Tak sobie znów przeczytałem to, co napisałeś i naszła mnie ochota mojego tradycyjnego niemal wobec Twoich wypowiedzi
jateża schować do lamusa.
Luter napisał(a):Problem nie w ważności dat, ale w tym, że Zachód (animowany w tym względzie przez Niemcy) poprzez różne symboliczne gesty i wypowiedzi swoich przedstawicieli promuje tezę jakoby koniec komunizmu i podziału Europy zaczął się od upadku Muru Berlińskiego, negując tym samym fakt, że TO zaczęło się w Polsce. Doskonałym tego przykładem był klip zrealizowany przez UE, a poświęcony 20-leciu upadku komunizmu w Europie, w którym to klipie w ogóle nie padło słowo Polska (zmieniono to dopiero po naszych głośnych protestach). Przyczyną tego zjawiska nie jest, moim zdaniem, jakaś niechęć do Polski, tylko mentalność ludzi Zachodu, w których świadomości dość głęboko funkcjonuje taki stereotyp, że Europa kończy się na Odrze. No a cóż... pierwszym i jednocześnie efektownym symbolicznie wydarzeniem związanym z końcem komunizmu po tamtej stronie Odry był właśnie upadek Muru.
W dyskutowanej właśnie kwestii przyłączam się więc do zdania Jaśka i Przemka*.
Polska była pierwsza! Powinnością i psim obowiązkiem każdego Polaka jest wbijać tę oczywistą prawdę do łbów tych, którym ona jest niewygodna. A że prezydent robi to w sposób nieco siermiężny, to już inna sprawa.
Pewnie czegoś nie dostrzegam, coś wyolbrzymiam, a czegoś nie doceniam, ale czemu piszesz, że oni (Zachód) "negują fakt, że TO zaczęło się w Polsce"? Nie pytam w związku z przypomnianym przez Ciebie klipem, ale z uroczystością, o której dziś rozmawiamy. Czy podkreślanie zarówno przez kanclerz Merkel, jak i sekretarz Clinton roli Polski w obalaniu europejskiego komunizmu to jest właśnie to negowanie? Czy zaproszenie Wałęsy, a potem powierzenie mu symbolicznego gestu rozpoczęcia "przewracania Muru" to też wyraz tej tendencji?
Piszesz o "mentalności ludzi Zachodu, w których świadomości dość głęboko funkcjonuje taki stereotyp, że Europa kończy się na Odrze". Zgoda. Ale czy lata żelaznej kurtyny mają z tej świadomości zniknąć - jak ów Mur Berliński - w jednej chwili? Ci ludzie
naprawdę żyli w Europie, która kończyła się wraz z Murem! Coś tam o nas wiedzieli, ale - jak zapewne wiesz - do ludzi przemawiają rzeczy spektakularne, widowiskowe, rzeczy, które można uznać za symbol. Weźmy choćby takiego Lutra!

Jak zapewne wiesz, symboliczne przybicie jego 95. tez do drzwi kościoła w Wittenberdze prawdopodobnie nigdy nie miało miejsca, ale nic już tego symbolu rozpoczęcia Reformacji ze zbiorowej świadomości ludzi nie wymaże. Upadek komunizmu w Europie też już pewnie na wieki symbolizować będzie upadek Muru Berlińskiego... Czy to nam się podoba, czy nie.
A czy "
Polska była pierwsza!"? Przed nami byli Czesi, przed nimi Węgrzy, żeby wspomnieć te najbardziej spektakularne wydarzenia na drodze do obalenia sowieckiego porządku... Wiem, wiem - Węgry były konsekwencją znów polskich działań. Ale czy warto kruszyć kopie o to, kto był pierwszy? Czy nie efekt końcowy liczy się bardziej? I że w końcu obyło się bez ofiar? Niech już walący się kawałek żelbetonu pozostanie symbolem kresu tej walki, a "psim obowiązkiem każdego Polaka" niech pozostanie pielęgnowanie
w sobie pamięci o tych, którzy do tego się przyczynili. Niech ich odwaga i ofiara nie zostaną zapomniane, ale... realnym postulatem jest chyba: "nie zostaną zapomniane przez nas", bo usiłowanie napełnienia tych - jak to byłeś łaskaw nazwać - łbów większą, niż są w stanie pomieścić, ilością informacji jest... awykonalne, że posłużę się tym pięknym słówkiem, które kanał "Kino Polska" przypomniał mi kilka dni temu.
Ściskam dłoń!
Do Jaśka.
Jaśko napisał(a):Żeby było jasne: ja nie pisałem...
Oczywiście. Rozumiem.
-----
*A do czego się przyłączasz?
Jaśko, jak sam przyznał, "nie pisał", a jedynie pytał o stosunek
ja do wypowiedzi prezydenta, natomiast
Przemek był uprzejmy napisać, że "prezydent ma rację". Rozumiem, że ma rację mówiąc, iż np. data 12 września 1989 r. jest bardziej istotna w historii Europy niż data 9 listopada tegoż samego roku.