jodynka napisał(a):a Ty staniesz się dyżurnym obrońcą?
Tak! A gniew mój "bezsilny niech będzie jak morze".
Poddam Ci takie zagadnienie pod rozwagę: jest rzeczą po wielokroć stwierdzoną (w zasadzie to, co teraz napiszę jest oczywizmem), że inaczej zachowują się ludzie w grupie a inaczej - indywidualnie. Otóż np. kiedy na przystanku stoi dwoje ludzi i nagle jednego zaczyna okładać trzech oprychów, istnieje spora szansa, że ten drugi z czekających na autobus będzie jakoś interweniował. Może zadzwoni na policję, może będzie się starał uspokoić napastników, może stanie w obronie? W każdym razie coś zrobi.
Natomiast, kiedy na przystanku stoi 20 osób, i do jednej podejdzie trzech oprychów a następnie zaczną ją okładać - istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie zareaguje nikt. Nawet, oddalając się od miejsca pobicia, nikt z osobna nie skontaktuje się z policją. Tak się zazwyczaj dzieje! Czemu?
Odpowiedź jest prosta: bo odpowiedzialność w grupie się rozkłada, żeby nie powiedzieć, rozmywa. W grupie rozmywa się też poczucie indywidualności. Kiedy sami stajemy w obliczu jakiegoś faktu - musimy sobie z nim poradzić we własnym zakresie. Ale kiedy jest z nami 20, 30 czy 40 osób - ta sama odpowiedzialność rozkłada się na całą grupę, czyli w sumie nikogo nie dotyka jakoś szczególnie. Stąd człowiek indywidualnie potrafi wykazać się określoną aktywnością - a w grupie będzie bierny lub wykaże taką aktywność, jak aktywność grupy.
Pamiętam sfilmowany eksperyment: przystanek, pobity gość, ludzie stoją i udają, że nie widzą leżącego na śniegu nieszczęśnika. Podjeżdża autobus i nagle jeden z czekających, wsiadając, zabiera ze sobą leżącą czapkę pobitego.
Ale ciekawsze i nieco trudniejsze pytanie jest takie: : co myślą ludzie, którzy w stadku innych dwunogów przyglądają się, jak trzech oprychów wyżywa się na swojej ofierze? Czy myślą samodzielnie? Czy w sposób samodzielny decydują, że zachowają się biernie? No przecież, teoretycznie, wiedzą, że człowiekowi należy pomóc, prawda? Nikt im nie każe rzucać się z pięściami na napastników, albo stawiać się w roli mediatora. Wystarczyłoby, aby zadzwonili na policję. Jest raczej niemożliwe, aby w grupie 20 osób nikt nie miał telefonu komórkowego. I pewnie, gdyby na przystanku każdy z nich był sam na sam z ofiarą, zrobiłby coś.
Niby wiedzą, niby mają normy, zasady, poglądy - a jednak ich w danej sytuacji nie stosują. Robią to, co inni, czyli...zazwyczaj nic nie robią, albo szybko przystosowują się do sytuacji. Czy to jest samodzielność?
A może normy są za słabo przyswojone? Może one są tylko naskórkiem, który z byle powodu łatwo zerwać i obnażyć "prawdziwego człowieka" - samolubnego, egoistycznego, biernego, obojętnego?
W ogóle - to już tak na koniec - niezwykle ciekawe są mechanizmy grupowe. W bardzo wielu wypadkach stoją one w całkowitej sprzeczności, w totalnym konflikcie z indywidualnymi dążeniami czy ambicjami członków grupy. W grupie człowiek wyrzeka się - zazwyczaj - swojej indywidualności. Don Kichoci zaś budzą uśmiech politowania, żal, złość lub wręcz agresję.
Stad też, kiedy piszesz
jodynka napisał(a):(a jeśli nie wszyscy, to na pewno większość użytkowników tego forum) myśli po swojemu, samodzielnie. I tak samo większość mówi to, co myśli.
to w pewnym sensie mogę Ci przyznać rację. Tak, z pewnością są sytuacje, w których ludzie mówią, co myślą - a myślą samodzielnie. Pewnie, kiedy porozmawiam z X, Y czy Z - każdy powie, co myśli. Ale, czy w grupie także dadzą wyraz swojej indywidualności? Wątpię! W grupie będą milczeć, udawać, że nie widzą.