiąc go za ramiona. – Ty nie tylko grasz na trąbie. Ty jesteś trąba. Skąd ja ci wezmę irbisa?
- Na saksofonie gram! – obruszył się Jacek. - A poza tym, mój drogi, w karierę trzeba zainwestować.
- Nie wiem, czy interesuje mnie taka kariera.
- Ty nie musisz wiedzieć, ty masz się dostosować do realiów. A realia są bezwzględne: gwiazda ma gwiazdorzyć. Masz być niedostępna, to znaczy niedostępny jako niedostępna – zaplątał się, w końcu machnął ręką i pociągnął dalej – Masz być nieosiągalnym marzeniem, a jednocześnie dowodem, że gwiazdy żyją pomiędzy śmiertelnikami. (…)”.
Intryga się udaje. Krzysztof Pisarczyk alias Krzysia Pisarczykówna-Madame Kissy zostaje najjaśniejszą gwiazdą firmy Karoliny Bielińskiej vel Karola Bielińskiego. Jednak po pewnym czasie zapętlają się w swych wcieleniach. Karolem Bielińskim interesuje się policja, podejrzewająca, iż prezes uprowadził pannę Bielińską i przejął jej pieniądze. Aby odwrócić podejrzenia, rolę Karoliny podczas konfrontacji odgrywa Jadzia.
W tym wcieleniu Jadzię widzi Jacek. Oczywiście, zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia. Jadzia zaczyna się trochę zapętlać w odgrywanych rolach:
„(…)- To pani? – zdumiał się Potocki.
- To nie ja! – wyjaśniła zdenerwowana Jadzia. – To moja siostra!
- Ach, siostra – pokiwał głową Jacek. – Rozumiem.
- Ale cóż pan tu robi? Wielki potentat, fabryka instrumentów – i gra w nocnym lokalu? – dopytywała nerwowo Jadzia.
- Fabryka instrumentów? – Jacek podskoczył jak ukłuty szpilką. – Skąd pani wie?!
- Niechże pan nie udaje. Ja przecież czytam gazety… Wiem, co to jest Potocki Industries.
- Aaaa - Jacek westchnął przeciągle i usiadł. – To nie moja fabryka, tylko stryja, panno Karolino…
- Ja… – chciała poprawić Jadzia i ugryzła się w język. - Ja nie jestem Karolina – dodała spłoszonym szeptem.
- Ależ po co te ceregiele? – Potocki ujął jej dłonie. – Ja przecież wszystko rozumiem. Pani jest swoją siostrą, to jasne jak słońce. A Karol Bieliński jest pani bratem. Bratem pani siostry. Siostry pani.
- Nie! – Jadzia zakryła usta dłonią.
- O, ja jestem domyślny – zaśmiał się demaskatorsko Jacek. - Jeśli w domu Karoliny Bielińskiej biuro firmy ma słynny Karol Bieliński, to musi być to albo rodzeństwo, albo małżeństwo. A pani jest siostrą. Własną siostrą. Siostrą siostry. Nie, ja nic nie rozumiem! – potrząsnął głową.
- Och, bo te koligacje są takie skomplikowane – zaśmiała się sztucznie perliście Jadzia.
- To jak pani właściwie na imię? – zapytał Jacek, wpatrując się w nią rozmarzonym wzrokiem.
- Jadzia – odszepnęła z błogim uśmiechem i otworzyła szeroko oczy z przerażenia.
- Jadzia? - zdziwił się Potocki. Dziewczyna odskoczyła.
- To wszystko przez naszego papę – zaczęło tłumaczyć, nerwowo gestykulując. – Każdemu dziecku dawał na imię Jadzia. Nawet synom!
- O, to rzeczywiście cokolwiek ekstrawaganckie – potwierdził skołowany Jacek.(…)”.
Spotkanie odbywa się podczas przesłuchań do zespołu Jacka. Jadzia bowiem w głębi duszy marzy o karierze pianistki w jazz bandzie, Jacek zaś szuka pianisty w zastępstwie za kolegę:
„- Nasz kolega z zespołu odszedł – odparł smutno muzyk.
- O rety! – przeraziła się dziewczyna. – Wiekuiście?!
- W zasadzie tak. Ożenił się”.
W tym czasie Karolina i Krzysztof również spotykają się przypadkiem w prawdziwej postaci. Oczywiście, też się zakochują, ale na potrzeby spotkania udają jeszcze kogoś innego. Krzysztof wraca z randki z pieśnią na ustach:
„Kim jesteś?”
Kim Ty dla mnie jesteś?
Milczeniem moich słów
Ciszą tęsknych westchnień
Ulotnym mgnieniem snów
Marzeń snutych skrycie
Codziennych treścią dni
Najdroższą sercu jesteś mi
Kim dla ciebie jestem?
Kimkolwiek tylko chcesz
Każdym swoim gestem
Na nowo stwarzasz mnie
Tchnij więc we mnie życie
Gorących uczuć skrą
I nazwij mnie miłością swą
Intryga się zapętla. Każdy udaje kogoś innego, każdy skrywa jakąś tajemnicę. Jak to w życiu bywa, odkrycie prawdy dokonuje się przypadkiem, w absurdalnych okolicznościach, co komentuje ostatnia piosenka:
„Qui pro quo, czyli piosenka absurdalna”
Gdy zakochasz się w kobiecie
Nie wykluczasz wcześniej przecież
Czy z wybranki twego serca
Zawodowy jest morderca
Ukochana nie wie za to
Żeś naprawdę jest jej tatą
Nie wiadomo – kto jest kto
Absurdalne qui pro quo
Gdy interes robisz życia
Strzeż się ofert bez pokrycia
Możesz wziąć za kontrahenta
Tajnych obcych służb agenta
Lecz i agent się pomyli
Boś regentem jest Antyli
Aktor, który gra w teatrze
Przeszłość chce apasza zatrzeć
Wysferzona baronowa
Dawną praczkę w sobie chowa
Złodziej księdzem, ksiądz – bankowcem
Zwodzą ludzi na manowce
Nie wiadomo – kto jest kto
Absurdalne qui pro quo
Żebrak dziś mijany rano –
Wirtuozem fortepianu
Niepozorna zaś kwiaciarka
To poczytna jest pisarka
Nawet pies, co śpi pod płotem
Może być przebranym kotem
Nie wiadomo – kto jest kto
Absurdalne qui pro quo
Tyle wcieleń, ile osób
Już rozeznać się nie sposób
Wielkim cieszy się uznaniem
Narodowe udawanie
Każdy przed kimś kogoś gra
I tak maskarada trwa
Nie wiadomo – kto jest kto
Absurdalne qui pro quo
I co o tym sądzicie?
Zaznaczam, że powieść jest parodią, więc i teksty są przerysowane. Do tego mam jeszcze pomysł na 3 utworki instrumentalne, więc może forumowi muzycy mieliby ochotę na współpracę :niepewny: ...?
Kończę książkę pod tytułem „Qui pro quo”. To komediowa powieść utrzymana w klimacie niezapomnianych komedii lat 30. i żartobliwie nawiązująca do najbardziej znanych motywów z tych filmów. Jak pewnie zauważyliście, w każdej komedii były 3 charakterystyczne piosenki:
1. Liryczna (np. „Umówiłem się z nią na dziewiątą” – „Piętro wyżej”, „Nic o Tobie nie wiem” – „Włóczęgi”, „Tylko z Tobą i dla Ciebie” – „Pieśniarz Warszawy”, „Już nie zapomnisz mnie” – „Zapomniana melodia”).
2. Skoczna, radosna (w analogicznej kolejności tytułów: „Dzisiaj ta, jutro ta”, „Tylko we Lwowie”, „Zrób to tak”, „Ach, jak przyjemnie”).
3. Zaskakująca, przewrotna, dowcipna („Sex appeal”, „Dobranoc, oczka zmruż”, „Już taki jestem zimny drań”, „Panie Janie”).
Czasem były dwie („Paweł i Gaweł”), czasem więcej („Pani minister tańczy”), ale ta triada wydaje się najbardziej znacząca.
A zatem i ja do wzmiankowanej książki dopisałam trzy teksty wg powyższego schematu.
Kontekst fabularny:
Karolina Bielińska, świeżo upieczona absolwentka studiów ekonomicznych, wraca do rodzinnego Lwowa. Jej ojciec jest przeciwnikiem wszelkich nowinek – i tych technicznych („(…) Samochodu zaś dziedzic nie wpuściłby za bramę, nawet gdyby na kolanach prosił sam mister Ford, zajeżdżając pod dwór modelem T w kolorze wściekłego różu (…)”), i obyczajowych. Już na wieść o chęci studiowania przez jedynaczkę załamuje ręce:
„(…)- Na studia?! – Bieliński aż poczerwieniał z oburzenia. – Jak jakaś ladacznica?
- Co też tatko opowiada! – protestowała Karolina. – Jak tatko może? Jaka ladacznica! Zrozumiałabym obiekcje tatki, gdybym chciała zostać aktorką czy piosenkarką, w naszej rodzinie nie było takich tradycji. Ale ekonomia? Przecież bez ekonomii żaden interes się nie obejdzie, ja mam to tatce mówić?
- Ty mnie, córeńko, nie pouczaj – sapał ojciec. – Ja się na interesach znam i wiem, do czego służy ekonomia. Ale kto to widział, żeby panienka z porządnego domu na studia szła?! I jeszcze może potem do pracy?! – zakrzyknął ze zgrozą pomieszaną z obrzydzeniem.
- A czemu nie? – Karolina miała łzy w oczach.
- Dlatego, że porządna kobieta siedzi w domu i dogląda domowego ogniska. A biznesy prowadzi jej mąż.
- A jak ta kobieta nie będzie miała męża? – buntowała się córka. – Z czego ma żyć?
- No, moja droga, przy twoich zapędach brak męża jawi się niepokojąco realnym – bulgotał ojciec, machając przesadnie rękami.
- A jak mąż umrze? Albo wpadnie w szpony nałogu czy przegra majątek w karty? – nie poddawała się Karolina. – Tatko, współczesna kobieta bierze swoje życie w swoje ręce!
- Gdzie ja popełniłem błąd? – załamał swoje ręce Bieliński. – Za co mnie Bóg pokarał taką sufrażystką? Przecież całe życie tutaj, na wsi, powietrze zdrowe, to skąd taka zaraza na mój dom? (…)”.
Koniec końców wyraża zgodę, ale traktuje to jak kaprys córeczki. Kiedy Karolina po powrocie oświadcza mu, że chce założyć własną firmę, ojciec dostaje szału:
„- Co?! – dziedzic aż się zakrztusił. – Ty chcesz iść do pracy?!
- Nie, tatku, ja sama chcę mieć własny interes i zatrudniać innych – wyjaśniła prostolinijnie córka i spojrzała na ojca wzrokiem skrzywdzonej sarenki.
Bieliński z trudem łapał powietrze jak wigilijny karp.
- Mowy nie ma! – wydyszał wreszcie.
- Ależ tatko! – zaprotestowała Karolina. – Mam wspaniały pomysł! To strzał w dziesiątkę, zbijemy na nim fortunę! Nie będzie musiał tatko martwić się o dochody z majątku i asthma nie będzie tak dokuczać. No, niechże tatko posłucha: to ma być firma kobieca i dla kobiet. Kobiety będą tworzyć dobra artystyczne, a inne kobiety będą je dystrybuować. Jeszcze inne produkować rzeczy potrzebne do twórczości, pomagać w procesie przygotowania – recytowała. Nie zdążyła jednak dokończyć, bo purpurową twarz duszącego się Bielińskiego pokryła zieleń wściekłości:
- Kobieca… dla kobiet… kobiety… Nie!
- Tatko, to przyszłość! Kobiety będą dyrektorami fabryk, zasiądą w rządzie, będą reżyserować filmy. Kobiety w handlu, kobiety w sztuce i produkcji - to jest coś, na co warto postawić!
- I może jeszcze kobiety na ciągówki! – złapał oddech ojciec.
- A może… – zastanowiła się Karolina. – Jednak tatko interesuje się nowinkami. To dobrze, bo już myślałam, że będziemy ostatnim majątkiem, w którym orze się wołami – zakpiła lekko, ale urwała, bo ojciec znowu wybuchł:
- Moje dziecko, krew z krwi mojej, chce założyć własną firmę! Nie! Ja córki na zmarnowanie nie dam!”.
I umiera.
Karolina próbuje wcielić w życie swój plan, ale okazuje się, że nikt nie traktuje jej poważnie – ani banki, ani inwestorzy. Wracając z ostatniego banku, w której odmówiono jej kredytu tylko dlatego, że jest kobietą, śpiewa piosenkę:
„Chcę być mężczyzną”
Chcę być mężczyzną!
Być partnerem, nie przedmiotem
Nie grać narzuconej roli
Żeby ludzi zadowolić
Chcę być mężczyzną!
Żyć, jak na to mam ochotę
Machnąć ręką, gdy ktoś gada
Czego robić nie wypada
Chcę być mężczyzną!
Móc się sprawdzić w tym, co umiem
Zdobyć wymarzoną pracę
Dostać za nią słuszną płacę
Chcę być mężczyzną!
I nie zniknąć w kobiet tłumie
Które uznał rodzaj męski
Za przyczynę każdej klęski
Bo kobieta to głuptasek
Żabcia, niuńcia i dziubasek
Może wzdychać do gwiazd kina
Może wypić lampkę wina
Może czytać łzawe strofy
Może wybrać kolor sofy
Lecz nie może więcej chcieć
Zdaniem panów piękna płeć
Chcę być mężczyzną!
Mieć nie posag, lecz udziały
Inwestować w kamienice
Nie w urodę i spódnice
Chcę być mężczyzną!
Rzucić do swych stóp świat cały
Być prezesem, politykiem
Naukowcem, podróżnikiem
Chcę być mężczyzną!
Wracać, kiedy chcę, do domu
Decydować, z kim się zwiążę
Nie bać się, że zajdę w ciążę
Chcę być mężczyzną!
Nie tłumaczyć się nikomu
I nie walczyć z przekonaniem
Że od panów gorsze panie
Bo kobieta to kociątko
Duszka, słonko, niebożątko
Może nosić futro z norek
Może złościć się co wtorek
Może nosek przypudrować
Wypowiedzieć dwa-trzy słowa
Lecz praw więcej nie ma mieć
Zdaniem mężczyzn piękna płeć
Ale od czego damska przebiegłość? Bielińska, wraz ze swoją pokojówką i powiernicą jednocześnie, Jadzią, wymyśla iście szatański plan: przebiera się za mężczyznę i jako Karol Bieliński w ciągu kilku miesięcy buduje swoje imperium – Kobiecą Firmę Twórczą Femissima, dokonując przewrotu zawodowo-obyczajowego.
W tym czasie klepiący biedę niespełniony literat, Krzysztof Pisarczyk, próbuje wydać książkę. Wszystkie wydawnictwa go odrzucają, uznanie zdobywa jedynie w Femissimie. Niestety, prezes Bieliński odmawia wydania powieści, bo Krzysztof nie jest kobietą. Pisarczyk postanawia się zemścić. Jego przyjaciel, muzyk jazzowy, Jacek Potocki, wymyśla mu więc nowe, żeńskie wcielenie:
„(…) Krzysztof wodził wzrokiem za ręką Jacka.
- Okej, widzę to – załapał. – Czyli mam się zgłosić do Femissimy jako ekscentryczna artystka?
- Bardzo ekscentryczna! Masz być kapryśną gwiazdą, tak żeby Bieliński poczuł, że złapał pana Boga za nogi, podpisując z tobą kontrakt. Wymyśl sobie jakiś pseudonim. Egzotyczny!
- Krzysia Pisarczykówna – Krzysztof zaczął się dobrze bawić. Jacek popatrzył na niego z politowaniem:
- Toś poszalał z egzotyką! Włącz może jakiś swojski, przaśny element – drwił, po czym spoważniał. - Ma być niecodziennie. Na przykład Madame Kissy.
- Że jak?! – zaprotestował Krzysztof.
- Przynajmniej oryginalnie. Zresztą, to nieważne, byle dobrze brzmiało. (…)
W domu Krzysztof przebrał się, usiłując zachować równowagę na butach z wysokimi obcasami, i umalował z wielkim wysiłkiem:
- Czy ja, do cholery, jestem jakiś Rembrandt? – warknął, utrwalając szminkę na ustach.
- Patrząc na rezultaty, to raczej Picasso – zarechotał Jacek.
- No i czego rżysz? – obruszył się Krzysztof, wieńcząc makijaż pudrem „Łabędzi Puch”.
Potocki wstał, obejrzał go z każdej strony, mlaszcząc lubieżnie:
- Całkiem ładna panienka z ciebie – klepnął go w wypchaną poduszką pupę i jęknął, odrzucony prawym sierpowym, który wymierzył mu Pisarczyk.
- Bałwan! – syknął ten.
- Bałwan, bałwan, ale dziewczyny lubiłeś klepać – odciął się Jacek, rozcierając bolącą szczękę.
- Ty tu nie mędrkuj, tylko zastanów się, co jeszcze powinienem mieć, żeby sprawiać wrażenie ekscentrycznej artystki – Pisarczyk pstryknął w zadającego cios antylopie poddanemu państwa faraonów, fantazyjnie uwiecznionemu na pudełeczku „Egipskich Przednich”, wyłuskał papierosa i zapalił. Potem nalał sobie z karafki wódki. W połączeniu z misternie ułożoną fryzurą peruki, mocnym makijażem i ekskluzywną toaletą wyglądało to co najmniej zaskakująco. Potocki powtórzył działania przyjaciela, tyle że wyciągając z kieszeni „Sfinksy” (aczkolwiek starożytne inklinacje jednak ich łączyły), i zapatrzył się, puszczając kółeczka z dymu:
- Zwierzę! – zawyrokował.
- Co? – Pisarczyk zadławił się dymem.
- Musisz mieć jakieś zwierzę. Najlepiej niespotykane, egzotyczne, budzące respekt.
- Oszalałeś? – Krzysztof skrzywił się z niesmakiem.
- Bodo chodzi wszędzie ze swoim dogiem Sambo i kobiety mdleją z ekstazy.
- No, nie wiem – Pisarczyk nie był przekonany.
- Tak, zwierzę! – Jacek zerwał się na równe nogi i chodząc po pokoju, myślał intensywnie. Brwi miał zmarszczone, dłoń przyłożoną do czoła. W końcu klepnął się dłonią w czoło i zakrzyknął:
- Wiem! Czarna pantera! Najlepiej albinos!
Krzysztof popatrzył na niego jak na wariata.
- Masz rację – zmitygował się Jacek. – To chociaż panterę śnieżną. Taki irbis doda ci szyku.
- Wiesz co, przyjacielu? – zagadnął Krzysztof, łapiąc go za ramiona. – Ty nie tylko grasz na trąbie. Ty jesteś trąba. Skąd ja ci wezmę irbisa?
- Na saksofonie gram! – obruszył się Jacek. - A poza tym, mój drogi, w karierę trzeba zainwestować.
- Nie wiem, czy interesuje mnie taka kariera.
- Ty nie musisz wiedzieć, ty masz się dostosować do realiów. A realia są bezwzględne: gwiazda ma gwiazdorzyć. Masz być niedostępna, to znaczy niedostępny jako niedostępna – zaplątał się, w końcu machnął ręką i pociągnął dalej – Masz być nieosiągalnym marzeniem, a jednocześnie dowodem, że gwiazdy żyją pomiędzy śmiertelnikami. (…)”.
Intryga się udaje. Krzysztof Pisarczyk alias Krzysia Pisarczykówna-Madame Kissy zostaje najjaśniejszą gwiazdą firmy Karoliny Bielińskiej vel Karola Bielińskiego. Jednak po pewnym czasie zapętlają się w swych wcieleniach. Karolem Bielińskim interesuje się policja, podejrzewająca, iż prezes uprowadził pannę Bielińską i przejął jej pieniądze. Aby odwrócić podejrzenia, rolę Karoliny podczas konfrontacji odgrywa Jadzia.
W tym wcieleniu Jadzię widzi Jacek. Oczywiście, zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia. Jadzia zaczyna się trochę zapętlać w odgrywanych rolach:
„(…)- To pani? – zdumiał się Potocki.
- To nie ja! – wyjaśniła zdenerwowana Jadzia. – To moja siostra!
- Ach, siostra – pokiwał głową Jacek. – Rozumiem.
- Ale cóż pan tu robi? Wielki potentat, fabryka instrumentów – i gra w nocnym lokalu? – dopytywała nerwowo Jadzia.
- Fabryka instrumentów? – Jacek podskoczył jak ukłuty szpilką. – Skąd pani wie?!
- Niechże pan nie udaje. Ja przecież czytam gazety… Wiem, co to jest Potocki Industries.
- Aaaa - Jacek westchnął przeciągle i usiadł. – To nie moja fabryka, tylko stryja, panno Karolino…
- Ja… – chciała poprawić Jadzia i ugryzła się w język. - Ja nie jestem Karolina – dodała spłoszonym szeptem.
- Ależ po co te ceregiele? – Potocki ujął jej dłonie. – Ja przecież wszystko rozumiem. Pani jest swoją siostrą, to jasne jak słońce. A Karol Bieliński jest pani bratem. Bratem pani siostry. Siostry pani.
- Nie! – Jadzia zakryła usta dłonią.
- O, ja jestem domyślny – zaśmiał się demaskatorsko Jacek. - Jeśli w domu Karoliny Bielińskiej biuro firmy ma słynny Karol Bieliński, to musi być to albo rodzeństwo, albo małżeństwo. A pani jest siostrą. Własną siostrą. Siostrą siostry. Nie, ja nic nie rozumiem! – potrząsnął głową.
- Och, bo te koligacje są takie skomplikowane – zaśmiała się sztucznie perliście Jadzia.
- To jak pani właściwie na imię? – zapytał Jacek, wpatrując się w nią rozmarzonym wzrokiem.
- Jadzia – odszepnęła z błogim uśmiechem i otworzyła szeroko oczy z przerażenia.
- Jadzia? - zdziwił się Potocki. Dziewczyna odskoczyła.
- To wszystko przez naszego papę – zaczęło tłumaczyć, nerwowo gestykulując. – Każdemu dziecku dawał na imię Jadzia. Nawet synom!
- O, to rzeczywiście cokolwiek ekstrawaganckie – potwierdził skołowany Jacek.(…)”.
Spotkanie odbywa się podczas przesłuchań do zespołu Jacka. Jadzia bowiem w głębi duszy marzy o karierze pianistki w jazz bandzie, Jacek zaś szuka pianisty w zastępstwie za kolegę:
„- Nasz kolega z zespołu odszedł – odparł smutno muzyk.
- O rety! – przeraziła się dziewczyna. – Wiekuiście?!
- W zasadzie tak. Ożenił się”.
W tym czasie Karolina i Krzysztof również spotykają się przypadkiem w prawdziwej postaci. Oczywiście, też się zakochują, ale na potrzeby spotkania udają jeszcze kogoś innego. Krzysztof wraca z randki z pieśnią na ustach:
„Kim jesteś?”
Kim Ty dla mnie jesteś?
Milczeniem moich słów
Ciszą tęsknych westchnień
Ulotnym mgnieniem snów
Marzeń snutych skrycie
Codziennych treścią dni
Najdroższą sercu jesteś mi
Kim dla ciebie jestem?
Kimkolwiek tylko chcesz
Każdym swoim gestem
Na nowo stwarzasz mnie
Tchnij więc we mnie życie
Gorących uczuć skrą
I nazwij mnie miłością swą
Intryga się zapętla. Każdy udaje kogoś innego, każdy skrywa jakąś tajemnicę. Jak to w życiu bywa, odkrycie prawdy dokonuje się przypadkiem, w absurdalnych okolicznościach, co komentuje ostatnia piosenka:
„Qui pro quo, czyli piosenka absurdalna”
Gdy zakochasz się w kobiecie
Nie wykluczasz wcześniej przecież
Czy z wybranki twego serca
Zawodowy jest morderca
Ukochana nie wie za to
Żeś naprawdę jest jej tatą
Nie wiadomo – kto jest kto
Absurdalne qui pro quo
Gdy interes robisz życia
Strzeż się ofert bez pokrycia
Możesz wziąć za kontrahenta
Tajnych obcych służb agenta
Lecz i agent się pomyli
Boś regentem jest Antyli
Aktor, który gra w teatrze
Przeszłość chce apasza zatrzeć
Wysferzona baronowa
Dawną praczkę w sobie chowa
Złodziej księdzem, ksiądz – bankowcem
Zwodzą ludzi na manowce
Nie wiadomo – kto jest kto
Absurdalne qui pro quo
Żebrak dziś mijany rano –
Wirtuozem fortepianu
Niepozorna zaś kwiaciarka
To poczytna jest pisarka
Nawet pies, co śpi pod płotem
Może być przebranym kotem
Nie wiadomo – kto jest kto
Absurdalne qui pro quo
Tyle wcieleń, ile osób
Już rozeznać się nie sposób
Wielkim cieszy się uznaniem
Narodowe udawanie
Każdy przed kimś kogoś gra
I tak maskarada trwa
Nie wiadomo – kto jest kto
Absurdalne qui pro quo
I co o tym sądzicie?
Zaznaczam, że powieść jest parodią, więc i teksty są przerysowane. Do tego mam jeszcze pomysł na 3 utworki instrumentalne, więc może forumowi muzycy mieliby ochotę na współpracę :niepewny: ...?