Jaśko napisał(a):Przecież sam wcześniej pisałeś, że jednak "datur", tzn. że ze względu na okoliczności ten krzyż należało przez pewien czas tolerować (podobnie jak i inne naruszenia prawa, np. białe miasteczko pod kancelarią premiera). Teraz uważasz, że te szczególne okoliczności ustały i należy zacząć egzekwować prawo. Ja to rozumiem, ale w takim przypadku nie powinieneś nagle powoływać się na konieczność egzekwowania prawa, tylko na własne wyczucie, które podpowiada Ci, że teraz akurat nadszedł dobry moment na usunięcie krzyża. Sęk w tym, że innym wyczucie może podpowiadać coś innego.
Ale chyba robienie referendum w sprawie, jaki moment byłby najlepszy, nie byłoby wskazane? Decyzję o tym momencie powinny podjąć odpowiednie władze za to odpowiedzialne i już, poruszając się w ramach określonych przez prawo (jeżeli są).
Jaśko napisał(a):Moim zdaniem było to o tyle bez sensu, że przecież krzyż nie stanowi jakiegoś zagrożenia bezpieczeństwa, nie ma też chyba innych szczególnie istotnych powodów uzasadniających pilne jego usunięcie.
Okres ponad trzymiesięczny (od postawienia krzyża do planowanej daty jego usunięcia) nie wydaje mi się szczególnie pilny. Co do argumentu za tolerowaniem samowolki ze względu na to, że "nie stanowi jakiegoś zagrożenia bezpieczeństwa" ze strony prawnika mnie zdumiewa. Może i ten krzyż nie stanowi jakiegoś zagrożenia bezpieczeństwa, ale pozostawienie go w nieuregulowanym prawnie statusie byłoby precedensem, pozwalającym na stawianie różnych religijnych lub niereligijnych obiektów i domaganie się ich pozostawienia do czasu pozytywnego załatwienia sprawy, na której zależy wnioskującym. A władza ma obowiązek równego traktowania. Kolejni wnioskujący słusznie mogliby podnieść wrzask, że są dyskryminowani i polecieć z tym do Starsburga. I po co Polsce takie problemy?
Jaśko napisał(a):Wyegzekwowanie prawa może odbyć się w różny sposób. Można próbować załatwić sprawę polubownie, można jednak dążyć do konfrontacji. Dlatego niekiedy mówienie o wywołaniu awantury przez osoby działające w imieniu prawa może być uzasadnione.
Ale przecież władza z reguły próbuje załatwić większość spraw polubownie (chyba, że nie ma takiej możliwości). Jak np. nie zapłacisz należnego podatku, to skarbówka wysyła do Ciebie list z prośbą o jego polubowne uregulowanie, a nie wysyła od razu ludzi w kominiarkach.
Również w omawianej sprawie władza starała się rozwiązać konflikt polubownie, doprowadzając do podpisania porozumienia, a następnie usiłując owo podpisane porozumienie wypełnić (przecież nikt nie zaczął ni stąd ni zowąd tego krzyża usuwać).
Uważam, że zamiast tego należało wystosować do harcerzy urzędowe pismo z prośbą o polubowne usunięcie krzyża sprzed pałacu i dać na to parodniowy termin (a potem, w przypadku braku spełnienia prośby, postępować dalej tak, jak w innych podobnych przypadkach) - ale oba rozwiązania byłyby ze strony władzy jak najbardziej polubowne.
Jaśko napisał(a):O pomniku była zdaje się mowa od początku, a w każdym razie wcześniej, niż 16.07
Masz rację, że wcześniej niż 16.07. Czy od początku - nie znalazłem potwierdzenia w mediach (w okolicach daty postawienia krzyża, chyba 15.04). Ale nawet jeżeli Kaczyński nie jest inspiratorem pomysłu "krzyż za pomnik" - to on przekształcił to w awanturę polityczną i sprawę tę zinstrumentalizował.
Jaśko napisał(a):Nie da się polemizować? Ale dokładnie z czym? Z tym, że tolerowanie ludzi demonstrujących i modlących się pod krzyżem narusza bezstronność państwa? Czy z tym, że bezstronność państwa w sferze symboli religijnych jest konieczna w demokracji? Moim zdaniem oba poglądy są błędne.
Chodziło mi o to, że dokonując wyboru o tolerowaniu bądź nietolerowaniu jakiegoś zgromadzenia tego typu państwo nie powinno brać pod uwagę, czy zgromadzeni się modlą albo jaka jest ich ideologia, gdyż wówczas naruszona zostałaby zasada bezstronności państwa w tych sprawach.
Bezstronność państwa w sferze wyznań oczywiście nie jest konieczna w demokracji. Jeżeli społeczeństwo wypowie się w demokratyczny sposób za państwem wyznaniowym, to nie widzę przeszkód, by takie państwo mogło nadal działać w sposób demokratyczny i zasługiwać na takie miano (o ile zachowane zostaną mechanizmy pozwalające na zmianę takiego wyboru).