MacB napisał(a):Prawda; nie pisze. Nie pisze literalnie.
To trzeba literalnie następnym razem, żeby nieporozumień nie było. Wszyscy do tej pory pisali wprost - i tak trzymać dalej.
MacB napisał(a):Ciekaw jestem jeszcze tylko refleksji berseis13 po tym wszystkim, co tu (a przede wszystkim - tam,w wątku zasadniczym) zostało powiedziane. Mam małą nadzieję, że jednak jakąś refleksję w niej to wzbudziło.
No wiesz, to już jej sprawa, czy się tą refleksją podzieli.
Po kilku godzinach, z dystansu, ja osobiście np. już nie tak do końca pewny jestem, czy Robert Siwiec pisząc o potężnym strachu, jaki towarzyszył ludziom w latach 70 i 80, ma rację.
Bo widzisz, chyba mylimy odwagę, czy niezłomność z czymś, co nazwałbym jakąś elementarną przyzwoitością. Otóż to, że się nie kabluje, nie donosi, nie podsrywa, nie współpracuje - to jest elementarna przyzwoitość. To jest (i była!) norma nawet w tamtych czasach i ludzie w większości się jej trzymali.
Ciekawe, że wielu np. artystów nie tylko nie współpracowało, ale robiło coś jeszcze - np. dawało publicznie wyraz swojej niezgodzie na stan wojenny, czy w ogóle na samowolę władzy. Odmawiali występów w telewizji na przykład, jak Młynarski. Koncertowali - jak PG, czy Demarczyk - w kościołach, czy prywatnych domach opozycjonistów. Występowali w kabarecie Pietrzaka i tam wprost naigrywali się z władzy. Robili coś jeszcze, aniżeli tylko zachowywali bierność.
Czy ktoś tu kiedyś mówił o niezłomnej postawie Gntrowskiego? Przecież on się w porównaniu z JK narażał dużo bardziej, dając koncerty w Muzeum Archidiecezji? Dużo bardziej, niż Kaczmar w Polsce Ludowej.
Jak nazwać postawę PG, skoro obojętnośc Kaczmara wobec SB określacie mianem niezłomności? Bohaterstwem? Gintrowski był bohaterem? No chyba to jest jednak okreslenie nieco na wyrost, zważywszy na to, jak narażał się Popiełuszko, czy ks. Miecznikowski Gintrowski był (i jest) przyzwoitym facetem. I tyle! Żaden z niego bohater - i nawet on sam pewnie nie chciałby, aby tak go nazywano.
Tak samo zachowywało się wielu ludzi. I jakoś nie mówią o psychozie strachu. Jakoś nie mówią o tym, jak to było cieżko nie kolaborowac z władzą, bo władza mogła łeb urwać.
Dwie bliskie mi osoby roznosiły w stanie wojennym pieniądze rodzinom osób internowanych. Uważały to za zwykły akt solidarności i przyzwoitości. Nie pamiętam, aby wspominały, ze się bały. Tym bardziej nie mówią o swojej działalności, jako o akcie niezwykłej odwagi. A już o tym, ze nigdy nie podjęły współpracy w ogole się nie wypowiadają. Bo to było oczywiste.
Smutne w sumie, że uznając obojętnośc JK wobec esbeków za przejaw szczególnej przyzwoitości i odwagi, w gruncie rzeczy dajecie przecież wyraz swej niskiej ocenie moralności Artysty. A jeszcze smutniejsze, że z tej niskiej oceny niektórzy usiłują wywodzić nowy epizod w życiorysie artysty i sztucznie uczynić z Poety kogoś, kim nie był. Jakby nie było w biografii JK wystarczających powodów to tego, by go uznać za człowieka wyjątkowego.