Elessar napisał(a):Wnioski z tej dyskusji: zagrajcie coś nowego z takich perełek to inni też będę grali ten utwór.
Obawiam się, że to było możliwe jeszcze dwa, może trzy lata temu. I bynajmniej nie chodzi o to, że perełek brakuje. One są! Są i, jak wczesniej wspomniałem, nietknięte czekają na uczciwego znalazcę. Mnie się np. zawsze marzyło zrobienie "Kredki Kramsztyka" albo "Psalmu o nożu w plecach". Ale już pewnie nigdy tego, jako Trio, nie zaśpiewamy. Jeśli coś jest przed Trio to może dopracowanie jeszcze paru wierszy z autorską muzyką, wykonanie jakiegoś koncertu, czy serii koncertów z piosenkami półautorskimi. Coś jeszcze? Nie, chyba już koniec!
Sądzę, że pierwsza generacja epigonów, w tym także Trio powoli odchodzi do przeszłości. Po sześciu latach formuła typowo epigońskiego grania w żelaznym składzie gitara, gitara, dwa wokale, fortepian, wyczerpuje się i przejada - przejada wykonawcom ale i odbiorcom.
I znów: nie chodzi nawet o to, ze propozycje koncertów zanikają. Okoliczności jest wciąż tyle, że da się grać żelazny repertuar jeszcze kilka lat. Przy okazji rocznic, spotkań itp da sie jeszcze pograć. Ale rozwój, że tak powiem, twórczy się zatrzymał, albo zwolnił mocno. Obserwuję to u siebie, ale i u tych, którzy zaczynali epigońską działalność w tym samym mniej więcej czasie, co my.
[ Dodano: 10 Czerwiec 2008, 22:07 ]
I jeszcze jedno: wydaje mi się, że podmioty, ktore próbują ten, opisany wyżej, epigoński schemat (żywcem nawiązujący do Trio Kaczmarski, Gintrowski, Łapiński) wykorzystać na swoje potrzeby, odświeżyć, wykrzesać zeń jakaś zupełnie nową wartość - są skazane na niepowodzenie, albo sukces jeszcze bardziej połowiczny, aniżeli ten odniesiony przez pierwszych epigonów. Dwie gitary, dwa wokale, fortepian -tu zgadzam się z Lutrem - to było dobre kilka lat temu, kiedy ludzie mieli w żywej pamięci Kaczmara, koncerty w Riwierze, niektórzy jeszcze wcześniejsze, np. WPzK. Trio PG, JK, ZŁ przestało grać, potem JK przestał śpiewać ! To rodziło naturalną potrzebę wypełnienia pustki i na tej potrzebie "pojechali" przez moment epigoni.
Potem JK odszedł, Gintorwski zaczął partolić koncerty aż wreszcie na kilka lat zamilkł, Łapiński przestał grać - pustka była odczuwalna dalej i dalej jeszcze epigoni mogli ją wykorzystać. Jechaliśmy na sentymentach.
Ale, jak każda rana, jak każdy ból, także ból i poczucie straty w końcu przemija. W ich miejsce pojawia się pragnienie czegoś nowego. I tego pragnienia pierwsi epigoni nie potafią zaspokoić, lub zaspakajają w minimalnym stopniu, coś tam klecąc czasami po garażach czy innych kanciapach. Mam wrażenie, że mija czas grania epigońskiego a nadchodzi czas następców Kaczmara: ludzi, którzy zaprezentują coś zupełnie nowego, autorskiego, co jakością jednak nie będzie ustępowało dokonaniom Mistrza.
Przemija zapotrzebowanie na odtwórczość, czy półautorskie próby. Nadchodzi czas zapotrzebowania na Twróczość, na nową autorską Jakość, nade wszystko tez na profesjonalizm. Tej potrzeby z całą pewnością żaden epigon nie zaspokoi.