Dzień dobry! Bardzo proszę o pomoc. Podobno "Autoportret z kanalią" to książka z kluczem i prawie wszystkie albo wszystkie osoby tam występujące mają swoje pierwowzory. Czy ktoś mógłby napisać krótko kto jest kim a przy mniej znanych osobach kto to taki.
Z góry bardzo dziękuję
Katarzyna
Jedną z osób znajdziesz czytając "Horoskop optymistyczny", a zwłaszcza dedykację lub słuchając tej piosenki i zapowiedzi do niej...
Dzięki Przemek, ale nie o to chodzi. I w "Horoskopie" i w "Autobiografii" jest tylko pseudonim. A umiesz go rozszyfrować i napisać chociaż kilka słów o tej osobie? Acha, byłabym też wdzięczna za "odsianie" zdarzeń prawdziwych od zupełnie zmyślonych albo wypisanie tych drugich, bo chyba jest ich znacznie mniej. Zastanawiam się też dlaczego Jacek w takiej formie napisał swoją autobiografię. Czemu nie zwyczajnie w sensie podawania faktów nawet jeśli miał pomysł, żeby się "rozdwoić" i pisać o sobie z perspektywy takiego "gorszego ja". Czy chciał czytelników pobudzić do jeszcze gorszych domysłów na swój temat, które zwyczajnie nie przeszłyby mu "przez długopis"?
Katarzyna
No jest tylko pseudonim Ptica... Jacek zapowiadał tę piosenkę mówiąc, że jest dedykowana jego byłej dziewczynie. O ile pamiętam owa pani wpisała się do księgi kondolencyjnej, podpisując się właśnie tym pseudonimem.
Ale te informacje nic nie dodają do tego co już jest w "Autoportrecie".
Owszem dodają, bo teraz wiesz na pewno, że Ptica była dziewczyną Jacka i nie była to fikcja literacka
Jeśli nie wiem kim ona była i jaka była to może się okazać, że "Ptica" z książki i "Ptica" z życia mają tylko wspólny pseudonim. A czy wiesz może, które wydarzenia z Pticą dotyczące i książkowego Daniela i Kaczmara są prawdziwe to znaczy zdarzyły się samemu Jackowi?
Katarzyno - w tej książce, z tego co wiem, nie da się odsiać dokładnie fikcji od faktów. Poza tym jak sam Jacek mówił nie jest autobiografią. Tam są elementy autobiograficzne (typu walka z alkoholizmem, podróże, znajomi Kaczmara - wspomniana już tutaj Ptica, itp.). Natomiast klucz prawdopodobnie jest do zrozumienia tej książki. Kiedyś po jakimś koncercie - tuż po wydaniu Autoportretu zapytałem Jacka o sens jego zakończenia, tej sceny na szpitalnym łóżku. Jacek odpowiedział coś w rodzaju "Dowiesz się sam wraz z wiekiem - mam nadzieję, że nie za szybko".
No i rzeczywiście - troszkę rozumiem (na swój sposób) i potrafię to jakoś zinterpretować. Ale pomysłów na to "co autor miał na myśli" jest od cholery i trochę. Wydaje mi się, że każdy tę historię powinien próbować objąć własnym rozumem bazując na własnych doświadczeniach - sens będzie inny dla każdego. Ale chyba właśnie o to chodzi:
"jestem egzemplarz człowieka - diabli, czyśćcowy i boski"
Dzięki vicie. Ja sama uwazam, że zawsze da się odsiać fikcję od faktów. Czasem tylko nie zna się faktów. No i stąd moja prośba do tych, którzy być może znają fakty to znaczy prawdziwe osoby, wydarzenia i tak dalej. Końcowa scena jest takim oczywistym "mrugnięciem" i zabezpieczeniem. Niby Kaczmar i Daniel to jedno, ale w razie czego zawsze można się wykręcić, że to "tylko" literatura. Ale skoro literatura to po co z kolei tyle "mrugnięć" w rodzaju "wiesz o kim mówię". Przecież niektóre sceny na przykład te z Kuroniem i Michnikiem tracą z 90% swojej zawartości jeśli nie wie się kim są te osoby, jakie mają poglądy, życiorys i tak dalej. Bo przecież w samej książce to jest tylko naszkicowane jedną kreską i Jacek chyba zakładał, że czytelnik już wcześniej ma w głowie elementarz wiedzy o "opozycji demokratycznej".
ja raczej wiążę to Twoje "mrugnięcie" z cytatem, który dałem poniżej mojego poprzedniego posta - Daniel i Kaczmar to nie jest ta sama osoba. To dwie różne osoby - w jednej.
Zły sen, rozdwojenie jaźni, deliryczne majaki, alkoholowe wizje - to wszystko są interpretacje, które można podłożyć pod Autoportret, jeśli chodzi o wyjaśnienie formy tej powieści. Oczywiście nie wszystkie.
Jeśli zaś sam Jacek by chciał, żeby się dało rozdzielić prawdę od fikcji (która w tej książce tworzy gęstą zawiesinę - albo dwie wymieszane farby: np. zielona powstała z połączenia żółtej i niebieskiej), to napisałby autobiografię.
vit napisał(a):Jeśli zaś sam Jacek by chciał, żeby się dało rozdzielić prawdę od fikcji (która w tej książce tworzy gęstą zawiesinę - albo dwie wymieszane farby: np. zielona powstała z połączenia żółtej i niebieskiej), to napisałby autobiografię.
Może jednak nie miał dość odwagi na autobiografię i stąd się wzięły te różne ściemy? Moim zdaniem słabo uzasadnione w sensie artystycznym. Poza tym Jacek zawsze lubił takie "spowiedzi kontrolowane". To znaczy takie, w których dobra pointa jest ważniejsza niż zwykła prawda. A tu mu w gruncie rzeczy ani jedno ani drugie nie wyszło. No i pozostaje wciąż to pytanie, które postawiłam. Po co wprowadzać osoby i zdarzenia, które w ksiązce wcale nie są opisywane ale tylko traktowane jak "gotowce" do komentowania. Chodzi mi o to, że na przykład trzeba wiedzieć z góry kto to jest Kuroń, żeby zrozumieć co tak naprawdę w jego wizerunku Jacek "deformuje" albo trochę wykipwa. Czemu więc ten Kuroń nie jest po prostu Kuroniem tylko ma powieściowego nicka? Jacek bał się procesów o zniesławienie? Albo czemu nie jest porządnie skonstruowany jako samoistny "bohater literacki"?
Katarzyna napisał(a):Czemu więc ten Kuroń nie jest po prostu Kuroniem tylko ma powieściowego nicka? Jacek bał się procesów o zniesławienie? Albo czemu nie jest porządnie skonstruowany jako samoistny "bohater literacki"?
Matko Boska z któregokolwiek-bądź kościoła! Może właśnie z powodu przemieszania faktów i fikcji! Dlatego może, że jakby nazwał bohaterów ich własnymi imionami, to by mu zarzucili kłamstwo. Właśnie to Ci staram się przekazać... Tę nierozdzielność fikcji i faktów. Moim zdaniem jest to zabieg celowy, a nie widzimisię Autora.
I zdefiniuj "porządnie skonstruowany bohater literacki".
A na Twoje pytanie dotyczące wyżej wymienionego: a po co miałby to robić? Co by to dało? Naprawdę nie to jest w tej książce raczej aż tak istotne. To nie jest również książka historyczna...
A
a propos "kontrolowanych spowiedzi" - proponuję przypomnieć sobie "Testament" - myślę, że on do takich się nie zalicza...
vit napisał(a):I zdefiniuj "porządnie skonstruowany bohater literacki".
Dobrze niech będzie. Na przykładzie. Kiedy czytam "Lalkę" to wzystko co ważne do zrozumienia Wokulskiego pochodzi z samej książki. Nawet jeśli ta postać miała jakiś pierwowzór albo pierwowzory, o których Prus myślał przy pisaniu, to ja nie muszę o nich nic wiedzieć, by "Lalkę" w pełni zrozumieć. Natomiast moim zdaniem zdecydowania więcej zrozumie z "Autoportretu" ktoś to będzie wiedział kto to był Chrypiąca Paszcza, co naprawdę robił i myślał, a jak wygląda "przefiltrowany" przez spojrzenie głównego bohatera i tak dalej. Chyba chwytasz, więc nie jezus-mariuj. To jest trochę tak jak z karykaturą. Nie do końca można ją docenić, jeśli nigdy się nie widziało pierwowzoru. A przyznasz chyba, że bohater "Autoportretu" został tak pomyślany, że jego perspektywa oglądu świata musi być dość "specyficzna". Ale żeby chwycić co w niej jest specyficznego trzeba znać "ten" świat. Bo Jacek w powieści trochę zaniedbał go skonstruować. Tam są raczej klisze, szablony, takie właśnie "mrugnięcia". I kto wie, ten wie, a kto nie wie, ten nie wie. Nawet samego siebie, tego drugiego "Kaczmara" tak tylko zamarkował, no bo przecież każdy wie, kto to ten Kaczmar i jego piosenki. He he!
Katarzyna napisał(a):I kto wie, ten wie, a kto nie wie, ten nie wie. Nawet samego siebie, tego drugiego "Kaczmara" tak tylko zamarkował, no bo przecież każdy wie, kto to ten Kaczmar i jego piosenki. He he!
I właśnie dlatego uważam, że nie było potrzebne tak dokładne tworzenie bohaterów pobocznych. Wydaje mi się, że nie ma to znaczenia dla samej historii i "zamysłu Twórcy"....
vit napisał(a):Wydaje mi się, że nie ma to znaczenia dla samej historii i "zamysłu Twórcy"....
No nie rozumiem. Jeśli nie ma to znaczenia to po co ta maskarada. Jacek mógł przecież bez trudu wymyślić parę postaci opozycjonistów. Mógł też wymyślić profesorów Daniela, znanego alkoholika-kamieniarza i tak dalej. A jeśli nie chiał wymyślać to mógł zachować ich nazwiska. Wałęsa na przykład wspominany jest pod swoim :-) A w ten sposób zrobił coś co jak mówisz nie ma podobno znaczenia ale przyciąga uwagę. Przecież zdajesz sobie sprawę, że po tym oświadczeniu na ostatniej stronie okładki większość czytelników zaczyna myśleć, gdzie są te "wszelkie podobieństwa" wynikające z "banalnej struktury rzeczywistości" i "ograniczonej wyobraźni autora". Gdyby to było kompletnie nieważne to by Jacek tak kokieteryjnie nie prowokował.
Wydaje mi się, że to jest po prostu tzw. zabieg artystyczny - jak wszyscy, którzy Jacka znają, wiemy, że nie przepadał za pisaniem wprost (patrz: "Karnawał w Wiktorii", czy "Rechot Słowackiego"). Nie mówię już o pretensjach od bohaterów o przemieszanie prawdy z wymyślonymi sytuacjami w jakich Kaczmar ich ustawiał.
Jak to "po co"? Żeby to było bardziej mięsiste. Żeby było bardziej żywe. Żeby nie pisać wprost. Żeby to było ciekawsze. Żeby to nie był tylko podręcznik historii opozycji w czasach PRL i stanu wojennego.
Moim zdaniem pytanie Twoje i zastrzeżenia są troszkę bez sensu. Nie rozumiem Twojego rozgoryczenia i pretensji. Naprawdę... :?
Wydaje mi się Vit, że argumentujesz trochę na siłę. Wyjaśnij mi co jest takiego mięsistego i żywego w napisaniu Chrypiąca Paszcza zamiast Jacek Kuroń? Po co te podchody? A tak w ogóle to napisałam pierwszy post nie po to, żeby krytykować "Autoportret", który jednak rzeczywiście wydaje mi się słaby, tylko po to żeby uzupełnić swoje informacje tak jak to jest w tytule tego tematu. Skoro to jest takie ciekawe to pewnie ktoś to już z miłośników twórczości Jacka rozszyfrował.
No, jeśli uważasz, że byłoby lepiej, żeby Jacek nazwał wszystkich po imieniu (chociaż ja nie wiem co z kolei jest złego w napisaniu Chrypiąca Paszcza zamiast Jacek Kuroń), to Twoje zdanie i prawo do niego.
Chociaż nadal nie rozumiem, czemu to jest dla Ciebie takie ważne?
Mi się wydaję że Chrypiąca Paszcza brzmi bardziej obrazowo. Tak młody bohater powieści odbierał działacza opozycyjnego, Jacek Kuroń to były dla niego niewiele znaczące słowa, on zapamiętał go jako chrypiącą paszczę i tak nam o nim opowiedział.
Ja rozumiem Katarzynę i dzielę z nią tę naturalną chęć wiedzy who is who. Ale to zupełnie inna sprawa.
Natomiast na swoje pytanie, Katarzyno, sama sobie odpowiedziałaś (mimo że to nie wyjaśnia, who is who) w pierwszym zdaniu. „Autoportret...” to „powieść z kluczem”. „Powieść z kluczem” – to nazwa gatunkowa. Gatunek charakteryzuje się właśnie tym, o czym mówimy, czyli wybiera go autor z całym dobrodziejstwem inwentarza. Tak jak decydując się pisać powieść kryminalną nie wyjaśnia na początku, kto zabił. Można rozszyfrowywać postacie, ale nigdy w wyniku nie wyjdzie nam akuratny portret realnego człowieka. A po co to autorzy robią, zamiast napisać wprost jak w reportażu – to już pytanie do autorów.
„Lalka” to nie jest najlepszy przykład. Proponuję Ci „Generała Barcza” Kadena Bandrowskiego, klasyczną polską powieść z kluczem o Piłsudskim (którym jest de facto tytułowy generał Barcz). A żeby jeszcze zamącić – Piłsudski pojawia się na kartach powieści we własnej osobie (jak tu Wałęsa) i zamienia bodaj dwa słowa z Barczem, a w każdym razie jest przez niego widziany.
Takie pomieszanie światów realnego i fikcyjnego charakteryzuje powieść z kluczem, toteż porównanie z kolorami dokonane przez Vita jest bardzo na miejscu.
Ale oczywiście w tych ramach powieść z kluczem może być dobrze napisana lub zle, bo to już nie jest kwestia gatunkowa.
Dzięki Zbychu za wyjaśnienia co to jest powieść z kluczem, ale ja proszę właśnie o ten klucz. To jest jednocześnie odpowiedź dla Vita czemu to takie dla mnie ważne. Znalazłam forum fanów Jacka specjalnie po to. Przy okazji pewnie się tu jeszcze rozejrzę, ale dziwię się trochę bo myślałam, że dostanę odpowiedź bardzo szybko i bez żadnych komenatrzy w rodzaju: a po co? a na co? przecież i tak wszystko jest OK!
Ja nie jestem polonistką, interesuję się raczej historią więc przepraszam bardzo, że jeśli idzie o "walory literackie" to będę raczej informowała o swoich odczuciach nie popartych żadnymi teoriami ani mądrymi książkami. Więc jeśli by się miało okazać, że jestem idiotką to raczej z tymi moimi odczuciami nie polemizujcie i ograniczcie się do podania informacji, o które proszę.
Oj zapomniałam. Jeszcze słówko do Przemka. Chrypiąca Paszcza to nie jest po prostu obrazowe określenie ale "kryptonim". Przeceiż Jacek mógł łatwo swojemu bohaterowi kazać powiedzieć coś takiego: w rogu siedział Jacek Kuroń... tu dać opis jak mówi i zakończyć: jego sposób mówienia skojarzył mi się z Chrypiącą Paszczą, więc odtąd tak go będę nazywał. Byłoby dalej i obrazowo i bez tych podchodów.
I jeszcze do ZBycha. "Lalka" to oczywiście był przykład powieści innego rodzaju, gdzie żadnego klucza nie potrzeba nawet gdyby Prus prywatnie go miał. "Barcza" nie znam, ale czy to jest autobiografia autora albo dość dokładny opis prawdziwych wydarzeń? Bo mnie te klucze tak drażnią właśnie dlatego, że "Autoportret" jest zarazem w dużym stopniu autobiografią Jacka ale przez domieszanie fikcji i tych kluczy taką właśnie bezpieczną bo zawsze można się wykręcić, że to tylko konwencja literacka, że to nie autor mówi tylko jego bohater i tak dalej. A JAcek w wywiadach jeśli dobrze pamiętam podkreślał, że jest zwolennikiem raczej bezkompromisowych rozrachunków z własnym życiem. I to mi jedno do drugiego nie pasuje. Dla mnie też zaskakująca była informacja z wywiadu Jacka, że zupełnie wymyślone jest tylko to morderstwo ubeka w Paryżu. Czyli reszta tak zupełnie wymyślona nie i w związku z tym zastanawiam się jaki naprawdę miały charakter kontakty Jacka ze Służbą Bezpieczeństwa. Czy on też tak trochę przed czymś nie uciekał zostając w Paryżu? Wiadomo coś na ten temat? Tylko nie mówcie, że się Jacka czepiam, bo to w końcu on sam własną książką coś takiego sugeruje. I tymi kluczami. Przecież był za inteligentny, żeby nie widzieć, że i takie odczytanie jest możliwe. A w ogóle to Zbychu jak sam oceniasz "Autoportret"?[/b][/u]
Katarzyno, nie sądzę, żeby miało się okazać, że jesteś idiotką, ponieważ to, co mówisz, jest jak dla mnie bardzo przekonujące, istotne i absolutnie zrozumiałe. Więc co najwyżej jesteśmy idiotami wspólnie.
„Barcz” nie jest autobiografią, ale jest opisem prawdziwych wydarzeń i występuje w nim mnóstwo prawdziwych postaci – właśnie ukrytych „pod kluczem”.
Nie potrafię rzeczowo ocenić „Autoportretu...”, ponieważ już kompletnie go nie pamiętam. Moje kontakty z twórczoscia JK maja dlugie przerwy i zaniki. Postaram się w wolnej chwili przeczytać znów, ale to nie zaraz. Z tej samej przyczyny nie mogę Ci pomóc w rozszyfrowaniu postaci – i ograniczyłem się do ogólników, choć według mnie istotnych.
Mogę Ci tylko podać koncepcję wyjaśniającą sięgnięcie po ten gatunek, jaką ongiś miałem na własny użytek i ją egoistycznie pamiętam. Według mnie w utworach JK (i dla jego sposobu odbierania oraz opisywania świata) ogromnie ważna jest mitotwórcza funkcja zdarzeń lub ogląd spraw w perspektywie „archetypicznej”, tak bym to nazwał. Czyli rzeczywistość, która poza tym, co znaczy realnie, znaczy coś podskórnie, prawie że magicznie. Z tego punktu widzenia powieść z kluczem daje o wiele większe możliwości pisarskie niż autobiografia. On nie chciał, moim zdaniem, dokładnie opowiedzieć o swoim życiu. On chciał opowiedzieć o legendzie swojego życia (lub może ją stworzyć w jakimś sensie?). Czarnej legendzie, bialej legendzie, zadnej nie przepuszczajac. Legenda ma to do siebie, że nie może być jednoznaczna. Musi nieść tajemnicę. Przeważnie niesie ją w sobie z powodu oddalenia w czasie. Ale przy autobiografii człowieka względnie młodego – ten aspekt odpadał. Więc JK poszedł inną drogą w tym samym kierunku.
Nie jestem tego pewien, bo to wszystko odtwarzam w pamięci, jak mówie, ale wyjaśnienie wydaje mi się spójne logicznie.
Ja się nawet nie zarejestrowałam na tym forum, bo myślałam, że napiszę najwyżej kilka postów i koniec a tymczasem coraz bardziej daję się wciągnąć w dyskusje.
Ale trochę tak się czuję jakbym zajrzała na forum dla matematyków i zapytała ich o tabliczkę mnożenia a potem musiała się wypowiadać co myślę o mnożeniu wielomianów w twierdzeniu Leperkorna i różne takie. :oops:
Zbychu, dzięki za podpowiedzi. O tej mitologizacji myślałam już wcześniej, bo jestem leniwa tyko trochę i przeczytałam wywiady Jacka i w nich właśnie taki motyw mitologizowania rzeczywistości się pojawia. Ale coś mi tu nie pasuje. Po pierwsze dlatego, że "Autoportret" jest chyba raczej napisany w tonacji "odmitologizowującej" i Jacek się nawet z tego próbował tłumaczyć. A któryś z jego kolegów z opozycji powiedział na premierze książki /cytuję to z pamięci/: "komuś to się może wydawać przesadne /ta demitologizacja/ ale tacy byliśmy". W każdym razie sens był taki że w "Autoportrecie" została jednak uchwycona rzeczywistość i prawda o ludziach. Taka wprost i rozumiana zwyczajnie, a nie jakaś ponadczasowa prawda o "istocie człowieka". I Jacek tego chyba nigdy nie prostował. A to co "ponadczasowe" to się chyba sprowadza do banału, który w tym wypadku jest niestety pomysłem spinającym całość, że w każdym z nas mieszkają "rożne osoby". Jak w tym horrorze o doktrze Jekyllu(?) i panu Hyde /nie bijcie jeśli źle napisałam/. A po drugie moim zdaniem ten klucz absolutnie nie jest mitologizujący tylko taki jak w matematyce jednoznaczne przyporządkowanie: A naprawdę znaczy B, C to D i tak dalej. Co innego gdyby Jacek wymieszał trochę Kuronia z Michnikiem z Bujakiem i właśnie zrobił z tego taki archetyp opozycjonisty to też bym uważała, że teraz wydłubywanie w odwrotną stronę, co jest od Bujaka, Michnika, Kuronia to już lekka przesada, bo powstało coś nowego i właśnie samoistnego. A tu tego nie ma. Są kryptonimy i jakby uniki, taka zostawiona sobie na wszelki wypadek furtka dla autora. Ja bym to w ogóle nazwała "Autoportretem z furtką"
I w dalszym ciągu nie rozumiem tej "strategii pisarskiej" czy jak to się mądrze nazywa, a coraz bardziej myślę, że to była tylko "strategia ludzka". I chyba dlatego uważam, że ta książka jest artystyczną porażką Jacka, bo on tu poszedł na kompromis, a sam często mówił w wywiadach, że artysta powinien być w sztuce bezkompromisowy.
Katarzyno, czytam Twoje uwagi z dużą przyjemnością, a już mnożeniem wielomianów w twierdzeniu tego kogoś, co to ja nie mam zielonego pojęcia, kto on taki, to mnie po prostu wprawiłaś w zachwyt absolutny i rzuciłaś na kolana.
Tylko że jest chyba odwrotnie – to Ty stawiasz przed nami zadania na miarę tych wielomianów, co to ja nie wiem, o co chodzi. W każdym razie dawno się tak nie nagimnastykowałem umysłowo jak przy odpowiadaniu na Twoje posty. One są naprawdę interesujące – i tu wcale nie żartuję. Aż mi żal, że jak mówię jestem najmniej kompetentną osobą, żeby rozmawiać z Tobą o „Autoportrecie...”
Powiem tak: mogłabyś mieć rację. To, co piszesz o furtce jest prawdopodobne. Ze swojej strony nie mogę tego wykluczyć z czystym sumieniem. Tylko że moim zdaniem to niewiele wnosi dla oceny samej powieści. Goethe napisał swoje wspomnienia pod tytułem, który wszedł do krytyki literackiej jako termin „Dichtung und Wahrheit”, czyli po naszemu „zmyślenie i prawda”. Więc ta konstrukcja dodawania do swojej biografii dozy fikcyjności działa także poza powieścią z kluczem. Biorąc pod uwagę zawodność ludzkiej pamięci – kto wie, czy to nie uczciwsze podejście niż stawianie pieczęci „tak było i tylko tak, pamiętam”. Ale rozumiem, że wołałabyś jednoznaczność, skoro uprawia się to pod szyldem autobiografii, czyli opowieści o zdarzeniach autentycznych.
Z tym że ja nadal sądzę, że JK nie zależało na ścisłym opisie faktów. Zdaje mi się, że było tak, jak już tu gdzieś pisałem przy innej okazji jako o jego metodzie działania. Opisując swoje życie zrobił to, co robił opisując Kmicica, Rejtana, Barabasza – wziął cudze klocki (w tym przypadku klocki Pana Boga), rozsypał je i zbudował z nich własny zameczek. Całkiem inny. Z legendy.
Piszesz, że ktoś nazwał to „demitologizacją”, czyli jak rozumiem „JK opisał jak to było naprawdę”, ale zarazem piszesz, że JK użył fikcji tam, gdzie spodziewałabyś się odważnej i szczerej prawdy. Te dwa spostrzeżenia nie mogą istnieć jednocześnie jako opis zasady rządzącej jedną ksiązką. „Opisał jak było naprawdę” i zarazem „asekuracyjnie ukrył prawdę pod fikcją”.
Ja, szczerze mówiąc, nie wierzę w różne „demitologizacje literackie”. Literatura z założenia jest mitologizacją rzeczywistości. Zamienia ją w mit o różnym stopniu fantastyczności. Nawet gdy opisuje typowe życie zwyczajnego Jana Kowalskiego, tym samym stwarza z niego jakąś rzecz wyjątkową. Ale to na marginesie.
Po prostu chcę powiedzieć, że póki co pozostaję przy swoim – czyli tej auto-mityzacji życia. I to w dwóch wersjach naraz – czarnej i białej. Zdaje mi się, że można coś zamieniać w legendę pisząc nawet jakaś całą brutalną prawdę – bo ciężar gatunkowy ma to, co się kryje we mgle niedopowiedzenia. Automatycznie jakby, tak działa psychika odbiorcy. I to nie jest tak, że A = B, tylko tak że – zaryzykuję matematyczne porównanie, wybacz – zbiór A i zbiór B mają dużą część wspólną albo zbiór A jest częścią zbioru B. Albo cos w tym stylu, bo jak podam jeszcze jeden konkretny przyklad z matematyki to juz się nieodwracalnie skompromituję.
Z Jekyllem i Hydem masz rację, uważam, choć nie wiem, czy to banalny motyw. Raczej odwieczny, co nie jest tym samym. U JK on ciągle powraca, zazwyczaj jako opozycja duszy i ciała, gdzie ciało jest Hydem, a dusza Jekyllem (tak np. w „Wojnie postu z karnawałem”, to zresztą koncepcja ze średniowiecza wywiedziona). Albo jako człowiek „boski” i „diabli” zarazem.
Zbychu, nie bój się! Te wielomiany oczywiście zmyśliłam jak i Leperkorna. Nie rozumiem jednak dlaczego piszesz
"to Ty stawiasz przed nami zadania na miarę tych wielomianów"
Oj, Zbychu, przeczytaj raz jeszcze tytuł tego wątku i moją prośbę. W dalszym ciągu uważam, że jest jak tabliczka mnożenia. Albo się wie albo się nie wie. Jeśli idzie o "Autoportret" to spróbuję moje wątpliwości nazwać jeszcze inaczej. Nie mam pretensji o kokieterię, bo jak w ogóle opowiadać o swoim życiu bez kokieterii. Jest kokietowanie "poetyckością", zmyśleniem, mitologią i jest kokietowanie "szczerością", gołą duszą (choć częściej zmienia się tu jedną głoskę). Natomiast w "Autoportrecie" autor jakby się nie mógł zdecydować na strategię. Trochę tak, trochę tak. Stąd może te "pseudonimy", które zarazem "szczerze" odnoszą się do konkretnych osób, ale też od razu wprowadzają aurę odrealnienia, mitologizacji. Ta cała powieść zbudowana jest na kompromisach, a powtarzam raz jeszcze za samym Jackiem - kompromisy w sztuce nie popłacają.
Katarzyno, wcale mnie nie uspokoiłaś! Nie dość, że ten ktoś, kogo nie znam, ma coś wspólnego z wielomianami, których jeszcze bardziej nie znam, to na dodatek okazuje się, że osobiście go wymyśliła w swoim własnym umyśle. Ja już po prostu nie wstaję z zachwyconych kolan!
O zadaniach na miarę wielomianów mówiłem dlatego, że stawiasz pytania, którym nie są przyporządkowane proste odpowiedzi – a chcesz prostych i jasnych, do czego naturalnie masz prawo. Ale może być tak, że to ja nie umiem odpowiedzieć prosto, więc nie będę się upierał.
A o „Autoportrecie...” – zdaje się, że zgadzamy się co do zasady rządzącej tą powieścią, natomiast Ty powiadasz, że ta zasada się nie sprawdziła tutaj, była założeniem chybionym – tym samym wkraczasz w sferę ocen. W tej sferze, jak mówiłem, nie jestem w stanie nic sensownego powiedzieć i najlepiej, gdyby włączył się do rozmowy ktoś, kto ma książkę w głowie na świeżo.
Bo oczywiście co do relacji pomiędzy zastosowaną strategią pisarską a osiągniętym efektem –możesz mieć z pewnością rację, już o tym pisałem. Ale ja mówię o teorii, a chodziłoby już o praktykę.
Natomiast że uważasz powieść za taką, za jaką ją uważasz – na sto procent masz rację.
Więc na tym etapie ustaleń ja już muszę uznać się – z przykrością! – za zbędnego Ci przy tym konkretnym temacie. I tak już chyba powiedziałem więcej niż wiedziałem, jak mówi taki jeden.
Pozdrawiam
zbych napisał(a):Ta cała powieść zbudowana jest na kompromisach, a powtarzam raz jeszcze za samym Jackiem - kompromisy w sztuce nie popłacają.
"Autoportret z kanalią"
to nie dokument, a beletrystyka. Doszukiwanie się więc na siłę "kto jest kim" prowadzi, jak mówi sam JK we wstępie do innej swojej książki, na manowce czytelniczej satysfakcji.
Nie da się wytłumaczyć kto jest kim, podstawiając po prostu pod wymyślone nazwiska głównych bohaterów, nazwiska istniejących osób, i powieść traktować wtedy nie jak fikcję literacką, ale jak długi monolog JK. Otrzymalibyśmy wtedy bowiem monolog pełen kłamstw i pomówień.
Że osoby Kuronia i Michnika można odszyfrować? To są osoby publiczne, a w akcji powieści występują tylko w tle i nie robią nic, czego autentyczność możnaby kwestionować.
W "Lalce" niemal dokładnie opisana jest lokalizacja kamienicy Łęckiego (sprzedana potem na licytacji), a przecież nie znaczy to, że pod nazwiskiem Łęckiego ukrywa się ówczesny właściciel tej kamienicy.
Szczerość i bezkompromisowość w sztuce nie polega przecież na drobiagowym i zgodnym z prawdą relacjonowaniu wydarzeń, a na autentycznym kontakcie z odbiorcą, to znaczy niemanipulowaniu nim, przedstawianiu prawdziwych przekonań autora, nieprzedstawianiu dla poklasku (jako swoich) tez, w które się nie wierzy itd.
KN.
Krzysztof Nowak napisał(a):(1) Szczerość i bezkompromisowość w sztuce nie polega przecież na drobiagowym i zgodnym z prawdą relacjonowaniu wydarzeń,(2) a na autentycznym kontakcie z odbiorcą, to znaczy niemanipulowaniu nim, przedstawianiu prawdziwych przekonań autora, nieprzedstawianiu dla poklasku (jako swoich) tez, w które się nie wierzy itd.
KN.
Krzysztofie, z pierwszą częścią twojego zdania zgadzam się najzupełniej, natomiast druga jest nie do weryfikacji. To już chyba tylko sprawa wiary, że nie jesteś manipulowany i że autor przedstawia swoje prawdziwe przekonania. Zresztą jak wyobrażasz sobie takie "wydestylowanie" autora z jego poglądami z powieści? Kto na przykład w "Autoportrecie" jest "rzecznikiem autora"? Przecież nie narrator, a w każdym razie nie do końca... Ale może to potrafisz. Bardzo byłabym ciekawa gdybyś zrekonstruował "prawdziwe przekonania autora "Autoportretu" na podstawie tej książki. Czy też jest tak, że wiedzę o nich czerpiesz skądinąd i będziesz je po prostu do "Autoportretu" dopasowywał?
Pisząc o kompromisie artystycznym miałam na myśli to, że w wielu wypadkach autor nie mógł się zdecydować, czy jego "świat przedstawiony" istnieje samoistnie, jako wynik twórczego przemieszania "zmyślenia i prawdy", czy też odwołuje się jednak wprost do jakiejś "zwyczajnej" rzeczywistości pozaartystycznej "wychylającej się" zza tych różnych pseudonimów. Przecież jeśli na przykład portretuje się i to znów bardzo szkicowo, jakby autor liczył, że czytelnik będzie dysponował wiedzą "pozapowieściową" o postaci, profesora Białostockiego i nazywa się go profesorem Czarnowiązem to trudno o bardziej jednoznaczne "mrugnięcie okiem" do czytelnika. A jeśli jest inaczej, jeśli Czarnowiąz to kompletna kreacja i został tak nazwany tylko dla żartu, to jest to jak najbardziej autorska manipulacja, czyli nawet i przy twoim rozumieniu bezkompromisowości można tu mówić o kompromisie. Przepraszam, że napisałam to może trochę niejasno, ale zbych chwyta moje niedomyślane myśli w lot i dyskretnie je wygładza, więc na wszelki wypadek przeczytaj sobie jego jasne komentarze do moich ciemnych postów.
I raz jeszcze przy okazji poproszę: czy mógłbyś mi pomóc rozszyfrować inne postaci w "Autoportrecie"? Nawet jeśli uważasz, że to nieważne i że Jacek po prostu wymyślił taką zabawę w pseudonimy, która nie ma dobrego rozwiązania i Jacek deklaracją o "ograniczonej wyobraźni autora" po prostu wpuścił swych czytelników w maliny.[/quote]
Katrzyna napisał(a):To już chyba tylko sprawa wiary, że nie jesteś manipulowany i że autor przedstawia swoje prawdziwe przekonania. Zresztą jak wyobrażasz sobie takie "wydestylowanie" autora z jego poglądami z powieści? Kto na przykład w "Autoportrecie" jest "rzecznikiem autora"? Przecież nie narrator, a w każdym razie nie do końca... Ale może to potrafisz. Bardzo byłabym ciekawa gdybyś zrekonstruował "prawdziwe przekonania autora "Autoportretu" na podstawie tej książki. Czy też jest tak, że wiedzę o nich czerpiesz skądinąd i będziesz je po prostu do "Autoportretu" dopasowywał?
Czytelnik czyta książkę i odbiera ją jak mu się podoba. W ogóle nie musi się zastanawiać nad intencjami autora. Tym bardziej, że autor wcale nie musi swych przekonań eksponować. A jeśli nawet, to przesłanie można różnie interpretować. Znam ludzi, którzy twierdzą, że Prus w "Lalce" głosi poglądy antysemickie. Czytałem pracę magisterską, w której autor udowadnia, że Kaczmarski w "Tradycji" wyśmiewa Polskę szlachecką, widząc w niej przyczynę wszystkich naszych nieszczęść (notabene dobry argument dla Gepparda w innym wątku).
W moim przekonaniu zadaniem odbiorcy nie jest doszukiwanie się w utworze, czy autor był aby na pewno szczery. Konieczność bycia szczerym w sztuce (o której wiele razy mówił JK) dotyczy przede wszystkim samego siebie. Dla odbiorcy ma to znaczenie drugorzędne; choćby dlatego, że jak słusznie zauważyłaś, to najczęściej tylko sprawa wiary. Po drugie: złej książki i szczerość nie uratuje, a dobrej nieszczerość nie przeszkodzi. Pytanie, czy można stworzyć wybitne dzieło w niezgodzie z samym sobą...
KN.