Forum o Jacku Kaczmarskim

Pełna wersja: polityka
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41
Jesteś nad wyraz łaskawy dla mnie Lutrze
w związku z tym i ja odpłace Ci dobrem
uważam, że Hrabia herbu BUL jest jeszcze głupszy od ciebie - a to spstrzeżenie przecież zdecydowanie potwierdza Twoją teorię o braku wpływu pochodzenia.
Niemniej nie pozdrawiam Cię serdecznie, bo ja do Ciebie sympatii nie mam już żadnej. A z uwagi na pochodzenie w własne - nie muszę się silić na uładzone formułki, nie mowiąc już o pisaniu ortograficznym.
Barbara Labuda wyłoniła "Dwanaście typów postaw wobec prezesa Kaczyńskiego": <!-- m --><a class="postlink" href="http://wyborcza.pl/1,75402,9465520,Dwanascie_typow_postaw_wobec_prezesa_Kaczynskiego,,ga.html">http://wyborcza.pl/1,75402,9465520,Dwan ... o,,ga.html</a><!-- m -->

Ciekaw jestem, jaką postawę reprezentujecie? Jedną z tych dwunastu, a może jeszcze jakąś inną?

Jeśli chodzi o mnie, najbliższe mi są postawy "bezsilna" oraz "kpiarska". Smile
Postawa bezsilna...Oniemiały osobnik lub osobniczka bezradnie szuka jakiegoś merytorycznego zaczepienia w rozumowaniu Prezesa, by rzeczowymi argumentami sprostać nonsensowi w stanie czystym
Mnie najbliższa jest postawa ocenna a la Niesiołowski.
A ja się z żadną nie utożsamiam.
Luter napisał(a):Ale jeśli prezydent państwa pisze w księdze kondolencyjnej o "bulu i nadzieji", to jest to wstyd straszny
Oczywiście jeżeli nie jest dyslektykiem, bo dysleksja jest pewnego rodzaju schorzeniem.
Nie przekonuje mnie to.
Prezydent w Polsce musi spełniać naprawdę niewielkie wymagania, gdyż pełni głównie funkcję reprezentacyjną. Jeśli jest dyslektykiem, to akurat nie bardzo nadaje się na prezydenta. Podobnie jak niewidomy nie nadaje się na kierowcę, jąkała na lektora, a bezręki na szczypiornistę.
A jeśli ma chorobę filipińską, to może być prezydentem, czy nie?
No, ale na filipińską gościu zachorował już po objęciu urzędu Wink
Luter napisał(a):Nie przekonuje mnie to.
Prezydent w Polsce musi spełniać naprawdę niewielkie wymagania, gdyż pełni głównie funkcję reprezentacyjną. Jeśli jest dyslektykiem, to akurat nie bardzo nadaje się na prezydenta. Podobnie jak niewidomy nie nadaje się na kierowcę, jąkała na lektora, a bezręki na szczypiornistę.
Oczywiście jest lepiej, jeżeli prezydent nie ma żadnych przypadłości i generalnie cieszy się dobrym zdrowiem, ale między dyslektykiem a takim, który cierpi na chroniczne problemy żołądkowe, wolę mimo wszystko dyslektyka. Bo czasami prezydent musi nie tylko ładnie wyglądać pod żyrandolem, ale jeszcze pojechać na jakiś ważny szczyt. Smile
Masz rację Dauri,
a jak juz trafi ten prezydent na ów wazny szczyt, to bedzie siadal pierwszy przy kobiecie i podczas deszczu sam siebie osłoni parasolem zaś gość z bliskiego Ci kraju zmoknie.
Noblesse oblige...
dauri napisał(a):Oczywiście jest lepiej, jeżeli prezydent nie ma żadnych przypadłości i generalnie cieszy się dobrym zdrowiem, ale między dyslektykiem a takim, który cierpi na chroniczne problemy żołądkowe, wolę mimo wszystko dyslektyka.

Jeśli to jest aluzja do Kwaśniewskiego, to przesadzona. Jego "problemy żołądkowe" były mocno uwypuklane.
Nie, nie chcę bronić Kwasa. Pijaństwo w Charkowie, "ale, ale, ale" i wsiadanie do bagażnika to był skandal i nie ma tu co dyskutować. Tylko że za jego prezydentury takie rzeczy zdarzyły mu się raz, najwyżej dwa. Przypomnę, że choroba filipińska miała miejsce już po zakończeniu urzędowania.
Być może Komorowskiemu więcej wpadek (takich albo gorszych) się nie zdarzy, czego mu szczerze życzę. Niestety, obawiam się, że tak różowo nie będzie.
Tak czy inaczej - w tej sprawie muszę zgodzić się z tym, co powyżej napisał lc.
Tzw. choroba filipińska, czyli po ludzku mówiąc alkoholizm, to jest przypadłość, na którą Kwaśniewski cierpiał jeszcze zanim objął urząd. W Charkowie się ujawniła i parę razy potem też.
Na dolegliwości żołądkowe cierpiał Kaczyński a nie Kwaśniewski.
Dodam jeszcze, że problemy trawienne sp. L. Kaczyńskiego dotyczyły spotkania w tym samym towarzystwie co parasol i siadanie przez B. Komorowskiego
I paradoksalnie - tez życzę Komorowskiemu aby więcej tego typu wpadek nie miał.W końcu to osmiesza nas wszystkich. dużo bardziej niż choroba filipińska Kwaśniewskiego, bo tego typu choroby wsród politykow ze wschodniej Europy są raczej traktowane przez świat jako obyczaj.
Nawiasem mowiąc, w drodze do Charkowa Kwasniewskiego spił w samolocie jeden biskup.
lc napisał(a):a jak juz trafi ten prezydent na ów wazny szczyt, to bedzie siadal pierwszy przy kobiecie i podczas deszczu sam siebie osłoni parasolem zaś gość z bliskiego Ci kraju zmoknie.
Może będzie siadał pierwszy przy kobiecie, ale raczej nie nazwie jej małpą. Co do deszczu - to on nam niestraszny. Możemy się poświęcić i zmoknąć.
dauri napisał(a):ale raczej nie nazwie jej małpą
Chyba że się wystroi w czerwone!
dauri napisał(a):Co do deszczu - to on nam niestraszny. Możemy się poświęcić i zmoknąć.
A mama mówiła, że nawet można na deszczu urosnąć!
Dauri
ja wiem, że jest równość między ludźmi - sami ją deklarowaliście swojego czasu podczas jednej z największych jatek w dziejach świata - ale mimo wszystko jakaś różnica jest między brakiem taktu stosunku do przywódczyni sąsiedniego, potężnego państwa a takim samym brakiem odnośnie krajowej dziennikarki.
Zresztą "małpa w czerwonym", " sp... dziadu", "plusy dodatnie i plusy ujemne", "nie chem ale muszem", "mężczyznę poznać po tym jak kończy..." - pozytywnie, niezależnie od ostrości, weszły do katalogu ciekawostek politycznych - ze względu na polot.
A na siadanie przed kobietą - nie ma na usprawiedliwienia. To po prostu dno.
A co do moknięcia, to rzeczywiście zapewne wychodzi Wam to na dobre. Ot Nicolas się zmoczył a Carla niedługo potem jest w ciąży.
lc napisał(a):A na siadanie przed kobietą - nie ma na usprawiedliwienia. To po prostu dno.
A co do moknięcia, to rzeczywiście zapewne wychodzi Wam to na dobre. Ot Nicolas się zmoczył a Carla niedługo potem jest w ciąży.
Leszku, w kwestii siadania Komorowski zachował się zgodnie z protokołem dyplomatycznym:
Cytat:Savoir faire na przyjęciach dyplomatycznych – obowiązki gościa (...)
Należy pamiętać również o zasadzie nie zasiadania do stołu przed gościem honorowym i gospodarzem.
<!-- m --><a class="postlink" href="http://www.psz.pl/tekst-5805/Przyjecia-jako-forma-pracy-dyplomatycznej">http://www.psz.pl/tekst-5805/Przyjecia- ... omatycznej</a><!-- m -->

Skoro nie było gościa honorowego, gospodarz winien usiąść pierwszy, a następnie goście. Płeć nie ma tu nic do rzeczy (może mieć ewentualnie tylko wpływ na kolejność siadania samych gości)

Co do moknięcia, nasze poglądy są zbieżne.
lc napisał(a):I paradoksalnie - tez życzę Komorowskiemu aby więcej tego typu wpadek nie miał.W końcu to osmiesza nas wszystkich. dużo bardziej niż choroba filipińska Kwaśniewskiego, bo tego typu choroby wsród politykow ze wschodniej Europy są raczej traktowane przez świat jako obyczaj.
Moim zdaniem, absolutnie nie masz racji, stawiając błąd ortograficzny ponad pijaństwem w klasyfikacji wpadek, które kompromitują bardziej. Pianego w dupę Kwacha można było i pokazywało się wszędzie - w kazdej telewizji i w każdym kraju jego zachowanie było zrozumiałe i w tym sensie równie kompromitujące. Kwaśniewski bowiem przypominał Jelcyna sprzed wielu lat i w Jelcynowski a wczesniej jeszcze Breżniewowoski, wschodni, posowiecki "styl" się wpisał. Polaków i Rosjan w zachodnim świecie stereotypowo kojarzy się z wódą i pijaństwem i jeśli ktoś taki stereotyp utrwalił na kolejne lata to właśnie prezydent RP. W tym sensie na całe lata prezydent RP wyrządził sporą krzywdę swojemu narodowi.
Skala niestosowności zachowania Kwacha i Komorowskiego jest nieporównywalna. Komorowski w opinii międzynarodowej, popełniając błędy ortograficzne, czy nawet siadając pierwszy przed kobietą, może być w najlepszym razie uważany za dyplomatycznego żółtodzioba, człowieka niewprawnego, człowieka o pewnych słabostkach, których – jeśli chodzi o polską ortografię – nie rozumie właściwie nikt w świecie a i w Polsce nie każdy. A zataczającego się Kwacha wszyscy odebrali dokładnie tak, jak odebrać powinni – że był nachlany, że w związku z tym jest chory, że jest też słaby (i jako polityk, i jako człowiek).

Rozumiem, Leszku, że nie lubisz Komorowskiego. Rozumiem, że może go nie lubic prezes Kaczyński - w końcu dla lidera PiS przegrana drugorzędnym politykiem PO to musi być cios w samo serce. Ja to wszystko rozumiem, ale nie rozumiem wybielania Kwacha. O Kwasniewskim zaczyna się mówić teraz tak, jak o Kaczyńskim tuż po smierci. Właściwie wychodzi na to, że ludzie psioczyli na niego, kiedy był prezydentem, ale kiedy już musiał ustąpić, zapomnieli mu wszystko. A było tego trochę. Trochę by można Kwachowi wypomnieć i przypomnieć.
Dauri
nie jestem jednak przekonany, czy to wydarzenie z Komorowskim i Merkel zdarzyło się na przyjęciu - bo tego właśnie dotyczy wskazana etykieta. Tak więc, pozstanę przy swoim zdaniu.

Pawle - nic na to nie poradzę, że mam więcej sympatii do Kwaśniewskiego, ktory - choć absolutnie nie z mojej bajki - jednak wybitną osobowością jest, niż do Komorowskiego, którego szanuję w sposób... zresztą chyba domyślasz się jaki...
Pamiętam jak przed wielu laty zdarzyło mi grać piosenki na imprezie, gdzie w pierwszym rzędzie siedział obecnie nam panujący. Ja często przyglądam się swoim odbiorcom, gdyż jestem ciekawy nie tylko jak reagują, ale co w ogóle z tego co śpiewam są w stanie zrozumieć. I wyczuwam kto jest bardziej rozgarnięty a kto mniej. Myślę Pawle, że grając koncerty wiesz o czym mówię.
Nie muszę chyba wypisywać, jakie były moje spostrzeżenia co do percepcji tego właśnie słuchacza.
Niktważny napisał(a):Tzw. choroba filipińska, czyli po ludzku mówiąc alkoholizm, to jest przypadłość, na którą Kwaśniewski cierpiał jeszcze zanim objął urząd.
Nie rozumiemy się*. Przypadłość polegająca na upiciu się w momentach, delikatnie mówiąc, nie najszczęśliwszych, przydarzała się Kwaśniewskiemu zapewne już przed wybraniem go na prezydenta. Ale pojęcie "choroby filipińskiej" jako tłumaczenia czy wymówki pojawiło się w okolicach spotkania ze studentami na Ukrainie, a więc już po zakończeniu przez Kwacha urzędowania.

dauri napisał(a):Może będzie siadał pierwszy przy kobiecie, ale raczej nie nazwie jej małpą.
Być może, ale to nie zmienia przecież faktu, że wiadome wpadki Komorowskiego są żenujące. Tu w całej rozciągłości zgadzam się z Leszkową oceną tychże.

Skoro już przy okazji tej dyskusji tworzy się nieformalny ranking wpadek prezydentów III RP, to moim skromnym zdaniem pod tym względem (i nie tylko zresztą) zdecydowanie najlepiej wypada prezydentura Kwaśniewskiego. Nie dość, że popełnił stosunkowo najmniej rażące niezręczności, to jako jedyny urzędował przez 10 lat, czyli miał najwięcej okazji do skompromitowania się. (Patrząc od tej strony aż strach pomyśleć jaki będzie "dorobek" Komorowskiego pod koniec jego prezydentury). Zdecydowanie najgorzej zaś wypada prezydentura Kaczyńskiego. "Spieprzaj dziadu", "Małpa w czerwonym", "Irasiad", "Stokrotka, jesteś na mojej krótkiej liście" (tu nadmienię, że trzeba było być ślepym i głuchym, żeby nie zauważyć, że mały "wielki" prezydent był w programie Olejnej - tym nadawanym z Brukseli - pod wpływem), nachalne podkreślanie, że jest się głową państwa, wojna o krzesło w Brukseli, kompromitacja z lotem do Gruzji i blamaż z lotem do Smoleńska (Tak! Dla mnie ta katastrofa to konsekwencja stylu sprawowania urzędu i ostateczny blamaż Lecha Kaczyńskiego; a że nie przynosi ona Polsce chwały, to chyba oczywiste) - to tylko te bardziej spektakularne wpadki specjalisty od meldunków wykonania partyjnych zadań.

lc napisał(a):Zresztą "małpa w czerwonym", " sp... dziadu", "plusy dodatnie i plusy ujemne", "nie chem ale muszem", "mężczyznę poznać po tym jak kończy..." - pozytywnie, niezależnie od ostrości, weszły do katalogu ciekawostek politycznych - ze względu na polot.
Hm, cóż, jak dla mnie to tyle w tym polotu, co w tekstach "Śpiewnika kontrrewolucjonisty" tudzież - ja mówił klasyk - trucizny w zapałce. No ale jak widać każdy ma swoją indywidualną wrażliwość w tym względzie.

* Co bynajmniej mnie nie dziwi.
Luter napisał(a):Zdecydowanie najgorzej zaś wypada prezydentura Kaczyńskiego. [...]nachalne podkreślanie, że jest się głową państwa, wojna o krzesło w Brukseli
Wojna o krzesłow Brukseli obciąża raczej rząd, niż Prezydenta. Uczestniczenie w posiedzeniach Rady Europejskiej mieści się przecież w jego kompetencjach, co zostało potwierdzone przez Trybunał Konstytucyjny (postanowienie TK Kpt 2/08*). Tymczasem rząd usiłowal uniemożliwić Prezydentowi wykonywanie tych kompetencji, jeżeli dobrze pamietam, utrudniając mu dostęp do informacji dot. posiedzenia oraz w ostatniej chwili uniemożliwiając skorzystanie z rządowego samolotu. To był raczej grubszy skandal.


*)
Cytat:W ocenie Trybunału Konstytucyjnego art. 126 ust. 1 Konstytucji nadał funkcji
Prezydenta jako „najwyższego przedstawiciela Rzeczypospolitej Polskiej” wymiar
uniwersalny w tym sensie, że funkcję tę sprawuje Prezydent zarówno w stosunkach
zewnętrznych jak i wewnętrznych, ponadto – niezależnie od okoliczności, miejsca i
czasu. Nie ma przesłanek prawnych, na podstawie których należałoby a limine
wyłączyć z zakresu realizacji tej funkcji – forum instytucji politycznej Unii
Europejskiej, tj. Rady Europejskiej
. W związku z tym, że Konstytucja czyni
„najwyższym przedstawicielem Rzeczypospolitej Polskiej” tylko Prezydenta
Rzeczypospolitej Polskiej, Prezydent – na zasadach i w granicach wyznaczonych przez
Konstytucję i ustawy – samodzielnie postanawia o miejscu i formach urzeczywistnienia
tej funkcji
określonej w art. 126 ust. 1 Konstytucji. [...]

Konstytucyjnym zadaniem Prezydenta, określonym w art. 126 ust. 2 in fine, jest
stanie na straży nienaruszalności i niepodzielności terytorium państwa. Problematyka
integralności terytorialnej państw członkowskich nie stanowi materii prawa unijnego ani
też polityk wspólnotowych. Również regulacje traktatowe, postanowienia układu
akcesyjnego oraz dotychczasowe doświadczenia funkcjonowania Unii Europejskiej nie
wskazują, że Rada Europejska władna jest podejmować (bądź podejmuje) decyzje w
sprawach dotyczących nienaruszalności i niepodzielności terytoriów państw
członkowskich, w tym Rzeczypospolitej Polskiej. Okoliczność ta nie pozostaje bez
znaczenia dla uczestnictwa Prezydenta Rzeczypospolitej w posiedzeniach Rady
Europejskiej motywowanego wykonywaniem konstytucyjnych zadań wskazanych w art.
126 ust. 2 Konstytucji.
[...]
Z punktu widzenia suwerenności oraz ochrony innych wartości konstytucyjnych
zasadnicze znaczenie ma ograniczenie możliwości przekazania kompetencji do
„niektórych spraw” (a zatem bez naruszenia „rdzenia” uprawnień, umożliwiającego – w
zgodzie z Preambułą – suwerenne i demokratyczne stanowienie o losie Rzeczypospolitej).
Trybunał Konstytucyjny stwierdza, że posiedzenia Rady Europejskiej poświęcone
zmianom traktatów stanowiących podstawę Unii mogą się wiązać z zagadnieniem
suwerenności Rzeczypospolitej Polskiej, co uzasadniałoby udział w nich Prezydenta RP
.
Lutrze
zapewnie nie taki byl Twoj zamiar ale powiedzialeś mi komplement. i to duży. Bo ja program pt. pieśn kontrewolucjonisty uważam pod względem artystycznym za absolutną chałę i dziadostwo - i gdybym uważał się za artystę a nie za publicyste politycznego, wlazłbym pod stół ze wstydu. a wycytowane przez mnie bon-moty są naprawdę dobre.

A co do tego mojego "kontrewolucjonisty" - to zawsze tak jest, gdy zaczyna uprawiac się twórczość partyjną - niezalezne w którą stronę. Nawet tacy giganci jak Tuwim, piszacy za Sanacji genialne satyry na II RP, w PRL tworzyli prdukcyjniaki urągające nie tylko poetyckiej lecz i ludzkiej godności.
Cieszę się tylko, że nie osiągnąłem takiego stopnia smieszności jak nasz szanowny Mistrz - bo nigdy nie napisałem liryka /ba, nawet erotyka/ do partii politycznej. Może dlatego, że w p[rzeciewieństwie do mistrza, wszystkie partie i środowiska miałem tak naprawdę w d... A rozrabiałem bo lubię rozrabiać. Poza tym nie znoszę i n ie szanuję tej "inteligencji" związanej z UW a obecnie z PO - ale nie będę już pisal po raz wtóry dlaczego.
A co do Mistrza - przeciez piosenka "Między nami" opisująca - jak twierdził - Mistrz jego trudne relacje z Unią Wolności, przy takim zalożeniu - to PARANOJA.
lc napisał(a):Pamiętam jak przed wielu laty zdarzyło mi grać piosenki na imprezie, gdzie w pierwszym rzędzie siedział obecnie nam panujący. Ja często przyglądam się swoim odbiorcom, gdyż jestem ciekawy nie tylko jak reagują, ale co w ogóle z tego co śpiewam są w stanie zrozumieć. I wyczuwam kto jest bardziej rozgarnięty a kto mniej. Myślę Pawle, że grając koncerty wiesz o czym mówię. Nie muszę chyba wypisywać, jakie były moje spostrzeżenia co do percepcji tego właśnie słuchacza.
Oczywiście, wiem, o czym mówisz. NIe zmiarzam polemizować z Twoją interpretacją wyrazu twarzy Komorowskiego słuchającego Twych pieśni. Pozwól, że odniosę się zatem bardziej ogólnie do kwestii, którą poruszyłeś.
Miałem - właściwie nawet przyjemność - występować przed różnymi ludźmi prawicy i lewicy. Niegdyś podczas organizowanych przez młodzieżówkę UD Dni Demokracji graliśmy przed publicznością, której szeregi zasilali panowie Michnik, Kalisz czy Mazowiecki. Innym razem podczas występu w Pałacu Prezydenckim w pierwszym rzędzie zasiadał Świętej Pamięci Lech Kaczyński, senator Romaszewski, minister Łopiński wraz z ministrem Stasiakiem.
I wiesz co? Generalnie rzecz biorąc zawsze te znane z mediów twarze miały wyraz mniej więcej podobny: lekko rozkojarzony, trochę senny, trochę zniecierpliwiony (w sali obok pachnie catering Smile ). Tak to jest, kiedy się gra w tzw. części artystycznej większej imprezki, części, którą trzeba odbębnić, części, której właściwie większość nie potrzebuje, ale która jest niezbędnym elementem dopełniającym całości.
Nie jest to przyjemne granie. Przyjemnie robi się dopiero później, kiedy przychodzi przelew. Chałtura, Panie Leszku i tyle. Myślę, ze będąc przez wiele lat obecny na senie, wiesz o czym mówię.
Ja bym z wyrazu twarzy polityków obecnych na częsciach artystycznych większych imprez nie wyciągał aż tak dalekich wniosków, jak te, kto jest bardziej a kto mniej rozgarnięty. Bo ludzie przychodzą na takie występy często z musu, czasem dlatego, ze wypada, najrzadziej dlatego, ze chcą. Na ich twarzach wobec tego zazwyczaj maluje się owa mieszanina zmęczenia, zniecierpliwienia i nudy. Być może w innych warunkach - kiedy by przyszli z chęci, z własnego wyboru - oblicza ich byłby zupełnie odmienne od tych, które pamiętam.
Nie wiem, jaki jest Komorowski. Ale Kaczyński swego czasu zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. I bynajmniej nie swoim stosunkiem do słuchanych piosenek, choć zwrócił na nie uwagę - a właściwie w jego imieniu pani Maria. Zaskoczył mnie pozytywnie swym intelektualnym wyrobieniem, tą swobodą i rzeczowością, z jaką mówił na temat, któremu poświęcone było spotkanie w Pałacu. Bardzo to było ujmujące, kiedy Świętej Pamięci Prezydent po prostu wszedł na mównicę i dał interesujący, zupełnie z głowy, wykład dotyczący roli kobiet w Stanie Wojennym. Super sprawa! Innym razem - to już znam z opowiadań - potrafił tak samo swobodnie rozprawiać o współczesnej literaturze polskie. Rozprawiać w obecności autorytetów taki, jak np. Maria Janion. Ludzie byli ponoć niezwykle zaskoczeni, że ten facet - w mediach sprawiający wrażenie lekkiego gbura, trochę ospałego, trochę niechlujnego - tak swobodnie porusza się w temacie, o którego znajomość nikt go wcześniej nie podejrzewał.
Luter napisał(a):Przypadłość polegająca na upiciu się w momentach, delikatnie mówiąc, nie najszczęśliwszych, przydarzała się Kwaśniewskiemu zapewne już przed wybraniem go na prezydenta. Ale pojęcie "choroby filipińskiej" jako tłumaczenia czy wymówki pojawiło się w okolicach spotkania ze studentami na Ukrainie, a więc już po zakończeniu przez Kwacha urzędowania.
No tak, sam termin pojawił się już właściwie po złożeniu urzędu. Ale problem trwał przez całą prezydenturę.
Niktważny napisał(a):Nie jest to przyjemne granie. Przyjemnie robi się dopiero później, kiedy przychodzi przelew. Chałtura, Panie Leszku i tyle. Myślę, ze będąc przez wiele lat obecny na senie, wiesz o czym mówię.

Doprawdy takie to przyjemne? Ja podobnych koncertów zazwyczaj odmawiam (choć takich zaszczytnych, jak Twoje, oczywiście nie miałem), bo męczenie się dla kogoś, kto ma w dupie, co gram, nie jest warte tych* pieniędzy. Nie mam też pewności, czy Leszek Cię dobrze zrozumie. Kto jak kto, ale on jednak zazwyczaj gra dla publiczności, która pojmuje, o czym on śpiewa i jest tym żywo zainteresowana.
Poza tym w dużej mierze niedopuszczalna jest dla mnie, częsta w przypadku takich koncertów, próba kontroli repertuaru przez organizatorów. Ale każdy we własne lustro rankiem spogląda. ;-)
Pozdrawiam,
M

*Oczywiście nie wiem, jakie stawki im rzucacie, ale obaj dobrze wiemy, że ten typ grania jest najbardziej opłacalny z tego biznesu.
lc napisał(a):Lutrze
zapewnie nie taki byl Twoj zamiar ale powiedzialeś mi komplement. i to duży.

Leszku, uwierz, że zupełnie mi nie przeszkadza, jakie masz na mój temat zdanie. Jednak tym razem chyba prowadzi Cię to do mylnych wniosków.
Otóż spróbuj sobie wyobrazić, że zamiary moje w najmniejszym nawet stopniu nie obejmują skąpienia Ci komplementów. Co więcej - bardzo się cieszę, że tę moją wypowiedź odebrałeś jako komplement. I bardzo zresztą słusznie, że tak ją odebrałeś.

Jeśli chodzi o Między nami, to jest to przede wszystkim bardzo dobra piosenka. A to, jakie ideologie, gęby i okazje nią karmiono, to przecież sprawa nie mająca z tym utworem zupełnie nic wspólnego. Choćbyś nie wiem jak chciał, nie da się go przyrównać do pieśni pochwalnych o Stalinie czy Twoich politycznych rymowanek. Prawdę mówiąc nie wierzę, że tego nie rozumiesz. Dlatego ze zdumieniem i niesmakiem po raz kolejny obserwuję, jak nieudolnie usiłujesz pomieszać porządki, byle tylko pognębić "naszego szanownego Mistrza". Z ubolewaniem zauważam, że wciąż masz z Nim jakiś problem.
"Lutrze
Moim zamiarem nie jest pisanie dobrych piosenek. I nigdy nie było. Mogłem wybrać inną artystycznie drogę, ale teraz to już nieważne i bez znaczenia, bo nie mam ambicji wracania na scenę i nie boli mnie wcale, że ludzie kojarzą mnie z tych paru - jak to ładnie nazwałeś, a ja się z tym określeniem zgadzam - politycznych rymowanek."

Zabawiam się w rzecznika, bo nie wiadomo kiedy lc doczołga się do komputera, żeby napisać tę samą, niezmienną od paru lat wypowiedź. :rotfl:
MateuszNagórski napisał(a):"Lutrze
Moim zamiarem nie jest pisanie dobrych piosenek. I nigdy nie było. Mogłem wybrać inną artystycznie drogę, ale teraz to już nieważne i bez znaczenia, bo nie mam ambicji wracania na scenę i nie boli mnie wcale, że ludzie kojarzą mnie z tych paru - jak to ładnie nazwałeś, a ja się z tym określeniem zgadzam - politycznych rymowanek."

Zabawiam się w rzecznika, bo nie wiadomo kiedy lc doczołga się do komputera, żeby napisać tę samą, niezmienną od paru lat wypowiedź. :rotfl:

A ja niezmiennie odpowiem, że to bardzo szkoda, bo w ten sposób Leszek zmarnował swój talent. Oczywiście nie do końca go zmarnował, bo całą masę świetnych piosenek jednak napisał; zmarnował w tym sensie, że szerszej publiczności nie dał się poznać jako autor swoich najlepszych utworów.
MateuszNagórski napisał(a):Doprawdy takie to przyjemne?
Owszem, bywa przyjemne.
MateuszNagórski napisał(a):Ja podobnych koncertów zazwyczaj odmawiam (choć takich zaszczytnych, jak Twoje, oczywiście nie miałem), bo męczenie się dla kogoś, kto ma w dupie, co gram, nie jest warte tych* pieniędzy.
Zazwyczaj odmawiasz, czyli nie zawsze. Nie wiem, jakie są Twoje powody, dla których odmawiasz i czym się kierujesz. Nie wnikam. Ale wiem, choćby przyglądając się Twoim zdjęciom na Facebooku, że tzw. "solidarnościowe ustawki" jednak odwiedzasz. Oczywiście szczegółów nie znam, ale mniej więcej orientuję się, jakie kwoty proponowano np. w Kępnie. Tak się bowiem składa, ze propozycję zagrania tam złożono również nam Smile Podejrzewam zatem, że powody Twoich rezygnacji nie mają wymiaru finansowego. Trudno mi też podejrzewać, abyś odmawiał z powodów ideologicznych. W Kępnie bowiem, podobnie, jak np. w Częstochowie, zorganizowano typową imprezkę "z okazji". W tym wypadku ową okazją były porozumienia sierpniowe. Czyli Solidarność/Urząd Miasta płaci i zaprasza. Zaprasza działaczy, ale i tzw. zwykłych ludzi, którzy zechcą przyjść pod plenerową scenę, chwilę się zatrzymać się, posłuchać. Ludzie przychodzą rożni. Ci z ulicy często rzeczywiście interesują się piosenkami. Działacze z reguły mają w nosie repertuar. Wrażenia z występu są zatem ambiwalentne. Niby rzeczywiście gra się dla ludzi, którzy mają w dupie wykonywane pieśni, ale jednak też nie wszyscy zachowują taką samą postawę. Od kilku lat grywamy także na takich imprezach i, szczerze mówiąc, bywa tak różnie, że ciężko wyciągnąć z tych sytuacji jakąś pewną regułę.
MateuszNagórski napisał(a):Nie mam też pewności, czy Leszek Cię dobrze zrozumie. Kto jak kto, ale on jednak zazwyczaj gra dla publiczności, która pojmuje, o czym on śpiewa i jest tym żywo zainteresowana.
Z tego, co pisał o Komorowskim wynikałoby, że bywało różnie z tym "żywym zainteresowaniem".
MateuszNagórski napisał(a):Poza tym w dużej mierze niedopuszczalna jest dla mnie, częsta w przypadku takich koncertów, próba kontroli repertuaru przez organizatorów. Ale każdy we własne lustro rankiem spogląda. ;-)
A tego akurat nigdy nie doświadczyłem. Owszem, są prośby o taką, czy inną piosenkę, ale nigdy, absolutnie nigdy żaden z organizatorów np. nie zabronił wykonywać jakiegoś konkretnego tytułu.
MateuszNagórski napisał(a):Oczywiście nie wiem, jakie stawki im rzucacie, ale obaj dobrze wiemy, że ten typ grania jest najbardziej opłacalny z tego biznesu.
No właśnie nie wiem, czy "obaj wiemy". Niby wiemy - patrząc na Twe foty na Fejsie. Z drugiej strony piszesz, że zazwyczaj odmawiasz podobnym propozycjom. Znając realia imprezy w Kępnie, raczej finansowo nie wybrzydzasz, zatem naprawdę nie wiem, czy "obaj dobrze wiemy".
Niktważny napisał(a):Zazwyczaj odmawiasz, czyli nie zawsze. Nie wiem, jakie są Twoje powody, dla których odmawiasz i czym się kierujesz. Nie wnikam. Ale wiem, choćby przyglądając się Twoim zdjęciom na Facebooku, że tzw. "solidarnościowe ustawki" jednak odwiedzasz. Oczywiście szczegółów nie znam, ale mniej więcej orientuję się, jakie kwoty proponowano np. w Kępnie. Tak się bowiem składa, ze propozycję zagrania tam złożono również nam Smile Podejrzewam zatem, że powody Twoich rezygnacji nie mają wymiaru finansowego. Trudno mi też podejrzewać, abyś odmawiał z powodów ideologicznych. W Kępnie bowiem, podobnie, jak np. w Częstochowie, zorganizowano typową imprezkę "z okazji". W tym wypadku ową okazją były porozumienia sierpniowe. Czyli Solidarność/Urząd Miasta płaci i zaprasza. Zaprasza działaczy, ale i tzw. zwykłych ludzi, którzy zechcą przyjść pod plenerową scenę, chwilę się zatrzymać się, posłuchać. Ludzie przychodzą rożni. Ci z ulicy często rzeczywiście interesują się piosenkami. Działacze z reguły mają w nosie repertuar. Wrażenia z występu są zatem ambiwalentne. Niby rzeczywiście gra się dla ludzi, którzy mają w dupie wykonywane pieśni, ale jednak też nie wszyscy zachowują taką samą postawę. Od kilku lat grywamy także na takich imprezach i, szczerze mówiąc, bywa tak różnie, że ciężko wyciągnąć z tych sytuacji jakąś pewną regułę.

Nie napisałem, że zawsze odmawiam, spodziewając się, że wtedy dopieprzysz się jeszcze bardziej. Nie, oczywiście, nie odmawiam zawsze - również ze względów finansowych. Jest jednak różnica w nieodmawianiu ze względów finansowych, a z obnoszeniem się na forum Kaczmarskiego z tym, że chałturzy się jego piosenki za kasę i po drodze wyliczaniu niby mimochodem, dla kogo się to robi.
Rozumiem, że kwoty za te koncerty są dla Ciebie tak niezwykłe, że aż rozpiera Cię, żeby pisać o "miłych przelewach".
Pewnie, ja też się czasem chwalę. Chwalę się na przykład tym, że miałem ogromny zaszczyt brać udział w koncercie organizowanym przez pana Zbigniewa Łapińskiego. Tym, że miałem niepowtarzalną okazję obserwowania go przy pracy, krótkiej nauki pod jego kierownictwem, itp. Tyle, że to faktycznie jest powód do chwalenia się. W Twoim przypadku powodem do chwalenia się jest jakość epigoństwa, którą prezentujesz i jakość umuzycznień - nie wiem zatem po cholerę onanizujesz się tym, że na Twoim koncercie siedzieli Kaczyńscy, Romaszewski, etc.

Co do Kępna - nie zaproponowano mi żadnej kwoty. Zapytano, ile sobie życzę. Zostało objaśnione, jakie piosenki gram i jakich na pewno nie będzie. Propozycja została zaakceptowana, więc pewne podstawowe dla mnie warunki zostały spełnione.

Spotykam się (właściwie spotykałem, kiedy grałem częściej) z sytuacją, w której organizator nalega nie na jedną, lecz na kilka piosenek, a właściwie sugeruje pewien okres twórczości JK, jako pożądany, lub wręcz konieczny. Pozostaje mi pogratulować, że macie więcej szczęścia.
Chociaż z drugiej strony - Wasz podstawowy repertuar i tak chyba bardziej trafia w potrzeby tego typu organizatorów, niż mój podstawowy repertuar.

Pozdrawiam,
M
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41