01-18-2009, 08:00 PM
Torrentius napisał(a):Księża sprzedają ludziom nadzieję, on im sprzedawał lek. Specyfik nie miał poprawiać samopoczucia, tylko leczyć!!Pan Bielka nie sprzedawał tylko nadziei. Sprzedawał też parę innych swoich "produktów". Np. tłumaczenia pseudomedyczne, jak ten specyfik działa. Dla tych, co nie pamiętają, rak JK miał się wypłukiwać oraz otorbiać a następnie pękać. Tym, co nie pamiętają, lub też nie mieli "przyjemności" czytać w swoim czasie relacji na temat stanu zdrowia Kaczmara, warto może przypomnieć, że publicznie o zdrowiu JK mówiło się tylko dobrze, albo wcale. Mówiło się o stanie zdrowia stabilnym, lub poprawiającym się.
Przykładowa informacja o stanie zdrowia JK była taka:
ktoś 30 października 2002 r napisał(a):wczoraj w Poznaniu. Jacek [...] potwierdzil, ze rak sie cofa (zdaje sie ze jego jadro sie rozpadlo - ale na terminach medycznych sie nie znam), w zwiazku z tym nie byl konieczny wyjazd do Innsbrucka. Ogolne rokowania sa bardzo dobre, natomiast oczywiscie nalezy wciaz zachowac szczegolna ostroznoscTą informację podawał ktoś, kto miał prawo nie wiedzieć, jak wygląda w istocie "eksperymentala terapia". Wierzył w to, co pisał, był szczery i entyzjastycznie nastawiony.
Oczywiście nikt nie prostował tych danych.
Ale były też i takie:
w styczniu 2003 napisał(a):Zapomniałem napisać w jednym z poprzednich postów, że dzwoniłem dzisiaj do Jacka. Od Sylwestra jest bez zmian, tzn. Kaczmar czuje się dobrze. Data wyjazdu do Insbrucka nie jest jeszcze ustalona.A to już pisał ktoś, kto świetnie wiedział, co się święci.
A pamiętam i taką, wg. której rak w ogóle się cofnął. Zdaje się, że nikt jej nie dementował.
Pan Bielka, oprócz sprzedwania nadziei, sprzedawał też instrukcję, aby rezygnować z medycyny konwencjonalnej, odowodził swoich klientów od pomysłu, aby np. konsultować się z lekarzami w sprawie zażywania jego specyfiku.
Oczywiście nie można powiedzieć, że Bielka zabił JK. Kaczmara zabiła śmiertelna choroba, zazwyczaj nieuleczalna. Bielka Kaczmara "tylko" nie leczył. Mówił, że leczy, wszystkie objawy - krwawienia, widoczne pogarszanie się stanu zdrowia - tłumaczył w ten sposób, ze są trudne skutki zbiewiennego działania leku. Bielka Kaczmara oszukiwał, natomiast Kaczmar oraz jego otoczenie oszukiwało siebie i innych. Może oszukiwało w dobrej wierze - bo chcieli myśleć, że jest tak, jak Bielka mówi. Pewnie tak też było. Ale chyba nie tylko. Gdyby bowiem wprost i publicznie Kaczmar powiedział, w jaki sposób się leczy i kto za to leczenie jest odpowiedzialny, akcja pomocy Kaczmarowi musiała się załamać. Dlatego twierdzę, że celowym było nie informowanie o szczegółach zabiegów terapeutycznych, nie prostowanie informacji o poprawie stanu zdrowia etc. Dla opinii publicznej stan zdrowia JK miał być stabilny albo coraz lepszy.
[Dodano 18 stycznia 2009 o 21:53]
Elzbieta napisał(a):Ludzie chcieli wierzyć i chcieli się przyczynić do wyzdrowienia, które możliwe nie było. Jeśli jakieś oszustwo popełniono -to właśnie to, ze Ci ludzie się oszukiwali.Sami i dobrowolnie.Ludzie chcieli wierzyć, owszem. Oszukiwali się - owszem. Ale ich wiara była wzmacniana na rozmaite sposoby. Np. relacjami na temat stanu zdrowia JK. Nie pamiętam, czy sam Kaczmar kiedykolwiek powiedział, że jego stan się poprawia. Chyba wprost z jego ust publicznie takie sformułowanie nie padło. Natomiast z całą pewnością mówił w czerwcu 2003:
"...i jak lekarze się odgrażają, być może jeszcze kiedyś zaśpiewam". Nie wiem, jakich lekarzy miał na myśli, ale chyba żadnego tzw. konwencjonalnego medyka.
Mówił też chyba (podkreślam: chyba!), ze choroba się zatrzymała.
Wiara ludzi była wzmacniana relacjami takimi, jakie przytoczyłem we wcześniejszym poście. To nie było tylko tak, ze chcieli wierzyć i oszukiwali się z własnej woli i na własny rachunek.To było też tak, że tą wiarę celowo i świadomie wzmacniano, utrzymywano tych, którym nie było wszystko jedno, w przekonaniu, ze nie jest tak źle, że są szanse, że nawet jest lepiej.
Więcej powiem: ci, którzy mieli wątpliwości i śmieli je wyartykułować publicznie, ci którzy wierzyć nie chcieli i mieli czelnośc ową niewiarą dzielić się z innymi, gnojono natychmiast.
Odpowiedziałem kiedyś na pewną wiadomość wg. której "Kaczmar czuje się dobrze" w ten sposób:
Cytat:Jaki Kaczmar ma glos? Pewnie juz lepszy, co. Musi byc lpeszy, bo przeciez stale mu sie poprawia stan zdrowia!Zostałem natychmiast pouczony, że moje słowa są nieszczere i drwię z choroby Mistrza. Oraz, że drwię z nadziei.
Cytat:Wiesz dobrze, że w tej chorobie wiele jest przypuszczeń, interpretacji. Bardzo wiele jest też NADZIEI. Nie drwij z tej nadziei, Pawle!Inny zaś listowicz (bo te cytaty są z Listy Dyskusyjnej) grzmiał:
Cytat:ale jeden temat od początku był traktowany ze śmiertelna powagą - choroba Mistrza. Do dzisiaj. Z niesmakiem konstatuję, że ta ostatnia granica została przekroczona.a wszystko dlatego, że jakoś mnie nie przekonałyte banialuki o "stabilnym stanie zdrowia" No, ale w tamtym czasie obowiązkowo wszyscy mieli wierzyć. A ci, co nie wierzyli byli nieszczerzy, drwili z choroby i ludzkiej nadziei.
[Dodano 18 stycznia 2009 o 22:35]
Kuba Mędrzycki napisał(a):Nikogo niczego nie pozbawiał! Co Ty opowiadasz? Ludzie, którzy skorzystali z tego preparatu, jak już wspomniałem, zrobili to świadomie i tak jak choćby Twój ojciec wybrali tę metodę jako jedną z możliwych.Nie do końca tak. Wiadomość PAP z 30.11.2006 podaje, że pan Zygmunt
Cytat:Sugerował, że w tym czasie należy odstawić inne leki i konwencjonalne metody leczenia.Niby każdy robił co chciał i robił to świadomie. Ale Bielka sugerował, aby nie leczyć się u lekarzy w czasie trwania jego terapii
Kuba Mędrzycki napisał(a):Lekarz tak, ale B. nie był lekarzem i jak wspomniał Luter nigdy się w ten sposób nie tytułował.Może nie podawał się za lekarza, ale jednak mówił "wyleczę każdego raka". Swoje działania nazywał leczeniem a produkowane przez siebie specyfiki - lekami. Nazwa "instytucji", którą prowadził mówiła, że zajmuje się zwalczaniem chorób nowotworowych. A czym jest zwalczanie choroby, jak nie jej leczeniem?